Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Etnografia Lubelszczyzny - cykl roczny w życiu wsi – lipiec

Miesiąc wziął swą nazwę od kwitnących w tym czasie lip. Głównym wydarzeniem związanym z lipcem były rozpoczynające się żniwa i związane z nimi tradycje i obrzędy.

 

>>> czytaj więcej o obrzędowości dorocznej na Lubelszczyźnie

 

 

Spis treści

[RozwińZwiń]

Przysłowia, wróżby i powiedzenia związane z lipcemBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

  • Lipiec – ostatek starej mąki wypiec.
  • Gdy w lipcu słońce dopieka, burza niedaleka.
  • Gdy pająk w lipcu przychodzi, to za sobą deszcz przywodzi, gdy swą pajęczynę snuje, bliską burzę czuje.
  • Kto w lipcu patrzy chłodu, nacierpi się w zimie głodu.
  • Lipcowe upały, wrzesień doskonały.
  • W lipcu gdy służą pogody, bój się wielkiej wody.
  • W lipcu upały, styczeń mroźny cały.
  • Jak po lipcu gorącym sierpień się ochłodzi, to później zima z wielkim śniegiem chodzi.

 

2 lipiec – Matki Boskiej JagodnejBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Matki Boskiej Jagodnej jest ludową nazwą święta Nawiedzenia Matki Bożej. Otwierało ono tzw. okres zielony w polskim kalendarzu obrzędowym. Wierzono że od tego dnia można zacząć zbierać i spożywać jagody. Kobiety dotknięte nieszczęściami takimi jak śmierć dziecka czy poronienie wierzyły, że Matka Boska widzi ich ból i może roztoczyć nad nimi opiekę w zamian za niewielką ofiarę złożoną w intencji zmarłych lub niedonoszonych dzieci. W myśl tego wierzyły, że jeśli do 2 lipca nie będą zbierać ani jeść leśnych jagód, malin, porzeczek, agrestu i polecą się modlitwie Matce Boskiej Jagodnej, wtedy opuści ich nieszczęście i będą miały zdrowe, silne dzieci odporne na choroby i czary. Być może korzenie święta sięgają jeszcze czasów pogańskich – kultowych uroczystości i ofiar z płodów ziemi składanych na początku lata bóstwom urodzaju i płodności.

 

>>> czytaj więcej o świętach Maryjnych obchodzonych na Lubelszczyźnie

 

>>> czytaj więcej o nakazach i zakazach dla kobiety brzemiennej

 

ŻniwaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Żniwa były czasem wytężonej pracy i wysiłku, który jednak wynagrodzony był zebranymi z pola plonami. Był to również czas wesołości – żniwiacy szli do pracy ze śpiewem na ustach, który towarzyszył im podczas żniw i podnosił na duchu. Początek żniw, w zależności od warunków atmosferycznych, przypadał zazwyczaj na drugą połowę lipca. W tradycji ludowej przyjęło się, że głos przepiórki był znakiem i sygnałem do rozpoczęcia żniw – ptak swoim głosem interpretowanym jako pódźcie żąć, pódźcie żąć wzywa do zbiorów.

 

>>> czytaj więcej o uprawie roślin w lubelskich gospodarstwach chłopskich

 
Głos przepiórki:
Przepiórka krzyczała: Pójdźcie żąć! Pójdźcie żąć! Pójdźcie żąć! Tak i to był znak, że trzeba wychodzić kosić żyto. Bo żyto najpierw sie kosiło. [Czesław Maj, Motycz, 1992, TL]
 
 
Tradycyjnym sposobem sprawdzania czasu rozpoczęcia żniw było badanie stanu słomy i twardości ziarna – jeśli przełamało się na pół, oznaczało to, że jest już gotowe do żniwowania.
 
Gdy zbliżały się żniwa, guspodarz szed na pole, a tak ukoło piętnastego lipca i próbował: jak zierno żyta można było w paznokciach przełamać, to już mużna było kosić. [Helena Wielgus, Buśno, 1996,TL]
 
Słoma była ju biała. Sucha, kruszyła sie. Kłos sie wykruszał, raczej ziarka wykruszały sie i jak ono tak przez paznokieć sie przełamie, to znaczy, że już dojrzałe i trzeba kosić. [Bronisława Dederko, Czułczyce Duże, 1996]
 
 
Zwyczajowo koszenie rozpoczynano od miejsca obsianego święconym ziarnem w formie krzyża, wykonywano przy tym pewne rytuały religijne  znak krzyża, wezwanie do Boga o pomoc.
 
Jak przyszła wiosna, to gospodarze czykali tyj wiosny z takim wielkim zapałym. Trzeba już siewy szykować. Szukali świnconego zboża. Wychodzili w pole. Na pierszym polu wysiwali krzyż albo księżyc i gwiazdy i później, jak przychodziły żniwa, to to pole piersze zaczynali sirpami żąć. [Maria Markuszewska, Uhrusk, 1996, TL]
 
Pierwszy pokos:
Jak szło sie kosić, to gospodarz stawał, modlił sie. Mówił: Ojcze nasz…, Zdrowaś Mario…  – na pola gdzieś. I późni mówił: Boże dopomóż w pracy.  I wszyscy mówili: Boże dopomóż. No ji sie kosiło. [Czesław Maj, Motycz, 1992, TL]
 
 
Za najlepszy dzień na rozpoczęcie żniw uznawano sobotę, gdyż jest to dzień Matki Boskiej, pod patronatem której pracowali żniwiacy.
 
Początek koszenia czyli zażynki:
Gospodarz zaczynał pierwszą garść zboża sierpem, a sobota uznawana za najlepszy dzień do rozpoczęcia żniw. [Barbara Bojarska, Krakowskie Przedmieście, 1996, TL]
 
Zażynki:
A piersze żniwa to rozpoczynali w subote, tak zwane zażynki. Choćby dwa snopki ukosić! Aby zacząć w subote. Wtedy to gospodarz zdjął czapke z głowy, przyżegnał sie i: Boże, dopomóż nam!  [Helena Wielgus, Buśno, 1996,TL]
 
Żniwa rozpoczynano w sobotę:
Zaczynano to przeważnie w soboty, bo to był dzień Matki Boskiej i to dlatego. A w inne dni to raczej nie. To jak za mojej pamięci, to soboty. Uważali, że wtedy suche sie zbierze zboże, że lepiej sie zbierze, a w inne dni to może być, że sie kiepsko zbierze. [Czesław Maj, Motycz, 1992, TL]
 
 
Do pracy wstawano o świcie i pracowano do wieczora, przerwy robiono jedynie na czas posiłku.
 
No, do żniwa wstawało się wcześnie, o czwartej rano i szło się bo, no przeważnie się do dwunastej, żeby później ze dwie godziny odpocząć, bo to było najgorzej gorąco. Nie było przesuwanych, teraz zegary są przesuwane, a kiedyś, no zależało od dnia. Inny raz to się, no jak trzeba było dokończyć te żniwo, prawda, czy kosą, czy sierpem, no to już się kończyło, żeby ten zagoneczek już nie został, żeby go nie wracać, bo zależy kto miał. Jak było, był dom blisko, że można było pójść tam i zjeść coś i, i wrócić, ale jak było daleko, to nie sposób żeby zostawiać jeszcze, jak to się mówi, dwa, trzy pokosy, żeby później jechać i, i dalej kontynuować tą pracę. Także raczej kończyli. A, jeszcze raz. Jeszcze raz przejdziemy, skończymy, będzie spokój, już będzie co innego po południu się robić. Czasem się nie tylko do dwunastej, czy do jedenastej, czasem do drugiej się przeciągało i dopiero się jechało na obiad jakiś tam. [Maria Gleń, Zakręcie, 2011]
 
Czas żniw:
Ooo, to rano się wychodziło, bo to chodziło o to, żeby z rosą jeszcze. To było lżej i to, i to były lata jakieś takie gorące. Ja nie wiem, teraz to nie ma takich lat. A kiedyś to tak gorąco było czasem, że ludzie, na przykład yyy starzy to… chodzili w kalesonach, w koszuli tylko w lnianych. Bo to nie przystawało do człowieka. Bo jak taki materiał był jakiś kupny, inny to, to przystawało do człowieka jak się spocił. A to to odstane było zawsze. Było chłodniej robić. […] A to, jak daleko było – myśmy mieli takie pola co pięć kilometrów były – to… znaczy się przynosiła ma, mama jeść, albo rano sobie ugotowali tam coś i brali. To kasza jaglana, to była gorąca, bo to trzymała ciepło. To jakieś tam pierogi, coś to. To było. Oj, to śpiewali, to tak. Dzisiaj tego nie ma, ale kiedyś to… jak się kartofle kopało to późnij kopace szły, to śpiewały cało droge. A przecież jak było pole pięć kilometrów, to śpiew był czas, żeby wyśpiewać się, i wszystko. […] dzieci były zabierane. To się ukosiło mendel i dziecko w cieniu siedziało, jak takie małe. Jak większe, to pomagały, bo przecież już takie pod, podlotki to zagrabywały… i jeszcze nawet było tak, że zbierały kłosy po polach. Żeby nic nie zostało. […] Ale to też wszystko było, robiło się na wiatrakach, piękna mąka była, to nieprzypalona, nie żółta tylko bielutka mąka. To z tego jak chleb wyszedł to… sie chciało jeść. I to chleb poleżał dwa, trzy tygodnie i nie, nie, nie, tego – nie spleśniał. Wypieczony dobrze był. Ta, i zresztą to rozpożyczali ludzie, jak ktoś umiał dobrze piec chleb, to gospodynie rozpożyczyły. To później druga upiekła – znowu rozpożyczyły. Tak że to bez przerwy była robota z tym. [Czesław Maj, Motycz, 2011]
 
Okres żniw:
O czwartej się wstawało, trza było uszykować jedzenie , świniom dać, krowom dać, kury nakarmić, pozamykać i na furmankę. I się brało kosz z jedzeniem. I picie, i kosze, i trza... . Ja..., ja na przykład brałam sierp, bo sierpem zbirałam pokos. No i tak się robiło, czy słonko świeciło, czy wiatr, aby nie deszcz, bo jak deszcz to już się w kupki chowało. […] ]No żyto, pszenicę, owies, czy tam jęczmień. I to się wiązało w snopki,a później się stawiało w kupki. Ony wyschły, to tak do dwóch tygodni, a później się zwoziło do stodoły, a potem, rozumisz, już po Zielnej, jak się zaczęła pod koniec sierpnia, to już się młóciło, jak chłop... pierw nie było maszyn, to chłopy młóciły cepami, aby na nasienie i na chleb. A jak już naszły maszyny, to już maszynami się młóciło, to już śmy chodzili, po dziesięć, po czternaście ludzi, jedne do drugich odrabiały i dopiro. [Czesława Mitrus, Kozłówka, 2011]
 
 
Dawniej zboże żęto sierpami, gdyż uważano, że kosa to atrybut i symbol śmierci, natomiast zboże daje chleb – życie, nie godziło się więc kosić zboża kosa. Z czasem jednak złamano ten zwyczaj i zaczęto kosić kosą, co zmieniło nieco obyczaje żniwne i przyspieszyło czas zbioru plonów. Spod kosy uzyskiwano jednak gorszej jakości słomę, która znajdowała mniej zastosowań, niż słoma żęta sierpem.
 
Sierp i kosa:
A jeszcze pamiętam, pamiętam jeszcze takie, na mał, mniejszych gospodarkach, to ludzie jeszcze sierpami żeli. A tak, to później już kosy nastały. To w tysiąc dziewięćset siedemnastym roku, to takie był… yyy Obara Bartłomiej, co on takie rzecy różne robił, taki fachowiec był – cieśla! To on zastosował kose. No to się śmiały, te, śmiały się ludzie, że Obara nakosił tarmanów. To tarman był. Bo, bo te sierpem to było wyrównane ładnie. Ale znowu to szło na strzechę, to trza było, żeby było wyrównane, bo przecież później łatwiej było strzeche robić z tego. I… iii musiało to tak być, bo jak był były ziarna w strzesze, to ptaki zepsuły później dach. Bo dziobały. [Czesław Maj, Motycz, 2011]
 
 
Istotny był również sposób stawiania zboża, które do czasu zwiezienia pozostawało na polu.
 
Suszenie snopków:
A snopki ustawiało sie do góry kłosami. Po dziesięć snopków i jeden na snopek na wierzch, żeby szybko wyschły. Również układało sie na leżąco po pietnaście snopków, tak zwane mendle. [Helena Wielgus, Buśno, 1996,TL]
 
Ustawienie snopków do suszenia:
Jęczmień i owies ustawiano inaczej. Było po piętnaście ale w czworoboki sie kładło. Kłosy do środka i później z trzech boków obciek był zrobiony. A pszenica i żyto to sie łamało sochy. [Czesław Maj, Motycz, 1992, TL]
 
Na polu to tak sie stawiało: po trzy snopki – w środku jeden i dwa po bokach i późni po trzy snopki do tgeo z jednego boku i drugiego. Kupka kazda miła piętnaście snopki. To już były takie dłuższe, lepij schły ji nie zamiękały tak. Okrągłe by gorzyj zamiękały i gorzyj by schły. A tak, to te snopki były wszystko na słońcu, na wietrze, przelatało przez nich wszystko. [Janina Bąkała, Żyrzyn, 1993, TL]
 
Snopki do suszenia ustawiało sie w rzędzie. Dziesiątki nazywano. Jeden król w środku, pobok do niego dwa i z drugi strony drugie dwa. I po bokach jeszcze po jednym. Tak na dziesińć sztuk[Antonina Makuch, Wola Studzieńska, 1993, TL]
 
 
Zwyczajem wynikającym z szacunku do zboża = chleba, a częściowo zapewne z biedy i braku pożywienia było zbieranie (głównie przez małe dzieci) kłosków pozostałych na ściernisku.
 
Ze ścierniska zbierano kłosy:
Biedne ludzie kiedyś, po żniwach, przecież się zagrabiło, takie grabie duże, jeszcze u mnie so, ścierniska się zagrabiło, ale takie dzieci, to chodziły i zbierały kłosy, zbierały. Jeszcze nazbierały i matki im omłóciły to jakoś kijanko, i te dzieci pieniążki miały za to, za to ziarno. Ile tam kilów, czy dziesięć, czy piętnaście to to dziecko miało wielką satysfakcję, bo ono sobie kłosów nazbierało. Wszystkie biedne dzieci kłosy zbierały na polu. […] Nic się nie zmarnowało. A ja teraz nieraz łzami się zaleję jak widzę. Bożesz ty mój, mówię, tyle się niszczy wszystkiego. Albo to niedooranie miedzy, albo na polu źle zrobione. Jak mój mąż zaorał to brał grabki żelazne i przy drodze, przy ścieżce, brony tam już nie doszły to tego, to grabkami urównał, żeby to pole wyglądało. [Janina Woch, Wólka Kątna, 2011]

Zakończenie żniwBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Na zakończenie żniw na polu pozostawiano niezżęty fragment zboża, zwany w zależności od regionu kozą, brodą, wereją lub przepiórką. Tak pozostawiony, przystrajano kwiatami i stawał się symbolem zakończenia żniw. Kłosy ścięte z pozostawionej kozy wykorzystywane były podczas święta Matki Boskiej Zielnej.

