Egzekucja na dzieciach z żydowskiej ochronki - Teresa Barańska - fragment relacji świadka historii z 19 września 2013
To był rok [19]42 chyba, tak, [19]42, szłam z babcią na cmentarz, tylko nie wiem, z jakiej okazji ja szłam na ten cmentarz. Albo to była rocznica śmierci dziadka, albo jego imieniny, to był marzec chyba – tak przypuszczam. Szłyśmy na cmentarz, przedtem słychać było strzały jakieś, ale wtedy na porządku dziennym przecież strzelali. Idąc z babcią przez Łęczyńską, bo to trzeba było iść kawałek tą Łęczyńską, żeby dojść do młyna Krauzego, żeby przejść przez most do cmentarza, zobaczyłam wykop i po prostu z ciekawości poleciałam zobaczyć, co to jest. I zobaczyłam wystrzelone dzieci, one nie były zasypane jeszcze niczym, tylko po prostu były ciała leżące jedno na drugim, a na wierzchu leżało małe dziecko z postrzałową raną w czole. To to pamiętam. I babcia do mnie dobiegła, złapała mnie i zaczęłyśmy uciekać.
To tyle pamiętam.
Kiedy oni później to zasypali, co tam było zrobione, tego nie wiem, tylko później dowiedziałam się, bo tata powiedział, że to właśnie musiały być dzieci z tej ochronki wystrzelone, bo to mówiło się na mieście, że oni ewakuowali to wszystko w samochody i wywieźli. Ja nie widziałam nikogo, to były puste pola, akurat tak jak szłam, przypadkowo na to naszłam, przypadkowo. Po nocach mi się nieraz to śni.