Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Mirosław Derecki – dziennikarz

Trudno powiedzieć, na ile świadomie Mirosław Derecki podjął decyzję o związaniu się zawodowo z dziennikarstwem. Jego znajomi z dzieciństwa wspominali, że od dziecka był osobą dociekliwą i ciekawą otaczającego świata, chłopcem, który „lubił wszystko wiedzieć”. Jego najwcześniejsze marzenie dotyczyło zostania marynarzem, a kiedy nieco podrósł – marzył o zostaniu aktorem.

Michał Hochman i Mirosław Derecki
Michał Hochman i Mirosław Derecki (Autor: nieznany)

Spis treści

[RozwińZwiń]

KamenaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Jego pierwsze kroki pisarskie związane są z pasją aktorską – były to opowiadania, które napisał na potrzeby kabaretu Sex: Jak się ksiądz Matrasek załamał i Duchy. Derecki opisując swoje inspiracje literackie, powoływał się na Gombrowicza, Witkacego i Mrożka: „Moje teksty stanowiły coś z rodzaju wypadkowej tych trzech autorów; plus popłuczyny po Gałczyńskim. Miały zawierać głęboko tragiczny podtekst przy pozornie beztroskiej, porenesansowej formie”.

Dzięki wsparciu ze strony starszych o kilka lat członków Lubelskiego Klubu Literackiego, Anny Markowej i Janusza Danielaka, jako tzw. młody zdolny, miał szansę zaprezentowania swych prac. Wydrukowano je w 1958 roku w „Kamenie”. Mirosław Derecki miał w tym czasie 22 lata. Na łamach „Kameny” publikował kolejne teksty – opowiadanie Hotel pod Malwą oraz pierwszy reportaż Rzeczpospolita Babińska. W kręgu jego zainteresowań znajdowało się życie kulturalne Lublina i okolicznych miejscowości, pisywał reportaże turystyczne i interwencyjne.

Początkowo współpracował w „Kameną” okazjonalnie. Chcąc w pełni poświęcić się dziennikarstwu, zrezygnował ze studiów. Jak sam przyznawał:To palec boży ustrzegł mnie przed medycyną. Nigdy nie czułbym się dobrze jako lekarz. Zżarłyby mnie wątpliwości, niepewność, czy dobrze wykonałem zabieg, czy dobre zaordynowałem leki – to by mnie wykończyło”.

W 1963 roku objął w „Kamenie” stanowisko redaktora technicznego. Miał wiele pseudonimów i kryptonimów: Dereń, Jan Replonge, M.D., Stanisław Skibiński. Jego praca reporterska została doceniona i w 1966 roku otrzymał I Nagrodę Klubu Publicystów Polityki Kulturalnej SDP za reportaże o domach kultury. W jednym z listów do Marii Bechczyc-Rudnickiej pisał:

Już ósma wieczorem, a ja wciąż jeszcze tkwię po uszy w redakcji [Kameny] i to nie z okazji jakiegoś okolicznościowego jublu, tylko z zachłanności, z jaką rzucam się na wszystkie prace redaktorskie. Sam się sobie dziwię, ale myślę, że ta pracowitość, u mnie niespotykana, to wynik potwornej nudy jaka panuje w Lublinie. Klub Nora zamknięty, znajomi na wczasach, forsy nie ma, pozostaje tylko, z rozpaczy, pracować.

Derecki pozostał wierny „Kamenie” do końca jej istnienia w 1988 roku, pracując tam przez 30 lat. Znał redakcję od podszewki, przenosząc się pod każdy kolejny adres: z ulicy Granicznej, przez Narutowicza, aż na ulicę Skłodowskiej. Specyficzny charakter pisma dawało się odczuć w stosunkach redakcyjnych. Ewa Derecka wspominała:

Tam była atmosfera bardzo domowa. To była willa księdza Zalewskiego. [...] Była sekretarka pani Olga Gajewska, w której się chyba Stachura podkochiwał. Tam były takie czwartki literackie jak to w dawnym stylu. Te wnętrza – no było stare biurko, nie było oczywiście żadnych komputerów. Telefon był taki, że tam się stukało z pokoju do pokoju, jak ktoś chciał czegoś. Był piesek, ratlerek pani Cymkowej, który przychodził i siedział na kolanach u wszystkich. Także to było zupełnie coś innego. Tam to była taka atmosfera, mi się wydaję, że taka mogła być przed wojną w redakcjach.

