Archiwum Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego
W marcu 2018 roku decyzją córki Julii Hartwig, malarki Danielle Lehtinen, do Pracowni Ikonografii Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” trafiła część archiwum Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego. Archiwum pozostaje własnością Danielle Lehtinen, jedynej córki i spadkobierczyni Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego.
Na przekazany przez Danielle Lehtinen zasób składają się materiały związane z lubelskim okresem życia Julii Hartwig. Są pośród nich: fotografie rodzinne, pojedyncze i w albumach, dokumenty (m.in. świadectwa szkolne) oraz korespondencja. Materiał po zabezpieczeniu, zeskanowaniu i zarchiwizowaniu jest przechowywany w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” w depozycie na czas nieokreślony jako część Archiwum Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego. Opracowanie materiałów z Archiwum Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego zrealizowali: Łukasz Downar, Joanna Kasperek, Agnieszka Ląkocy-Sulej, Patryk Pawłowski, Joanna Zętar.
Prawa do materiałów posiada spadkobierczyni praw autorskich – Danielle Lehtinen, a prawo do licencjonowania fotografii do publikacji agencja Agencja fotograficzna East News. W sprawie możliwości wykorzystania materiałów z Archiwum Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego (także w celach edukacyjnych) należy kontaktować się z agencją East News oraz Pracownią Ikonografii Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”.
Depozyt w postaci Archiwum Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego stanowi obecnie część lubelskiego Archiwum Hartwigów, ponieważ od 2004 roku w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” znajduje się przekazane przez Ewę Hartwig-Fijałkowską lubelskie archiwum Edwarda Hartwiga. Archiwum to stanowią negatywy i pozytywy fotografii Edwarda Hartwiga, a także maszynopisy i rękopisy wstępów do albumów fotografa napisane przez Julię Hartwig.
Hartwigowie
W eseju „Radość z Zaułka” Julia Hartwig tak przedstawia swoją rodzinę:
Kiedy przybyli do Lublina w roku 1918, uciekając przed rewolucją w Rosji, było ich sześcioro: Ludwik, fotograf z zawodu, jego żona, Maria Biriukow, Rosjanka urodzona w Moskwie i ich czworo dzieci: Edward, Walenty, Zofia i Helena. W roku 1921 dołączyła do tej gromadki, urodzona już w Lublinie, najmłodsza córka, Julia.
Więcej informacji o rodzinie znajdujemy w „Dzienniku” poetki:
Urodziłam się 14 sierpnia 1921 roku w Lublinie, gdzie moja rodzina znalazła się po ucieczce z Moskwy przed rewolucją rosyjską w 1918 roku. Mój ojciec był fotografem, w Moskwie prowadził dwa zakłady fotograficzne, rodzina cieszyła się zamożnością, mieli piękny dom, znany mi z zachowanych fotografii, służbę i własny powóz. Czworo mojego rodzeństwa urodziło się w Rosji. W porządku dat narodzin: Edward, Walenty, Zofia i Helena. Tylko ja urodziłam się w Polsce, w trzy lata po osiedleniu się rodziny w Lublinie. Mówiono mi, że byłam dzieckiem niezaplanowanym, ale wyszło mi to tylko na dobre, bo traktowano mnie jako małą osobistość na lepszych prawach. Niedługo udało się utrzymać te przywileje. Ojciec ciężko pracował na utrzymanie rodziny, co w nowych warunkach nie było łatwe. Mama, która coraz bieglej posługiwała się językiem polskim, wspierała ojca w pracy. Do pomocy wciągnięci byli chłopcy, do których należało płukanie odbitek w zmienianej kilkakrotnie wodzie, którą czerpali do kuwety wprost z kranu na podwórku. Nie muszę mówić, że zajęcia tego nie znosili. Mama nie zajmowała się gospodarstwem, mieliśmy zawsze służącą, co wcale nie było oznaką zamożności, bo pomocnice domowe były chętne i nisko opłacane. W 1931 roku moja Mama, pod wpływem długotrwałej depresji wywołanej w dużej mierze brakiem wieści o rodzinie żyjącej w Moskwie, popełniła samobójstwo, rzucając się z okna trzeciego piętra naszej kamienicy. Zostaliśmy sami. Najbardziej może odczułam jej brak właśnie ja, bo na co dzień prawie jej nie opuszczałam – byłam za mała, żeby zostawiać mnie w domu samą, towarzyszyłam jej więc przy zakupach i na spacerze, zabierała mnie też z sobą do cerkwi.
