Chcemy w tej gazecie wskrzesić i pokazać „ducha wolności”, jaki panował w Lublinie przez ostatnich 100 lat. To dzięki niemu wielu młodych ludzi tu mieszkających „miało parę” i „ciśnienie” do angażowania się w ważne sprawy, ale też realizowania swoich marzeń i zmieniania świata.

 

Chcemy w tej gazecie wskrzesić i pokazać „ducha wolności”, jaki panował w Lublinie przez ostatnich 100 lat. To dzięki niemu wielu młodych ludzi tu mieszkających „miało parę” i „ciśnienie” do angażowania się w ważne sprawy, ale też realizowania swoich marzeń i zmieniania świata.

 

Teatr NN

Lobagola, an african savage's own story

Skłonność Czechowicza do różnego rodzaju mistyfikacji ujawniała się w wielu tekstach pisanych przez niego dla pism, z którymi współpracował. 

Lobagola, an african savage's own story
Józef Czechowicz w stroju mnicha. Fot. Stanisław Miernowski [Archiwum Kazimierza Miernowskiego]

Tak np. w „Expressie” (z 1 kwietnia 1925 r.!) publikuje dwa teksty. Pierwszy – „Górą poezja!”:

„Jak się dowiadujemy z wiarygodnych źródeł, znalazł się w Lublinie mecenas, który w uznaniu poczynań literackich czasopisma »Reflektor« ofiarował na rzecz jego 10 000 złotych”.

Drugi z tych tekstów to „Goryl czy człowiek. Niezwykła tajemnica lubelskich podziemi”:

„W dniu wczorajszym w godzinach przedpołudniowych udała się do podziemi lubelskich wycieczka pod dowództwem kom. Straży Ogniowej Miejskiej p. Galanta. Badanie lochów trwało godzin kilka. Pod wieczór wycieczka dobrnęła do jakiejś podziemnej groty, w której znaleziono rzecz niebywałą: człowieka nagiego, obrośniętego do połowy włosem. Ten dziwny fenomen natury miał wygląd kompletnego dzikusa. Z zachowaniem wszelkich ostrożności strażacy wyprowadzili podziemnego człowieka na światło dzienne. Tutaj dopiero można było podziwiać fantastyczną chudość jego w całej okazałości. Dzikus przyciskał do piersi jakąś na wpół obgryzioną kość i żadną miarą nie pozwolił jej sobie odebrać. Kom. Galant zarządził dostawienie go do policji, wobec czego grono wycieczkowiczów i strażaków odprowadziło podziemnego człowieka do Komendy Policji na ul. Początkowskiej.

Dzięki ciemnościom wieczoru dziwny pochód nie zwrócił niczyjej uwagi. W bramie Komendy Policji zaszedł charakterystyczny incydent: schwytany człowiek zaczął zdradzać wyraźne oznaki niepokoju i nie chciał iść dalej. Usiłowano go wprowadzić przemocą, jednakże udało się to dopiero przy pomocy policjantów. Krzyki jego głosu przeraźliwe słyszano na całej ulicy Zielonej i Początkowskiej. Ostatecznie jednak umieszczono go pod kluczem w Komendzie Policji w pokoju 8 na I piętrze (prawa oficyna).

Podczas szarpania się w bramie policji schwytane straszydło (przypuszczalnie jest to jakiś obłąkaniec, który w podziemiach urządził sobie siedlisko) ugryzło w rękę kmdta Galanta, która natychmiast spuchła. Komenda Policji, wyzyskując niezwykłą sytuację, zanim władze wyższe zdecydują, co należy uczynić z jeńcem, postanowiła pokazywać go ciekawym.

Oglądać można ten fenomen w godzinach od 9 rano do 6 wieczór za opłatą 10 groszy od osoby. Dochód przeznaczony został na Świetlicę Policyjną w Lublinie. Ze względu na cel społeczny oraz ciekawy charakter zjawiska spodziewane są tłumy ciekawych. S.C.”.

*

Nie ulega wątpliwości, że oba te teksty są żartem primaaprilisowym Józefa Czechowicza. Miesiąc wcześniej ukazał się w „Przeglądzie Lubelsko-Kresowym” dłuższy tekst niejakiego M. Gozdawy „Tajemnica lubelskich podziemi”, będący zapisem „wyprawy” do lubelskich podziemi kilku śmiałków, wśród których był także jego autor.

Analiza treści tekstu nie pozostawia wątpliwości, że jest to wymysł a wszelkie tropy prowadzą do Czechowicza, który ukrył się za pseudonimem Gozdawa. Ta fikcyjna postać pojawia się w kolejnym tekście Czechowicza, dotyczącym lubelskich podziemi „Do krainy podziemnych tajemnic”.

To, w jaki sposób potrafił rozwijać jakąś absurdalną historię, pokazują trzy teksty z „Ziemi Lubelskiej” mówiące o skrzypcach wykonanych przez Stradivariusa i będących w posiadaniu wiejskich muzyków: „Prawdziwy Stradivarius z r. 1713”, „Jeszcze jeden Stradivarius w rękach wiejskiego skrzypka” i list do redakcji „W sprawie Stradivariusa”.

