Lubelski lipiec 1980 we wspomnieniach uczestników
Strajki lubelskie były ważne… – Lubelski lipiec 1980 we wspomnieniach uczestników
W 30 rocznicę wydarzeń Lubelskiego Lipca 1980 Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” wydał 45 numer pisma Scriptores, poświęcony tym wydarzeniom. Zebrano ponad 30 relacji, głównie uczestników wydarzeń, wtedy pracowników różnych zakładów pracy i przedstawicieli różnych środowisk. Analiza zebranych wypowiedzi odpowiada między innymi na pytanie, jak z perspektywy ponad 30 lat uczestnicy tamtych wydarzeń widzą swój protest. Bynajmniej nie chodzi o analizę przebiegu wydarzeń utrwalonych w pamięci, ale o wskazania charakterystycznych cech opowieści.
My byliśmy pierwsi to sposób mówienia właściwy dla byłych pracowników WSK „PZL-Świdnik”. Nie dziwi to, skoro strajki lubelskiego lipca zaczęły się od protestu w Świdniku.
Mirosław Kaczan: W WSK byliśmy pierwszym miejscem, w którym wybuchł spontanicznie strajk, strajk bez przywództwa, bez przewodniczącego, bez współdziałania z innymi zakładami w rejonie, czy w Polsce… Zanim zaczęła strajkować Stocznia Gdańska parę strajków przez kraj się przewinęło. Był Świdnik, był Lublin, były inne miejsca więc w Gdańsku mogli postawić postulaty mocniejsze i polityczne. W Porozumieniach Gdańskich nie było mowy o zmianie systemu. To wszystko dopiero narastało. (…) Po zakończeniu naszego strajku, my wszyscy jak gdyby bardziej żyliśmy sytuacją w kraju, nie tylko na Lubelszczyźnie. Jak zaczął strajkować Lublin, później inne zakłady w Polsce, mieliśmy poczucie dumy, że my zaczęliśmy w Świdniku. Po porozumieniach sierpniowych nikt nie mówił o Świdniku. One przysłoniły nasz protest. Prawda jest taka, że strajki rozpoczęły się na Lubelszczyźnie, że rozpoczął je Świdnik. Później nasz wkład przytłoczyło powstanie Wolnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Wtedy o Świdniku jak gdyby zapomniano. Od pewnego czasu mówi się trochę więcej o znaczeniu naszego strajku. My nawet trochę oburzaliśmy się z tego powodu. Nie chodziło nam o wywyższanie się, ale taka jest niezakłamana historia. Tu się zaczęło, tam się skończyło. Nasze porozumienie było tylko wewnątrzzakładowe, w Gdańsku powstała „Solidarność” i podpisano porozumienia ogólnokrajowe1.
Rozmówcy podkreślają znaczenie faktu pierwszego w historii PRL podpisania porozumienia władz z załogą WSK Świdnik.
Urszula Radek: Postulaty były przede wszystkim płacowe i dotyczące zaopatrzenia. Ostatni punkt był taki, że godziny postoju załoga zobowiązuje się odpracować nie pobierając za to wynagrodzenia do końca roku. Nie wstydzę się tego. Postulaty były socjalne, ale my nie mieliśmy doradców, polityków, ekonomistów, tak jak w Gdańsku, gdzie był cały zespół. (…) Porozumienie zostało podpisane, druga zmiana miała przerwę o 18. Dyrektor i pani Zofia poszli do radiowęzła.
Dyrektor przeczytał porozumienie. (…) Zośka powiedziała, że porozumienie kończy strajk i proszę przystąpić do pracy. To porozumienie było naszym skarbem i ono zostało utajnione. My bardzo cieszyliśmy się, że to będzie nasze, że to nie zginie. W PRL było to pierwsze porozumienie podpisane między załogą a władzą. Wcześniej Gdańsk, Poznań zakończyły się krwawo. W naszym porozumieniu był postulat, żeby wobec strajkujących i komitetu nie zastosowano żadnych represji i tak się stało2.
Pojawiają się w wypowiedziach odniesienia do pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski w 1979 roku w kontekście opinii, że strajk był początkiem odnowy moralnej narodu.
Stanisław Pietruszewski: (…) tu jednak właśnie „Ukraina” powstała pierwsza i ruszyła do boju o godność, o wolne swoje prawa. Tak po prostu złożyło się, że jesteśmy dumni z tego, że w Polsce powstał ruch odnowy moralnej w całym narodzie, czego byliśmy pierwszym zaczątkiem. To było posłanie boże – to o co wołał papież, to miało miejsce. Akurat wybrany był ten zakład i od tego wszystko się zaczęło i poszło w świat3.
