Chcemy w tej gazecie wskrzesić i pokazać „ducha wolności”, jaki panował w Lublinie przez ostatnich 100 lat. To dzięki niemu wielu młodych ludzi tu mieszkających „miało parę” i „ciśnienie” do angażowania się w ważne sprawy, ale też realizowania swoich marzeń i zmieniania świata.

 

Chcemy w tej gazecie wskrzesić i pokazać „ducha wolności”, jaki panował w Lublinie przez ostatnich 100 lat. To dzięki niemu wielu młodych ludzi tu mieszkających „miało parę” i „ciśnienie” do angażowania się w ważne sprawy, ale też realizowania swoich marzeń i zmieniania świata.

 

Teatr NN

Historia Mówiona [12]

Trudno mówić o Zagładzie. Pierwszym świadkom Zagłady często nie wierzono, dlatego też milkli na lata. A jednak - z szacunku dla ocalałych i ze względu na pamięć ofiar - historii II wojny światowej nie możemy unikać. Treści tu prezentowane wykraczają poza to, co pojmujemy i czego uczymy się o człowieku.

Wybrała Wioletta Wejman

 

Co Niemcy zrobili nam? Oni nam powoli zabierali uczucie, że się jest człowiekiem.
Sarah Tuller, ur. 1922

 

W ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego, co będzie. Mój ojciec stracił natychmiast fabryki. Zabrali nam różne rzeczy. Przychodzili po prostu do domu, sami sobie brali. A potem nas wyrzucili z tego mieszkania do dzielnicy żydowskiej. Ale nie na Podzamczu, tylko przy Grodzkiej gdzieś. W jednym pokoju żeśmy byli. Były różne rozkazy, żeby mężczyzna, jak zobaczy Niemca, zdejmował czapkę i się kłaniał. Mój ojciec nigdy nie chciał się kłaniać. Dużo było bicia i zabójstw za to. Słyszałam, jak moja mama mówiła: „A co ty głupi taki jesteś? Ty chcesz być bohaterem?”. Bo ojciec, jak zobaczył Niemca z daleka, to się chował na podwórze, żeby go Niemiec nie zauważył. Nigdy nie zdejmował kapelusza czy czapki, jak widział Niemca. (…) To wszystko postępowało tak stopniowo i nie wiadomo było, co będzie następnego dnia.
Nechama Tec, ur. 1931

 

[Jak wyglądało wyrzucenie z mieszkania?] Alle Juden raus! I koniec. Tak jak pan stał, pan wyszedł. Stanęli na podwórku Niemcy, na Narutowicza, i nawet nie walili do drzwi. Alle Juden raus! In fünf Minuten [niem. Wszyscy Żydzi wynocha! W pięć minut]. I koniec, i trzeba było wyjść. To, co pan miał, to pan miał w ręku, a nie miał pan, to nie miał pan. I musiał pan wyjść. Koniec.
Helena Grynszpan, ur. 1926

 

To było w grudniu 1939 roku. Miałam wtenczas 13 lat. Taka sroga zima. Szliśmy z bratem w kierunku Bramy Krakowskiej. Przed nami szła taka falanga, wataha Niemców, żołnierzy, było ich może z pięciu. Zajmowali całą szerokość ulicy i szli weseli, zadowoleni. Z Lipowej wyszedł Żyd, stary, w jarmułce, z brodą, w chałacie długim. I on skręcił w Krakowskie. I sobie szedł. Oni go zobaczyli i w ryk. I jeden podszedł kopnął go. Człowiek się przewrócił. Wstał, pozbierał się i idzie dalej. Drugi go kopnął, leży znowu. I tak się bawili nim chyba ze trzy razy, a ten biedak już nie miał siły, ale wstał jeszcze. Skręcił w Hipoteczną, chciał się tam chyba skryć gdzieś i wtenczas jeden z nich wyjął broń i strzelił do niego z tyłu i poszli sobie dalej. Potem wracaliśmy z bratem, weszliśmy na tę Hipoteczną. Na ziemi była już tylko krwawa plama.
Halina Rzeźnicka, ur. 1927

 