„Kamena” odegrała ważną rolę w promowaniu młodych artystów dzięki drukowi wierszy młodych poetów – w tym Edwarda Stachury, czy wydając dodatek „Struktury”, w którym nowe idee artystyczne propagowali członkowie lubelskiej grupy plastyków „Zamek”. Jeśli chodzi o pracę dziennikarską Mirosława Dereckiego, to „Bechczyc-Rudnicka dawała mu zupełnie wolną rękę” – wspominała Ewa Derecka.

Mirosław Derecki, oprócz tekstów z obszaru publicystyki kulturowej i reportaży, których opublikował około trzystu, stworzył swoją autorską rubrykę o kinie i filmach „Ekran i Widz”, gdzie zamieścił kilkaset wywiadów, recenzji filmowych i tekstów o kinematografii.   

Maria Bechczyc-RudnickaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Ewa Derecka wspominała:

W redakcji «Kameny» Mirek miał szefową, która miała wtedy osiemdziesiąt parę lat. Maria Bechczyc-Rudnicka to była bardzo barwna postać. Osoba z klasą, taka inteligentka, która nie bardzo przystawała do tych czasów. Starała się kłaniać partii, na ile mogła, czasem trochę naiwnie. Oni to tolerowali, bo to był bardzo mały nakład pisma. Pismo było na wysokim poziomie, ale to było takie specyficzne, literackie pismo, więc specjalnie wielkiej szkody w umysłach ludzi nie mogło zrobić.

Maria Bechczyc-Rudnicka doceniła talent pisarski Dereckiego. Zatrzymując go w redakcji na etacie, pozyskała współpracownika, który z oddaniem zajął się sprawami „Kameny”. Ich biurka stały naprzeciw siebie.

Ewa Derecka:

Ponieważ mój mąż pochodził ze starej rodziny francuskiej, a pani Bechczyc-Rudnicka pochodziła z arystokratycznej rodziny rosyjskiej i bardzo dobrze znała rosyjski, okropnie się oburzyła na mojego męża, gdy pierwszy czy drugi raz z nim rozmawiała, że on nie zna francuskiego, a pochodzi z takiej rodziny znanej. Więc zaczęło się od tego, że pożyczała mu książki francuskie. Później zaczęła do nas telefonować i go przepytywać, czy on te książki czytał. A później się po prostu zaprzyjaźnili.

Ta specyficzna przyjaźń – starszej pani o przedwojennych arystokratycznych manierach i młodego błyskotliwego kabareciarza – była możliwa dzięki wspólnemu, trochę absurdalnemu poczuciu humoru.

Korespondencja Mirosława Dereckiego do Marii Bechczyc-RudnickiejBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Ślady tej wyjątkowej znajomości odnaleźć można w zachowanej korespondencji Mirosława Dereckiego do Marii Bechczyc-Rudnickiej. Pożółkłe karty starych listów i kartek pocztowych znajdują się w zbiorach rękopiśmiennych Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie. W zasobie archiwalnym znajduje się ogółem 30 sztuk kartek i listów, wysyłanych przez Mirka do Marii Bechczyc-Rudnickiej w latach 1961–1981.

Część korespondencji pochodzi z jego pobytów służbowych – np. pocztówki pisane w języku angielskim z festiwalu filmowego w Łagowie (korespondencja z lat 1978–1980) czy ze służbowych i prywatnych wyjazdów zagranicznych (z Budapesztu, Primorska, Moskwy, Londynu, Brześcia i Oberhofu).

Znajdziemy także przykłady korespondencji o charakterze służbowym, kiedy to Mirosław Derecki opisywał nieobecnej Maii Bechczyc-Rudnickiej sytuację bieżącą w redakcji „Kameny”: informował o nadesłanych tekstach, stanie prac nad wydaniem kolejnego numeru, obecności, bądź nieobecności, innych członków redakcji, czy o planowanych wyjazdach. W listach tych informacje o życiu redakcji przeplatają się z anegdotami o aktualnym stanie lubelskiej kultury – przedstawieniach teatralnych czy też po prostu o zwykłej nudzie: „A w ogóle to nuda – pisał do pani Marii, przebywającej na urlopie w Bułgarii w październiku 1964 roku. W Lublinie ludzie siedzą w domach przy telewizorach i nawet w klubie Nora nie ma do kogo gęby otworzyć”. List ten kończy postscriptum: „Przepraszam, że przesyłam list w dużej kopercie, to żadna ekstrawagancja, tylko małe nam się skończyły, a w mieście też trudno dostać”. Taki obrazek z życia redakcji.

