Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Ośrodek chroni i udostępnia dla zwiedzających obiekty dziedzictwa kulturowego na wystawach w Bramie Grodzkiej, Lubelskiej Trasie Podziemnej, Piwnicy pod Fortuną, Teatrze Imaginarium oraz Domu Słów.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Ośrodek chroni i udostępnia dla zwiedzających obiekty dziedzictwa kulturowego na wystawach w Bramie Grodzkiej, Lubelskiej Trasie Podziemnej, Piwnicy pod Fortuną, Teatrze Imaginarium oraz Domu Słów.

Milicja Obywatelska (MO)

Umundurowana i uzbrojona formacja, działająca w latach 1944–1990, pełniąca funkcje policyjne w PRL, faktycznie podporządkowana partii. Poza typowymi zadaniami (ochrona obywateli, ściganie przestępczości) często była używana przez władze do tłumienia strajków i demonstracji robotniczych.

Rajd samochodowo motocyklowy w XXV-lecie MO i SB
Rajd samochodowo motocyklowy w XXV-lecie MO i SB (Autor: Trembecki, Jan (1934-2017))

Spis treści

[RozwińZwiń]

GenezaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Pierwszym dekretem tworzącym Milicję Obywatelską miał być dekret PKWN z 27 lipca 1944 roku. Oficerowie radzieccy, odgrywający kluczową rolę przy marionetkowym rządzie RP, nie zgodzili się na zaproponowaną koncepcję, według której MO miała być samorządową organizacją obywateli. 7 października 1944 roku wszedł w życie kolejny dekret, według którego nowa formacja policyjna miała być podporządkowana władzom centralnym.

W pierwszych latach swojego istnienia MO rekrutowała się głównie z byłych partyzantów Armii Ludowej. Milicjanci często zachowywali się niezwykle brutalnie względem ludności cywilnej zamieszkującej Ziemie Odzyskane (obszar przyznany Polsce decyzją konferencji jałtańskiej, tj. Pomorze Zachodnie, Prusy Wschodnie, Śląsk). Według doniesień władzy terenowej, na Warmii i Mazurach „policjant na równi ze złodziejem i bandytą napadał, grabił, rabował i mordował ludność”. Poruszony tymi informacjami Władysław Gomułka, pełniący funkcję wicepremiera, nakazał wzmocnienie dyscypliny i wzmożoną kontrolę władz nad MO. Choć uspokoiło to sytuację na Ziemiach Odzyskanych, doprowadziło do wasalizacji milicji względem partii komunistycznej i bezpieki. W marcu 1949 roku nastąpiło pełne włączenie Milicji Obywatelskiej do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.

Związek ze służbami specjalnymiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Do 1954 roku Milicja Obywatelska ściśle współpracowała z organami bezpieczeństwa. Funkcjonariusze brali udział w prześladowaniu opozycji i podziemia niepodległościowego, organizowali obławy na partyzantów, asystowali w bezprawnych aresztowaniach, czasem nawet w egzekucjach. Poddani nieustanej kontroli Urzędu Bezpieczeństwa milicjanci otrzymywali rozkazy torturowania aresztantów w celu wymuszenia zeznań. Wszystko to sprawiało, że przez społeczeństwo byli postrzegani jako element systemu komunistycznej represji, nie zaś jako służba o charakterze policyjnym.

W 1954 roku, na fali odwilży po śmierci Stalina, doszło do chwilowego zerwania kontroli bezpieki nad MO. Istniała wtedy szansa na odzyskanie przez milicję względnej autonomii, szybko jednak została zaprzepaszczona. W 1956 roku decydenci partyjni ponownie poddali MO kontroli Służby Bezpieczeństwa. Na każdej komendzie milicji istniało stanowisko zastępcy komendanta do spraw SB, a zajmujący je oficerowie mieli ogromny wpływ na działalność formacji. Zreformowana Służba Bezpieczeństwa została ukryta „w cieniu” MO, jej funkcjonariusze nosili te same mundury i mieli te same stopnie co milicjanci. W latach sześćdziesiątych utarło się przekonanie, że bezpieka to oficerowie, a MO to posłusznie wykonujący ich rozkazy szeregowcy. W rzeczywistości większości milicjantów nie podobała się nadrzędna rola SB. Nietykalne „święte krowy” z bezpieki działały poza prawem, często dokonując zbrodni na opozycjonistach, a niechęć społeczeństwa spadała na jawnie działającą MO. Irytację milicjantów budził też szybki wzrost liczby etatów w SB – niemal 250 proc. w latach 1956–1984, gdy w tym samym czasie liczba funkcjonariuszy milicji wzrosła o 27 proc.