Nazwa wydarzenia „lubelski lipiec” nie oznacza województwa czy poszczególnych miejscowości. Stąd uczestnicy strajku w Świdniku wyróżniają Świdnicki Lipiec. Funkcjonowanie komitetu Strajkowego w WSK Świdnik w czasie trwania strajków w Lublinie i Gdańsku dały początek niezależnego obiegu informacji na skalę masową. Takiego zdania był Kazimierz Bachanek: Najpierw był Świdnicki Lipiec, później Lubelski Lipiec. W czasie strajków w Lublinie komitet strajkowy w WSK Świdnik wydawał komunikaty, że my jako zakład popieramy kolejarzy, komunikację miejską. Nie musieliśmy odrywać się od pracy, byliśmy informowani przez komitet. Jak gdyby oficjalnie mogliśmy ogłaszać swoje stanowisko przez komitet strajkowy, który już nie kierował strajkiem, ale po prostu istniał. On był również czynny, kiedy wybuchły strajki na Wybrzeżu. My już nie strajkowaliśmy, tylko wysyłaliśmy depesze, że solidaryzujemy się, że wyślemy tam swojego człowieka. Przyjmowaliśmy z Gdańska faksy, które były czytane w zakładzie przez radiowęzeł. Od tego czasu został złamany monopol propagandy partyjnej4.
Strajk postrzegany był również jak mały kamień, który spowodował lawinę przemian w skali Polski i Europy.
Piotr Karwowski: Po zakończeniu strajków gdańskich była u nas pani Anna Walentynowicz. Powiedziała takie znamienne słowa: „Gdyby nie Świdnik, na pewno w sierpniu my byśmy nie zastrajkowali. Myśmy przygotowywali się do tego, tylko wy dodaliście nam jakby takiego impulsu. Myśmy zobaczyli to, jak powinno się strajkować. Nie wychodzić na ulicę, nie dopuścić do wandalizmów, żeby nie dać pewnej broni w ręce UB-ków, żeby oni nie zaczęli strzelać i zamykać”. Myśmy byli zapalnikiem tego wszystkiego, co się stało później. Choć niektórzy mówią: „E tam, wy tylko o kotleta”. Myśmy mieli więcej postulatów politycznych. Twierdzę, z całą stanowczością, że myśmy byli zapalnikiem dla Polski i nawet dla tych przemian, które stały się w Europie5.
Również według uczestników strajków spoza Świdnika ich protest był wyjątkowy.
Ryszard Blajerski: Na PKP postulat wolnych wyborów do związków zawodowych postawili jako pierwszy. Coś takiego jak wolne związki zawodowe nie mogło nam przyjść do głowy. Przecież to były zupełnie inne czasy, nikt jeszcze o załamaniu komunizmu nie myślał. Może tylko ci mądrzejsi, którzy czytali. Dla nas to był pierwszy strajk w Polsce od zakończenia wojny. Wcześniej były bunty i ludzie wychodzili na ulicę. Tu po raz pierwszy był strajk i nie wyszliśmy na ulicę. Przecież my nie mieliśmy żadnego doświadczenia, jak to organizować, czy pisać postulaty. Wcześniej były bunty społeczne, ale strajków jako takich nie było, chyba że myśmy w ogóle o tym nie wiedzieli. To był pierwszy strajk na Lubelszczyźnie od czasów wojny6.
Rozmówcy polemizują z zarzutem, że strajk miał podłoże tylko socjalne, przekonując, że strajk w PRL musiał być polityczny.
T.B.: Strajki miały podłoże polityczne, chociaż nikt głośno o tym nie mówił. Wiadomo, czym mogłoby się to skończyć. Zawsze kończyło się rożnymi represjami. Rzekomo rozchodziło się o mydło i powidło, ale jak nabrało rozpędu, to szło już o wszystko. [Jak Pan przyjął wiadomość o porozumieniach gdańskich, o utworzeniu NSZZ „Solidarność”? – red.]. My wcześniej przeszliśmy przez to w naszych zakładach pracy. Lubelszczyzny nikt nie preferował, nikt tego nie nagłaśniał, nikt o tym nie mówił. W zarodku wszystkie sprawy załatwiali po cichu. Chcę jeszcze powiedzieć, że po strajkach w lipcu przyjeżdżali do nas ludzie ze Śląska, z Gdańska i pytali: „Jak wyście to zrobili, że was nie spałowali i nie pozamykali?”. Przyjeżdżał Kazimierz Świtoń, który osobiście do mnie się zgłaszał. Przyjeżdżał też Andrzej Gwiazda z Gdańska7.