[Konieczność noszenia opaski z gwiazdą Dawida odebrałam] okropnie. To jest duma. Noszenie paska nie jest takie straszne. Ale jesteś wyłączony. Każdy wie, kim jesteś. Ponieważ, jak ja to mam nosić, to ja jestem second grade citizen [obywatel drugiej kategorii]. I to jest okropne uczucie. Co myśmy zrobili? Myśmy powiedzieli: „My zrobimy takie opaski, że będą wyglądać, jak art, że to nie będzie wyglądać jak szmata”. Tośmy siedzieli i spędzali godziny [na wyszywaniu]. Każda opaska, to była jakby obraz, to było ręcznie igłą robione, szyte, wyszywane. I jedna była ładniejsza od drugiej. Miała być gwiazda niebieska na białym. Ale każda gwiazda, to była jak sztuka. Później myśmy mieli nosić tę żółtą [gwiazdę Dawida] z frontu i z boku. To nie był tylko wycięty kawałek materiału. To, co widzicie teraz na filmach, to jest to, co biedni ludzie [nosili], co nie mogli nic zrobić. Ci, co jeszcze mogli, to ta żółta gwiazda naokoło była jeszcze wykończona ręcznie, że to wyglądało jak kawałek sztuki. To było, że ja chcę ci pokazać, że to, co ja będę nosić, będzie takie piękne, i że ty tego nie masz.
Sarah Tuller, ur. 1922

 

Do Lublina przenieśli Żydów z różnych miejsc. Miałam jedną taką koleżankę, nazywała się Ania. Pamiętam dokładnie, jak wyglądała. Śliczna była. Taki miała nosek zadarty, takie ciemne, czarne loki. Szczuplutka. Byłyśmy w tym samym wieku. Oni przyjechali z Kalisza, czy skądś. I tym ludziom właściwie było najciężej. Im już wszystko zabrali. Mogli zabrać ze sobą malutki tobołek i nic więcej. Ania i ja byłyśmy przez pewien czas nierozłączne. Ona była taka czarniutka, śliczna, takie te oczy piękne, a ja byłam blondynką, więc nazywali nas „czarne i białe”. Jej ojciec był inżynierem. Mama taka fajna była. Zawsze tłumaczyła nam rzeczy, gdy chciałyśmy się czegoś dowiedzieć. Słyszałam, że Ania była w jakiejś kryjówce, jak nadeszła likwidacja. Nie wiem nawet, czy ich znaleźli, czy oni tam umarli. Nie wiadomo.
Nechama Tec, ur. 1931

 

Ja już miałam prawie szesnaście lat. Jak to było? Człowiek się staje jak kamień. Nie pozwala sobie myśleć. Bo ten, co sobie pozwolił myśleć, to dostawał nervous breakdown [załamania nerwowego]. Przestajesz myśleć. Żyjesz z minuty na minutę. Powiedzieli, że mamy [opuścić mieszkanie]. Okej, to są tylko rzeczy. I moja mama była cudowna w tym. Bo jak żeśmy się dowiedziały, że [mamy opuścić mieszkanie], mama powiedziała: To są tylko rzeczy. Możesz żyć bez tego. Bez rzeczy możesz żyć. Bez ludzi ciężej.
Sarah Tuller, ur. 1922

 

Pamiętam, że przyszłam z pracy, bo ja pracowałam do siódmej wieczór w sklepie, sklepy były wtedy tak otwarte. Zanim przyszłam do domu, przecież to się piechotą chodziło, to była już ósma. I mama moja powiedziała: „Ty wiesz, że dzisiaj zabrali od nas wszystkich Żydów do getta”. Przyjechali tą krypą, taką niemiecką i wszystkich ich zgarnęli i wywieźli do getta. No ja się też załamałam, bo ja bardzo lubiłam te dziewczyny, tę Rajskę i tę Pesę, i tę Symę, to były bardzo sympatyczne dziewczyny, bardzo miłe.
Maria Sowa, ur. 1926

 

Pamiętam, że przyjechał samochód. Niemiecki, osobowy samochód i wyprowadzili kobietę, Żydówkę w wieku gdzieś około trzydziestu lat. W futrze brązowym. Niemców było dwóch. Zastrzelili ją i odjechali. Ta kobieta leżała chyba ze dwa dni tak i później gdzieś ją zabrali. Nie wiem, gdzie.
Marian Sobczyk, ur. 1925

 

W klasztorze mieściła się szkoła, a widok z klasztoru wychodził na plac Zamkowy, na getto. Siostra przełożona zabraniała nam stać w oknach, goniła nas. Więcej słyszałam, co się tam działo, niż widziałam. Było słychać krzyki, piski, czasami strzały.

