Zofia Kopel-Szulc
I. J. Kamiński o litografiach Zofii Kopel-Schulc (fragment eseju O sztuce w Lublinie)
"Naturalną koleją rzeczy, wkrótce i Kurzątkowski zyskał konkurentów w osobach Zofii Kopel-Szulc (ur. 1937) i Henryka Szulca (ur. 1935), którzy bardzo często wspólnie projektowali plakaty — w przeważającej części poświęcone wydarzeniom i instytucjom kulturalnym, a sporadycznie takim, jak „1000--lecie Państwa Polskiego" (1965) czy „Dni Majdanka" (1966), albo „25 lat PRL".
Szulcowie reprezentowali nową, młodą generację grafików, dzięki swoim umiejętnościom warsztatowym, inwencji formalnej i niespożytej energii szybko stali się liderami plakatu lubelskiego.
W metaforycznych litografiach Szulcowej przewijają się różne motywy, nierzadko wyprowadzone z repertuarium polskiego doświadczenia historycznego, a semantycznie dookreślone tytułami prac: „Nike" lub „Wiersz o wojnie" — nagrodzony zresztą na ogólnopolskiej wystawie „Przeciw Wojnie" w 1966 roku. Uczennica Konrada Średnickiego w krakowskiej ASP dba oczywiście o jakości formalno-warsztatowe. Z namysłem buduje kompozycje na zasadzie opozycji: motyw centralny — reszta planszy, w „Rybie" (1964) — jednej z najlepszych grafik tamtego czasu — efektownie mnoży i komplikuje fakturę, ale właściwie nigdy nie poprzestaje na wirtuozerii formalnej, choć przecież ma ona, sama w sobie, niebagatelną wartość. Grafika w dłoniach Szulcowej to specjalne medium, środek przekazu jakiejś refleksji pozaartystycznej, wyrażonej jednak w sposób wizualnie atrakcyjny i właściwy tylko dla tej techniki.
Litografie Szulcowej, wieloznaczne i dyskretnie aluzyjne linoryty Szulca, inspirowane światem form biologicznych lub faktami społecznymi nitroksylografie Zbigniewa Podciechowskiego, absolwenta warszawskiej ASP — prace tych zwłaszcza artystów zadecydowały, że środowisko lubelskich grafików zyskało wreszcie profesjonalną tożsamość i odrębność w polu naszej sztuki. Rzecz w tym, że w minionych latach grafiką zajmowali się, poza jednym Żurawskim z Zamościa (zm. 1962), malarze — owszem czyniąc to nierzadko doskonale, jak Kononowicz w drzeworytach, ale przecież na marginesie swoich głównych zainteresowań. Poza tym, uprawiając w zasadzie techniki stricte graficzne, ci młodzi artyści podrasowali nieco etos tej sztuki w Lublinie, gdzie chętnie — Dzieduszycki, Pol, Filipiak — bawiono się monotypią, która dając efekty malarskie, nie jest ani malarstwem, ani grafiką, lecz tylko/aż surrealistyczną przygodą.
Inna sprawa, że monotypie i prace w tzw. technikach mieszanych wykonywano wówczas w Lublinie z konieczności: prasy graficzne i odpowiednie materiały (np. kamienie litograficzne) posiadały tylko drukarnie. Co prawda w 1965 roku lubelski ZPAP kupił prasę litograficzną, ale jeszcze długo potem nie można było właściwie z niej korzystać."
Źródło:
Kamiński I. I., O sztuce w Lublinie [w:] Lublin w dziejach i kulturze Polski, pod red. Tadeusza Radzika i Adama A. Witusika, Polskie Towarzystwo Historyczne Oddział w Lublinie, Krajowa Agencja Wydawnicza-Lublin, 1997.
Literatura: