Jeśli chodzi o klientów, to w tamtym czasie Lublinianka to był przegląd Lublina w ogóle. Wszyscy adwokaci, wszyscy lekarze siedzieli w Lubliniance i to na dole, na górę młodsi szli. Na dole to byli sami znajomi, bo jeszcze wtedy nie było przecież Orbisu, tej kawiarni orbisowskiej, nie było jeszcze wtedy NOT-u [Naczelna Organizacja Techniczna, przyp. red], przy NOT-cie później była kawiarnia też taka… często też ludzie chodzili do niej. Ale Lublinianka to była właściwie jedyna kawiarnia w centrum do której...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "gastronomia lubelska"
Każdy lokal miał swojego opiekuna [z milicji]. Za każdym razem miałam innego. W Lubliniance miałam takiego Roberta, bardzo kulturalny chłopak po studiach, super, który przychodził, ale on nawet wiedział, że ode mnie nic nie wyciągnie, bo pytał czasami: „A ten konsument często przychodzi?” „No przychodzi, no bo to jest lokal otwarty. Niech przychodzi jak najczęściej, bo my z tego żyjemy przecież.” Ten Robert był bardzo fajny. Natomiast jak prowadziłam Regionalną, to tam się zaczął robić taki punkt zbiorczy dla prostytutek....
gastronomia, praca w gastronomii, restauracje w Lublinie, WPHS, Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Spożywczego Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Spożywczego i trudności z zaopatrzeniem restauracji Jeżeli ja prowadziłam Lubliniankę, a miałam dział cukierniczy i w lecie lody, to właściwie dla wszystkich zakładów w gastronomii myśmy robili lody. To wtedy jeszcze nie było maszyn, tych takich lodów z automatów, bo to jeszcze nie ta pora, tylko się lody kręciło w tym bębnie takim, wie pan, prawdziwe lody: mleko, jajka, żółtka, tam różne proszki, zapachy, smaki....
Ja w Zakopanem pracowałam na Kasprowym Wierchu, tam była też restauracja hotel na Kasprowym Wierchu i ja tam byłam kierownikiem administracyjnym. A jeszcze przed tym, przez pół roku pracowałam na Gubałówce, też w biurze. A później przeszłam na Kasprowy Wierch, bo tam mi dali lepsze warunki finansowe. Bo tam ktoś się zwolnił, ja przeszłam sobie na ten Kasprowy. A w Lublinie jak przyjechałam to od razu zaczęłam pracę w gastronomii. I już cały czas pracowałam w lubelskiej gastronomii. Prowadziłam kilka...
Nazywam się Maria Sowa. Urodziłam się w Zamościu 16 sierpnia 1926 roku. Obecnie mieszkam w Lublinie. W 39 roku, kiedy wybuchła wojna, skończyłam sześć klas szkoły podstawowej i zaczęłam uczęszczać do gimnazjum pani Arciszowej. To było prywatne gimnazjum. No niestety po niecałych dwóch miesiącach Niemcy zamknęli szkoły średnie, no i oczywiście przestałam z konieczności chodzić, ale ponieważ mówiło się ciągle, że wojna jest błyskawiczna, że ona się szybko skończy, więc moja mama powiedziała żebym nie marnowała roku i poszła do...
Blokierka to była osoba, która siedziała w okienku i przyjmowała bloczki od kelnera. Każdy kelner miał swój numer. Powiedzmy, miałam 13 kelnerek, pracowało powiedzmy tego dnia 9, bo reszta, co siódmy dzień każda kelnerka musiała mieć wolne. Robiło się grafik taki, który wisiał i tam kelnerki sobie sprawdzały kiedy przychodzi do pracy. Była pierwsza zmiana rano i druga zmiana po południu, i każda kelnerka, jak przychodziła do bufetu, czy do kuchni, bo u nas się wydawało też śniadania wiedeńskie, kolacje...
Bardzo dobry [bar mleczny] był na Starym Mieście, wspaniałe były tam naleśniki, wspaniały był żurek, wiele razy korzystałam z tego. Bardzo dobry bar był na Krakowskim Przedmieściu, w tej chwili to jest chyba sklep kosmetyczny. Na Lubartowskiej był bardzo dobry bar mleczny. Bardzo dobra była taka jadłodajnia „Koziołek”, róg [ulicy bocznej] Lubartowskiej zaraz za Bramą Krakowską. Z lepszych lokali to był bardzo dobry lokal „Polonia”, [a także] restauracja „Powszechna” [oraz] „Europa”, która jest do dzisiaj. Na Podzamczu była bardzo dobra...