 
Na zakończenie żniw strojono kozę:
Koza. Oj, a jak się zestroiło różnymi kwiatami, ja przecież robiłam tak, zawsze. Już z domu. Z ogródka kwiaty i wstążeczkę i na rogu, tam przy drodze gdzieś to się wzięło tego żyta ucięło się później kłosy, a tu się związało. Zestrojona, ooo, już u Wochów po żniwach, bo koza stoi. […] Za moich żniw, za mojego gospodarstwa zawsze była koza. […] z tej kozy, co się kłosy ścięło, to poszło w ziele. W ziele poszło na Matki Boskiej Zielnej, co się robi ziela, to te kłosy w to ziele, w te kwiaty wszystko się włożyło. A później z tych kłosów się ziarenka jak Siewna Matka Boska, znów po siewnej się sieje żyto, to z tych kłosów już było siane na początku to ziarenko. To znów poszło do ziela, i to tak już było, bo to Zielnej tys Matki Bożej to się idzie z bukietem do kościoła, bo kwiaty wszystkie, warzywa i to, i z tej kozy ten, te... kłosy obcięte się związało w takie z ty, przyniosło się do domu, a później w ziele. [Janina Woch, Wólka Kątna, 2011]
 
 
Powszechnym zwyczajem było również oborywanie kozy (przeciąganie gospodarza za nogi wokół kozy), po czym następował zwyczajowy poczęstunek, najczęściej zakrapiany wódką, zwany potocznie okrężne.
 
Przeciąganie wokół kozy:
[…] jak wykosiły to te koze, jak zrobiły w kwiatki ubrały to później gospodarza czy gospodynię wkoło ciągnęły tam, różne takie przyśpiewki. A teraz naszły kombajny, to już jest wszystko... inaczej. Ale dużo zboża się teraz marnuje. [Czeslawa Mitrus, Kozłówka, 2011]
 
Stawianie kozy:
Z ostatnim zbożem na zagonie zostawiano grzywę zboża. Nazywali to zboże zostawione kozą, by później złapać gospodarza i wyorać nim bruzdę dookoła kozy. Przywiązywali go do tego nieszczęsnego zboża. Wówczas chłopcy od gospodarza otrzymywali obietnicę, że będzie poczęstunek i potańcówka. Jak ten potwierdził, to go odwiązywali. A dziewczyny w pośpiechu wiły wianek i wszyscy szli do domu gospodarza z wieńcem i śpiewali:
 
A nasz gospodarz dobry pan,
postawi piwa cały dzban,
a nasza gosposia skwapliwa,
da nam pierogów do piwa.
 
Gospodarz zapraszał robotników do mieszkania. Wołał grajka, stawiał kolacje, a robotnicy popijali, tańczyli. I tak świętowali zakończenie żniw w domu gospodarza.[Barrbara Bojarska, Krakowskie Przedmieście, 1996, TL]
 
 
Oborywanie kozy:
Jeszcze koze trzeba było zostawić. To sie zawiunzało te koze, kłuski do góry sie zawiunzało. O wtedy gospodarza sie brało i obciungnyło sie wkoło ty kozy za ręce, a nogi mu sie wlekły i koś, jak umiał przyśpiewek, to sobie zaśpiwoł:
 
Choćmy wszyscy do kozy, do kozy,
niech sie koza położy, położy.
 
I śmichy do tego. Gospodarz został zadowolony, że sie tak zakończyło to żniwo, zaprosiuł nas na dobru kolacje z wódku, kiełbasu, kapusto. [Antonina Makuch, Wola Studzieńska, 1993, TL]

 

Zwożenie, układanie i zabezpieczanie zbożaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Kolejnym etapem – nie pozbawionym odpowiednich zachowań i magicznych zabiegów było zwożenie zboża do stodoły i zabezpieczenie go przed myszami. Już podczas zwózki nie rozmawiano, żeby myszy nie słyszały i nie weszły do stodoły.

 

>>> czytaj więcej o innych zachowaniach magicznych i przesądach na Lubelszczyźnie

 
Należało milczeć przy zwożeniu pierwszej fury:
A jeszcze, jak sie zwoziło, był taki przesąd, żeby myszy nie jadły zboża. To było tak. Jak wyjiżdżało sie po pierwszo fure zboża, to trzeba było nic nie mówić. Ani do konia, ani do nikogo, nic. Choć był tam sąsiad nawet czy coś, to musiał sie człowiek odwrócić w drugo strone. Tam poprawić coś…Nałożył fure zboża, przyjechał do domu, wjechał na pobojowisko do stodoły i zrzucił snopek na środek zapola. I już jak upad, tak już jego nie brał. I mówił: - To dla gastwa! To dla gastwa! A późnij już zrucało sie dalej i układało sie od początku. Żeby tam nie nakruszyć ziaren, to stojący rząd był najpierw. A później leżące rzędy. [Czesław Maj, Motycz, 1992, TL]
 
Również zboże składowane w stodole należało odpowiednio zabezpieczyć, np. przy użyciu święconych ziół lub ziół, których właściwości odstraszały myszy.
 