Kolejnym przykładem tekstu, który opisuje wymyśloną historię jest „Osobliwy rekord”:

„19.283 literki na kartce pocztowej. Jak widać mania pobijania rekordów nie ominęła naszego grodu. Do redakcji naszego pisma zgłosił się Mordko Rozenkros zamieszkały przy ul. 1 Maja 20, przedkładając kartkę pocztową zapisaną pismem, łatwym do czytania tylko pod powiększającym szkłem. (…) (absurd)”.

*

Czechowicz uwielbiał nie tylko wymyślać absurdalne historie, ale był też ich namiętnym czytelnikiem. Jedną z nich przytoczył pisząc recenzję książki amerykańskiego mistyfikatora Josepha Howarda Lee, który przybrał egzotyczne nazwisko Bata Kindai Amgoza ibn LoBagola:

„»Lobagola, an african savage’s own story« jest jedną z najdziwniejszych i najciekawszych książek, jakie się ukazały w ostatnim czasie (nakładem Tauchnitza w Lipsku). Opowiada w niej swoje życie dzikus afrykański Bata Kindai Amgoga Ibn Lo Bagola – tak brzmi pełne nazwisko autora. A jest to opowieść tak fantastyczna, iż sam autor uważał za wskazane poprzedzić ją wstępem, w którym zapewnia, iż zamieścił w swojej autobiografji tylko fakty. Trudno to sprawdzić. Jeśliby dzikus afrykański mijał się z prawdą, to dałby dowód niezwykle bujnej fantazji poetyckiej. W każdym bądź razie napisał bardzo ciekawą i porywającą książkę.

Jest to historia murzyna z najdzikszej części Afryki, murzyna żyda, dzikusa, który zna Europę i Amerykę, gdzie obecnie mieszka. Lobagola urodził się w niezbadanej prawie zupełnie części Sudanu francuskiego, w najdzikszej części dżungli afrykańskiej, Ondo, rojącej się od niezliczonych stad słoni, małp, węży, żmij i gadów wszelkiego rodzaju, z któremi człowiek tamtejszy ustawicznie musi walczyć, aby utrzymać się przy życiu. Opisy z tego świata zwierzęcego, liczne legendy o zwierzętach stanowią niemały urok książki. Ze zdumieniem dowiadujemy się o tem, jak to lew drży w panicznym strachu przed leopardem i w ogóle uchodzi za bardzo tchórzliwego, jak to słonie wśród uroczystego ceremonjału grzebią swych nieboszczyków, lub jak młoda para słoniąt opuszcza swe stado, aby miodowe miesiące spędzić w samotni dżungli, w słodkiem sam na sam. Nie mniej zdumiewające są obyczaje tamtejszych murzynów. Okres dojrzałości u dziewcząt następuje już w 9 roku, u chłopców w trzynastym roku życia i w tym wieku już są powszechnie zawierane związki małżeńskie, przyczem w pożyciu małżeńskiem dzikusów panuje nieograniczona poligamja.

Wśród tych dzikusów żyje czterysta rodzin żydowskich, równie czarnych i równie barbarzyńskich jak reszta murzynów.

Ci żydzi murzyńscy (czy murzyni żydowscy), zowiący się »B΄nal Efraim« mają swoje tradycje i podania, według których przodkowie ich opuścili Palestynę po zburzeniu świątyni jerozolimskiej. Władzę nad tą murzyńską kolonją żydowską sprawuje siedmiu rabinów, których godność jest dziedziczna. Do dzikiej dżungli afrykańskiej nie dotarł jeszcze żaden biały człowiek. Toteż krążą o nich najfantastyczniejsze pogłoski. Małemu Lobagoli opowiadała jego matka, iż biali ludzie mają jedno oko, jedno ucho, jedną rękę i jedną jedyną stopę tak wielką i szeroką, iż leżąc mogą się nią wachlować. Nic dziwnego, że najgorętszym życzeniem małego Lobagoli było ujrzeć tak dziwne stworzenia. Podróż do Glasgow odbywa dzikus zamknięty w kajucie, gdyż drapał i kąsał wszystkich, którzy usiłowali zbliżyć się do niego. W Glasgow ucieka golusieńki na ląd i dostaje się w ręce pewnego Szkota, który się zaopiekował wreszcie dzikusem. Lobagola uczy się nosić ubranie, jeść i chodzi do szkoły. Później opiekun jego odsyła go do jego ojczyzny, którą jednakże zmuszony jest opuścić po niefortunnej przygodzie miłosnej. I tak snuje się dalej opowieść o dziwnych kolejach życia Lobagoli, który po długich podróżach próbuje nawet szczęścia w Palestynie. Ponieważ żydzi jednakże nie chcą zadawać się ze swym czarnym współwyznawcą, Lobagola przechodzi na katolicyzm i zostaje nauczycielem w szkółce misyjnej w Kairze.

Wreszcie Lobagola ląduje w dzielnicy murzyńskiej Nowego Jorku, gdzie ostatnio pisał swoją autobiografię, którą zakończył rozdziałem o czarodziejskich praktykach »kapłanów« swego szczepu i o okrutnej jego religii”.

 

 

Słowa kluczowe