Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Urząd kata – typologia kar

Urząd kata pojawił się w Polsce wraz z przyjmowaniem przez nasze miasta prawa niemieckiego, które dużo bardziej restrykcyjnie niż obowiązujące wcześniej prawo zwyczajowe traktowało nawet najdrobniejsze przestępstwa.


Spis treści

[RozwińZwiń]

Miejsca wymierzania karBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

W Lublinie wykonywano kary w kilku miejscach. W zasadzie zwyczaj nakazywał wyprowadzenie skazanego poza mury miejskie. Jednak niekiedy powaga popełnionego przez niego czynu nakazywała dokonanie egzekucji na samym rynku miejskim. Dla przykładu na rynku lubelskim odbyła się egzekucja świętokradcy Macieja w roku 1630, którego ciało poszarpano publicznie kleszczami i dopiero wówczas wyprowadzono go za miasto, i tam spalono na stosie.

Rodzaje karBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Typów kar było wiele. Mogły być to kary na honorze, na ciele lub najcięższe, łączące oba te typy.
Drugi natomiast podział wiązał się z tym, czy były one jedynie okaleczające, czy też uciekano się do karania na gardle.

Kara na honorzeBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Do łagodniejszych, moglibyśmy powiedzieć, kar należało wystawienie skazanego na widok publiczny, zakutego w kajdany lub tzw. kunę, co nosiło przede wszystkim znamiona kary hańbiącej. „[...] kmiotaszek ubogi [...] cierpi kuny, biskupy, korbácze, gąsiory [...]”.

ChłostaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Często łączyła się z tym chłosta, wykonywana za pomocą wszelkiego rodzaju biczów, kijów czy powiązanych w pęki rózg. Kary oczywiście odbywały się publicznie, zazwyczaj przy pręgierzu. Niestety nie zachowały się bliższe informacje dotyczące lubelskiego pręgierza.

Kary okaleczająceBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

W zasadzie należałoby zauważyć, że wszystkie kary okaleczające były równocześnie karami hańbiącymi. Jeśli bowiem dla przykładu krzywoprzysięzcom odcinano palce, a złodziejom całe dłonie, którymi dopuścili się przestępstwa, to w oczach mieszkańców był to widomy dowód popełnionych przez nich zbrodni. Zatem kat, za pomocą każdego rodzaju ostrego narzędzia, pozbawiał skazańców różnych części ciała.
Kat wyłupiał oczy, obcinał lub wyrywał języki, a także oczywiście obcinał ręce, stopy, uszy... które potem, ku przestrodze, przybijane były na bramach i furtach prowadzących do miasta.

PiętnowanieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Wśród kar na czci i na ciele do ciekawszych należy piętnowanie. Wypalano piętna na czole, policzkach lub na piersi.

WygnanieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Niezwykle poważną karą, pozwalającą jednakże nieszczęśnikowi oszczędzić życie, było wygnanie, czyli objęcie skazanego banicją. Często łączyło się to z całkowitą utratą mienia.
W razie powrotu do miasta czekał na banitę wyrok śmierci. Wygnanie było więc czymś w rodzaju złagodzenia wyroku śmierci z ową karą zachowaną w zawieszeniu.

Kara śmierciBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Kary śmierci wykonywano zazwyczaj w specjalnie przeznaczonych do tego miejscach, ale zdarzało się również, że za miejsce egzekucji służyły gałęzie drzew rosnących na rozstajach dróg.

„[...] Przeto go ja ták skarzę zá jego zasługi,
Że więcej nie będzie brał, wezdrgnie się i drugi.
Bo ták táką robotę płácą w mojej szkole:
Wyprowádzę go naprzod w przejźroczyste pole,
Záwieszę go ná onym wysokim ślemieniu,
Áby więcej nie szkodził ludzkiemu plemieniu.
Między niebem i ziemią, gdzie go ptak przeleci
I podleci, karzże się i drugi i trzeci [...]”.

PowieszenieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Powieszenie było jedną z najbardziej popularnych kar śmierci,  jednocześnie mającą charakter kary uwłaczającej czci skazanego. Jak już zostało wspomniane, powiesić złoczyńcę można było na gałęzi dowolnego drzewa, znajdującego się poza murami miasta. Oczywiście musiało być ono odpowiednio wyeksponowane, w pobliżu głównych traktów, tak by przybywający do miasta goście mogli dobrze przyjrzeć się wisielcom.

SzubienicaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Głównym jednak miejscem, gdzie wieszano skazańców była szubienica. Powstanie lubelskiej szubienicy możemy próbować umiejscawiać pod koniec wieku XIV lub na początku XV wieku. Kolejne zaś pojawiają się już regularnie, chociażby jako drobny, z pozoru niewiele znaczący szczegół związanego z zupełnie czymś innym dokumentu. Istnienie szubienicy było niezwykle ważne dla prawidłowego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Dla Lublina, jako jednego z najpotężniejszych miast polskich, posiadanie jej było koniecznością. Szubienicę fundowało oczywiście miasto, ale ktoś przecież musiał ją zbudować. Jak wiadomo wszelkie kontakty z katem, związanymi z nim przedmiotami i miejscami przynosiły mieszczanom ujmę. Dlatego też, żeby jakoś wyrównać to negatywne oddziaływanie przykrego obowiązku, jakim było wzniesienie i późniejsza konserwacja szubienicy, starano się angażować jak największą liczbę mieszkańców.

„Dudkowi Muliarzowi, który tę śubieniczę murował swoim kosztem, tak dał materyał, swoje kamienie, cegłę y wapno. Towarzyszom Muliarskim sam płacił furę, wapno, piasek, cegłę, kamień y wodę woził, za tę wszystką jego robotę podług zmowy daliśmy – 318 złp.
Cieślom czterem, którzy śubieniczy piętro z wychodem robili – 2 zł i 8 gr.
Chłopu, który tę śubieniczę ozuł wokoło ziemią – 4 gr.
Za 5 dębów dla budowania piętra w tey śubienicze – 2 zł 5 gr.
Za 2 belki na burtnice na wchód do tey śubienicze – 24 gr.
Cieśli z Cieśliczkami za jeden dzień, którzy dębinę zawłóczyli na śubienicze filary – 17 gr.
Za farbę, którą Muliarz śubieniczę farbował Żydowi – 1 zł 2 gr”. 
Lubelska szubienica stanęła daleko poza murami miasta. Miejsce to możemy obecnie bez problemu odnaleźć. Jest to ośmioboczny niski budynek nazywany obecnie przez mieszczan „domkiem kata”, przykryty stożkowym dachem, znajdujący się za Ogrodem Saskim, na tyłach Zespołu Szkół Chemicznych i Przemysłu Spożywczego. Co prawda w czasach, gdy spełniał on swoją właściwą funkcję, wyglądał zupełnie inaczej. Dachem został przykryty dopiero przez władze austriackie w czasie zaborów, kiedy zaczął pełnić funkcję prochowni. We wszystkich wielkich miastach szubienice budowane były w podobny sposób. Składały się z dwu części. Dolnej, murowanej, służącej za podwyższenie. Na niej dopiero stało drewniane rusztowanie, będące kresem wędrówki niejednego złoczyńcy.
Dzięki istnieniu podwyższanej szubienicy można było należycie wyeksponować wieszanych skazańców, którzy często jeszcze długo po śmierci mieli odstraszać wszelkiej maści zbrodniarzy i rzezimieszków od miasta. Dlatego też szubienica musiała zostać wymurowana w taki sposób, by nie zabrakło miejsca dla kolejnych nieszczęśników.

