Targ, ul. Ruska:
Gorąco! Nawet w cieniu wiatr nie chce hulać. Na targu przy ul. Ruskiej ruch średniej gęstości. Przy przejściu szpaler starszych pań, każda z reklamówką, wszystkie z krótkimi włosami w kolorze nawiązujących do jednej z najmniej udanych produkcji filmowych zeszłego roku. Zielone światło i wszyscy ruszają. Obok czyjaś walizka stuka kółkami po betonowej kostce.
Na targu królują kwiaty i warzywa, chociaż stary fajans też pięknie się prezentuje w słońcu. Ktoś rzucił gołębiom garść pszenicy, z drugiej strony targowiska dobiegają hity Modern Talking.
Na wysłużonych krzesełkach siedzą: w czerwono-czarnym podkoszulku i czarnej czapce pan Waldemar i pan Józef, w niebieskiej koszuli i szarej czapeczce, nieco wyblakniętej od słońca. Dla nich to finał wielomiesięcznych przygotowań. Sami sieją i dbają o rośliny, które później sprzedają. Praca zaczyna się już na jesienie, kiedy trzeba przygotować ziemię pod rozsady.
Pan Waldemar nie chce pokazywać twarzy, ale za to chętnie prezentuje dłonie. Sprzedawanie roślin to ciężka praca, od samego rana do późnego wieczora. Wraz ze swoim wspólnikiem kładą się spać około 23, bo trzeba przecież jeszcze podlać rośliny i przygotować sadzonki na następny dzień.
Pan Józef z uśmiechem przyznaje, że w tym roku najlepiej sprzedają się dyniowate, bo taka moda jest.
Nigdzie na targu nie ma już cukinii.