Istotną dla strajkujących w Lublinie była sprawa związków zawodowych, ich działalności na rzecz pracowników zakładów. Zanim w Gdańsku sformułowano pierwszy postulat, w Fabryce Samochodów Ciężarowych miano domagać się wolnych związków zawodowych.
Lech Jan Ciężki: W początkowym okresie strajku nie pojawiły się tak zwane postulaty polityczne, np. dostęp do środków masowego przekazu. Właśnie w FSC, prawdopodobnie po raz pierwszy w Polsce, sformułowaliśmy postulat uniezależnienia związków zawodowych od administracji i chyba również od partii politycznych. Czyli, jeszcze przed Gdańskiem, domagaliśmy się wolnych związków zawodowych. Strajk był przede wszystkim spontaniczny i nie było u nas żadnych organizatorów z KOR-u. Tak było w FSC i w innych zakładach. Jak rozmawiałem z kolegami to twierdzą, że tutaj absolutnie nikogo nie było. Trudno mi powiedzieć, kto zgłosił postulat dotyczący niezależności związków. Na pewno nie przyszedł z zewnątrz, nie inspirował go KOR, czy jakaś inna organizacja. On wyszedł od załogi. Było powszechne oburzenie na działalność związków zawodowych, bo te komunistyczne związki zawodowe nic nie robiły8.
Lato 1980 roku zapisało się w pamięci jako czas szczególnych niepokojów. W Puławach postawy sprzeciwu rodziły się indywidualnie w zetknięciu z drugoobiegowymi pismami.
Zbigniew Zubowski: Strajki lipcowe były pierwszym doświadczeniem. Pamiętam, z czego to wynikło. Chyba zrodziło się to z nas, a nie dlatego, że coś działo się w Lublinie. Coś wisiało w powietrzu. Przecież tu, na Lubelszczyźnie, nie było klasy robotniczej, tradycji robotniczej i strajkowej. Po tej stronie Wisły niewiele się działo, przecież to był region typowo rolniczy. Co innego Poznań, Śląsk. Połowa zatrudnionych, to byli tak zwani „chłoporobotnicy”. Dojeżdżali do pracy w Puławach z sąsiednich wsi, gdzie mieli gospodarki, obrabiali pola. Po wydarzeniach w Radomiu „Radia Wolna Europa” słuchałem intensywnie. Na dodatek, żona, która studiowała na KUL-u, nie zawsze, ale przywoziła „Robotnika”, którego ja czytywałem. Chyba niektórzy moi koledzy też czytali. U nas, powoli, te drożdże wyfermentowały. Wezbrała fala wzburzenia, wylało się to z nas i w zasadzie na niczym się zakończyło. Z drugiej strony dobrze, że to się dokonało, bo my dostaliśmy taką pierwszą szkołę. Pamiętam, że emocji nie brakowało. Przy okazji ujawniły się charaktery ludzkie. Okazało się, że właściwie cokolwiek możemy, że potrafimy coś zrobić9.
Strajk w lipcu 1980 roku był przedstawiany jako moment, w którym pracownicy zakładów nawet w województwie lubelskim, przykład Poniatowej, zaczęli mówić otwarcie o swoich sprawach, oraz czas minimalizacji społecznego poczucia strachu. Rolę inspiratora przypisano Janowi Pawłowi II.
Zbigniew Jędruszewski: Wtedy nastąpiło pewne odblokowanie i ludzie zaczęli mówić pewnym głosem to co myślą, nie obawiając się konsekwencji. Jak gdyby zastraszenie, które wcześniej funkcjonowało w naszym społeczeństwie, zostało zminimalizowane. To było takie budujące. Był ten zryw. Jedni drugich motywowali do takiego właśnie działania, do wystąpienia. Później te przerwy były odpracowane, tak, żeby nie było konsekwencji, jeśli chodzi o wynik produkcyjny w zakładzie. Natomiast chodziło o sam wydźwięk i walkę o konkretne sprawy. Myślę, że na taką postawę pracowników miała wpływ pierwsza wizyta w Polsce Ojca Świętego Jana Pawła II, naszego Wielkiego Rodaka. Jego wołanie „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi” – zaowocowało10.
