Chcemy w tej gazecie wskrzesić i pokazać „ducha wolności”, jaki panował w Lublinie przez ostatnich 100 lat. To dzięki niemu wielu młodych ludzi tu mieszkających „miało parę” i „ciśnienie” do angażowania się w ważne sprawy, ale też realizowania swoich marzeń i zmieniania świata.

 

Chcemy w tej gazecie wskrzesić i pokazać „ducha wolności”, jaki panował w Lublinie przez ostatnich 100 lat. To dzięki niemu wielu młodych ludzi tu mieszkających „miało parę” i „ciśnienie” do angażowania się w ważne sprawy, ale też realizowania swoich marzeń i zmieniania świata.

 

Teatr NN

Historia Mówiona [14]

Wybrała Wioletta Wejman

Historia Mówiona [14]

W Lublinie mieszkałam na ulicy Szklanej. Tatuś dostał pracę w Fabryce Maszyn Rolniczych i wynajął mieszkanie od dwóch sióstr – właścicielek domku jednorodzinnego. Jedna z tych pań miała osobną połowę domu. Miała pokój z kuchnią, więc wynajęła nam pokój, a sama mieszkała w kuchni (przed wojną mieszkania były duże, nie takie jak teraz). Kuchnia to była taka, że ona na pół podzieliła i druga część była sypialnią. Zrobiła takie zasłony, które stanowiły jakby przedpokój, przez który przechodziliśmy do naszego pokoju. Pokój był duży, miał 25 metrów i dwa okna wychodzące na ulicę. To był ostatni domek przed torami, a za nimi była fabryka samolotów i lotnisko było.

Teraz to ludzie inaczej mieszkają. (…) Wcześniej wystarczyła szafa, stół, krzesła i coś do spania – łóżka jakieś. Łóżka były posłane z poduszkami, pierzynami i były przykrywane – w zależności co kto lubił. U nas to była narzuta z tiulu i atłasu pod spodem. Chyba miała żółty kolor. Poduszki przykryte były serwetkami z koronki, co je mamusia i jej siostra haftowały. To było całą ozdobą mieszkania.

Sanitariatów w domu nie było. To było na zewnątrz budynku, na podwórzu. Z jednej strony takiego ogródka stał domeczek drewniany, do którego z tyłu gospodyni wkładała wiadro. Gdy nie chciała, aby tam się załatwiano, to zamykała. Czynności fizjologiczne czasem trzeba było załatwiać w mieszkaniu – w wiadro. Przykrywało się je i czekało do nocy, żeby wylać to do rynsztoka.
Irena Sławińska, ur. 1937

 


Zamieszkaliśmy w dzielnicy Za Cukrownią przy ulicy Piekarskiej w czynszowej kamienicy. Nasza kamienica nie była przed wojną skanalizowana. Wodę przynosiło się z podwórza, ze studni na pompę, a WC – jak na wsi, za stodołą. Było 14 lokatorów w kamienicy. Warunki życia były raczej skromne. Dzielnica Za Cukrownią to była dzielnica robotnicza. Znajdowała się tu cukrownia, krochmalnia i fabryka wag, i zakłady spirytusowe. Zamieszkiwali ją ludzie przeciętni, robotnicy, zatrudnieni w wyżej wymienionych zakładach na stałe lub sezonowo. Charakterystycznym miejscem tej dzielnicy był park – ogród wokół drewnianego pałacyku. Mieszkał tu właściciel cukrowni z żoną i córką – Marysią, którą można było czasem widzieć, jak alejkami parku jeździła na kucyku.
Halina Sadowska, ur. 1924

 


Mój dom na Rolnej to był domek jednorodzinny, parterowy, wykonany z bali. Znajdował się w nim pokój z kuchnią, przedpokój, a na zewnątrz niewielki ogród. Około stu metrów od naszego domu znajdował się jeden bardzo mały sklep z artykułami spożywczymi, więcej sklepów nie było. Właściwie ulica nie wyróżniała się niczym szczególnym. Mieszkali tu głównie ludzie mało zamożni. Na ulicy były domy podobne do naszego, wykonane z bali lub ocieplane trocinami. [Potem mieszkałam] na ulicy 1 Maja. Mieszkanie było na parterze w kamienicy i był tam pokój z kuchnią. Na ulicy Zamojskiej mieszkałam w dużym ciemnym pokoju z kuchnią. To było mieszkanie na parterze, w kamienicy, zaniedbane. Warunki tutaj były bardzo złe.
Leokadia Pich, ur. 1918

 


Mój dom rodzinny znajdował się na ul. Polnej. Był jednorodzinny, drewniany. Miał dwa pokoje z kuchnią, przedpokojem i ogrodem. W pobliżu domu były trzy sklepy: dwa spożywcze, jeden warzywniczy i kiosk ze słodyczami. Ulica, przy której mieszkałem, nie była brukowana. Było tam dużo błota, zwłaszcza jesienią. Domy przy ulicy były różne: murowane i drewniane, raczej skromne. Mieszkańcy tej ulicy to pracownicy kolei, stolarz, który miał własny zakład meblowy przy ulicy Narutowicza i inni.
Stanisław Wąsiel, ur. 1929

 


Przy ulicy Narutowicza 19 mieszkałem do wojny i przez pierwsze lata wojny. Nasze mieszkanie składało się z dwóch pokoi z kuchnią. Ten dom, gdzie mieszkałem, znajduje się na rogu ulicy Narutowicza i Peowiaków – naprzeciw teatru: na jednym rogu jest Teatr Osterwy, na drugim – ten dom. Dom prawie się nie zmienił do dzisiaj, zmieniły się tylko sklepy. W domu tym mieszkało wiele rodzin, wielu kolegów, z którymi chodziłem do szkoły powszechnej i potem do gimnazjum Staszica.
Zbigniew Fleszyński, ur. 1921

 


Pierwsze moje mieszkanie, które pamiętam, było przy ul. Zamojskiej, po stronie nieparzystej. To był elegancki dom z ładną klatką schodową. W tym samym domu mieszkały moje kuzynki Fiszmanówny i Kormanówny. Drugie mieszkanie w Lublinie mieliśmy przy ul. Staszica 9. Było to piękne i wykwintne mieszkanie. Dzisiaj powiedzielibyśmy na poziomie burżuazyjnym. Trzecie mieszkanie, bezpośrednio przed II wojną światową, posiadaliśmy przy ul. Żmigród 7. Było to już całkiem blisko naszego sklepu przy Królewskiej. Jak już powiedziałam, nasz dom był zamożny. Mieliśmy służące Polki, do dzieci przychodziły guwernantki, a kucharką była Żydówka – Rachelka.
Zofia Weiser, ur. 1918

 

Słowa kluczowe