Matka
O matce Julii Hartwig – Marii z domu Biriukow (ur. 1887) wiadomo niewiele. Była z pochodzenia Rosjanką, mieszkała w Moskwie. Pewnego dnia w swoim zakładzie fotograficznym zobaczył ją Ludwik Hartwig:
Ojciec miał w Moskwie zakład fotograficzny. Pewnego dnia przyszła do niego młoda, bardzo piękna kobieta. Długo ją fotografował, potem oświadczył, że zdjęcia się nie udały i że trzeba je powtórzyć w innym terminie. Kiedy przyszła po raz drugi, zobaczyła swoje portrety rozwieszone po całym atelier.
Ojciec
Znacznie więcej wiadomo o ojcu – Ludwik Hartwig urodził się w 1883 roku w Kijowie. Po ukończeniu szkoły powszechnej rozpoczął naukę w zakładzie fotograficznym, następnie pracował w Odessie, Łodzi, Warszawie i w Moskwie, gdzie prowadził własny zakład fotograficzny. Po przyjeździe do Polski pracował jako fotograf wojskowy, następnie otworzył własny zakład. Podobnie jak w przypadku matki postać ojca Julii Hartwig pojawia się w wierszach i we wspomnieniach.
Z wersów utworu „Niepotrzebne skreślić” można zbudować portret tej postaci:
Jaki był nasz ojciec – nikt z nas tak naprawdę się nie zastanawiał […]. Był fotografem starej daty […] Najczęściej robił zdjęcia rodzinne i portrety, ale jego temperament sprawił, że stał się pierwszym fotograficznym reporterem w swoim mieście. […] Kochał operę i teatr […] Miał bibliotekę rosyjskich klasyków w oryginale […]. Czasem zdawało mi się, że pod tą rozwianą na wietrze płachtą aparatu wzleci kiedyś w niebo, gdy nadejdzie jego pora.
Rodzeństwo
Rodzeństwo Julii Hartwig to bracia – Edward (ur. 1909), Walenty (ur. 1910) oraz siostry – Zofia (ur. 1911) i Helena (ur. 1912).
Było nas pięcioro
Skąd przyszło do głowy rodzicom żeby rodzić tyle dzieci?
Nazwiska trojga znalazły się w encyklopedii
Nie ma jednak pewności czy nie znikną w jej następnych wydaniach
ustępując miejsca komuś ważniejszemu
[...] Dziś myślę, że jeśli pozostawieni własnej samowoli
nie zrobiliśmy z niej najgorszego użytku
stało się tak dzięki wyniesionym z domu rodzinnego przekonaniom
że droga prosta jest najkrótsza.
Edward Hartwig był jednym z najwybitniejszych polskich fotografów. Walenty Hartwig ukończył studia medyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Po ślubie z Krystyną Kostecką zamieszkał w Warszawie. Był wybitnym endokrynologiem, pracował w Klinice Endokrynologii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie. Helena Hartwig ukończyła szkołę pielęgniarską imienia Florence Nightingale w Warszawie. Następnie przeniosła się do Łodzi, gdzie jej mąż, Helmut Pattberg, był właścicielem fabryki włókienniczej. Podczas II wojny światowej znalazła się w Niemczech, tam zamieszkała na stałe. Zofia Hartwig, która była matką chrzestną Julii, w 1929 roku ukończyła Prywatne Żeńskie Gimnazjum Wacławy Arciszowej w Lublinie, a następnie roczny kurs handlowy. W 1935 roku, po praktyce w zakładzie fotograficznym ojca, zdała egzamin rzemieślniczy. Wraz z mężem Władysławem Pietkowskim, również przyuczonym do zawodu fotografa, prowadziła w latach 1936-1938 zakład w Lubartowie. Następnie pracowała w zakładzie Ludwika Hartwiga, do końca życia pomagając mu, a także opiekując się nim podczas choroby, która na kilka lat przed śmiercią przykuła go do łóżka.