Łamanie kołemBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Znacznie rzadziej występującą, lecz o wiele bardziej drastyczną karą śmierci było łamanie kołem. W Polsce pierwsze wzmianki o pojawieniu się tej kary można odnaleźć już w XIII wieku. W związku z wyjątkowym okrucieństwem tej publicznej kaźni, łączącej się oczywiście z całkowitym pozbawieniem czci skazańca, a także jego rodziny, stosowana była dość wyjątkowo. 
Złoczyńca rozpinany był na wbitych w ziemię kołkach, a kat zrzucał na niego z wysokości duże, drewniane, wzmocnione metalowymi obręczami koło. Jeśli sąd i kat byli łaskawi, uderzenie zabijało za pierwszym razem, lecz jeśli nie, koło stopniowo gruchotało kolejne części ciała skazańca, nie pozwalając mu zbyt szybko umrzeć. Na koniec członki zazwyczaj już martwego człowieka przeplatano przez szprychy i całość, na solidnym palu unoszono dla lepszego wyeksponowania.
Używanie w Lublinie kół potwierdzają wzmianki w księgach rachunkowych o wydatkach związanych z wykonywaniem za ich pomocą egzekucji. Dodatkowo fakt, iż fundusze te przeznaczane były konkretnie na transportowanie kół poza mury miejskie można wnioskować, że tam właśnie wykonywane były egzekucje.

Ćwiartowanie, topienie...Bezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Spośród innych, stosunkowo rzadko występujących w Polsce, kar należałoby wspomnieć grzebanie żywcem, ćwiartowanie, gotowanie w rozgrzanym oleju, topienie, rozcinanie piłą, nabijanie na pal oraz spalenie. Wśród nich dwie ostatnie należą do najczęstszych.

Spalenie na stosieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Spalenie na stosie stosowano zazwyczaj jako karę za świętokradztwo, herezję, czarownictwo oraz związane z tym zbrodnie.

Nabicie na palBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Na nabicie na pal można było sobie zasłużyć za wielokrotne napady rabunkowe, kończące się niejednokrotnie zabójstwami. Kara ta była stosowana w Polsce głównie w XVI oraz XVII wieku, ale i we wcześniejszych wiekach można odnaleźć ślady jej występowania. Polegała ona na tym, iż nogi skazanego przywiązane były powrozami do zwierząt pociągowych, które poganiane, nawlekały nieszczęśnika na zaostrzony pal. Gdy już drewno dostatecznie głęboko tkwiło w ciele, pal był podnoszony i wkopywany w ziemię. Męka mogła trwać od kilku godzin do kilku dni, a sam złoczyńca przy każdym najmniejszym ruchu coraz głębiej nabijał się na pal. Kara ta uznawana jest za jedną z najbardziej pomysłowych, a zarazem najokrutniejszych, które stosowano w naszym kraju.

Ścięcie mieczemBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Wszystkie wyżej wymienione kary pozbawienia życia niosły za sobą również piętno hańby. Istniała jednak jeszcze jedna, stosowana dość często kara śmierci, która nie łączyła się z odebraniem czci straceńcowi – ścięcie mieczem. Kara miecza groziła przede wszystkim za zabójstwo. Początkowo podlegali jej zbrodniarze pochodzący głównie z wyższych warstw społecznych. Jednak zdarzało się, że katowski miecz tak samo ścinał głowę szlachcica, jak i mieszczanina, rzadziej kmiecia. Dopiero po XIV wieku coraz częściej spotyka się w źródłach stosowanie tego rodzaju egzekucji odnośnie przedstawicieli podlejszego stanu urodzenia. Miejsce wykonywania kary ścięcia mieczem nie było sprecyzowane odgórnie. Odbywały się one zarówno na rynku, gdzie budowano w tym celu specjalne podwyższenie, jak i w innych częściach miasta, a także poza jego graniami. Wiadomo, że w Lubinie przeprowadzano je również na zamku.

Kamień nieszczęściaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Na jeszcze jeden słaby ślad miejsca egzekucji natrafiamy w jednej z lubelskich legend. Oczywiście jest to jedynie legenda, zatem wiarygodność jej jako źródła jest znikoma, jednak warto zwrócić na nią uwagę. Legenda jest bowiem pewnym odwzorowaniem zachowanej przez tradycję świadomości ludzkiej. Nasza lubelska tradycja, jako początkowe miejsce egzekucji podaje plac Bernardyński, gdzie znajdować się miał kamień używany jako podstawa pod pień katowski. Kamień ten z czasem zaczęto nazywać kamieniem nieszczęścia. Sama egzekucja przebiegać mogła w różnoraki sposób. Owa różnorodność zależała od tego, w jaki sposób skazaniec został przygotowany do ścięcia. Ikonografia – zarówno średniowieczna, jak i pochodząca z wieków późniejszych – często przedstawia nam scenkę, w której złoczyńca klęczy z głową lub tułowiem złożonym na pieńku, a kat stoi nad nim, szykując się do pozbawienia go głowy. Prawie widać jak napina mięśnie, dzierżąc oburącz potężny, ostry miecz, który za moment opuścić ma na kark skazańca.