Wanda Łazowska, ur. 1926

 

Ja tylko pamiętam takie straszne momenty, kiedy jeszcze było getto. Oni wypędzali tych Żydów, czy z całego getta, czy z części tego getta, na taki placyk, który nazywają Psią Górką. On jest, jak się kończy ulica Rybna. On był wtedy nawet taki większy niż w tej chwili. I wypędzali tych ludzi i kazali im całą noc w kółko maszerować na tym placyku. Jeszcze zimno było. Z małymi dziećmi, dzieci płakały, a oni im kazali śpiewać. Cały czas oni śpiewali, bo im Niemcy kazali i tak chodzili w kółko po tym placyku z tymi dziećmi. I myśmy nie mogli oczywiście spać i to było takie przerażające, że tak ich torturowali.
Teresa Szmigielska, ur. 1927

 

Wychodziłem do pracy głównie po to, żeby nie być w getcie. (...) Pamiętam rozmaite rzeczy. Za dużo się tym [prześladowaniom] nie przyglądałem. Oni tam nie potrzebowali nic robić – był tyfus, ludzie umierali. A jak przechodzili ten tyfus, to byli jak szkielety. To, co ja pamiętam jeszcze, to duże plakaty, które [Niemcy] kolportowali i naklejali na ulicach: „Żydzi, wszy, tyfus plamisty”. I to było napisane na górze czy na dole, a na samym plakacie był obraz Żyda i wesz duża.
Aleksander Grinfeld, ur. 1922

 

To było 14 marca 1942 roku. Słoneczny dzień, bardzo ładny. [Chciałam] załatwić na wsi, żeby moja rodzina mogła wyjść z getta i być na wsi. Wzięłam od dozorczyni szeroki fartuch, szalinówkę taką, jak na wsi i szal. Na piechotę poszłam. Doszłam do rogu Lubartowskiej, tam, gdzie jest jesziwa. Po stronie jesziwy na rogu była warta. Dwóch ich było, karabiny trzymali. Jedna strona Lubartowskiej była dla Polaków i ja miałam [tam] przejść. I w biały dzień, wpół do dziesiątej rano wyszłam.

Zostałam na wsi. Sołtys powiedział do tego pana, co poszedł mi załatwić [żeby sprowadzić moją rodzinę]: „Franek, teraz jest godzina piętnaście do drugiej. Gmina znajduje się w [Niemcach] – to było jakieś dziesięć kilometrów od tej wsi – o drugiej zamykają, jutro niedziela, zamknięte. W poniedziałek ja pójdę”. A w poniedziałek już nie można było – 16 marca zaczęło się wysiedlenie.
Ewa Eisenkeit, ur. 1919

 

[Akcje były zawsze w] środku nocy i zawsze pogoda była wtedy okropna, deszcz czy śnieg, zima. Raptownie słyszymy: „Ausgang. Everybody raus! Raus! Zwei Minuten! Raus!”. Dwie minuty, każdy ma wyjść z mieszkania. Jak nie wyjdziesz, to psy za tobą i cię zabiją tam.
Sarah Tuller, ur. 1922

 

Kryjówka była urządzona tak, że w kuchni stała szafa, półki tej szafy można było wyjąć i przez górną część tej szafy wchodziło się na poddasze. To poddasze wychodziło w kierunku Podwala i w normalnym biegu spraw prawie nie było go widać. Tam chowało się jakieś 20-30 osób. Myśmy z bratem odkładali z powrotem te półki, zamykali szafę i lecieli po schodach na inne poddasze. I leżeliśmy na blaszanym, czerwonym dachu, przykryci czerwonymi kołdrami watowymi. I kilkakrotnie zamknięcie tego schowka myśmy przeprowadzali.
Aleksander Grinfeld, ur. 1922

 

Nie zapomnę nigdy, jak gestapowiec wydarł kobiecie dziecko i rzucił tym dzieckiem o mur. Ta matka rozpaczająca klęknęła przed nim, ale nie wiem, co się dalej stało. Były strzały. Ja wtedy schowałam się z płaczem, bo widziałam to z balkonu. Schowałam się wtedy i rozchorowałam się tak ciężko, że miałam temperaturę czterdzieści stopni.
Maria Pietraszewska, ur. 1929

