HGIS Lublin to serwis zawierający informacje o historii miasta i regionu, który umożliwia wyszukiwanie informacji na temat osób, wydarzeń, miejsc i źródeł. Informacje te prezentowane są na interaktywnych mapach, wykorzystujących historyczne źródła kartograficzne.

Serwis dedykujemy naszemu zmarłemu koledze Tadeuszowi Przystojeckiemu.

HGIS Lublin to serwis zawierający informacje o historii miasta i regionu, który umożliwia wyszukiwanie informacji na temat osób, wydarzeń, miejsc i źródeł. Informacje te prezentowane są na interaktywnych mapach, wykorzystujących historyczne źródła kartograficzne.

Serwis dedykujemy naszemu zmarłemu koledze Tadeuszowi Przystojeckiemu.

Teatr NN

FISZADER (rodzina Różki Doner)

FISZADER (rodzina Różki Doner)
Życie Fiszaderów w przedwojennym Lublinie

Przed wojną rodzina Fiszaderów mieszkała w sześciopokojowym mieszkaniu przy Świętoduskiej 18, w dużym, poklasztornym i trochę dziwnym budynku z grubymi murami. Najstarszą córką Hersza i Symy Stefy Fiszaderów była Różka (ur. 1920). Ojca nie było przy jej narodzinach, ponieważ ze względu na trwającą wówczas wojnę polsko-bolszewicką uciekł do Niemiec. Wkrótce powrócił, a dwa lata później (w 1922 roku) na świat przyszła jej siostra Debora, zaś w 1924 roku brat Samuel. Kiedy rodził się Samuel Hersz Fiszader zemdlał z przejęcia, tak bardzo obawiał się, że urodzi mu się kolejna córka.

W mieszkaniu przy Świętoduskiej 18 znajdowała się także pracownia Hersza Fiszadera, znanego wówczas krawca męskiego, a niżej od frontu sklep z tekstyliami prowadzony przez Symę Stefę Fiszader. Interes miał się dobrze, więc Fiszaderowie stali na przyzwoitym poziomie materialnym. Rodzinę było od czasu do czasu stać na wakacje. Ojciec na urlop wyjeżdżał przeważnie sam. Latem dzieci ze służącą posyłano do Nowego Dworu, a rodzice przyjeżdżali na sobotę. W domu pracowały dwie służące – Polka (sprzątaczka) i Żydówka (kucharka). Polka nieźle znała język żydowski, znacznie lepiej niż sama Różka Fiszader, która rozumiała go jedynie trochę ze słyszenia. Polska sprzątaczka do perfekcji natomiast opanowała przekleństwa żydowskie, których z dużą wprawą używała podczas kłótni z kucharką.

W budynku przy Świętoduskiej 18 mieszkali sami Żydzi, jedynie stróżka Zalcman była Polką. Hersz Fiszader uchodził nawet nie tyle za dobrego krawca, co za artystę; fachu wyuczył się w Warszawie. Sezon w pracowni trwał w zasadzie cały rok; przychodzili stali klienci, wśród których bywali nawet księża, przyjeżdżali klienci z Warszawy, Fiszader mierzył i przykrawał, a pracę wykonywali pod jego okiem pracownicy. Miał tyle zleceń, że czasem oddawał niektóre konkurencji. Widocznie uważał, że także jego żona mogłaby nieco zarobić i namówił ją do otworzenia interesu. W pobliżu znajdował się tzw. polski targ i mniejszy żydowski targ śledziowy, znana pralnia Łabęckiego, pijalnia piwa – Świętoduska tętniła życiem i warto było otworzyć przy niej zakład. Do sklepu Symy po towary sprowadzane z Łodzi przychodzili głównie chłopi z pobliskiego targu. Nie oszukiwała, więc sklep miał się nie najgorzej. Po zdaniu matury w 1938 roku Różka pomagała jej nieco w sklepie.

Rodzice Symy Fiszader

Rodzice Symy Fiszader żyli bardzo skromnie. Ojciec został zabity w napadzie rabunkowym na pociąg w 1920 roku. Jego żona – sparaliżowana i schorowana – mieszkała z dużym psem, dwoma synami i ich rodzinami w trzypokojowym mieszkaniu przy Cyruliczej (8 lub 10). Dwudziesty wiek dopiero się tam rozglądał – ulica ledwie wybrukowana kocimi łbami, wszystko walało się i przewracało dookoła. Warunków sanitarnych w zasadzie tam nie było: brak kanalizacji, rynsztoki pełne nieczystości wylewanych z domów, zlew i ubikacja na zewnątrz. Matka Symy utrzymywała się przy życiu tylko dzięki pomocy swoich dzieci. W czasie okupacji hitlerowskiej Niemcy wtargnęli do domu i zastrzelili ją i jej wiernego psa.

Rodzice Hersza Fiszadera

Izrael, ojciec Hersza Fiszadera był niezwykle pobożny. Całe dnie spędzał na studiowaniu książek i popijaniu herbaty z samowaru. Jeżeli gdzieś wychodził, to do domu modlitewnego – sztibla – przy Szerokiej, a od ciągłego siedzenia nad Pismem i księgami narósł mu z czasem garb. Trud utrzymania go i dziesięciorga dzieci spoczywał na jego żonie, która sprzedawała po wsiach galanterię. Dzieci rosły, usamodzielniały się i wyprowadzały, więc żona Izraela Fiszadera z czasem pracowała coraz mniej. Nie dane jej było jednak odpocząć, wkrótce zachorowała i zmarła na raka w połowie lat 20. „Za dwie godziny będziecie już mogli klaskać” – powiedziała tuż przed śmiercią i rzeczywiście po dwóch godzinach już nie żyła. Wówczas jej mąż musiał wstać od książek i wyprowadzić się z Lubartowskiej 23; pomieszkiwał raz u rodziców Różki, raz u jej ciotki. Te zawirowania nie zachwiały jednak jego pobożnością – kiedy Syma chodziła po domu w szlafroku, Izrael Fiszader krzyczał, że się nad nim znęca; swojej wnuczki nigdy nie łapał za rękę, co najwyżej pozwalał jej się w nią pocałować, była przecież kobietą. Zmarł ze starości w wieku około 80 lat w domu swojej córki (siostry Hersza Fiszadera) na rok przed wybuchem II Wojny Światowej. Zdjęto go z łóżka, położono na ziemi, następnie starannie umyto i owinięto w czarny całun. Kondukt żałobny poniósł ciało Izraela Fiszadera na Nowy Cmentarz Żydowski, jednak po wojnie nie został po jego nagrobku nawet kamień.

Religia i tożsamość narodowa

Izrael Fiszader był bardzo pobożny. Jego syn Hersz chodził do synagogi Maharszala w święta albo na występy chazanów, przy ważnych okazjach wykupował sobie w niej nawet specjalne miejsce. Do 15 roku życia uczył się zresztą w jeszybocie, ale siostra z Warszawy wybiła mu to z głowy i posłała na kurs krawiectwa. Syma Fiszader chodziła do synagogi głównie z okazji Pesach i Nowego Roku na modlitwę za dusze zmarłych. Różka Fiszader bywała w bożnicy w dzieciństwie. Gdy miała 5 lat, bardzo nie spodobało jej się, że podczas święta szałasów musi iść na miejsce przeznaczone dla kobiet. Od tamtej pory nie chciała już chodzić do bożnicy. Podczas Jom Kipur jej ojciec pościł cały dzień, ale dla Różki było to przede wszystkim święto, podczas którego się jadło. Jej matka w tajemnicy przed mężem kupowała dla siebie i dzieci szynkę w polskim sklepie. W piątek wieczorem Syma Fiszader zapalała szabasowe świece; starała się także, przez wzgląd na męża, żeby wszystko było koszerne, jednak nie miała wprawy i nie zawsze wszystko wychodziło. Zimą przygotowywała na szabas czulent; razem z innymi Żydówkami zanosiła do piekarzy wielkie gary z czulentem, by doszedł w tamtejszych piecach węglowych.

Hersz Fiszader był bundowcem, jego żona neutralna światopoglądowo, rodzinie daleko było do ortodoksji religijnej czy syjonizmu. Między sobą małżeństwo rozmawiało w jidysz, ale z dziećmi tylko po polsku i to właśnie polski był ojczystym językiem Różki Fiszader. Przed wojną czuła się polską patriotką wyznania mojżeszowego. Nigdy nie miała specjalnych poglądów politycznych, ale uważała, że Żydzi powinni pozostać w Polsce. Mimo silnej identyfikacji z Polską i językiem praktycznie nie miała kontaktów z Polakami. Wzajemne antagonizmy, szczególnie w ostatnich latach przed wojną były bardzo silne. Deptak na Krakowskim Przedmieściu podzielony był na część polską (lewą) i żydowską (prawą), wszyscy chodzili po swojej stronie i raczej nie było żadnych szczególnych relacji między dwoma społecznościami. Kontakty bywały, szczególnie kiedy przeszło się na nieodpowiednią stronę deptaka. Młodzi chłopcy tylko na to czekali i wszczynali bójki.

