Szkoła im. Zamojskiego została. Ja mówię o głównych szkołach. [Liceum imienia] Zamojskiego zostało tu, gdzie jest. Szkoła imienia Staszica została, gdzie jest. Szkoła imienia Unii Lubelskiej jest tam, gdzie była - na ul. Narutowicza, gdzie teraz jest Studium Pedagogiki. Szkoła [numer osiem] - "ósemka" tak zwana, i siódemka to były szkoły przeniesione z [ulicy] Narutowicza, bo one mieściły się w takiej bramie przechodniej, straszne warunki były. Ona została przeniesiona, bo ten budynek na szkołę, róg [ulicy] Lipowej i Skłodowskiej, to...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "ulica Nadbystrzycka"
rzeka Bystrzyca, ulica Nadbystrzycka, Wrotków, fotografia opowiadana Przedwojenne zdjęcia znad Bystrzycy To jest młyn nad Bystrzycą. Tam była olbrzymia śluza. A tu jest kąpielisko w Bystrzycy na Wrotkowie. Szło się pieszko przez całą ulicę Nadbystrzycką obecną, a dawniej przez Wrotków, i tam było bardzo duże rozlewisko w Bystrzycy, towarzystwo się kąpało, przed młynem była śluza i tam była bardzo głęboka woda. Na skarpie ulicy Nadbystrzyckiej tak wyglądały domy. Z okazji świąt Zesłania Ducha Świętego, ale to były Zielone Święta, nawet...
Pochodzę z dzielnicy Za Cukrownią, to jest ulica Dzierżawna, ale swoje dzieciństwo w zasadzie spędziłem na Rurach Świętego Ducha, obecnie ulica Nadbystrzycka, ponieważ stamtąd pochodziła moja mama. Ja tam pomagałem dziadkowi i babci krowy paść. Na obecnym Globusie, tamte okolice. W tym czasie bardzo dużo pomagałem mamie w pracach w cegielni na Rurach Świętego Ducha, obecnie to jest ulica Zana. Moja mama pracowała parę ładnych lat w tej cegielni, była formiarką. Chodziła z samego rana do pracy, po południu musiała...
Nadbystrzycka, praca w cegielni, cegielnia na Rurach Świętego Ducha, praca formiarki, projekt Lubelskie cegielnie. Materia miasta Cegielnia na Rurach św. Ducha To była cegielnia pani Zalewskiej i pana Kamińskiego, to spółka była. Patrząc od ulicy Nadbystrzyckiej, to w pierwszej kolejności był piec, czyli cała ta wypalarnia, później stały wiaty do suszenia cegły i dalej był lemiesz do mieszania gliny. Pracownicy tam wrzucali i mieszalnik napędzany przez konia wyrabiał glinę. Formiarki były obok, miały stoły ustawione i dostarczano im glinę do...
W Lublinie kolega zasygnalizował mi: „Zwolnij się u szefa i ratuj dzielnicę od pszczół”. To było w godzinach pracy. On wiedział, że param się pszczelarzowaniem. „A cóż tam się stało?”. „Może nie zagrażają, bo przylgnęły cicho plackiem do betonowego mostu. Chyba przyleciały z działeczek pracowniczych, bo tam było parę pni”. To było przy Nadbystrzyckiej. Szybko wybiegłem świadczyć pomoc zagrożonej dzielnicy. Byłem absolutnie bez niczego, traktując to raczej na wesoło. W zależności od sytuacji pszczelarz się orientuje, czy rójka jest możliwa...
Idea napisania książki o dawnym Lublinie urodziła się wtedy, kiedy z bratem, który przyjechał z Montrealu, poszliśmy na taką nostalgiczną podróż po między innymi ulicy Narutowicza, bo chcieliśmy odnaleźć naszą szkołę podstawową numer trzynaście. Jak się pisze taką książkę, to człowiek musi całą masę gazet przewertować, ale nigdzie nie znalazłam informacji o hyclu. Hycel, inaczej rakarz, to pan, który jeździ po mieście i łapie głównie psy. Tak się złożyło, że tam, gdzie kończy się Narutowicza, a zaczyna się Nadbystrzycka, mieszkała...
