Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

„Dziecko będzie się rodzić w moim domu rodzinnym” - Bożenna Jasińska - fragment relacji świadka historii z 23 września 2014

historia - Rzeczpospolita Pszczelarska", majatek rodzinny, rodzina, narodziny, zainteresowania „Dziecko będzie się rodzić w moim domu rodzinnym” Nazywam się Bożenna Małgorzata Jasińska. Cały czas posługuję się swoim nazwiskiem rodzinnym Urodziłam się w Lublinie. Chyba w Lublinie - dlaczego? Moi dziadkowie, jak się pobrali, wybudowali dom na Wrotkowie, którego już nie ma.

Rodzice ojca – Feliks Jasiński i Franciszka z domu Sygnowskich Jasińska, córka wójta Głuska. I tej ziemi było tutaj około trzydziestu ośmiu hektarów. Od Głuska ciągnęły się te ziemie do Wrotkowa. I to miejsce, co tutaj mamy, to jest moje rodzinne siedlisko, na ulicy Janowskiej były pastwiska rodzinne. Tam były ogrody, byli ogrodnicy. Mój pradziadek Kacper też był ogrodnikiem, u biskupa, miał dom na placu Bychawskim.

Ojciec mój, Stanisław Jasiński, działacz pszczelarski zamieszkał na ulicy Chopina 29, mieszkanie 1. Tuż przed wojną kupił to mieszkanie, ale nam to zlikwidowano.

Dokumenty po prostu zniszczono jak ojca aresztowali ubecy. Ja zaczęłam się rodzić właśnie na Chopina. Mój ojciec miał wtedy czterdzieści osiem lat, mama czterdzieści jeden, ja jestem trzecim dzieckiem. Mój ojciec powiedział: „Dziecko będzie się rodzić w moim domu rodzinnym, żeby była rodzinna”. Mama w bólach. Pijany dorożkarz wiózł mamę, ojca, brata, wujka, ojca brata - studenta medycyny do domu rodzinnego mego ojca na Wrotkowie. Kobieta, która miała czterdzieści jeden lat, która miała problemy. Jak się moja matka zgodziła? Miałam być odebrana w domu rodzinnym przez ciocię Mariannę, siostrę ojca. Była położną. Praktycznie wszystkie dzieci w rodzinie odbierała. Jak dokaraskali się do tego domu, to okazało się, że światło wygasło. I ja byłam odbierana przy lampce naftowej. Nie było komplikacji. Puch! Moment i byłam na świecie.

Gdzie się urodziłam? Na Wrotkowie. Lublinianką jestem. Jak byłam dzieckiem, to mi siostra [mówiła]: „Ty jesteś Wrotkowianka!”. I mój ojciec miał rację. Rodzinna. Zawsze to było ważne. Zawsze chodziłam, słuchałam ich historii. Kuzynostwo, ciotki, pociotki, wszystko.

Jak się ktoś mnie pyta, kim ja jestem, to myślę tak... Z wykształcenia – nauczyciel, na pewno wychowawca. Ale zawsze myślę o sobie krajoznawca, turysta. Ale przede wszystkim zawsze myślę, że jestem harcerką. Wszyscy się zawsze patrzą na mnie i się śmieją, że mówię, że jestem harcerką. Zawsze to mówię jawnie, że jestem harcerką, ale jest to też sposób na życie. Dawanie sobie rady w różnych ciężkich sytuacjach. O, tak. Tak bym powiedziała.