Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Relacje polsko-żydowskie w przedwojennym Lublinie - Danuta Riabinin - fragment relacji świadka historii z 11 lipca 2006

Trzeba wziąć pod uwagę, że bardzo dużo Żydów mieszkało na ulicy Lubartowskiej.

To była bardzo długa ulica i często nawet widywało się jakichś rzemieślników na ulicy po prostu pracujących. Ja nie wiem dokładnie, ilu Żydów było w Lublinie przed wojną.

To nie był taki procent jak, powiedzmy, w małych miasteczkach, gdzie czasami cztery piąte, prawda, mieszkańców i gdzie handel był całkowicie żydowski... Ale wiem, że szewc, to był właśnie Żyd i to taki, który zawsze przychodził do domu, przynosił te buty i zabierał. Tak że byli biedni i byli tacy jacyś bardzo pokorni. Ale jednocześnie się widziało, że jest taka wielka solidarność. Jak potem do mojej klasy przyszła druga Żydóweczka, taka Rózia Rubinfajer, to ta Marychna się nią bardzo opiekowała, i pomagała jej w lekcjach, i tam często zapraszała do siebie. No i tak się w ogóle słyszało, że są bardzo solidarni. I do mnie nie docierało... owszem, troszkę docierało, jeśli chodzi o sprawy antysemityzmu, bo bracia byli w Warszawie na uniwersytecie no i jak się rozpoczęły te takie rozruchy, no to przyjeżdżali do domu. Były przerwy. No, bardzo byli oburzeni tym, co się dzieje. Ale jednocześnie to była taka kampania, że tylko chodzi o to, żeby handel był też w rękach Polaków. Ale tak jak czytałam teraz właśnie tą książkę „Mój Lublin”, to myślę sobie, że to bardzo jednostronnie tam jest przedstawione i chyba dużo jest nieścisłych wiadomości tam. Bo przecież i lekarze w Lublinie byli żydowscy – sama chodziłam do okulisty – i taki doktor Mandelbaum, to przychodził właśnie do nas, do budynku przy kościele, przy parafii, i był takim domowym lekarzem. I adwokaci wiem, że też byli Żydzi, więc... W Poznaniu to wiem, że były takie wystąpienia na uniwersytecie, że rzeczywiście tam rzadko kiedy studiował Żyd po prostu. Ale tak to każda prawie rodzina miała swojego Żyda – czy krawca, czy kupca, czy kogoś.

Mimo dużych różnic jeśli chodzi o tradycje, jakoś nie było tej ciekawości, żeby zajrzeć do synagogi, obejrzeć cmentarz… Nie mogę nic powiedzieć na ten temat. Jeszcze nie miałam takich rozbudzonych zainteresowań. Moje zainteresowania to była szkoła.

Uczyłam się na fortepianie, uczyłam się troszkę francuskiego i koleżanki, tak że jeszcze nie byłam rozbudzona tutaj. Ale to jest w ogóle rzeczywiście naród, którego dzieje są tragiczne właściwie od początku prawie do końca, prawda. Kiedy się już doczekali tego swojego państwa, to ciągle wojny i wojny, i wojny.

Żydzi nosili właśnie takie czarne, długie chałaty, tutaj takie mycki nie mycki, z daszkiem... A jacyś... nie wiem, czy to byli rabini, nie rabini, to w kapeluszach, takich z rondem. Tak. To było bardzo charakterystyczne. Ja przyznam się, że po latach, jak byłam w Szwajcarii gdzieś w okolicach Davos, to tam właśnie jechała taka rodzina, tak ubrana. Nikt na nich nie zwracał uwagi. No, po prostu... no, to jest może trochę inna kultura, inna mentalność. Ale u nas to by wszyscy się gapili zaraz, prawda? A Żydzi mówili bardzo charakterystycznie. Często mówili bardzo źle po polsku.