Górny Śląsk został wcielony do Rzeszy, jak Niemcy mówili, do Altreichu czyli do starego kraju. Z uwagi na to, że ojca nie było, uznany został jako szkodliwy dla Niemiec. W owym czasie, już w 1940 roku, Niemcy wprowadzili tak zwaną folkslistę, czyli listy narodowościowe. Na Górnym Śląsku tych list było pięć. Bluedojcz - rasowo czysty, krwisty Niemiec, można tak dokładnie przetłumaczyć. Rajsdojcz - Niemiec narodowo właściwy. Folksdojcz - co miało inne znaczenie jak na przykład w Generalnej Guberni. Następnie lista...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "kartki żywnościowe"
Normalnie w mieście ludzie mieli trudne warunki, bo były kartki. Na wsi kartki otrzymywali repatrianci, czyli te osoby, które na przykład były wyrzucone z poznańskiego. Na kartki, o ile pamiętam, to było tak: marmolada, chleb, wódka i jakaś odzież. Cukier nie. Wiadomo, że z tego nikt nie wyżyje, no ale to było coś. Nie pamiętam, żeby chłopi otrzymywali jakiś kartki, ale otrzymywali kartki za otrzymane zboże jako deputat, kto miał kartki mógł sobie kupić buty, jakieś ubranie robocze. Generalnie, na...
żywnościowe, sklepy, racje żywieniowe Okres II wojny światowej w Lublinie Zaczęły się bombardowania, potem zjawili się Niemcy, były aresztowania, budowa [obozu na] Majdanku, który było widać z okna naszego strychu, łapanki, wysyłanie ludzi na roboty do Niemiec i zaczęła się działalność konspiracyjna. Na rogu [ulicy Władysława] Kunickiego, naprzeciwko [ulicy Stanisława] Wyspiańskiego, był sklep spożywczy, właściciel [nazywał się chyba] Wasilewski, to był normalny sklep spożywczy, a później sprzedawał na kartki żywność. [Jego] córka też tam pomagała, wycinała te karteczki, naklejała na...
kartki żywnościowe, lokale Nur für Deutsche Okupacyjna codzienność i braki żywności Niemcy wprowadzili kartki żywnościowe. To właściwie na te kartki to to tam za dużo nie było. A ojciec, ponieważ był wysyłany na pomiary, to też wiem, że kiedyś dostał kartkę, że w sklepie Meinla ma prawo wykupić sobie masło i coś tam jeszcze. Mama moja z duszą na ramieniu poszła kiedyś do tego sklepu to wykupić. Ale tata nie brał tego masła, to było już dla mnie, bo nie...
Po tych kocich łbach ta drynda skakała, dojechaliśmy na ulicę Wyspiańskiego, skończyły się kocie łby i polna droga – bez żadnej nawierzchni. Jak było ciepło, to unosił się kurz, jak padał deszcz, to buty grzęzły w tym błocie, bo tam gleba lessowa – taka glinka lepka, i jeżeli tam było dosyć mokro, to można było buty stracić. Podjechaliśmy pod ten domek, a jak przyjechali rodzice, trzeba było zastanowić się nad tym, co dalej. Jak będziemy żyć? No, dziadek miał ogród,...
Głód i bieda w czasie okupacji niemieckiej - Stanisława Podlipna - fragment relacji świadka historii
Stecową, sąsiadką, dogadały się, to za dwa kilo soli, a ta sól była taka różowa, nie wiem co to było, dlaczego różowa ta sól była, to dała takiego dużego koguta. Babcia mówi tak: ,,Zamienię, za dwa kilo soli, to koguta tego”. Trudno było, już kartki były. No i po wyzwoleniu też kartki były. Ale to roboty miał ten, co tam ten. Chleb, wszystko, to wycinał te kartki i to co się dostawało. Cukier, chleb. I pamiętam, że za kiełbasą się...
kolejki, kartki Problemy z zaopatrzeniem i zakupy na kartki w latach 80 Miałam wtedy już chorego męża, bo on miał drugi zawał. On się angażował w pracy, taki był zapaleniec, dosyć odpowiedzialne stanowiska nawet miał, takie wypalające. Już [wtedy] nie pracował, na rencie był. Ja pracowałam. Raz w tygodniu na przykład herbatę przywozili [do sklepu] i można było kupić jedną paczkę. Cały sklep był pusty, stało tylko trochę octu i musztarda. Wszystko było na kartki. O czwartej [po południu] sprzedawali...
Na KUL-u nie było zabaw ze względu na to, że był wtedy prymas Wyszyński aresztowany. W związku z tym, żeby utrzymać żałobę, że jest aresztowany, nie było przez ten okres zabaw. Później, kiedy były, to muszę powiedzieć, że ja pracowałam na zabawie jako kelnerka, nie tylko zresztą ja, żeby dorobić w jakiś sposób, żeby sobie zarobić. Zresztą jeździłyśmy z koleżankami w wolnej chwili do Jastkowa, przyjeżdżał gospodarz furmanką pod KUL i kto chciał, to mógł pojechać zbierać owoce. Także w...
Pamiętam dzień 13 grudnia [1981], czyli wprowadzenie stanu wojennego. Akurat miesiąc wcześniej urodził mi się syn i akurat tak wypadało, że poszedłem po kartki żywnościowe. Należy wspomnieć, że wówczas wszystko było na kartki, szczególnie dla małych dzieci. Produkty typu mleko, mleko w proszku i tak dalej – to również było ostro reglamentowane. Tego dnia rano poszedłem pod rektorat i już miałem problemy z wejściem, ponieważ przed rektoratem kłębił się tłum ludzi, studentów. Po miasteczku uniwersyteckim jeździły SKOT-y wojskowe. Atmosfera była...
Tak jak w czasie stanu wojennego były kartki, takie same były zaraz po wojnie – bo i za Niemców były kartki, to jakoś zostawili to. Też te kartki się wycinało, ileś tam tego mleka, ile chleba, ile mięsa czy wędliny można było kupić. Później zniesiono te kartki, to już było łatwiej jakoś kupować.
[Kolejki] były nieodłącznym fragmentem rzeczywistości, przede wszystkim kolejki na mieszkanie. To była najważniejsza kolejka, na mieszkanie czekało się latami, chodziło się do prezesa, zwykle to były poniedziałki, przypominało się, przedkładało kolejne pisma, pan prezes oczywiście obiecywał i tak dalej. Wielka fala kolejek to jednak rok 1980, kiedy kolejki były absolutnie za wszystkim. Ja starałem się nie stać, ale mimo tego, że woleliśmy zrobić w domu pierogi niż stać w kolejce, to [jednak] ostałem się. Raz w życiu tylko całą noc...