II wojna światowa

Na kilka miesięcy przed wojną ludzie przestali przychodzić do sklepu Symy, więc trzeba było ogłosić plajtę. Czuło się, że będzie wojna, ale nikt nie przypuszczał, że taka. Niektórzy byli nawet zadowoleni, że wejdą Niemcy, myśląc że będą to Niemcy, jakich znali z 1914 roku.

O wybuchu wojny, jak wszyscy, Fiszaderowie dowiedzieli się z radia. Wkrótce zaczęły się bombardowania. Przy więzieniu nieopodal ich domu postawiono zenitówkę przeciwlotniczą. Nie zestrzeliła ani jednego samolotu, ale przyciągnęła uwagę niemieckich bombowców. Podczas jednego z bombardowań wiele osób z pobliskiego targu schroniło się w tym dziwnym, poklasztornym budynku o grubych murach przy Świętoduskiej 18. Bomba wycelowana w zenitówkę uderzyła w kamienicę, zabijając wiele osób i niszcząc część mieszkania Fiszaderów. W ocalałej części domu rodzina mieszkała jeszcze kilka miesięcy, do czasu kiedy Niemcy zaczęli przesiedlać. Przyszli któregoś dnia i kazali się wynosić, pozwolili zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy i wysłali ich do jakiegoś małego miasteczka. Niedługo potem rodzina wróciła do Lublina i sprowadziła się do dawnego, jednopokojowego mieszkania Izraela Fiszadera przy Lubartowskiej 23. W pewnym momencie Hersz z synem próbowali uciec, wielu mężczyzn uciekało wówczas za Bug, zostawiając kobiety na miejscu. Rosjanie zabrali im pieniądze, ale przez Bug nie pozwolili się przeprawić. I tak rodzina znowu była razem.

Niemcy uznali, że fach Hersza Fiszadera może się do czegoś przydać. Kiedy Fiszaderowie mieszkali jeszcze na Świętoduskiej, Niemcy sami przychodzili. Z Lubartowskiej Fiszader dojeżdżał do nich furmankami, bo Niemcy nie zapuszczali się do getta. Za usługi płacili jedzeniem i początkowo byli dość uprzejmi, ale z czasem odnosili się z coraz większą pogardą. W marcu 1942 Niemcy rozpoczęli Akcję Reinhardt, która miała być prezentem dla Hitlera – Lublin bez Żydów. Hersza i Samuela Fiszaderów teoretycznie chroniła praca dla Gestapo, ale Różka, jej matka i siostra przez trzy tygodnie musiały ukrywać się na strychach. Niemcy rzucali niemowlęta z dachów, zabijali ludzi na miejscu albo wysyłali do Bełżca. Do Żydów mówili afiszami, rozwieszali rozporządzenia, zakazy i nakazy. Getto na Starym Mieście zostało zlikwidowane, ale rodzinie udało się przeżyć. Mieli trafić na Majdanek, ale Hersz Fiszader zobaczył pewnego gestapowca, któremu nie skończył jeszcze szyć ubrania. Zawołał do niego po nazwisku i zagadnął o te niewykończone spodnie czy marynarkę. Tamten kopnął go, ale kazał im się cofnąć i zamiast na Majdanek zostali wysiedleni na Majdan Tatarski. Żydzi mieszkali tam w piwniczkach przejętych po biednych polskich rodzinach przesiedlonych do centrum miasta. Panował tyfus, brud, ale u Fiszaderów akurat nie było głodu, bo Niemcy płacili Herszowi jedzeniem. Szył dla nich przy Krakowskim Przedmieściu, Debora i jego żona trochę mu pomagały, Samuel chyba gdzieś pracował i przyuczał się krawiectwa, a Różka została skoszarowana w fabryce muchołapek Bengal przy Lubartowskiej. Spędzała tam cały tydzień, a na sobotę i niedzielę szła do rodziny na Majdan.

Któregoś razu w listopadzie z niedzieli na poniedziałek padał deszcz. Matka prosiła Różkę żeby została i poszła do pracy w poniedziałek rano, ale ona nie chciała wstawać i tłuc się rankiem w deszczu, więc wróciła na Lubartowską jeszcze w niedzielę. To był ostatni raz, kiedy widziała matkę – o czwartej nad ranem Niemcy zorganizowali obławę i wywieźli wszystkich na Zamek. Różce Fiszader udało się przedostać do getta warszawskiego, skąd na fałszywych papierach wyjechała na roboty do Niemiec i tam doczekała wyzwolenia. Oprócz niej z całej rodziny przeżyła tylko jedna kuzynka – Stefa Liberman.

 

Opracowanie na podstawie relacji Debory (Różki) Doner: Piotr Nazaruk

Zdjęcia

Audio

Historie mówione

Źródła