Próby odzyskania reputacjiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Od lat sześćdziesiątych dowództwo milicji podejmowało próby poprawienia własnego wizerunku w społeczeństwie. Rozpoczęto akcję propagandową w szkołach, pojawiały się filmy, w których MO pełniło pozytywną funkcję, starano się ukazywać milicjantów jako profesjonalną, lecz przyjazną ludziom formację. W latach siedemdziesiątych uruchomiono na komisariatach telefony zaufania. Wszystkie te działania zawiodły – w 1976 roku milicja została użyta do tłumienia protestów robotniczych w Radomiu i Ursusie, a „ścieżki zdrowia” i inne przykłady stosowanych przez nią tortur zerwały cienką nić szacunku społeczeństwa, jaka narodziła się dzięki intensywnej propagandzie.

W latach 1977–1979 działalnością antyopozycyjną zajmowała się Służba Bezpieczeństwa, co odciążyło MO. Milicja mogła zająć się ściganiem przestępstw kryminalnych i rychło zaczęła odnosić znaczne sukcesy. Procent wykrytych sprawców ciężkich przestępstw sięgał ponad 94 proc., co było osiągnięciem na skalę europejską. Sukcesy te nie znalazły jednak oddźwięku w społeczeństwie.

Próba utworzenia związków zawodowychBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Choć część funkcjonariuszy MO żywiła sympatię dla powstałej w 1980 roku „Solidarności”, większość popierała władzę. Oficjalna propaganda przedstawiała wolne związki zawodowe jako zachodnich agentów, a protestujących robotników jako wichrzycieli i warchołów. Milicjanci byli stale indoktrynowani – wmawiano im, że jeśli „Solidarność” przejmie władzę, staną się obiektem zemsty prześladowanej dotąd opozycji. Skuteczny wydźwięk propagandy wzmagał fakt rzeczywistego ostracyzmu społecznego, na który funkcjonariusze byli narażeni. Niechęć do milicji wzrosła jeszcze po Sierpniu '80, gdy opozycja po raz pierwszy poczuła swą siłę. W Otwocku doszło wówczas do incydentu – na skutek próby zatrzymania pijanych mężczyzn przez milicjantów, doszło do demonstracji zakończonej podpaleniem komendy MO.

W marcu 1981 roku doszło do tzw. prowokacji bydgoskiej – milicjanci, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, pobili zaproszonych na obrady Wojewódzkiej Rady Narodowej opozycjonistów. Wywołało to powszechne oburzenie, tak w kraju, jak i za granicą. By uspokoić wzburzone społeczeństwo, władze zdecydowały się użyć szeregowych funkcjonariuszy jako kozłów ofiarnych i zrzucić na nich całą winę. Doprowadziło to do protestów w MO – milicjanci zorientowali się, że działacze PZPR, którzy wydają im rozkazy, mogą cynicznie zdradzić ich przy pierwszej okazji. Paradoksalnie zbliżyło to najbardziej obciążony zbrodniami „beton” MO do sojuszu ze zwolennikami „Solidarności”.

Dwudziestego maja 1981 roku podpisano uchwałę domagającą się utworzenia Związków Zawodowych Funkcjonariuszy MO (ZZFMO). Oświadczenie to wywołało wśród władz PRL-u strach graniczący z paniką. Uzbrojone formacje milicyjne, nad którymi do tej pory PZPR sprawowała całkowitą kontrolę, mogły nie tylko uniezależnić się od partii, ale wręcz nawiązać porozumienie z „Solidarnością”. Decydenci partyjni, będący w trakcie przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego, postanowili zdusić w zarodku próbę założenia ZZFMO.

Tymczasem pomysł założenia związku zawodowego w milicji spotkał się z ogromnym poparciem funkcjonariuszy, na komendach samorzutnie tworzyły się zalążki nowej organizacji. Zaplanowano rozmowy z przedstawicielami PZPR. Przedstawiciele ZZFMO, którzy spotkali się z władzami (reprezentowanymi przez gen. Kiszczaka), zetknęli się z niezwykle twardym stanowiskiem partii. Resort spraw wewnętrznych stawiał sprawę jasno – nie może być żadnych wolnych organizacji w MO. W toku burzliwych dyskusji idea związków zawodowych w milicji upadła, milicjanci uzyskali jedynie gwarancję bezpieczeństwa dla funkcjonariuszy, którzy wysunęli pomysł ZZFMO. Obietnica ta została zresztą złamana przez władze, które wkrótce zwolniły z pracy inicjatorów powstania związków zawodowych.

