Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Barbara Koterwas (1912-1983)

Całe życie Barbary Koterwas było podpo­rządkowane nakazowi służby społecznej. Zawsze, niezależnie od czasu i okoliczności, kierowała się ona wewnętrznym naka­zem, by nieść pomoc drugiemu człowiekowi. Nie była to służba łatwa. Barbara Koter­was nigdy jednak nie poddała się ani okru­cieństwu wojny, ani trudom czasów powo­jennych, ani własnej chorobie.

Spis treści

[RozwińZwiń]

Moje dzieciństwo było całkiem inneBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Barbara Koterwas urodziła się 4 grud­nia 1912 roku. Choroba, na którą zapadła niespodziewanie w wieku 8 lat, odebrała jej władzę w nogach i przykuła do łóżka. Swoje dzieciństwo i młodość zapamiętała więc z dość szczególnej perspektywy, jaką był widok z okna jednoizbowego mieszka­nia u zbiegu ulic Bronowickiej i Składowej. Po latach Barbara Koterwas wspomina:

„Nie nudziłam się. Z pasją obserwowa­łam ludzi. Patrzyłam. Słuchałam. Zastana­wiałam się, jak zachowa się za chwilę czło­wiek przeze mnie obserwowany. Budowa­łam własny świat. Czasem ten i ów przysta­nął, aby ze mną pogaworzyć. Nieraz usły­szałam głośno wypowiadaną opinię: „Na­sza Basiunia nie jest całkiem głupia”. Szu­kałam sposobu przekonania wszystkich, że bezwład nóg to nie zanik mózgu.”

Dzięki staraniom matki, Stefanii Ko­terwas, która zapraszała do domu dzie­ci w wieku szkolnym, aby u nich odrabia­ły lekcje, Basia opanowała program sied­miu klas szkoły powszechnej. Matka Bar­bary uczyła córkę literatury, rachunków, a przede wszystkim samodzielności i wy­trwałości, gdy ta leżała unieruchomio­na w łóżku. Ukształtowana intelektualnie przez matkę, całe życie dużo czytała i nikt z nią obcujący nie mógł przypuszczać, że nie ma szkolnego wykształcenia.

Po ośmiu latach choroby, 4 lipca 1928 roku, Basia postawiła ponownie pierw­sze kroki, pierwsze kroki w nowe życie. Powrót do całkowitej sprawności fizycz­nej trwał długo i nie okazał się całkowicie możliwy - mocne skrzywienie kręgosłupa pozostało na zawsze.

Wszystkie rozkazy dostarczone były na czasBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

W latach wojny i okupacji Barbara Ko­terwas była łączniczką Armii Krajowej. Od­była szkolenie sanitarne oraz praktykę w szpitalu Jana Bożego w Lublinie. Potem sama prowadziła podobne szkolenia dla sa­nitariuszek i oddziałów partyzanckich AK. Jan Magierski wspomina: „Basia była sani­tariuszką bez lęku, potrafiła tak wykombi­nować, że mogła przebiec, gdy wszyscy się bali, bo był ostrzał, ale ona zaobserwowała, w którym miejscu pociski uderzają o bruk, a ponieważ zaobserwowała, że pomiędzy tymi uderzeniami a narożnikiem było 20 cm, to ona się tam zmieściła, i przebiegła, opatrzyła kogoś. Pamiętam też, że również rannych Niemców opatrywała, choć mówi­ła, że jak nie miała czasu, to tylko rzucała opatrunek i biegła do swojego”.

Dzięki jej zainteresowaniu ziołami i zio­łolecznictwem udało się opanować epidemię czerwonki, która wybuchła w obozie jenieckim, na terenie dawnej fabryki samo­lotów „Plage i Laśkiewicz”. Gdy pod ko­niec lat pięćdziesiątych w gazetach ogło­szono: „zielarzy, znachorów i innych szar­latanów będzie się ścigać”, spaliła wszyst­kie zioła i zlikwidowała ramy do suszenia roślin. Zainteresowanie ziołami pozosta­ło jednak na zawsze. Włodzimierz Staniew­ski wspomina: „Te zioła i to winko z dzi­kiej róży pamiętam jako pewnego rodzaju odczyniania osoby, która umie leczyć. Ona była szamanką, miała chyba dar leczenia dusz ludzkich, ale też ustawiania charakte­rów, a zioła były świadectwem, że rozumia­ła jak dusza związana jest z ciałem”.

