Kolekcja Jana Du Chateau
Jan Piotr Du Chateau urodził się w 1936 roku w Warszawie. Pochodzi z pół francuskiej rodziny, osiadłej w Polsce na początku XIX wieku. Dzieciństwo spędził w rodzinnym dworze w Hrubieszowie oraz w majątku ziemskim w Strzelcach. Niniejsza kolekcja fotografii przedstawia losy rodziny ziemiańskiej w czasach dwudziestolecia międzywojennego i drugiej wojny światowej.
Dom rodzinny
Historia rodziny Du Chateau jest związana z losami Piotra Du Chateau - francuskiego żołnierza napoleońskiej armii. Po odbyciu służby wojskowej, osiadł on na stałe w Polsce, gdzie na początku XIX wieku ożenił się z lokalną szlachcianką i nabył ziemiański dwór w Hrubieszowie. Dom pozostał własnością rodziny Du Chateau przez ponad sto lat, aż do 1946 roku. Na początku XX wieku rodzina Du Chateau weszła w posiadanie majątku we wsi Strzelce, dworu o bogatej historii własnościowej, wybudowanego w połowie XIX stulecia. Posiadłość ta, wyłączając okres dwudziestolecia międzywojennego, była własnością rodziny do 1942 roku.
Majątek ziemski był odrębną własnością, natomiast Hrubieszów, ten dwór, w którym obecnie mieści się muzeum, nie należał do majątku ziemskiego, na szczęście. I wtedy, dlatego nie został objęty reformą rolną. Także myśmy w zimie mieszkali w Hrubieszowie, a już wczesną wiosną się jeździło do, do Strzelec i tam było bardzo przyjemnie.
Dalsze losy
W 1942 roku Du Chateau z obawy o swoje życie opuścili Strzelce. Powodem ich wyjazdu z majątku,były najazdy ukraińskich, nacjonalistycznych band. Rodzina wyjechała do Hrubieszowa, a następnie zatrzymała się w Warszawie u swoich krewnych. Przebywali tam, aż do czasu Powstania Warszawskiego. Po kilkunastu dniach od rozpoczęcia narodowego zrywu, Du Chateau opuścili stolicę i udali się do miejscowości Żelazne, gdzie przeczekali wojenny czas. Wraz z końcem drugiej wojny światowej dwór w Strzelcach został upaństwowiony. Z czasem, decyzją władz przeznaczono go na budynek szkolny. Pałac w Hrubieszowie obecnie jest siedzibą muzeum im. ks. Stanisława Staszica.
I w pewnym momencie, właśnie pamiętam to jako dziecko, jak siedzieli na, tym, raz wuj raz mama siedzieli na tym krześle a Ukrainiec z bronią w ręku kierował tą lufę w kierunku właśnie mojej mamy i mojego wuja. I w pewnym momencie krzyknął któryś z tych Ukraińców, Niemcy! […] Okazuje się, że on, on wcale prawdy nie powiedział, żadnych Niemców nie było, tylko uratował życie, członkom mojej rodziny. No i później z Hrubieszowa do Warszawy uciekaliśmy przed tymi bandami. Ale jak to się mówi u nas w rodzinie, z deszczu pod rynnę. No bo tam powstanie nas później już zastało. […] po kilkunastu dniach chyba, o ile pamiętam, to już teraz gorzej z pamięcią, uciekliśmy jakoś z tej, z Warszawy po tym powstaniu. Rodzina nam pomagała no i jakoś udało się przeżyć.