Zioła święcone wkładano w róg zapola:
Wkładano też zioła święcone, ale to tylko w jeden róg. No były wianki przecież. To sie pielęgnowało te wianki, bo przecież wkładano je także do trumien kobiet zmarłych. Ziele na uroczystości Wniebowzięcia święcone też do trumien wkładano. I były tez przy oknach umieszczone od frontu, bo to mówili ludzie, że od piorunów. I to wszystko też wkładano w jednym rogu stodoły. [Czesław Maj, Motycz, 1992, TL]
 
Zioła wkładane w poddanek:
W zapolu podkładało sie na poddanek. Poddanek, to znaczy była słoma targana, którą rozścielano i mocno udeptano. I podkładało sie dziewanne i ostrzeń – to takie ziele co myszy nienawidzo tego. To ostrzeń lancetowaty – ma lancety jak nóż, a dziewanna – to zbiera sie od kaszlu. Ale to liscie zbierało sie dziewanny. I tam myszów nie było.[Czesław Maj, Motycz, 1992, TL]
 
 
Ważne było również odpowiednie układanie zboża.
 
Ścisłe układanie zapola:
Zboże jak sie do stodoly przywoziło, to sie zabezpieczało przed myszami. Układało sie go bardzo ściśle snopek koło snopka. Dociskało sie i tak kolejno rzędami na całym zapolu. Chłop układał zboże do stodoły – wszystkie, a dwór zawsze na tym samym kawałku stawiał sterty. [Antonina Makuch, Wola Studzieńska, 1993, TL]
 
 
Doskonałym środkiem apotropaicznym o dość szerokim spektrum zastosowania była również gałązka brzozowa z ołtarza stawianego na Boże Ciało – miała ona chronić zboże przed piorunem.
 
Zabezpieczenie przed piorunami zebranego w stodole zboża:
To jak sie odprawiało w Boże Ciało, to zawsze było strojone brzózkami. I tera to nawet tak strojo. Ji po tam nabożeństwie każdy te gałązki obłomał ji przynosił, ji wsadzał na budynku. Tam goździkami było przybite. I to juz jak taka gałązka była na budynku, to juz w ten budynek miało nie trzasnąć. To juz od pioruna nie spali. [Janina Bąkała, Żyrzyn, 1993, TL]

Zwyczaje i wierzenia związane ze zbożemBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Okres żniw symbolicznie wiązano również z okresem Bożego Narodzenia, elementem łączącym był król.

 

Pierwszy snop:
Pierwszy snop był ścięty przez gospodarza. Gospodarz go zabierał i ten snop był przechowywany do Wigilji. Wtedy był przynoszony do domu i stawiany w kącie jako król, z którego to zboże później dosypywano do ziarna siewnego, co oznaczało urodzaj. [Barbara Bojarska, Krakowskie Przedmieście, 1996, TL]
 
Specjalna wiązanka na wigilijnego króla:
Była też wiązana nieduża garść zboża i z tego był król robiony później na Wigilie. Za to, że to sie udało wykosić, zebrać, to za to na tym wiechciu, na tej małej garści zboża był poźniej robiony król w kącie izby na opłatek. Ta garść była przyniesiona do stodoły i w pewnym miejscu gdzieś w kalenicy tam wysoko uwiązana, żeby myszy tam nie doszły. No ji późni z tego był ten król robiony w kacie izby. I tam opłatek był. [Czesław Maj, Motycz, 1992, TL]
 
Według wierzeń ludu w okresie żniw na polu mogą działać również złe moce, demony, czarownice, a szczególnie południce, które stanowić mogły duże zagrożenie dla zdrowia i życia ludzkiego.
 