Zawsze pasjonował mnie teatrBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Po okupacji Barbara Koterwas stwo­rzyła grupę harcerską, działającą w latach 1945-1950. Początkowo w sali na trzecim piętrze nad restauracją Europa (Krakow­skie Przedmieście 29) organizowane były szkolenia z zakresu ratownictwa i pierw­szej pomocy, lecz niedługo potem powo­łany zostaje do istnienia teatr harcerski „Ja­skółki”. Było to ukrytą pasją pani Barba­ry. Po latach wyznaje:

„Zawsze pasjono­wał mnie teatr. Poprzez słowo, ten podsta­wowy element teatru, dotrzeć do widza-słuchacza”. Premierowym występem teatru był wodewil „Cud mniemany, czyli Kra­kowiacy i Górale” z muzyką J. Stefaniego i S. Magierskiego, który odbył się 2 kwiet­nia 1950 roku. Premiera okazała się jedy­nym występem teatru i ostatnią zbiórką „Jaskółek”. Kilka miesięcy wcześniej otrzy­mała Barbara Koterwas pismo z Komendy Naczelnej ZHP o treści: „Komenda Chorą­gwi ZHP w Lublinie rozwiązuje z Koleżan­ką umowę o pracę i zwalnia z zajmowane­go stanowiska z dniem 31 stycznia 1950 r. Czuwaj!”. Zaskoczenie było tym większe, że za zajęcia z ratownictwa, prowadzone przez kilka lat, nie brała pani Barbara żad­nej zapłaty ani nie podpisywała z Komen­dą Chorągwi żadnych umów.

Każdy z nas ma w sobie niezrealizowany talent aktorskiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

W maju 1946 roku Barba­ra Koterwas rozpoczyna pracę w laboratorium farma­ceutyczno-chemicznej firmy „J. Magierski i S-ka”. W roku 1950 spółdzielnia, dręczo­na podatkami, upadła, a właściciel, Stani­sław Magierski, przekazał majątek firmy na rzecz spółdzielni „Permedia”, utworzonej przez dawnych pracowników, zaś sam ob­jął funkcję kierownika technicznego. Sta­nisław Magierski, który był człowiekiem wszechstronnym, lubił opowiadać podczas pracy o życiu i twórczości wybitnych pi­sarzy polskich, takich jak Kasprowicz, Sło­wacki, Prus, Mickiewicz. Wkrótce te gawę­dy przerodziły się w wykłady otwarte, któ­re miały miejsce w sali „Cefarmu”. Opo­wieści te wzbogacane były przez śpiew i recytacje pracowników „Permedii”. I tak powstała „Latarnia”.

Barbara Koterwas od początku ujaw­niła się jako osoba o zdolnościach organi­zatorskich. Jan Magierski tak ją wspomi­na: „Była człowiekiem niezłomnego cha­rakteru i o nieprzejednanej postawie. Je­żeli coś postanowiła, dążyła do tego z ca­łą konsekwencją. Często było tak, że stawa­ło się to nawet męczące w ówczesnej rze­czywistości, pełnej kłopotów i różnych prze­ciwności, a tu trzeba było się bawić w te­atr, bo pani Basia przychodziła i dręczyła: „Napisz proszę... przepisz proszę... zagraj proszę..., a może spróbujemy... ja przyjdę wieczorem”. No i tak pani Basia rozbudzi­ła w zespole pracowników zapał do tworze­nia. Twierdziła, że w każdym z nas tkwi nieziszczony, niezrealizowany talent ak­torski, a w każdym razie drzemią ambi­cje teatralne, które warto pobudzić i war­to umożliwić występ, choćby jeden. No i tak się zaczęło...”

Zaczarowana LatarniaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

W lipcu 1959 roku członkowie „Latar­ni” wyruszyli na planowaną od kilku mie­sięcy wędrówkę po Roztoczu. Repertuar składał się z czterech obrazów historycz­nych: „Wanda” C.K. Norwida (w adapta­cji D. Nagórnej), „Bolesław Chrobry” Gołu­biewa (sceny wybrała Z. Kitówna), „Insu­rekcja” Reymonta oraz „Obraz z Powstania Warszawskiego” (w opracowaniu W. Goł­kiewicza). Całe widowisko nazwano „Mil­lenium”.

