W klasztorze było więzienie niemieckie, esesmani mieszkali też u pani Kuncewiczowej i w takich jeszcze różnych większych domach. Chodzili do łaźni zawsze, pamiętam stukot tych butów, jak rytmicznie szli i śpiewali „hajli, hajla” Do tej pory jak usłyszę w filmie, to wyłączam telewizor –tak zakodowałam z dzieciństwa. Godzina policyjna obowiązywała, do dziewiątej można było chodzić, a później chodził strażnik niemiecki z karabinem i z takim bagnetem nabitym. Już tylko do bramki się dochodziło, jeszcze dzieci by się chętnie bawiły, bo...