 

Nie pamiętam, jaki to numer Grodzkiej, ale do dzisiejszego dnia, kiedy przechodzę tamtędy to myślę o tym. Stwierdzono, że w mieszkaniu na drugim piętrze została kobieta, chyba chora. Nie mogła chodzić. Wyrzucono ją przez okno. Ona się nie zabiła. Leżała tak przez parę dni. Postawili wartownika z bronią, który pilnował. Nie można było do niej podejść, nie można było jej pomóc. Ona ani nie płakała, ani nie jęczała, tylko leżała od czasu do czasu się poruszając.
Jacek Ossowski, ur. 1929

 

Nigdy nie zapomnę, jak Niemcy rozdarli dziecko na dwie części. To było w Lublinie przed jedną z tych akcji w 1941 roku w zimie. Było zimno, strasznie zimno. Wyciągnęli nas z mieszkania w nocy. Ta kobieta trzymała dziecko. Małe, parę miesięcy, sześć czy osiem, i ten Niemiec mówi: „To dziecko pójdzie do orphanage’u [sierocińca], a ty idź tutaj”. To ona powiedziała: „Nie, ja nigdy się z moim dzieckiem nie rozstanę”, to on mówi „Nigdy?”, ona mówi „Nigdy!”. To on bierze to dziecko od niej, za nogi... Nigdy tego nie zapomnę... Matka zaczęła wrzeszczeć, krzyczeć. Gorzej niż gdyby ją zabili. Wrzucili ją na ten samochód. Co się z nią stało, nie wiem. Czy ją od razu później zabili, czy jej dali żyć, być wariatką... Byliby dobrze zrobili, gdyby ją zabili. Bo kula w głowę jest lżej, niż żyć z taką pamięcią.
Sarah Tuller, ur. 1922

 

To było w marcu [1942 roku]. Dzieci płakały, były głodne. Niedaleko od nas była granica [getta]. Płot z drutów. My z siostrą byłyśmy blondynki podobne do Polek, powiedziałyśmy: „Wiesz, żandarm poszedł w tamtą stronę. Wyjdziemy przez druty i pójdziemy na aryjską stronę i kupimy chleb, i przyniesiemy do domu”. Przeszłyśmy. Musiałyśmy iść aż na Bychawską, to jest bardzo daleko. Kupiłyśmy chleb i wróciłyśmy. Miałyśmy chleb, ale nie było go komu dać. Było wysiedlenie. Wysiedlili dzieci, wysiedlili siostry, wysiedlili mamę.
Chawa Goldminc, ur. 1923

 

Był taki Żyd, pan Szwarc się nazywał, który pożyczał pieniądze na procenty. Jak on się spodziewał, że jego wywiozą [w czasie wojny], to przyniósł do nas poduszkę. Pamiątkową poduszkę po swojej matce. Chciał zostawić, powiedział, że jak będzie wracał, to ją odbierze. I ja mam tę poduszkę do tej pory. No i czeka, ale nie ma go i pewnie nigdy nie wróci. Taka wielka, strasznie ciężka ta poduszka. [Poszwy] u nas zawsze były czerwone, a ta jest niebieska. Nikt nie spał nigdy na niej, bo to jakoś tak było, że to nie nasza.
Biruta Fąfrowicz, ur. 1926

 

To było na ulicy Kalinowszczyzna. W czasie wojny chodziłam do szkoły. Szkoła była w prywatnym domu. To był 1942 rok, w czasie deportacji Żydów. Liczyłam, ile zwłok było po drodze [do szkoły]. Któregoś dnia wyszłam z naszego budynku mieszkalnego i pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam, były leżące, dosłownie na progu, zwłoki małej dziewczynki. Nastolatki. Ja miałam wtedy jedenaście lat, to ona też miała tak jedenaście-dwanaście lat. Leżała tak na boku z podkulonymi nogami. I była taka jak ja.
Wiesława Majczak, ur. 1930

 

