Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Fotografia była dla mnie przyjemnością i sposobem na utrzymanie się - Piotr Kołłątaj - fragment relacji świadka historii z 21 września 2010

Gdy przybyłem do Lublina, pracował tam jeszcze ojciec Edwarda Hartwig, [Ludwik].

On się uważał za nauczyciela zawodu fotografii, nie uważał wyszkolenia fotograficznego. Tych, którzy się uczyli w szkole też nie uznawał, że są wykształceni w zawodzie fotograficznym. Trzeba mi było pojechać do Warszawy i załatwić tam zaświadczenie, że ukończyłem kurs fotografii. Pojechałem tam, zameldowałem się w hotelu nauczycielskim i przystąpiłem do egzaminu. Po nim wróciłem do Lublina, bo tu uczyłem. Ojca Hartwiga znałem po prostu z widzenia. Jego syna Edwarda także, kolegami nie byliśmy.Wszyscy uczniowie byli dobrzy, ja nie miałem złych uczniów.

Zostałem zwolniony z zasadniczej szkoły zawodowej na [ulicy] Narutowicza z ich powodu. Miała być wizytacja dyrektorki i kogoś z zewnątrz zapowiedziana dla mnie i dla uczniów. Uczniowie prosili mnie żebym ich nie pytał, bo oni się nie przygotowali, są słabi i nie chcą wstydu. Poszedłem im na rękę i w czasie tej wizytacji pytałem ich co wiedzą i nie stawiałem im stopni niedostatecznych. Dyrektorka spostrzegła to i po prostu zwolniła mnie z pracy, przez uczniów. Uczyłem równolegle na ulicy Okopowej i na Narutowicza w Lublinie, bo musiałem przecież zarobić pieniędzy żeby wystarczyło na życie, na dwie osoby, na rodzinę. Wszyscy moi uczniowie zostali fotografami.

Wyszkoliłem kilka pokoleń fotografów. Fotografia była dla mnie przyjemnością i sposobem na utrzymanie się. Podjąłem się takiej serii „Piękne Lublinianki” i fotografowałem takie, które mnie się podobały. Druga seria dotyczyła mężczyzn, chodziło mi o zaradnych mężczyzn. Fotografowałem wszelkie pejzaże, które mi się podobały, budynki, architekturę także. Ze sprzętem było ciężko, drogo kosztował, ale pracowałem, zarabiałem i stać mnie było kupić sprzęt. Sam na przykład robiłem obiektywy, takie obiektywy, których w ogóle rzadko można było spotkać, których fabrycznie nie produkowano. To były tak zwane monokle. Wyczytałem tylko w podręczniku „Fotograf praktyk”, że są z metalu zrobione, a ponieważ ja w metalu nie pracowałem nigdy, nie mogłem, więc postanowiłem, że zrobię je z tektury.

Sprawdzały się, [powstały] bardzo miękkie, piękne zdjęcia, które są do pokazania.

Klienci przychodzili przede wszystkim zrobić zdjęcie do paszportu, to jest najważniejsze i tych zdjęć było najwięcej. A jakieś specjalne zdjęcia, miękkie czy zdjęcia budynków to rzadko kto chciał żeby sfotografować.