Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Szkoła - Irena Sławińska - fragment relacji świadka historii z 27 września 2001

W mojej szkole religii nie było. Była w kościele w szkole. Tam przygotowywano nas do komunii świętej. Przygotowywał nas ksiądz a pomagała zakonnica. Zawsze w parku zatrzymywaliśmy się, wracając ze szkoły, jesienią liście zbieraliśmy. Nawet z całą klasą chodziliśmy na spacery do parku bronowickiego na przeciwko łazienek. Do kościółka chodziło się na różne nabożeństwa, na różaniec, na majowe nabożeństwa, szczególnie w niedziele. W miesiącu maju chodziliśmy do figury (jedna była w połowie Łęczyńskiej - obok dworku, za torami, a druga była koło huty szkła).

Na różaniec chodziliśmy i pod figurę i do kościoła. Śpiewaliśmy w chórze. Uroczystość komunii nie wyglądała tak jak teraz. W tej chwili, niby jest biednie, ale bardzo wystawnie...Przed wojną było zupełnie inaczej. Żadnych prezentów drogich nikt nie kupował. Była mamusia, tatuś (chrzestnych się nie zapraszało). Czekali wszyscy przed kościołem na Bronowicach. Tam na przeciwko był taki pałacyk - tylko filary pamiętam, i tam były stoły rozstawione. Wszystkie dzieci po komunii szły na śniadanie wspólne. Był pączek, ciasteczka i herbatka i to wszystko. Była modlitwa. Wszystkie dzieci były potem zaproszone, żeby zrobić zdjęcie wspólne. Po śniadaniu wszyscy otrzymali pamiątkowe obrazki. Było bardzo uroczyście, ale żadnych prezentów nie było.

Zaraz po tej komunii to wybuchła wojna w 1939r. Pierwsze bomby leciały na fabrykę samolotów i na nasz dom...Potem dostaliśmy mieszkanie na Żytniej, w takiej kamienicy czynszowej. Tu gospodyni mało, że polewała wrzątkiem trawę - to jeszcze smarowała płoty smołą, żeby można było się pobrudzić...Studnię też zamykała na łańcuch, ubikację też. Na Szklanej nawet komórki nie mieliśmy, tylko do piwnicy wolno było wejść. Pranie rozwieszaliśmy na dworze, na sznurach albo na płocie. I niewiele było tego prania, bo jak miałam dwie sukienki - to wszystko i fartuszek szkolny. Fartuszek szkolny to mi mamusia uszyła z podszewki od płaszcza, który dostała od matki. On był bardzo elegancki - taki francuski, babcia w spadku zostawiła mamie, a mama z podszewki uszyła mi granatowy fartuszek, wyhaftowała kołnierzyk, żeby ładnie wyglądał.

Relacja z 27 września 2001

Słowa kluczowe