Strajki były przedstawiane jako pierwszy etap ciągu zdarzeń, których skutki były nie do przewidzenia, przekraczały wyobrażenia uczestników wydarzeń.
Aleksander Sola: W lipcu nie umieliśmy jeszcze strajkować. Wszystko działo się spontaniczne. Nie umieliśmy się organizować. W późniejszym okresie nabyliśmy praktyki. Wszystko zaczęło się od kanapek, od drożyzny w sklepach, od marnego zaopatrzenia. Opowiem taką rzecz: często bywałem na przesłuchaniach w SB. Jeden z pracowników SB zarzucał mi: „Panie, nie podoba się panu Związek Radziecki i porozumienia jałtańskie. Pan nam chce ustrój siłą rozwalić”. Odpowiedziałem mu: „Cóż pan bredzi? Jaką siłą? Gdzież tam u mnie siła? Gdzie moje czołgi? Jak ja mogę wam ustrój siłą rozwalić”? Okazuje się, że właśnie on miał rację, nie ja. Nie wiedzieliśmy, że chcemy obalić, ale tak naprawdę chcieliśmy. I to się udało11.
Mówiąc o postulatach wynegocjowanych z władzą w czasie strajku podkreślano wagę tych, które nie dotyczyły sfery materialnej ale wyrażały „ducha czasu”.
Michał Kasprzak: Jako pierwsi w czasie strajków lubelskich domagaliśmy się wyboru nowych władz do związku zawodowego kolejarzy. Nie myśleliśmy o „Solidarności”, jej jeszcze nie było, ale o doprowadzeniu do nowego wyboru Rady Zakładowej Związków Zawodowych Kolejarzy, który wtedy istniał. W wyborach, które odbyły się już po strajku w sierpniu 1980 roku, przeprowadzonych zgodnie z ówczesna ordynacją, wybrani zostali głownie ludzie aktywni w czasie strajku12.
Strajki w lipcu 1980 roku przeprowadzone zostały przez grupę 30-40-latków, których celem była zmiana warunków funkcjonowania jednostki w społeczeństwie i państwie.
Antoni Adam Czop: Nie tylko względy materialne były przyczyną strajku. Ludzie myślący, a większość ludzi jest myślących i myśli perspektywicznie, kalkulowali: jeżeli mój awans w zakładzie, czy awans kolegi był uzależniony od wstąpienia do wiodącej partii politycznej, to ja tego nie chcę, chociażby była to najlepsza organizacja. Dla nas to było wymuszenie: musisz coś podpisać i wtedy możesz awansować. Strajki prowadzili najczęściej ludzie trzydziesto-, trzydziestopięcioletni, którzy mieli już małe dzieci i wiedzieli, że dzieci trzeba wykształcić. Te dzieci choćby były najzdolniejsze i tak będą musiały przejść przez tę wyżymaczkę i zapisać się, złamać się ideowo i wzmacniać komunę. Były proste punkty odniesienia: oni – czerwoni, my, którzy byliśmy większością. (…) Priorytety ludzi, którzy prowadzili strajki w lipcu 1980 roku były takie: pierwsza, najważniejsza rzecz, zmiany na lepsze. Druga sprawa, żeby było bardziej sprawiedliwie, żeby nie było grup społecznych wyróżnianych, żeby pewne grupy społeczne nie miały swoich sklepów. Było tak nie dlatego, że oni byli lepsi, lepiej pracowali i dawali coś krajowi, ale tylko dlatego,że byli z drugiej strony. Natomiast postulaty materialne były równie ważne. Rodziny nie głodowały, dzieci nie głodowały, ale czasem trzeba było coś zjeść, od święta mieć mięso, lepsze jedzenie. Nie mówiąc już o butach, czy ubraniach. To są rzeczy elementarne, ale tego nie było13.
Wskazywano, że strajk był doświadczeniem scalającym załogę i wyjątkowym w skali lubelskich protestów ze względu na cechę wyróżniającą grupę społeczną.