Dzieciństwo
Kiedyś miałam już okazję mówić o moim stosunku do dzieciństwa. Jest on dosyć skomplikowany, dlatego że ja jak gdyby do tego dzieciństwa się nie przyznaję. Ono jest, jeśli je w jakiś sposób pamiętam, gorzej albo lepiej, i uważam, że to dzieciństwo zasłużyło na pamięć jak każde inne. […] dzieciństwo jest mi dalekie, i to do tego stopnia, że podziwiam ludzi, którzy wracają do niego z absolutną miłością. Ja takiego uczucia nie mam, natomiast muszę przecież zaaprobować fakt, że byłam dzieckiem. A więc to dzieciństwo powraca, ponieważ odnajduję w nim jakąś siebie, ale nie staram się go przyzywać. Myślę więc, że mojego dzieciństwa jest w tych wierszach bardzo mało. […] nawet jeśli mówię o osobach związanych z moim dzieciństwem, z moim życiem, to nie ja jestem ważna w tym obrazie. Jest ważna osoba, o której mówię, cała uwaga jest poza mną, zupełnie mnie pomija.
Szkoła
Edukację szkolną Julia Hartwig rozpoczęła w roku szkolnym 1928/1929 w siedmioklasowej szkole ćwiczeń przy Państwowym Seminarium Nauczycielskim Żeńskim im. G. Piramowicza w Lublinie i kontynuowała ją w Państwowym Gimnazjum Żeńskim im. Unii Lubelskiej. Naukę w gimnazjum rozpoczęła w roku szkolnym 1933/1934, kończąc ją w 1939 roku zdaną maturą. Siedzibą szkoły był wówczas budynek przy ulicy Narutowicza 12, w którym obecnie mieści się Wydział Pedagogiki UMCS.
Rocznik Julii Hartwig, który rozpoczął naukę w 1933 roku, liczył 73 uczennice, w trzech klasach o profilach: humanistycznym, przyrodniczo-geograficznym i matematyczno-fizycznym. Wraz z Julią Hartwig do klasy o profilu humanistycznym uczęszczały m.in.: Zofia Chamreska, Anna Kamieńska, Maria Modzelewska, Danuta Podobińska, Maria Rechtszaft, Rejzla Rubinfajer, Zofia Tarka, Stanisława Tkaczyk. W szkole w tym czasie uczyły się także m.in. Hanna Malewska i Anna Szternfinkiel.
Wspomnienia Julii Hartwig o szkole:
Jeśli chodzi o szkołę, to należę do tych osób, które mają bardzo dobre wspomnienia szkolne. […] To była naprawdę świetna szkoła. Uczyły w niej takie osoby, jak na przykład pani Chałubińska, która była wnuczką słynnego zakopiańskiego doktora, Chałubińskiego. Fizyki uczyła pani Woszczerowicz, która była z kolei siostrą Jacka Woszczerowicza. Tak więc mieliśmy nazwiska naprawdę doborowe, ciekawe i to byli ludzie ogromnie oddani swej pracy. Ci profesorowie rzeczywiście swój czas poświęcali uczniom.
Fotografia
Julia Hartwig roli i znaczeniu fotografii w swojej rodzinie poświęciła esej „Fotografia udomowiona”. Zaczęła od słów:
Nikt w naszej rodzinie nie znosił fotografii. Nikt poza ojcem, który zajmował się nią nie tylko dla zarobku, ale z upodobania. Tak, mogę powiedzieć, że właściwie nienawidziliśmy fotografii. My, pięcioro dzieci Ludwika Hartwiga, szanowanego obywatela miasta Lublina, który obfotografował pokolenia lubliniaków od niemowlęctwa do wieku sędziwego.