Południca:
Nie można też było w czasie żniw położyć sie na miedzy, bo może południca najść miedzo. Pamiętam jak paśliśmy krowy, to było powiedziane, że przed południem mamy przygnać krowy do domu, bo południca będzie chodzić. Zbiera zioła. Nie wolno sie odzywać nic do południcy i blisko podchodzić. [Czresław Maj, Motycz, 1992, TL]
 
Na ludowe wyobrażenie o żniwach składają się różne elementy działań praktycznych, praktyk magicznych i religijnych, a także specyficzna sieć zachowań i relacji międzyludzkich. Wszystko to przenika się wzajemnie i tworzy spójną wizje pojmowania i egzystowania człowieka w tym szczególnym dla życia wsi okresie.
 

Przysłowia, wróżby i powiedzenia związane ze żniwami:
  • Jeżeli w żniwa mysz w polu gniazdo wysoko zakłada, znak to, że zima srogie śniegi zapowiada.

 

Pozostałe dni lipca - przysłowia, wróżby i powiedzeniaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

1 lipiec:
 
  • Gdy Halina łąki zrosi, rolnik w wodzie siano kosi.
 
4 lipiec:
 
  • Święty Prokop, marchwi okop.
  • Źle na Prokopa jak zmoknie kopa.
 
 
8 lipiec:
 
  • Jak deszcz na świętego Prokopa, to zgnije niejedna kopa.
  • Na świętego Prokopa wyschnie młynarzowi przykopa.
  • Złe na Prokopa, jak zmoknie kopa.
 
 
16 lipiec:
 
  • Wraz ze Szkaplerzną Matką idź na zagon z czeladką.
 
 
18 lipiec:
 
  • Na świętego Szymona nie wdziewaj kaftana.
 
 
19 lipiec:
 
  • Na świętego Wincentego będziem jedli chleb z nowego.
 
 
20 lipiec:

 

  • Jeśli deszcz na Eliasza, to zgubi się pasza.
  • Na świętego Eliasza z nowego urzątku kasza.
  • Święta Małgorzata zapowiada środek lata.
  • Deszcz na świętą Małgorzatę jest orzechom na stratę.
  • W dzień świętej Małgorzaty pierwsze gruszki do chaty.
  • W świętą Małgorzatę skąd wiatr duje, drogę po zboże toruje.
  • Ze świętą Małgorzatą upał przybiera, kanikułę otwiera.
 
 
22 lipiec:
 
  • Gdy Magdalena deszczem zaczyna, to zwykle deszcz dłużej trzyma.
  • Na Marii Magdaleny pogoda – pszczółek wygoda, a jak słota - to lichota.
 
 
25 lipca – Św. Jakuba:
 
  • Na świętego Jakuba bywa już z żytem próba.
  • Jaki Jakub do południa, taka też zimo do grudnia;
  • jaki Jakub po południu , taka też zima po grudniu.
  • Na święty Jakub już chleba nie kup.
  • Pada deszcz świętego Jakuba, na pszeniczkę pewna zguba.
  • Gdy słońce świeci na Jakuba, to będzie zima długa.
  • Im większe na Jakuba chmury, tym większe w zimie śniegu góry.
  • Jak święty Jakub nadejdzie, to nam biedy nie będzie.
  • W dzień świętego Jakuba chmury, będą śniegu fury.
 
 
26 lipiec - św. Anny
Tego dnia święcone były zioła, które następnie służyły do odpędzania złych mocy i budzenia miłości.
A w święty Anny do południa zawsze świętowało się, a jak deszczu nie było, po obiedzie, tośmy zwozili zboże. Resztki. […] to przeważnie do południa śmy świętowali, a kto chciał to pojechał do kościoła, czy kto mógł. A po południu jak była pogoda, no to się zwoziło zboże. Bo to koniem to też nie nakładł dużo, bo też włożyło się... w kupce było... przeważnie dwanaście snopki, to jak sięzłożyło dziesięć kupek, to już koń miał co ciągnąć. [Czesława Mitrus, Kozłówka, 2011]
 

 

  • Święta Hanna to już jesienna panna.
  • Szczęśliwy kto na świętą Annę wyszuka sobie pannę
  • Od świętej Anki chłodne wieczory i ranki.
  • Święta Hanna - to już jesienna panna.
 