Ryszard Dziewa: Osoby niewidome są takimi samymi osobami jak wszyscy, oprócz tego, że są pozbawione wzroku. To samo czują, tego samego mogą się dowiedzieć. Są różni: uczciwi, nieuczciwi, mogą być świętymi lub zbrodniarzami. Środowisko niewidomych stanowi przekrój całego społeczeństwa. Mitem jest, że niewidomy jest kimś innym. On to samo czuje, on to samo wie i tak samo może reagować. Niewidomi bardzo różnie reagowali na strajki w Lublinie. Zdecydowaliśmy się na akcję strajkową i myślę, że świadczy to o tym, że dojrzałość polityczna, społeczna niewidomych była chyba dosyć wysoka. Myślę, że dla osób niewidomych, niepełnosprawnych większe było niebezpieczeństwo, niż dla ludzi pełnosprawnych, którzy, pewnie z trudem ale pracę by sobie znaleźli. Niewidomi innej pracy pewnie by nie znaleźli. Myślę, że ta odwaga była czymś wspaniałym, co zintegrowało nasze środowisko w spółdzielni.
Tak naprawdę była to rodzina i więź społeczna środowiska po strajku była dużo większa. Ten strajk jeszcze bardziej scementował załogę14.
We wspomnieniach uczestników lubelskiego lipca dwie kwestie są pierwszoplanowe: po pierwsze Oni byli pierwsi… Lubelski Lipiec 1980, po drugie Przed Sierpniem był Lipiec. Dla wyrażenia charakterystycznych tendencji w opowieściach odwołano się do dwóch tytułów filmów „dopominających” się o miejsce w pamięci/historii/narracjach o przeszłości. Zakładają one, że Lubelski Lipiec został zapomniany, a był powinien funkcjonować w pamięci, oraz że „naturalnym” odniesieniem dla wydarzeń na Lubelszczyźnie są wydarzenia w sierpniu 1980 roku zakończone powstaniem NSZZ „Solidarność”. Na marginesie dopominania się o pamięć można zauważyć, że w 1981 roku dużą rangę nadano obchodom pierwszej rocznicy strajków w lipcu 1980 roku. Ujmowano te protesty jako genezę niezależnego ruchu związkowego w regionie. Wtedy też ukuto określenie Lubelski Lipiec 198015. Ponowny proces upamiętniania strajków w lipcu 1980 roku nastąpił na przełomie XX i XXI wieku.
Dla uczestników tamtych wydarzeń udział w strajkach lubelskiego lipca był jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym, wydarzeniem w życiu. Zyskali miejsce w historii, co najmniej lokalnej. Uczestnicy strajków, oczywiście nie wszyscy, przypisują im wartość przekraczającą bramy zakładu czy regionu lubelskiego. Znaczenie wydarzenia sytuują w sferze indywidualnej, społecznej, politycznej, międzynarodowej a nawet moralnej.
W zależności od stopnia zaangażowania w wydarzenia, bycia w kluczowej fazie strajku, narracje bohaterów są różnie nasycone szczegółami. Szczegóły opisu zależą od usytuowania w trakcie strajku, uczestnictwa w wydarzeniach początkowych, działalności w komitecie, czy bycia obserwatorem. Narracje poświęcone lubelskiemu lipcowi zaproponowane przez uczestników wydarzeń bez mała pozbawione są kontrowersji. Z perspektywy 25 czy 35 lat nie spierają się o przebieg wydarzeń. Jeśli już się pojawiają to dotyczą pamięci o strajku, zawłaszczeniu narracji o strajku w Lokomotywowni PKP Lublin16.
Uczestnicy strajków w Lublinie, którzy poruszają ten temat, poza Ryszardem Dziwą, prowadzą mniej lub bardziej otwartą polemikę z opinią o inspiracji czy nawet organizacji wydarzeń w Lublinie przez środowisko KSS KOR. Równocześnie osoby, które bezpośrednio nie organizowały strajku wskazują, że pismo KSS KOR „Robotnik” pojawiało się w Lokomotywowni za sprawą aktywnego w czasie strajku Zdzisława Szpakowskiego. Również koordynator akcji zbierania informacji o strajkach w Lublinie Wojciech Onyszkiewicz wspomina o kontaktach Szpakowskiego i Czesława Niezgody ze środowiskiem KOR przed 1980 rokiem czy ich wspólnych – czyli Onyszkiewicza i Niezgody – rozmowach w sierpniu 1980 roku.
