Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Idea Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej - Jerzy Kłoczowski - fragment relacji świadka historii z 28 stycznia 2014

Jest jedna rzecz niesłychanie ważna i trochę nawiążę do patriotyzmu polskiego, do myślenia o Polsce. W latach wojny, w różnych kręgach Polski (nie tylko emigracji polskiej) zaczęto lepiej rozumieć niesłychaną wagę jednej rzeczy, wagę naszego pojednania z innymi narodami. Jeszcze w czasie II wojny światowej [zostało podpisane] porozumienie w Londynie między rządem polskim a rządem czeskim.

Zdecydowanie przeciwstawny był mu [Józef] Stalin i na jego rozkaz [Edward] Benesz przeprowadził rozbicie. [Pojawiło się] wtedy [przekonanie], że ta Polska, która powstanie, musi dążyć za wszelką cenę do tego, żeby mieć pojednanie z sąsiadami.

[Jerzy] Giedroyć był jednym z takich, który to wyrażał w swojej „Kulturze”. Ten głos często się przywołuje, że nawet dla pojednania my gotowi jesteśmy zrezygnować ze Lwowa i Wilna. Zaczęło narastać myślenie, że[by] rzeczywiście szukać pojednania Polski z jej sąsiadami. [Po doświadczeniu] totalitaryzmów, ich nienawiści, która niszczyła ten cały świat, sprawa pojednania między narodami wyrosła jako sprawa zupełnie podstawowa.

Stąd tak ważna była między innymi deklaracja solidarności między innymi krajami. W okresie „Solidarności” jakiś Rosjanin nas w Lublinie odwiedził. Było to bardzo ciekawe i niespodziewane dość spotkanie. Przyjaciele z Warszawy przysłali tego Rosjanina do Lublina i z paroma osobami go przyjąłem. Ten Rosjanin – historyk z Moskwy, młody człowiek – zaczął nam mówić: „Będę szczery, bo wiem, że mogę wam powiedzieć. Ja wyszedłem z rodziny komunistycznej, która wielką rolę tam odegrała. Ja jestem w tej chwili całkowicie przeciwny komunizmowi, bo to jest straszna rzecz, która budzi tą nienawiść do wszystkich. Nawet z [mojej – red.] rodziny by tam wymordowali, mimo że miałem wielkich [zwolenników komunizmu – red.]”. O mordach [Józefa] Stalina zaczął mówić. Powiedział też, „żebyście wiedzieli, że w tej chwili w Rosji nas jest więcej takich, którzy myślimy o tym i chcemy również za wszelka cenę z wami się dogadać, a wy też również umacniajcie taką pozycje antykomunistyczną”. Dla nas to była rewelacja [śmiech], że taki inteligent z Moskwy przyjedzie i zaczyna nam to tłumaczyć. Jednocześnie była pokazana waga podejścia nowego, w którym odrzuca się tą nienawiść głoszoną przez te systemy. Nasz system i sowiecka polityka polegała też na tym, żeby podsycać wrogość do sąsiadów.

Dla mnie było rzeczą jasną, że w momencie kiedy zaczynamy odzyskiwać pewną niezależność, musimy za wszelką cenę szukać pewnego pojednania, zaczynając od naszych sąsiadów, z którymi musimy od nowa zupełnie ułożyć relacje. To było dla mnie oczywiste.

Wybory były 4 czerwca 1989 roku. W parę dni potem jadę do Krakowa, gdzie była niesłychanie ciekawie zrobiona międzynarodowa sesja, na którą wtedy ściągnęli Austriaków, Czechów, przedstawicieli z południa. Ja inaugurowałem to posiedzenie, które miało miejsce w Tyńcu. Miałem taki wykład: „Nasza Europa Środkowo- Wschodnia”. Następne mieliśmy wiosną 1990 roku spotkanie u papieża, bo papież był temu bardzo bliski jeszcze przed niepodległością Ukrainy i Białorusi. Na spotkanie przyjechali z kraju (jeszcze nie wolnego) Ukraińcy, Białorusini, Litwini. W atmosferze [19]89/[19]90 roku była tygodniowa debata, która skończyła się postulatem, że musimy za wszelką cenę doprowadzić do pojednania naszych narodów Europy Środkowo-Wschodniej.

Miałem przekonanie, że to jest bardzo istotne dla Polski i dla Europy.

Wydaje mi się, że w tym moim pokoleniu było sporo osób z takim [podejściem].

Byłem z tego pokolenia, dla którego Lwów i Wilno były przecież Polską. Będąc senatorem, pojechałem do Wilna i przemawiałem w ich izbie poselskiej.

Powiedziałem, że w tej chwili w imieniu polskiego parlamentu przekazuję wam życzenia pełnej niepodległości i żebyśmy się dogadali – mamy pewne wspólne rzeczy. Nie miałem żadnych wątpliwości, że trzeba to zrobić, mimo że wiedziałem, że ci Polacy w Wilnie są przeciw Litwinom, że Polakom na Litwie dokuczali Litwini. To samo z Ukraińcami, tak samo sprawy żydowskie. To była taka nasza linia właściwie, bardzo słuszna. Świetnie to rozumiał Jan Paweł II. W moim przekonaniu to jest w najlepszej tradycji polskiej, widzę to choćby na przykład u Mickiewicza. Odnajdujemy ją dzisiaj także we wspólnych tradycjach, wcale bogatych i wartych pamięci.

Ciekawe, że nawet w XIX wieku, kiedy był okres zaborów, pojedynczy Niemcy stawali się Polakami [śmiech], mimo że było to potężne niemieckie państwo. Niemcy są dla mnie ważni. W najnowszej historiografii niemieckiej jest teza, że nieszczęściem Europy, nieszczęściem Polski i Niemiec był sojusz w końcu XVIII wieku Rosji absolutystycznej z Prusami. Dla Europy dzisiaj o wiele bardziej interesująca jest ówczesna Rzeczpospolita niżeli ówczesne Prusy. To jest zupełnie odwrotne myślenie niż w XIX wieku, kiedy myślano, że tylko wielkie mocarstwa, jak na przykład Niemcy, są naprawdę ważne. A Rzeczpospolitą trzeba niszczyć.

Obecnie historiografia niemiecka, która zajmuje się Polską, robi to solidnie. Dlaczego możemy się porozumieć także z Niemcami? Dla każdego z mego pokolenia pierwsze „wolne” spotkanie z Niemcami nie było łatwe. Potem się dogadałem z niektórymi, a z czasem nawet świetnie dogadałem.

Niedawno w Paryżu coś mówiłem o powstaniu warszawskim. Skończyłem [wystąpienie, twierdząc], że to jest świetny przykład współpracy Stalina i Hitlera.

Potem podszedł do mnie historyk niemiecki, profesor, i mi tak powiedział: „Wie pan, ja panu bardzo dziękuję, jak mi pan to uświadomił, bo ja sobie tego nie uświadamiałem”.

W moim przekonaniu historia [może służyć pojednaniu], jeżeli jest obiektywna i porównawcza, nie ciasna, zamknięta na „swoim”. Bez osłonek trzeba powiedzieć, co to był ten nazizm, ale niekoniecznie od razu mówić, że wszyscy Niemcy są wobec tego nazistami. Tak samo nie można powiedzieć, że każdy Rosjanin jest stalinistą.