Występują także kartki pocztowe, świadczące o sporej sympatii dla adresatki, z pozdrowieniami z urlopu (Sopot, Bierutowice, Kuźnica, Zakopane, Krynica, Kazimierz Dolny, Rabka) i życzeniami okazjonalnymi.

W zasobie archiwalnym, będącym spuścizną po Marii Bechczyc-Rudnickiej, znajduje się także rzecz wyjątkowo cenna – jeden, pięciostronicowy maszynopis tekstu Mirosława Dereckiego, na którym widnieją uwagi redakcyjno-korektorskie.

Tekst ten ukazał się drukiem na łamach „Kameny” w 1960 roku (nr 23/24, s. 10) pod zmienionym tytułem: Pan na pewno nie wie, że właśnie Lublin jest stolicą szmiry plastycznej.

Współpraca z innymi tytułamiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Teksty Mirosława Dereckiego ukazywały się w różnych pismach. Okazjonalnie jego pojedyncze teksty pojawiały się w takich tytułach jak: „Kalendarz Lubelski” (1970), „Wrocławski Tygodnik Katolików” (1979), „Lubartów i Ziemia Lubartowska” (1983), „Tygodnik Zamojski” (1983), „Akcent” (1988), „Dziennik Lubelski” (1990), „Wojskowy Przegląd Historyczny” (1992).

Z niektórymi pismami nawiązywał dłuższą współpracę. W „Kurierze Lubelskim” opublikował 11 tekstów na przestrzeni lat 1982–1988. Cykl tekstów Na studenckim szlaku ukazał się na łamach „Sztandaru Ludu”, gdzie w latach 1987–1989 Derecki opublikował łącznie 45 różnych tekstów. W 1989 roku nawiązał współpracę z „Relacjami”. Wśród 31 opublikowanych tekstów znalazły się opracowane przez Dereckiego fragmenty wspomnień wojennych Wacława Flisińskiego. Miesięcznik Lubelskiej Izby Lekarskiej „Medicus” zamieścił 8 tekstów o ludziach medycyny i środowisku naukowym, które ukazały się w latach 1991–1992.

Współpraca z „Gazetą w Lublinie”Bezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Pierwszy Weekend wspomnień ukazał się w „Gazecie w Lublinie” 1 grudnia 1991 roku i od tamtej pory ukazywał się w każdy piątek przez ponad siedem lat.

Koledzy z „Gazety w Lublinie” tak wspominali Mirka:

Wpadał do redakcji w niedzielę lub poniedziałek z rękopisem kolejnego odcinka Weekendu Wspomnień w ręku. Bo pisarzem był staroświeckim, pisał na starej maszynie, komputerów żadnych nie uznawał. Maszynopis był zazwyczaj mocno pokreślony, na kartkach roiło się od odręcznych poprawek. Toteż na widok Mirosława Dereckiego sekretarki wzdychały: «znowu czeka nas benedyktyńska praca». A potem wklepywały do komputerów kilka stron tekstu. I to właściwie było wszystko, co można było zrobić w redakcji z Weekendem wspomnień – redaktorzy praktycznie nie mieli już nic do roboty, no może z wyjątkiem śródtytułów, bo Pan Mirosław poszczególne partie tekstu oddzielał po prostu gwiazdką. Pewnie z uprzejmości, żeby redaktorzy mieli jakieś zajęcie. Po raz drugi w tygodniu wpadał do redakcji w czwartek, kiedy na ścianie w składzie wisiały już gotowe wydruki stron po korekcie. Sprawdzał, czy wszystko jest w porządku, bo nie dopuszczał myśli, żeby jego tekst mógł pójść z błędem.

I tak było do końca, pomimo ciężkiej choroby, która zatrzymała Mirosława Dereckiego w szpitalu na długie miesiące. Jego żona, Ewa Derecka, wspominała: „Jak mąż się związał z «Gazetą Wyborczą» i pisał te swoje Weekendy, to w szpitalu prawie wszyscy lekarze to czytali. Jak im kiedyś dziękowałam przy jakiejś okazji za to leczenie, to oni mi powiedzieli: «Ale on musi żyć, bo my to czytamy co piątek i w ogóle nawet nie ma mowy, żeby tego nie było»”.

„Gazeta Wyborcza” zamieściła 320 odcinków opowiadań i reportaży z tego cyklu. Zdobyły one wielkie uznanie wśród czytelników, którzy postrzegali autora jako kronikarza, mistrza nieco sentymentalnych, ale pasjonujących opowieści. Właśnie za ten Weekend pokochali go czytelnicy.