Mieszkałam bardzo niedaleko Parku Ludowego, na Szczerbowskiego, bardzo niedaleko terenów, które później były parkiem. Pamiętam wycieczki po wałach nad rzeką Bystrzycą, wtedy jeszcze tamte tereny były podmokłe. Właściwie należałoby je osuszyć, aby cokolwiek zrobić, ale sama idea Parku Ludowego wynikała z potrzeby stworzenia konkurencji dla Ogrodu Saskiego. To był rok [19]53, ponieważ w tym czasie budował się tak zwany Biały Dom, czyli partia, która ukradła kawałek Ogrodu Saskiego, to należało wybudować coś lepszego, większego, wspanialszego i bardziej nowego. Nie byłam...
A to jedne z najpierwszych, fotografii z moich takich dalszych wypraw. Z moich wiosennych wypraw na Rury Jezuickie. Ja wtedy mogłem mieć czternaście, piętnaście lat, więc to jest gdzieś [19]60, góra [19]61 rok. Lublin się kończył wtedy na ulicy Głębokiej. Dalej się zaczynały pola. Wąwozy i pola. W okolicach ulicy Głębokiej to jeszcze jak cię mogę, a potem rosło zboże i dalej się już wąwozami szło. Jak nie było mokro można było rowerem pojechać, furmanką, a najlepiej pieszo. Ja tam...
Byłem tam z mamą. Pamiętam, jak mnie trzymała, to był 1949 rok. Miałem dwanaście, jedenaście lat. Ile ludzi było, Boże! A tam było niebezpiecznie. Przed Katedrą, po lewej stronie były gruzy, tam w czasie wojny bomba [wybuchła] i to gruzowisko mogło się zawalić. Ale jakoś, dzięki Bogu, nic się nikomu nie stało. Naprzeciwko naszego mieszkania [przy ulicy Nadbystrzyckiej] była stodoła [sąsiadów]. Rano otwierają się drzwi, a tam spało ze 20 osób. Bo do Lublina nie można było dojechać, tylko oni...
Trzeba było pomagać, bo wiadomo, że jednej osobie to trudno, bo później trzeba było pójść przekręcać cegły. Zakładając, że mama zrobiła tysiąc cegieł, to tysiąc trzeba było przekręcać. Jak poszło nas czworo, pięcioro, to już się ta praca rozłożyła na więcej osób i było dużo lżej wtedy. My mogliśmy tylko przy tym pomóc, ja miałem wtedy 9 lat.
Praca zaczynała się z samego rana, bo wiadomo, że przeważnie cegłę to się w lecie robi. Im chłodniej, tym lepiej, z rana już na godzinę szóstą najpóźniej mama musiała być. Do godziny dziewiątej-dziesiątej pracowała i później miała przerwę, koło siedemnastej-osiemnastej szliśmy z powrotem do cegielni, żeby uroby z poprzedniego dnia przekręcić do wysuszenia. Tych cegieł było sporo, bo wiadomo, że to była praca w akordzie, więc żeby jakieś godne pieniądze zarobić, to musowo było solidnie pracować i dużo tego zrobić.
Pierwsze wrażenie, jakie zrobiło na mnie to miasto, było takie ponure dosyć. Jechałam pociągiem z przesiadką w Warszawie, potem tam był już jakiś bezpośredni pociąg – ale pierwszy raz jechałam z przesiadką – i to był od razu inny pociąg. Pamiętam, że jak wsiadłam do tego pociągu do Lublina, to już czułam, że coś jest inaczej, że jadę jednak na Wschód. Takie wtedy poczucie było. Jak tu przyjechałam do Lublina, to przepaść wtedy pomiędzy Szczecinem w tym 74 roku a...