Zaraz po rozpoczęciu wędrówki, wy­stąpili Latarniowcy z jednoaktówką wła­snego pióra zatytułowaną „Powstanie War­szawskie”. Odtąd nie mieli możliwości po­kazania całego „1000-lecia”, gdyż publicz­ność wciąż na nowo domagała się „Po­wstania”. I tak oto sztuka ta odegrana zo­stała w ciągu dwóch tygodni 11 razy w 10 miejscowościach.

Kilka miesięcy przed planowaną wy­prawą zakupiono wóz konny z demobi­lu, którym w czasie wyprawy przewożone były bagaże aktorów. Kiedy zespół przyby­wał do wsi, koń nosił wierzchem herolda, który zapraszał mieszkańców na przedsta­wienie. W jednym ze swoich wierszy Ire­neusz Opacki pisze o wyprawie „Latarni”:
Resory skrzypią, chwieje się buda,
Świat się przechyla na bakier,
Nuż Gałczyńskiemu zmienić się uda
Ten grat w zaczarowany fiakier?
Przyczep więc, bracie, swego pegaza
Gdzieś do przedniego resora:
Zaczarowana dorożka
Zaczarowana „Latarnia”
Z obrazka Nikifora.

W wyprawie uczestniczyło 14 osób: Anna i Barbara Krzywickie, Barbara Ko­terwas, Hanna Kotarska, Marta Magier­ska, Marta Nowak, Władysław Gołkiewicz, Jan Magierski, Zbigniew Jóźwik, Zbigniew Kruk, Wacław Kurowski, Krzysztof Szelą­giewicz, woźnica i jego pomocnik. Włady­sław Gołkiewicz wspomina:

„Dramatis personae (osoby dramatu), żacy, przekupki, żołnierze, mieszczanie, szlachta, a nawet księżniczki z bajek oka­zali się dobrymi piechurami. „Wędrowali, wędrowali uznojeni srodze w te swoje nie­obeszłe światy” od wioski do wioski, a za­planowana trasa wędrówki zmieniała się zupełnie, bo na szlaku zjawiali się wy­słannicy z mijanych wiosek. Prosili, aby ich nie omijać, że już są zebrani i czeka­ją na przedstawienie, że nie są gor­si od innych wsi, że będzie dużo słu­chaczy. Delegatów, gdy zjawili się przed Latarniowcami, można było za­wsze poznać albo po jednakowych czap­kach i białych koszulach, albo po udekoro­wanych kolorową bibułką kółkach rowerów lub choćby po jednakowych kwiatach w rę­ku. W Woli Gałęzowskiej przysłano po ze­spół nawet traktor z przyczepą i życzono so­bie, aby dać przedstawienie o godzinie 12 w nocy.

Upały dokuczały tak, że trzeba było wę­drować nocą, a otarte pięty ratowano przez chodzenie boso. Nic dziwnego, że czasem patrzono trochę nieufnie na tych wagan­tów, co boso biegali, obozowali jak cyga­nie i nocą posuwali się za swoim cudacz­nym wozem.”

Wyprawa rozpoczęta w Zemborzy­cach, po przemierzeniu kilkunastu wsi, nieoczekiwanie zakończyła się w Brzo­zówce. Ulewny deszcz uniemożliwił dal­sze wędrowanie, więc cała grupa po­maszerowała pieszo do stacji kolejowej w Szastarce, skąd pociągiem wróciła do Lublina.

Przez teatr wychowywaćBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Lata 1960-1971 to czas, gdy szczegól­ną uwagę skupiła pani Barbara na tro­sce o wychowanie dzieci i młodzieży. Po­wstała wówczas grupa teatralna „Mała La­tarnia”, w której skład wchodziły dzie­ci z ulicy Lubartowskiej. Grupa dziewię­ciu chłopców i dwu dziewczynek wyło­niła się podczas organizowanych przez panią Barbarę wycieczek za miasto. Po­dobnie jak wcześniej zespół „Latarnia”, tak i członkowie „Małej Latarni”, jeździ­li na wyprawy po Lubelszczyźnie. Zespół wędrował po Roztoczu, dając bezpłatne przedstawienia w miejscowościach, które mijał. Latem 1964 roku odbyła się wypra­wa rowerowa nad Bałtyk. Trasa wiodła przez Nałęczów, Puławy, Radom, Piotr­ków Trybunalski, Koło, Kruszwicę, Ino­wrocław, Toruń, Gdańsk. „Mała Latarnia” wędrowała z napisanym przez Władysła­wa Gołkiewicza widowiskiem poświęco­nym Warszawie, zatytułowanym „My jej szukamy”. W przeciągu czterech tygodni włóczęgi zespół wystąpił aż 35 razy.

Inne spektakle, które składały się na repertuar „Małej Latarni” to: „Smocza awantura” Januszewskiej, „Dziewczynka z zapałkami” Andersena (w opracowaniu J. Tuwima), „Dobroć” Sienkiewicza, „Baśń o szlachetnym Godfrydzie”, „Droga”, „Nim kurtyna pójdzie w górę” (scenariusz Bar­bara Koterwas) oraz „Niezwykła przygo­da” Odrowąża.

Kolejną grupą teatralną założoną przez Barbarę Koterwas był, składający się z uczniów technikum kolejowego w Lu­blinie, zespół „Semaforek”. Podobnie jak „Latarnia” i „Mała Latarnia” grupa miała na celu docieranie z „pięknym słowem” do mieszkańców wsi.

Pierwsza wędrówka odbyła się w 1961 roku, kiedy to zespół zadebiuto­wał widowiskiem „Bajki i prabajki nie tyl­ko dla dzieci”, do którego scenariusz na­pisała Danuta Nagórna. Następnego roku, podczas kolejnej wyprawy, do repertu­aru włączona została również sztuka Ra­bindranatha Tagore „Poczta” oraz mon­taż poezji hinduskiej zatytułowany „Nie tylko uszami słuchajcie” autorstwa Danu­ty Nagórnej.

Kolejna grupa teatralna, „Pierwszy Te­atr Podgrodzie”, założona przez Barba­rę Koterwas w 1961 roku, skupiała kilka­naście osób różnych zawodów. Podczas prób, które odbywały się w mieszkaniu pani Barbary przy ulicy Lubartowskiej 34, zespół przygotowywał spektakl pt. „Ko­bieta od lat dwu aż do...”, według scena­riusza Władysława Gołkiewicza. Na kolej­ne przedstawienie zatytułowane „Ze stu­leci polskiego teatru obrazów siedem­naście dla uczczenia Milenium Polski wy­szykowane” (scenariusz Danuta Nagórna) składały się słowiańskie sobótki, „Facecje żakowskie”, „Parady” J. Potockiego, frag­menty z „Krakowiaków i Górali”, „Bar­bary Radziwiłłównej” Felińskiego, „Ślu­bów panieńskich” Fredry, a także teksty Słowackiego, Wyspiańskiego, Zapolskiej, Żeromskiego, sceny z „Karykatur” J. Ki­sielewskiego, „Ostrego dyżuru” J. Lutow­skiego, zaś zamknięcie stanowiły frag­menty sztuki S. Mrożka „Męczeństwo Pio­tra Oheya”.

Lata 1964-65 to praca z młodzieżą sku­pioną wokół klubu „Radar”, od nazwy któ­rego wzięła początek grupa teatralna. Za­jęcia z tym zespołem nie należały do ła­twych, gdyż składał się on z tzw. „trudnej młodzieży”, niekiedy „z przeszłością”. Ci młodzi ludzie, nie przyzwyczajeni do pra­cy w zespole, mówiący gwarą charaktery­styczną dla dzielnicy robotniczej, dosko­nale sprawdzili się w krótkich formach te­atralnych. Podczas Festiwalu Poezji Gał­czyńskiego w Szczecinie, teatr „Radar” otrzymał wyróżnienie.

Tuż przed następną premierą, na któ­rej prezentować miano teksty Tuwima (we­dług scenariusza Danuty Nagórnej), aresz­towano kilku członków zespołu, a niedłu­go potem grupa rozpadła się.

