Julianna Wereska - relacja świadka historii z 13 stycznia 1995
Pomoc rodzinie Fiszerów we wsi Boża Wola
Pomoc rodzinie Fiszerów we wsi Boża Wola
Nie pamiętam daty, kiedy przyszły te Żydy. Byłam młoda jeszcze wtenczas. [Miałam] 13 lat. A brat miał niecałe 20. Siostrę starszą śmy mieli, ale już była żonata na boku. Prosiłam brata: „Nie bierz, bo to jest niebezpieczne”, a on powiedział: „W Boży Woli co druga chałupa Żydów trzymają, cicho, cicho”. Przyszli wieczór. Była już jesień. [Przyszło] pięcioro ludzi: dwoje rodziców - już takie staruszki - i troje dzieci. Chłopak najstarszy miał czternaście lat, dwoje było młodszych. Przyprowadził ich najstarszy syn,...
[Trzymaliśmy ich] na górze uborzany (obory), na chlewach, w słomie - tam były snopki i tam śmy zrobili im dziurę. Nosiłam im zawsze trzy razy dziennie jeść. Oni nie chcieli jeść, bo ja im krosiłam słoniną, bo nie miałam cem, ale to dla ich życia było.
Ten najstarszy syn gdzieś poszedł i nie przychodził nigdy. Ale 5 stycznia 1943 roku przyszedł do nas, na Trzech Króli. Duży śnieg upadł, że były ślady, jak ktoś szedł. Przyszli we troje, młoda dziewczyna, ten syn [ukrywających się] i jeszcze jeden Żyd. Tylko: „dziń dobry” i ci dwaj mężczyźni siedli pod oknem przy stole i zajęli się patrzeniem w zegarek, bo im się zegarek zepsuł. Mój brat patrzał, jak oni ładują, ciekawy był. A Żydówka wzięła druty i robiła sweter....
[Brata trzmali] na zamku [w Lublinie], bo późni poszukiwaliśmy go. W Zakrzówku policja powiedziała, że odstawiły go, [ale] nie powiedzieli, gdzie. Poszukiwała go siostra przez Czerwony Krzyż, przyjiżdżała do Lublina do zamku. Jakaś kobieta powiedziała [jej], [że] naczelnik poczty na Krakowskim [Przedmieściu] miał znajomość z naczelnikiem więzienia na zamku. Siostra tam poszła i naczelnik [poczty] jej powiedział [co dzieje się z bratem]. Wysyłała mu paczki przez Czerwony Krzyż, nosiła do Zakrzówka na pocztę. [Brat] przysłał nam karteczkę: „Jestem zdrowy”, ale...