W narracjach o lubelskim lipcu obecne są odniesienia do tworzenia niezależnych od władzy związków zawodowych. Opinię, że to nie był jeszcze moment, może bardziej miejsce, dla tworzenia związku skomentował Wojciech Onyszkiewicz: Strajki lubelskie były ważne, ponieważ miały duży zasięg, wszystkie podstawowe postulaty zostały wyartykułowane, zawarte zostały porozumienia i pojawiło się porozumienie dotyczące reprezentacji robotniczej w zakładzie pracy. W związku z tym było to spektakularne, ważne i nie do zlekceważenia wydarzenie. (…) W pewnym momencie strajków w Lublinie zaczął kiełkować pomysł międzyzakładowego, międzystrajkowego komitetu. Trochę wokół tego chodził Zdzisław Szpakowski, współpracownik Niezgody, który nie miał takiego autorytetu jak Niezgoda. Pamiętam, że brałem udział w rozmowach na ten temat. Jak był kocioł, byłem w Świdniku, chyba w tej sprawie. W rezultacie ten międzyzakładowy komitet nie powstał. Jeden tekst, jedno ogłoszenie mogłoby zmienić historię. Niemniej była to idea, na którą przyszedł czas. Później tak fantastycznie zmaterializowała się na Wybrzeżu17.
Wypowiedź Onyszkiewicza można uzupełnić o opinie dwójki obserwatorów Renaty Ostapczuk i Bronisława Wardawy.
Renata Ostapczuk powiedziała: W czasie strajku zaczęli do nas przyjeżdżać przedstawiciele różnych zakładów z terenu Lubelszczyzny. Ludzie pocztą pantoflową dowiedzieli się, że przegoniliśmy członków starej Rady Zakładowej. Już wtedy jakby rozwiązaliśmy skład wcześniejszej Rady Zakładowej i zaczęli ją tworzyć nowi ludzie, organizatorzy strajku. Do nich przychodzili ludzie i mówili o swoim niezadowoleniu. Stała tam, zrobiona na warsztacie, bardzo ładna tabliczka, taka jakby wizytówka, której napisu nie zapomnę: „WOLNE ZWIĄZKI ZAWODOWE”. Dziwię się i mam troszeczkę żal do kolegów, którzy udzielali wywiadów z okazji 25-lecia strajków, że nikt o tym nie wspomniał. Uważam, że było to bardzo ważne i do nas ludzie przyjeżdżali, aby się dowiedzieć, jak nam to się udało, że oni odeszli18.
Inaczej w czasie umieścił to Bronisław Wardawy: Zanim powstała „Solidarność” w parowozowni powstały tak zwane wolne związki w ramach tych, które istniały oficjalnie. Chłopaki dopisali sobie, że tworzą wolny związek zawodowy, który nie był, że tak powiem, na sznureczku władzy19.
Przygotowana publikacja rocznicowa przez Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” nie miała pełnego charakteru, tzn. nie zebrano w niej relacji wszystkich żyjących najważniejszych uczestników wydarzeń. We wstępnie napisano: Czytelnicy znający historię Lubelskiego Lipca 1980 roku zauważą nieobecność wspomnień kilku żyjących i ważnych uczestników wydarzeń. Ze swojej strony zespół Pracowni Historii Mówionej dołożył starań, aby wspomnienia tych osób mogły pojawić się w tym tomie20. Wskazuje to na fakt, że pamięć o Lubelskim Lipcu 1980 przez niektórych uczestników wydarzeń jest transmitowana wybranymi kanałami upamiętnienia.
Opracowanie: Łukasz Kijek
Przypisy
1 Lubelski Lipiec 1980, red. Ł. Kijek, „Scriptores” nr 45, Lublin 2015, s. 27-28.
2 Lubelski Lipiec 1980, s. 30.
3 Lubelski Lipiec 1980, s. 35.
4 Lubelski Lipiec 1980, s. 38.
5 Lubelski Lipiec 1980, s. 46.
6 Lubelski Lipiec 1980, s. 63.
7 Lubelski Lipiec 1980, s. 71.
8 Lubelski Lipiec 1980, s. 74.
9 Lubelski Lipiec 1980, s. 80.
10 Lubelski Lipiec 1980, s. 85.
11 Lubelski Lipiec 1980, s. 89.
12 Lubelski Lipiec 1980, s. 97.
13 Lubelski Lipiec 1980, s. 138.
14 Lubelski Lipiec 1980, s. 128.
15 M. Dąbrowski, NSZZ Solidarność Region Środkowo-Wschodni w latach 1980-1981, Lublin 2014, s. 188.
16 Lubelski Lipiec 1980, s. 93.
17 Lubelski Lipiec 1980, s. 182, 183.
18 Lubelski Lipiec 1980, s. 106.
19 Lubelski Lipiec 1980, s. 111.
20 Lubelski Lipiec 1980, s. 6.