Radio i TelewizjaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Talent gawędziarza, którym Mirosław Derecki niewątpliwie dysponował, został wykorzystany także przez lubelskie oddziały radia i telewizji. Wspólnie z redaktor Barbarą Jurkiewicz z Radia Lublin zarejestrowali w latach 1979–1980 szesnaście odcinków audycji radiowej pt. Corso czyli wędrówki do dawnego kina. Przenosiły one słuchaczy w świat kinematografii, która była pasją Dereckiego.

Mirosław Derecki był także zapraszany przez lubelskie dziennikarki do audycji przedstawiających ciekawe osobowości. W 1982 roku wspólnie z Krystyną Kotowicz wspominali Marię Bechczyc-Rudnicką, zaś w 1991 roku opowiadał w Okienku literackim Danuty Bieniaszkiewicz o lubelskich latach Edwarda Stachury. Z inicjatywy tej ostatniej zostało nagranych 12 odcinków z cyklu Weekend Wspomnień, które na antenie odczytał Maciej Polaski. W 2004 roku nagrano radiową adaptację książki pod tym samym tytułem. Danuta Bieniaszkiewicz zrealizowała także audycję z cyklu „Godzina muzyki i myśli" z okazji 40-lecia pracy dziennikarsko-literackiej Mirosława Dereckiego. Jest to ostatnie nagranie radiowe, w którym wystąpił Mirosław Derecki. Jego postać została przywołana raz jeszcze w 2000 roku w jednym z odcinków cyklu Lublinianin Stulecia.

Mirosław Derecki współpracował też od 1994 roku z lubelskim oddziałem TVP. Razem z reżyserką Nataszą Ziółkowską-Kurczuk stworzył cykl programów pt. Z archiwum reportera. W jego ramach powstało sześć odcinków pod wspólnym tytułem Vivant Professores!, w których Derecki opowiadał historie wybitnych przedstawicieli środowiska naukowo-medycznego, m.in. Juliusza Kleinera, Ireny Sławińskiej, Piotra Bohdziewicza, Rajmunda Gostkowskiego czy Feliksa Araszkiewicza. Kolejne cztery odcinki cyklu zostały poświęcone historii Maxa Chmielarczyka, wieloletniego dyrektora lubelskiego teatru, trzy – wspomnieniom o lubelskich kabaretach, a dwa kolejne są opowieścią o dzienniku wojennym Wacława Flisińskiego.

W cyklu Z archiwum reportera powstał także program o lubelskim piśmie „Pod wiatr” oraz o polskich komandosach walczących we Włoszech w czasie II wojny światowej. Co ciekawe, jeden z odcinków Derecki poświęcił na opowieść o historii swojej własnej rodziny z Karczmisk.

W 1995 i 1996 roku Derecki współpracował z Januszem Worną przy dwóch programach z cyklu Lamus, oba poświęcone były tematowi życia kulturalnego i studenckiego Lublina z lat 50.

W 1998 roku powstał program Leszka Wiśniewskiego Lirą i satyrą – obrazki ze spotkania nie całkiem poważnego, który był autorską relacją ze spotkania z okazji 40-lecia pracy twórczej Mirosława Dereckiego.

W tym samym roku Natasza Ziółkowska-Kurczuk nakręciła film pt. Mirosława Dereckiego sposób na życie. Wykorzystała w nim materiały archiwalne oraz rozmowy z jego przyjaciółmi i współpracownikami.

LiteraturaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

  • Augustowska Anna, Tyle mam jeszcze do napisania, „Gazeta w Lublinie” 1998, nr 25.
  • Derecki Mirosław, 35 lat i ja, „Kamena” 1979, nr 1.   
  • Mitkowska Ewelina, Reportaże Mirosława Dereckiego, UMCS 2001.
  • Mościbrodzka-Derecka Ewa, relacja świadka historii z Archiwum Historii Mówionej Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”, nagr. Dominika Jakubiak, 2005.
  • Rozenfeld Aleksander, relacja świadka historii z Archiwum Historii Mówionej Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”, nagr. Wioletta Wejman, 2009.
  • Wspomnienie o Mirosławie Dereckim, „Gazeta w Lublinie” 1998, nr 151.
  • Ziniewicz Iwona, Mirosław Jan Stanisław Derecki – życie i twórczość, Lublin 2007 (niepublikowana praca licencjacka UMCS).

Powiązane artykuły

Zdjęcia

Wideo

Audio

Historie mówione

Inne materiały

Słowa kluczowe