W marcu my młodzież zawsześmy chodzili na gorzkie żale. Pamiętam jak szliśmy z kościoła. Przymrozki były. Idziemy z gorzkich żali, a tam Żydówka pod mostem jęczy. Postrzeliły tę Żydówkę na moście. Żydówka jeszcze sturgała się po tych burtach i pod samym mostem leżała i tak: „Ojoj, i oj, i oj”. Myśmy poszli tak patrzeć, ta Żydówczyna leży, taką chustę miała i tłumoczek koło niej leży. Takśmy wtedy przeżyli, żeśmy wszystkie zapłakali. Każda się bała tam pójść, no bo co z Żydówką zrobimy? I ktoś dał znać do Niemców. Przyjechał Niemiec, strzelił i zostawił tę Żydówkę. Leżała do poniedziałku, dopiero jak ta czarna fura jechała to ją wzięli.
Stanisława Podlipna, ur. 1930

 

Jak raz, to była niedziela, szedłem na Kalinowszczyznę, do tej Agnieszki, do kościoła, to Żydówka leżała przy poboczu i jęczała tak. Nieprzytomna była, ale o tak o, o tak o ją rzucało. Jęczała okropnie, bo dostała strzał w głowę, ale ją nie zabili, tylko tak. A później, co się z nią stało, nie wiem, na samochody zbierali chyba i gdzieś tam zakopywali. I tak co jakiś czas to znów ktoś tam leżał, jakieś szmaty leżały, jakieś to, okropne to było.
Marian Sobczyk, ur. 1925

 

Pod oknami naszego domu prowadzono Żydów do rzeźni, na rampę. To się zaczynało gdzieś o godzinie dziesiątej, jedenastej wieczór. Zdawaliśmy sobie sprawę, że zaczyna iść ten pochód, ponieważ zaczynały się krzyki i strzały. Patrzyłam z drugiego piętra, więc dlatego mi się wydawało, że widzę same głowy i tobołki, same głowy i tobołki, głowy i tobołki. Ten tłum tak sunął, sunął, sunął na dole, jak gdyby kamienny bruk szedł, bo głowy okrągłe i tobołki okrągłe. Jakby ulica szła. W uszach do dzisiejszego dnia dźwięczy mi ten szum. Szum szurających nóg po bruku i dźwięku rozmów, brzęczenia jak gdyby.
Wiesława Majczak, ur. 1930

 

Pamiętam, że na ulicy Kowalskiej było takie mieszkanie z balkonem. Ja tam wyglądam, a ta ulica wyglądała zupełnie jak zasłana śniegiem, a to był jeszcze taki okres, że nie mogło być śniegu. Okazało się, że Niemcy, likwidując getto, rozpruwali pierzyny, różne poduszki żydowskie i po prostu szukali tam pieniędzy, a to całe pierze opadało na ziemię.
Maria Pietraszewska, ur. 1929

 

[Po likwidacji getta na Podzamczu] poniewierały się książki. Na żydowskie książki nikt nie zwracał uwagi.
Edward Soczewiński, ur. 1928

 

Pamiętam to ukrycie w [getcie na Majdanie Tatarskim], pamiętam te akcje, pamiętam, że prawie co dzień, dwa były te akcje. Był taki duży plac na Majdanie Tatarskim, okrągły plac, łapali nas, jakbyśmy byli muchami, żeby się stawić naokoło tego placu. Ja teraz nawet widzę tego wujka Michała, [jak] przychodził powiedzieć nam, że jutro będzie [akcja], żeby się ukryć. Ja czasami robię dezynfekcję, żeby zabić [insekty]. I ja patrzę, jak one się bronią, jak one walczą o to takie zwykłe życie. I sobie przypominam, jak ludzie walczyli o to życie.
Shulamit Roth, ur. 1935

 

Jednego dnia rodzice powiedzieli mi, że dziadziuś z babcią są w Lublinie i żebym poszła ich zobaczyć. Tatuś i mamusia szli na placówkę, wzięli mnie między siebie, żeby nikt nie zobaczył i przeszliśmy przez bramę getta z Majdanu Tatarskiego. Od razu zdjęłam opaskę i poszłam tam, gdzie dziadziuś i babcia byli. To było w jakimś małym domku, oni byli na parterze. Weszłam do nich i oni byli jak zwykle, jakby nic. Powiedzieli mi, że wszystko w porządku, że się dobrze czują, bo mój dziadziuś był chory na serce, ale powiedział, że się bardzo dobrze czuje. Babcia ugotowała na prymusie zupę, którą ja zawsze bardzo lubiłam. Jadłam z nimi zupę, oni się uśmiechali. Na pewno wiedzieli, że to jest ostatni raz, kiedy mnie widzą, ale nie dali mi tego odczucia. Pożegnaliśmy się. Ani jednej łzy nie uronili. Ja wróciłam. Po wojnie dowiedziałam się, że rodzice postarali się uratować ich i wysłać do wioski czy małego miasteczka. Tam była też akcja, pędzili ich nie wiem gdzie, na pewno do jakiegoś lasu i wobec tego, że oni nie mogli tak szybko iść, dostali w głowę karabinem. Nawet ich nie rozstrzelali.
Irith Hass, ur. 1931

 

Szłam do pracy codziennie [z Majdanu Tatarskiego do Lublina]. To było lato. Wszystko, co nosiłam, było sprzed wojny, nie było takie dobre, już miało łatę, ale wszystko było ładne. Po drodze do Lublina stali Polacy. „Po co ci ta sukienka, przecież cię jutro zabiją”. (...) To były słowa rzucane z boku i to było bardzo... Jak ty możesz wytrzymać, jak z wszystkich stron... (...) Dużo tych osób stało, a ile osób z tej grupy mówiło, to ja nie wiem. Ale ja tylko słyszałam tych, co mówili. I nie słyszałam nikogo, co by powiedział komukolwiek: „Przestań już, oni mają wystarczająco”, „Przestań”, „Nie mów im”. Albo milczeli, albo mówili.
Sarah Tuller, ur. 1922

 

Myśmy byli, ja myślę, więcej jak trzy tygodnie w tym ukryciu po likwidacji getta. Nie mieliśmy w ogóle jedzenia. Picia nie było, tak że piliśmy mocz. Pamiętam ten smak, nie, niestraszny. W listopadzie był już śnieg, to żeśmy zbierali śnieg. Prawie że Niemców nie było, ale Ukraińcy chodzili. Pamiętam jakieś maleńkie dziecko, może dwuletnie, uciekło z jakiegoś bunkra, czy czegoś. Piękne dziecko, blondyn, piękne, to się go pytali: – A gdzie mama? A gdzie papa? Nie odpowiadał. Prawie koło mnie wtedy to było. Miałam taką szparkę, że można było coś widzieć. Usłyszałam [odgłos]. I to całe blond stało się czerwone…
Shulamit Roth, ur. 1935

 

W drugiej połowie lipca 1942 roku z ojcem znaleźliśmy się w Bełżcu przy stacji kolejowej, przy magazynie z nawozami sztucznymi. Byliśmy konno, furmanką. W niedługim czasie przed magazyn, na tory, zajechał pociąg towarowy złożony z 26 bydlęcych wagonów. Przyszedł nieomal razem z nami. Myśmy ledwie zaczęli się tu rozglądać za tym nawozem, nabierać go i pociąg pomalutku wtoczył się na te tory. Nie wiem, do czego można by było porównać ten pociąg. Gdy stanął, to drżał na szynach. Zdawało się, że wyskoczy z nich, w okienkach było pełno rąk ludzkich. Buchał biały dym z niegaszonego wapna. [Słyszeliśmy] okrzyki: „Wody, wody!”. Krzyczeli po polsku. To byli polscy Żydzi. (…)
Jan Dzikowski, ur. 1926

 

Te sny mam od okupacji. Wysiedlenie, gonią nas, strzelają. Wiecznie mam sny. I zaraz mi się płakać chce, nie mogę o tym rozmawiać. Tak mi zatyka, zasycha gardło. Tamte [wspomnienia] nigdy nie odeszły. W nocy krzyczę, rozrabiam niesamowicie, albo strzelają do mnie, albo uciekam z wagonu, albo uciekam z getta. Byłem u niejednego lekarza, to powiedział, że to jest tak głęboko, że nie wyjmiesz.
Morris Wajsbrot, ur. 1930

 

Zakopaliśmy wspomnienia. Potrzebowaliśmy czasu, żeby stać się na nowo człowiekiem. Musieliśmy dalej żyć. Zapomniałam wszystkie imiona i nazwiska. Teraz, kiedy jestem stara, pozwalam myślom przychodzić. Nocą idą w moich snach ludzie. Widzę ich twarze. Pamiętam ich twarze, ale nie imiona. Nie mam się już kogo o nie zapytać, bo nikt już nie został. Tylko ja.
Sarah Tuller, ur. 1922

 

 

Słowa kluczowe