Ośrodek internowania [w Lublinie] był w areszcie śledczym przy Południowej. W porównaniu do Włodawy, wszystko było lepsze. Po pierwsze, budynki lepsze są w Lublinie, lepiej zbudowane, suche, ogrzane, czyste, pomalowane jak należy. To był taki pawilon, całkiem przyzwoity budynek, jak dla skazanych, którzy tam w ośrodku pracy pracowali gdzieś. Zostało to opróżnione dla nas. Ogród, trawniki, drzewa, właściwie całą dobę tośmy sobie spacerowali po tym naszym fragmencie więzienia. Na noc zamykano cele i rano otwierano. Widzenia z rodzinami właściwie bez...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "pączki"
Majdanku, las Krępiecki, palenie zwłok, pomoc więźniom, paczki, listy Niemiecki obóz koncentracyjny na Majdanku i organizowanie pomocy więźniom Obóz koncentracyjny to myśmy mieli jak na dłoni, Majdanek. To nie trzeba było wiedzieć, czytać, rozmawiać, widziało się tych ludzi wędrujących. Początkowo myśmy nie mieli pojęcia, na jaką skalę [odbywa się tam] uśmiercanie ludzi. Ale widziało się na Majdanku dymiący komin, a jeszcze jak ja przebywałam trasę Lublin – Józefów, bo przecież ciągle jednak do tego domu jeździłam, przejeżdżałam koło lasu Krępieckiego,...
[…] na Andrzeja, no to właśnie to różne tam kukiełki robili, to pączki, ale naj, najśmieszniej było, że jak była niedaleko rzeka, bo u nas to do Wieprza kilometr, prawda, ale jak były, tutaj jest za Żółkiew, czy w ogóle, no i dziewczęta robiły te malutkie pączki, żeby i tam wkładały i koraliki, i jakiś pierścionek, czy coś tam, no i później, co pies złapał to prawda, to medalik, to która wyjdzie za mąż tam, takie były wróżby. A najgorzej,...
Po wybuchu stanu wojennego zaczęły przychodzić transporty darów z zagranicy, przychodziły do nas dary zewsząd, że tak powiem, ja mieszkałam wówczas w takim kołchozie asystenckim na Niecałej, dawniej Sławińskiego, to było zresztą też gniazdo opozycji i różnych działań i taki punkt kontaktowy, tak zwana skrzynka do przerzutu bibuły i makulatury rozmaitego rodzaju, no i także punkt przyjmowania tych paczek z Włoch, z NRD, z Francji, z różnymi takimi krótkimi karteczkami: „trzymajcie się”, „nie dajcie się”, „Francja rewolucyjna z Polską” i...
Ojciec dbał [o mnie]. Jak ja byłam zawsze ładnie ubrana. Jakie sukieneczki miałam ładne. Pamiętam, że chodziłam z ojcem do sklepu i on mi kupował sukieneczki, jak mama leżała chora. Przepiękne. To znaczy pani w sklepie doradzała, ja to mierzyłam, to pamiętam. Chodziło się do takich wspaniałych sklepów. Nie wiem gdzie to było. Czy to były żydowskie może? Nie mam pojęcia. Pamiętam Lubliniankę, pamiętam cukiernię Semadeniego. Tata kupował na przykład pączki bardzo często. Ale policjant nie mógł nieść innego pakunku...
Drewniane [baraki], nie były murowane, takie jak stodoła taka z desek, deskami obita. Jak był śnieg, to wszystko zasypane śniegiem było, bo ściany nie były szczelne, tylko dziurawe. Z dachu tak się nie sypało, tylko z boku sypało. Rano łóżka miały być zaścielone, Niemiec przyszedł, to tam ze trzydzieści metrów długości [miał] barak, jak stanął i zobaczył, że któreś łóżko górowało albo coś, to zaraz w wieczór zapłata – gumy dostał, ile tylko wlazło. Jeden czy dwóch trzymało na koziołku,...
One były wszystkie cenzurowane, były bardzo proste. Ojciec [pisał], że miał sklep z żelazem na ulicy Zgoda, że mama żyje. Mama do mnie przez całą wojnę ani razu nie napisała. Miała do mnie ogromny żal o to, że ja wyjechałem i że wyjechałem z Renią, miała do mnie ogromny żal o to. Wrócił kontakt z mamą dopiero wtedy, jak ja wróciłem po wojnie do Polski. Natomiast ojciec do mnie pisał niesłychanie serdeczne, czułe listy. Zwrócił się do Czerwonego Krzyża w...
Warunki były PRL-owskie oczywiście, to jasne. Na początku gorsze, potem lepsze, bo sobie internowali potrafili jakoś oswoić to miejsce, jakoś zmienić postawy tych, funkcjonariuszy z wrogich na dosyć nawet przyjazne. Po pewnym czasie pojawiły się wizyty rodzin albo jakieś paczki żywnościowe od związkowców zachodnich. W styczniu zaczęły przychodzić te paczki żywnościowe, też [wtedy zaczęły się] wizyty rodzin, czyli przez styczeń to się poprawiało wyraźnie. Jednak te ciasne cele, prawda, PRL-owskie, marne. Dzisiaj Komitet Zapobiegania Torturom Rady Europy by uznał je...
Jak się u nas nadawało paczki [to] trzeba było sznurkiem odpowiednio opakować, zakleić lakiem. Sznurek też musiał być bardzo mocny. Tę paczkę dźwigała pani do odpowiedniego pomieszczenia. A na Zachodzie, na poczcie, jak przyjmowali, to był taki jak magiel, kółeczka [były], to tak toczyło się po wałeczkach. Wałki były w ramie i tylko paczkę pchnął i ta paczka pojechała tam, gdzie trzeba. Długo u nas tego nie było.