Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Są trzy przyczyny wędrówek z pszczołami - Jerzy Demetraki-Paleolog - fragment relacji świadka historii z 1 czerwca 2016

[Wędrowne pasieki] jest to metoda do zapewnienia tak zwanej ciągłości taśmy pożytkowej. Jak miał [pszczelarz] jakiś jeden albo dwa tak zwane główne pożytki, czyli na przykład gdzieś w okolicy zakwitły rzepaki, to on wirował pierwszy miód, potem miał akację, lipę [i tak dalej]. I tak się pod to całą gospodarkę ustawiało. A na przykład jak pracowałem z pszczołami w Norwegii czy tam byłem na uniwersytecie, to jak pszczelarz zaczął eksploatować pożytki, to się przemieszczał z południa na północ, to samo jest w Stanach Zjednoczonych, i te pszczoły non stop miały główny pożytek. To wymaga kompletnie różnej gospodarki, bo te rodziny się „wypracowują”.

To tak zwana gospodarka „pakietowa”, ja nie będę tego rozwijał – jedna metoda.

Druga – trzeba te rodziny zasilać, zostawiać odkłady, które potem do tych rodzin wracają, to jest cała szkoła. Mam kolegów, którzy się w tym specjalizują u mnie w zakładzie, oni by mogli na ten temat godzinami mówić. Ale to wszystko właśnie wymaga dodatkowych technik, to jest to, o czym [była mowa], że pszczelarstwo się zmieniło, więc jeżeli koło nas nie ma pożytków, tak, żeby osiągnąć dostateczną produkcję, to my jeździmy za pożytkami. Jedni to robią, drudzy nie, po prostu.

A gospodarka to też jeszcze wymaga pewnych normalizacji, dlatego, że po pierwsze [ważna jest] weterynaria – tacy jeżdżący ludzie zawsze mogą roznosić choroby z pszczołami. A drugie, jak jest wiadomo, że w jakimś lesie jest spadź albo malina albo gdzieś zakwity gryki, to też nie może cała Polska tam przyjechać. Po prostu [z powodu] za dużego zagęszczenia pszczół, czyli tak zwanego „napszczelenia” natychmiast produkcyjność wszystkich spadnie. Jak byłem w Izraelu, to oni tam mają specjalnych urzędników, którzy się tym zajmują i te ruchy pszczół są raportowane i ze względów weterynaryjnych oni dbają, żeby to było równomierne, więc w pewnym sensie się zagospodarowuje [to] „napszczelenie”. Być może my do jakiejś szczątkowej formy czegoś takiego dojdziemy. Raz – weterynaria i dwa – racjonalna gospodarka. A u nas to jest rozwiązywane zwyczajowo, bo na ogół ci, którzy wędrują, to mają takie swoje stare miejsca. Często jakichś gospodarzy czy rolników, którzy tam mieszkają, żeby wiedzieć, u kogo postawić [ule]. Bo też nie mogę sobie przyjechać i zwalić pięćdziesiąt rodzin pszczelich komuś o tak, w środku pola. Bez jego wiedzy. Więc na ogół wszystko do kogoś należy. Każdy kawałek ziemi w Polsce do kogoś należy. Albo do lasów, albo do gminy, albo do prywatnych ludzi. Więc też trzeba mieć to jakoś zagospodarowane – gdzie i do kogo się jedzie te pszczoły postawić. A inną rzeczą, która u nas jest też jeszcze dopiero w rozwoju, to jest wożenie pszczół w celu zapylania. Gdzie wtedy zmienia się układ i ci pszczelarze jeżdżą na zamówienie i w ogóle czasami miodu nie odzyskują. Ja mówię tak w cudzysłowie, że miód to oni mogą wylać do rowu, bo oni główne pieniądze biorą za zapylanie upraw. I wtedy to już jadą od uprawy do uprawy, mają grafik. W Stanach Zjednoczonych mają grafiki wielomiesięczne i podróżują z tymi pszczołami. Zapylają [rośliny], biorą pieniądze za zapylanie i jadą dalej. Ale to też nie [są] takie rodziny, jakie my mamy w Polsce. Bo wywieźć rodziny na przedpola takie, jakie mamy, to jeszcze wcale nie znaczy, że one skutecznie zapylą. To jest też duże takie nieporozumienie wynikające z braku znajomości biologii pszczoły. Coś tam zapylą, ale żeby rodzina naprawdę zapyliła, to musi mieć odpowiednią liczbę larw, odpowiednią strukturę zapasów, odpowiednią liczbę młodych pszczół, starych pszczół. Ona musi spełniać pewne warunki. To jak się weźmie taką rodzinę z pasieki, może się losowo trafić, że ona będzie spełniać [te wymagania], ale na ogół nie. Więc jak już ktoś bierze pieniądze, to nie [wystarczy] o tak, że wziął rodzinę i zawiózł. Tylko ta rodzina musi specjalnie być przygotowana, co jest obwarowane specjalnym kontraktem. I wtedy idzie ktoś, kto testuje, kładzie taką ramę [o wielkości] na przykład metr kwadratowy na polu. I liczy ile w ciągu godziny pojawi się pszczół. Jak się nie pojawi minimalna wartość, to znaczy, że kontrakt nie dochodzi do skutku i jest [to] opisane. Ale w tym kontrakcie również jest [to, że] ten rolnik zobowiązuje się do pewnego harmonogramu oprysków, więc to działa w dwie strony. Żeby nie wytruł tych pszczół. Ale pszczelarz mu podstawia takie pszczoły, które mają być naprawdę odpowiedniej jakości do tego zapylania i to jest cały ogromny komercyjny biznes.

Jeszcze nie [ma tego] u nas. Także to jest jeszcze inna przyczyna wędrówek pszczół.

Nie za miodem, tylko w celu zapylania. Miód nagle staje się rzeczą drugorzędną. Na Syberii są przepiękne tereny pożytkowe. Stany, Kanada, szczególnie Kanada, gdzie lato wybucha w tych regionach polarnych ogromnie szybko. Jest dziewicza przyroda, czyściutki miód, ale tam pszczoły [rozwijają się inaczej]. Raz, że może i normalne pszczoły przezimują, ale zanim one się rozwiną, to już się nie zbierze [odpowiedniej ilości] miodu. To się stosuje tak zwaną gospodarkę „pakietową”, że się w ogóle przywozi pszczoły w tamte tereny. Także lokalnie się ich nie utrzymuje, jak się przywozi pakiety pszczół, one zbierają miód i często już tam zostają i giną. To trochę takie może niehumanitarne i mocne, ale tak się tam gospodaruje. To trzecia przyczyna przewożenia pszczół. Ostatnio w Polsce się otworzył rynek pakietów, nawet są te dopłaty do pakietów. I pakiety latają samolotami. Lecą gdzie tam trzeba. I to się opłaca.