Miecze katowskieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Część naukowców uważa jednak, że miecze katowskie były zbyt cenne, by pozwalać im wbijać się w pieniek po przecięciu ciała. Dlatego też w drugim przypadku złoczyńca miał klęczeć wyprostowany i wówczas miecz spadałby na jego szyję już w pozycji poziomej lub lekko z ukosa. Wydawać mogłoby się, że opuszczenie miecza z góry nada większą prędkość oraz siłę uderzeniu, jednak jeżeli wyobrazimy sobie ruch, jaki wykonywał kat, wyprowadzając cios z użyciem skrętu bioder i tułowia, działająca tutaj siła byłaby znacznie większa. Jak wiadomo, miało to ogromne znaczenie, kat bowiem musiał być skuteczny. Co ciekawe, pewien interesujący szczegół katowskiego miecza zdaje się doskonale potwierdzać tę teorię. Otóż miecz, którym zazwyczaj dysponował mistrz miał bardzo specyficzną budowę. Przede wszystkim różnił się szerokością od typowego miecza stosowanego w walce, a także nie posiadał zaostrzonego sztychu. Wytłumaczenie tego jest oczywiste, nie służył bowiem do wyprowadzania pchnięć, a do odcinania części ciała. Do tego koniec głowni posiadał otwory, do których podczepiano łańcuchy z obciążnikami. Obciążniki miały wzmocnić siłę uderzenia, tak by kat mógł bez problemu odciąć skazańcowi głowę.

Interpretacje nieudanych prób egzekucjiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Zazwyczaj tak właśnie się działo. Co jednak należałoby myśleć o sytuacji, w której magister justitiae nie mógł sobie poradzić z postawionym mu zadaniem?
Zdarzało się bowiem, że miecz zaledwie kaleczył szyję złoczyńcy, podczas gdy jego głowa pozostawała na miejscu. Niekiedy też kat kilka razy uderzał bezskutecznie, dodając nieszczęsnemu skazańcowi dodatkowych cierpień. Dziś powiedzielibyśmy, że mistrz jest nieudolny albo został przekupiony. Jednak w oczach społeczeństwa dawnej Polski do dwu wymienionych powyżej rozwiązań dochodziło trzecie. Jeśli mimo kilkukrotnie powtarzanych prób skazany wciąż żył, nie odniósłszy większego uszczerbku na zdrowiu, oznaczać to mogło, iż bronią go przed śmiercią siły potężniejsze niż ludzkie. Być może takie myślenie byłoby pozostałością średniowiecznych sądów bożych, w których los człowieka zależał nie od niego samego, lecz od Boga, który przecież ocali niewinnego.
Przed odpowiedzialnością wobec Boga i ludzi za przelanie ludzkiej krwi, również krwi niewinnego, chronić miała kata zwyczajowa formułka, w której prosił skazańca
o przebaczenie
.
„[...] Przeprasza kát pod pierzem w bucznym kapeluszu
Stráceńcá nieboraká: «Przepuść mi dla Bogá,
Tu przed sądem gájonym, niż wynidziem z progá,
Co z tobą czynić będę: Nie ja ciebie trácę,
Ále twoje uczynki, któreć teraz płácę [...]»”.
Przedstawione w ogólnym zarysie sposoby wymierzania kar nie są jedynymi, jakie spotykane były w dawnej Polsce. Pozwalają jednak w pewnym, cokolwiek ograniczonym stopniu przyjrzeć się katowskiej profesji.

Zniesienie kary śmierciBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Kara śmierci została w Polsce zniesiona 1 września 1998 roku.

 

Opracowała Anna Malik
Redakcja: Monika Krzykała