Bracia matki - Zipora Nahir - fragment relacji świadka historii z 4 listopada 2017
O ile ja wiem, było ich pięcioro czy nawet sześcioro. Ale za moich czasów, to było ich tylko czworo. To znaczy moja matka i trzech braci. Imiona? Moja matka nazywała się Mariam Szajndel, to są dwa imiona, Wajnsztain z domu. Jeden brat, to był Abraham, drugi był Szlomo, a trzeci był Aaron.
Najstarszy z braci był w Łodzi. On był buchalterem, bardzo dobrym buchalterem, muszę przyznać, i on pracował jako buchalter w fabryce, która należała do żony drugiego brata, który się nazywał Szlomo. On się ożenił z dosyć bogatą córką z domu fabrykantów, która nazywała się Ita, nie wiem jakie było jej nazwisko. I o ile ja wiedziałam, to oni mieli tę fabrykę dla siebie. Mój wujek, ten starszy, pracował tam jako księgowy. Mój wujek, ten fabrykant, miał dwie córeczki. Jedna się nazywała Rutka, druga się nazywała Sima. To były dwie dziewczynki, mniej więcej w moim wieku, osiem i jedenaście lat, coś takiego. Druga rodzina, która mieszkała w Łodzi, to był właśnie ten księgowy. On miał żonę, która nazywała się Ela, Elunia, i miał synka, który się nazywał Maryś, Marian, który miał jedenaście lat z wybuchem wojny.
Trzeci z braci mamy mieszkał w Warszawie. Później on się ożenił i przyjechał do Łosic, Łosice. Ja wiem, że on miał żonę i niemowlę, malutkiego synka. I oni tam zginęli. Nie wiem więcej o nich. To był ten najmłodszy brat mojej mamy, który się nazywał Aaron Wajnsztain.