Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Ojciec. Szmuel Frydman - Sara Barnea - fragment relacji świadka historii z 27 listopada 2006

Mój ojciec był bardzo wykształcony w kulturze żydowskiej, bo uczył się w Jesziwie.

Pięknie pisał po żydowsku i czytał po polsku. Był wykształconym człowiekiem i prowadził taki mały sklepik.

Ojciec pomagał mi w odrabianiu lekcji z matematyki. W której klasie byłam? W trzeciej może - to co on tam miał pomagać. Ale pomagał. W Rosji, pamiętam, że miałam napisać opowiadanie na temat Gogola i on bardzo mi tłumaczył, o czym była mowa. To było takie małe opowiadane o tym, jak noc przestaje być nocą i ciemnością, i jak to miejsce zajmuje światło i słońce. I ja to pisałam po rosyjsku. Nie wiem, czy ktoś zrozumiał, co on chciał tym powiedzieć, ale on mi dawał takie kierunki myśli nie dla dziecka - ja miałam może wtedy dwanaście czy trzynaście lat - ale on mnie tak kierował.

Ojciec śpiewał cudownie. Właściwie to był człowiek religijny, z poglądami lewicowymi, to znaczy śpiewał wszystkie piosenki żydowskie klasy robotniczej, socjalistyczne.

Pamiętam bardzo dużo takich piosenek. Na przykład - tłumaczę słowa z żydowskiego: „Prędzej rób te pantofle dla dziecka bardzo bogatego człowieka, bo na jutro muszą być gotowe, pantofle dla dziecka bogatego człowieka”- to była piosenka.

A potem było o tym, że jeden ma trzy córki do wydania i jak będzie wydawał pierwszą, to będzie szalał z radości, a drugą to jeszcze lepiej, ale jak trzecią, to mu trochę będzie smutno, bo wszyscy opuszczają już dom. A później było tak: świąteczne dni się zbliżają i wszyscy odkładają swoje narzędzia robocze i zaczynają święta, ubierają się i wszyscy są równi, bo oni też ubierają się ładnie i idą się modlić.

To znaczy, że święta jakoś dają jedną podstawę, taką społeczną. Dopiero później zrozumiałam, że ojciec był bardzo lewicowo nastawiony, pomimo, że był tak bardzo nabożny i zajmował się tłumaczeniem Tory. Na przykład on śpiewał i powtarzał czasem jakieś jedno słowo dwa razy, żeby je podkreślić i mi to objaśniał.

W Rosji, kiedy nie było kantora i nikogo, kto by się modlił w imieniu zebranych, robił to mój ojciec, bo on dobrze znał wszystkie modlitwy na pamięć i bardzo ładnie śpiewał. W świąteczne dni to on się modlił przed Torą w imieniu społeczeństwa. Jest taka modlitwa w Jom Kippur, kiedy ten, który prowadzi modlitwę, nie musi [pełnić żadnej funkcji religijnej] to nawet nie musi być kantor. Ojciec objaśniał mi tę modlitwę, którą miał mówić: „Ja jestem biedny czynami” to znaczy: ja nie mam dobrych czynów i nie czuję się godny przemawiać w imieniu tych tu zebranych, bo może ktoś jest tutaj bardziej odpowiednim człowiekiem mówić w imieniu wszystkich. To jest bardzo interesująca modlitwa. Bardzo lubiłam tłumaczenie ojca, lubiłam słyszeć tę modlitwę - bo to się mówiło, a nie śpiewało. I na mnie to robiło zawsze duże wrażenie, zawsze chodziłam słuchać, jak ojciec to mówi. Wspomnienie tej modlitwy mam jakoś tak bardzo głęboko wryte w pamięć.