 
29 lipiec:
 
  • Od świętej Marty płać za żniwa, dawaj kwarty.
  • Około dnia świętej Marty, ze żniwami już nie żarty.

 Opracował Piotr Lasota

RozmówcyBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Janina Bąkała – J.B., ur. w 1909r., zamieszkała w Żyrzynie, gmina Żyrzyn. Nagranie – Jan Adamowski, 1993r. Relacja publikowana w „Twórczości Ludowej” – TL, 1994, nr 1-2.

Barbara Bojarska – B.B., ur. w 1929 r., zam. Krakowskie Przedmieście k. Krasnegostawu. Nagranie - Marzena Blangiewicz. Relacja publikowana w „Twórczości Ludowej” – TL, 1996, nr 3.

 
Bronisława Dederko – B. D., ur. w 1917 r. w Sawinie, zamieszkała Czułczyce Duże, gmina Sawin. Nagranie - Justyna Dederko, 1996r.  Relacja publikowana w „Twórczości Ludowej” – TL, 1996, nr 3.
 
Maria Gleń – M. G., ur. w 1933 r., we wsi Zakręcie, gmina Krasnystaw, gdzie całe życie mieszka. Nagranie – Piotr Lasota, 2011r.
 
Czesław Maj - Cz. M., ur. w 1923 r. w Motyczu, gmina Konopnica, gdzie całe życie mieszka. Nagranie – Jan Adamowski, 1992r.; nagranie – Piotr Lasota, 2011r.
 
Antonina Makuch – A.M., ur. w 1900 r. w Annowie, gmina Zakrzew, zamieszkała w Woli Studzieńskiej. Nagranie – Jan Adamowski, 1993r. Relacja publikowana w „Twórczości Ludowej” – TL, 1994, nr 1-2.
 
Maria Markuszewska – M.M.,ur. w 1927 w okolicach Brześcia, zamieszkała w Uhrusku, gmina Wola Uhruska. Nagranie - Zofia Dyczko 1996r. Relacja publikowana w „Twórczości Ludowej” – TL, 1996, nr 3.
 
Czesława Mitrus – C.M., ur. w 1928r. w Kozłówce, gmina Kamionka, gdzie nadal mieszka. Nagranie – Magdalena Pietrzak, 2011r.
 
Helena Wielgus – H.W., ur. w 1924 w Buśnie, gmina Białopole. Nagranie - Adam Albiniak, 1996r. Relacja publikowana w „Twórczości Ludowej” – TL, 1996, nr 3.
 
Janina Woch – J. W., ur. w 1925 r. w Abramowie, gmina Abramów. Po ślubie zamieszkała w Wólce Kątnej, gmina Markuszów. Nagranie – Piotr Lasota, 2011r.

 

 

LiteraturaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Adamowski Jan, Praktyki, zwyczaje i wierzenia żniwne w przekazach mieszkańców zachodniej Lubelszczyzny, [w:] „Twórczość Ludowa”, 1994, nr 1-2.

Adamowski Jan, Żniwa i dożynki na obszarze województwa chełmskiego, [w:] „Twórczość Ludowa”, 1996, nr 3.

Adamowski Jan, Tymochowicz Mariola, Obrzędy i zwyczaje doroczne z obszaru województwa lubelskiego (próba słownika), [w:] Dziedzictwo Kulturowe Lubelszczyzny. Kultura Ludowa, pod. red. Alfreda Gaudy, Lublin 2001.

Ogrodowska Barbara, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2009.

Pełka Leonard, Polski rok obrzędowy. Tradycje i współczesność, Warszawa 1980.

 

Powiązane artykuły

Zdjęcia

Wideo

Audio

Historie mówione

Słowa kluczowe