O swoim osobistym podejściu do fotografii Julia Hartwig powiedziała w jednym z wywiadów:
[...] sama nigdy nie fotografowałam, bo od wczesnego dzieciństwa za dużo było tej fotografii w rodzinie.
A także w wierszu „Niepotrzebne skreślić”:
co do mnie – zawsze nie znosiłam fotografii
Gust do niej przywrócił mi dopiero mój najstarszy brat
który uczynił z niej dzieło sztuki.
Brat, Edward Hartwig, o którym w jednej z rozmów powiedziała, że w fotografii „upoetyzował Lublin jak Józef Czechowicz w poezji”1.
W rodzinie Hartwigów „przygoda” z fotografią zaczęła się od Ludwika Hartwiga, ale zajmowali się nią niemal wszyscy członkowie rodziny Julii Hartwig, nie tylko ojciec i brat, ale także matka, która pomagała w zakładzie fotograficznym, zajmując się retuszami, a później bratowa Helena Hartwig, siostra Zofia i jej mąż Władysław Pietkowscy oraz macocha Maria Hartwig. Tradycję fotografowania w rodzinie Hartwigów z największymi sukcesami realizował Edward Hartwig.
Ludwik Hartwig i Edward Hartwig pracowali w zakładzie fotograficznym mieszczącym się w Lublinie pod adresem Narutowicza 19. Pracownia fotograficzna, znajdowała się na podwórku nieruchomości. Była to altana fotograficzna, czyli drewniany budynek mieszczący od 1919 roku zakład fotograficzny Ludwika Hartwiga. W 1930 roku, po przeniesieniu zakładu do Hotelu Europejskiego, obiekt przejął Edward Hartwig, który pracował tu wraz z żoną Heleną. Pracownię często odwiedzał Wiktor Ziółkowski, bywał tu także Józef Czechowicz.
Julia Hartwig tak opisała pracownię mieszczącą się przy ulicy Narutowicza:
Ówczesna pracownia Hartwiga przedstawiała się naprawdę niebanalnie. Był to rodzaj drewnianej budy, nakrytej szklanym dachem, gdzie dopływ dziennego światła regulowany był za pomocą kija, przesuwającego parciane zasłony po rozciągniętym pod oszkleniem drucie. Niezwykłości dodawał wnętrzu objęty ścianami pień starej akacji, której korona, przebijając dach, swobodnie pięła się w górę, obsypując wiosną podwórze pachnącymi kwiatami.
Wygląd budynku, zwanego przez użytkowników „budą”, znany jest z dwóch zdjęć wykonanych przez Ludwika Hartwiga, na bardziej znanym pierwsza żona fotografa – Maria wraz z synami Walentym i Edwardem pozuje na tle zakładu. W zasobie Archiwum Państwowego w Lublinie zachowany jest, wykonany w 1948 roku, plan obiektu, na którym zaznaczono jego podział funkcjonalny: poczekalnię, pokój do zdjęć, ciemnię, magazyn, skład węgla, podręczny magazyn fotografii.
Jak napisała w eseju „Radość z Zaułka” Julia Hartwig, zakład fotograficzny przy ulicy Narutowicza 19 „bardziej przypominał oszklony barak niż atelier, ale zbudowany był z punktu widzenia zawodowego celowo”2. Integralnym elementem całości była akacja.
Opracowanie
na podstawie publikacji Lublin Julii Hartwig. Przewodnik:
Joanna Zętar
Przypisy
- Wróć do odniesienia Największe szczęście, największy ból. Jarosława Mikołajewskiego rozmowy z Julią Hartwig, Kraków 2014, s. 39.
- Wróć do odniesienia Julia Hartwig, Radość z Zaułka, [w:] tejże, Zaułek Hartwigów, Lublin 2006, s. 7.