Wydarzenia te doprowadziły do jedynego w PRL sojuszu części MO z opozycją. „Solidarność” wsparła wyrzuconych z pracy milicjantów. 25 września doszło do strajku okupacyjnego w hali Klubu Sportowego „Gwardia”. Gdy władze wezwały oddziały ZOMO, protestujący funkcjonariusze – by nie dopuścić do bratobójczej walki – opuścili lokal.

Związkowcy „Solidarności” nadal wspierali ideę związków zawodowych w MO. Na zjeździe „Solidarności” Zbigniew Bujak zaprosił zwolnionych milicjantów na mównicę. 11 grudnia 1981 roku rozpoczęła się głodówka, w której udział wzięło 20 byłych milicjantów, 2 funkcjonariuszy w czynnej służbie oraz 2 robotników ze Stoczni Gdańskiej, solidaryzujących się z ideą związków zawodowych w MO. Protest ten został stłumiony w momencie wprowadzenia stanu wojennego.

Stan wojennyBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Gdy władze PRL zdecydowały się wprowadzić stan wojenny, sytuację w MO uważano za opanowaną. Próba założenia wolnych związków zawodowych została stłumiona w zarodku, a PZPR mogła być pewna lojalności milicji. MO stała się jedną z głównych sił represji wobec społeczeństwa. Funkcjonariusze, kierowani przez oficerów SB, brali udział w internowaniach działaczy opozycyjnych, rozpędzaniu demonstracji i pacyfikowaniu strajków, działając nieraz brutalnie i łamiąc podstawowe prawa człowieka. W kilku przypadkach użyto broni palnej, padły ofiary śmiertelne. Spowodowało to całkowity rozpad zaufania do MO wśród społeczeństwa. Milicjant stał się dla obywateli pachołkiem władzy, intruzem, katem, w najlepszym razie zwiastunem złych wieści. Stan wojenny doprowadził do całkowitego wyalienowania MO ze społeczeństwa, któremu miała służyć.

Lata osiemdziesiąteBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Po zniesieniu stanu wojennego milicja nie odzyskała zaufania obywateli. Doprowadziło to do ogromnego wzrostu przestępczości, zwłaszcza przeciwko własności osobistej. Działając stale we wrogim środowisku, funkcjonariusze mieli trudności z wykryciem sprawców kradzieży, co dodatkowo wpływało na obniżenie bezpieczeństwa społecznego. Władze komunistyczne usiłowały ratować resztki prestiżu MO, prowadząc sezonowe, zmasowane akcje i operacje przeciw przestępczości. Mimo pewnej skuteczności, działania te prowadziły do zaniedbywania przez funkcjonariuszy spraw bieżących. Społeczeństwo zajęło się tworzeniem komitetów samoobrony, by ochronić się przed rabunkami – w Warszawie było ich kilkadziesiąt. Był to policzek dla mającej zapewnić bezpieczeństwo MO.

Obrady Okrągłego Stołu milicja przyjęła z lekką obawą. Zarówno oficerowie, którzy wydawali rozkazy brutalnej rozprawy z opozycją, jak i funkcjonariusze, którzy łamali prawa człowieka lękali się teraz odpowiedzialności za własne czyny. Początkowo zmiany były kosmetyczne – dowódców „mających krew na rękach” zastępowali mniej „umoczeni” oficerowie. 7 września 1989 roku premier Tadeusz Mazowiecki zażądał oddzielenia MO od SB i odpolitycznienia formacji.

W kwietniu 1990 roku na miejsce Milicji Obywatelskiej utworzono Policję.

Odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczneBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Jako narzędzie w rękach PZPR Milicja Obywatelska wielokrotnie dopuszczała się łamania praw człowieka. W wielu wypadkach doszło do zabójstw opozycjonistów (zwłaszcza w czasie stanu wojennego). W III Rzeczypospolitej niektórym milicjantom wytoczono procesy – zazwyczaj jednak ciągnęły się one latami, ulegając często przedawnieniu (np. sprawa śmiertelnego pobicia maturzysty Grzegorza Przemyka, którą zamknięto dopiero w 2010 roku). Tylko niewielka część „umundurowanych przestępców” została postawiona przed sądem, ukarano zaś zaledwie kilku.

Powiązane artykuły

Zdjęcia

Historie mówione

Inne materiały

Słowa kluczowe