Kolejny zespół teatralny powstał przy Międzyspółdzielnianym Klubie „Hanka” przy Obuwniczej Spółdzielni Pracy w Lu­blinie. Z programem artystycznym, na któ­ry składały się przedstawienia: „Droga” W. Gołkiewicza, „Parady” W. Potockiego, „Typy starej Warszawy” S. Magierskiego, „Wielkie pranie” W. Gołkiewicza, grupa wyruszyła na wędrówkę po Roztoczu. Tra­sa wiodła przez kilkanaście wsi, w których zespół wystąpił ze swoim programem po­nad trzydzieści razy. Członek zespołu, To­masz Bylica, wspomina:

„Wszędzie budziliśmy zainteresowa­nie. Na naszych plecakach umocowa­ne były kawałki barwnego płótna z napi­sami: Amatorski zespół „Latarnia” przy klubie „Hanka” w Lublinie, Bliżej te­atru, Przyprowadź swojego sąsiada, Przybądź, zobaczysz a zapamiętasz, Naśladownictwo wskazane itp. Te napi­sy i nasze rozśpiewanie zjednywały nam sympatię ludzi. Spotykaliśmy się z wielką gościnnością, nie chciano brać pieniędzy za mleko, ziemniaki itp.”
Padające nieustannie deszcze zmusi­ły zespół do wcześniejszego powrotu do Lublina.

Barbara Koterwas uważała, że „nale­ży iść do ludzi z pięknym słowem; przez teatr wychowywać, uczyć” i ten cel kon­sekwentnie wprowadzała w życie. Potra­fiła współpracować zarówno z dziećmi czy młodzieżą, jak i dorosłymi. U schyłku życia założyła grupę teatralną „Ziółko”, w skład której weszli ludzie starsi, sku­pieni przy Klubie Seniora na ul. Święto­duskiej. W każdym człowieku, bez wzglę­du na wiek czy wrażliwość artystyczną, potrafiła dostrzec niezrealizowany talent aktorski i wydobyć go. „To był mały-wiel­ki człowiek, to była kruszynka, którą wa­runki - ktoś mógłby powiedzieć - w ogó­le nie predestynowały do liderstwa. Cały cud, cała niezwykłość polegała na tym, że była jednak liderem, była jednak ani­matorem, trzeba więc raczej mówić o jej wielkim duchu, sile charakteru, o nie­zwykłej umiejętności pozyskiwania sobie uczuć ludzkich (...)” (Włodzimierz Staniewski).


Zmarła 20 grudnia 1983 roku. „Odda­na bez reszty tym, którzy byli w potrzebie. Dziś pozostała we wspomnieniach z zapi­saną drobnym pismem kartą DOBRA swo­jego ŻYCIA”.

Wspomnienie Wandy Drozdowskiej o Barbarze KoterwasBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Pamiętam, że do babci, która mieszkała przy Lubartowskiej 24 przychodził na lekcje gry na pianinie jeden z podopiecznych pani Basi [Koterwas - przyp. red.], na imię miał Andrzejek.

Babcia dawała lekcje temu chłopcu nieodpłatnie, robiła to dla pani Basi.  Andrzejek nie bardzo przykładał sie do nauki, to był mały chłopiec i pewnie wolał się bawić w tym czasie z innymi dziećmi, więc kiedy pani Basia dowiadywała się czy Andrzejek był na lekcji, a twierdził, że był, to babcia odpowiadała, że może tylko położył palec na dzwonku i wracał do domu. Pani Basia, widać, dostrzegała jakieś zdolności u tego chłopca, bo jednak przez jakiś czas pojawiał się on u nas. To był koniec lat 50. albo poczatek 60.


Babcia bardzo lubiła panią Basię, i pamietam jakieś spotkania z nią, na które szłam z babcią.  Niewiele, bo mialam wtedy 4-6 lat. Myślę, że to, że pani Basia wysyłała tego Andrzejka na lekcje do mojej babci świadczy o jej na prawde wielkim sercu i zainteresowaniu dziećmi z gorzej sytuowanych rodzin.

 

Opracowała Aneta Nadolna

LiteraturaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Koterwas Barbara, "Latarnia", przygotowała do druku A. Śniechowska, Lublin 2000.

Nadolna Aneta, Zaczarowana latarnia, „Obyczaje. Edukacja-Kultura-Społeczeństwo” 2004, nr 18-19, s. 5-8.

Stykowa Maria Barbara, Koterwas Barbara, w: Słownik biograficzny miasta Lublina, t. 1, red. T. Radzik i in., Lublin 1993, s. 145-146.

Wspomnienie p. Wandy Drozdowskiej, 21.12.2015.

Zdjęcia

Słowa kluczowe