Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Przewodnik po kawiarniach i restauracjach przedwojennego Lublina

W latach trzydziestych zbierali się w nich plastycy, wystawiając swoje prace, a nawet organizując zebrania Zarządu Związku Literatów. We wspomnieniach Gralewskiego, Bielskiego czy też innych osób z kręgu lubelskiej bohemy znajdujemy nazwy lubelskich przedwojennych kawiarni i restauracji, które współczesnemu mieszkańcowi Lublina niewiele już mówią. Dlatego powstał ten sentymentalny miniprzewodnik.

 

Spis treści

[RozwińZwiń]

Kawiarnie i cukiernieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

W okresie dwudziestolecia międzywojennego każda z cukierni miała grono swoich stałych bywalców. I tak „u Rutka" zbierał się lubelski high life, „u Semadeniego" omawiano sprawy mniej „doniosłe"...

Kawiarnia Rutkowskiego
W 1900 roku w gmachu Kasy Przemysłowców Lubelskich przy Krakowskim Przedmieściu 56 otworzył okazałą cukiernię z bilardami W. Rutkowski. Posiadał on jeszcze filię na tej samej ulicy pod numerem 32. Nazwa firmy przetrwała do roku 1939, mimo że w okresie międzywojennym właścicielami jej stali się cukiernicy warszawscy B. Trzciński i E. Szulecki. Rutkowski dawno już nie żył, interes przechodził z rąk do rąk, ale zawsze się mówiło „u Rutka". „Wyszynku w tym lokalu nie było, tylko czarna kawa, obrzydliwa lura o niewyraźnym smaku i nieosobliwe ciastka. Smakowały one bez zastrzeżeń tylko Czechowiczowi, który był słynnym łakomczuchem i leciał na słodycze. Czasem gdyśmy się zagadali, Józio korzystając z okazji potrafił skonsumować całą partię ciastek przygotowaną dla większej liczby osób" – wspominał Konrad Bielski.
Znajdowała się w samym sercu miasta, przy głównym trakcie spacerowym. Część chodnika przed cukiernią Rutkowskiego, między kolumnadą wejściową a rogiem Krakowskiego Przedmieścia i ul. Kołłątaja, zajmowała ogromna weranda z przeszklonym dachem, wspierającym się na żelaznych, zdobnych w misterny secesyjny ornament słupach. Pomiędzy słupami wisiały żelazne kosze z donicami pełnymi kwiatów. Na werandzie stały żelazne stoliki z marmurowymi blatami i pomalowane na biało fotele.

Semadeni
Obok kawiarni Rutkowskiego była druga cukiernia i zarazem kawiarnia Semadenich; znacznie od tamtej rozleglejsza i elegantsza, w zakupionej w 1875 r. przez braci Aleksandra i Kacpra Semadenich kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu 27, róg ul. Poczętkowskiej (dzisiejszej ul. Staszica).
Kawiarnia znajdowała się w pobliżu czterech najlepszych lubelskich hoteli: „Europejskiego", „Angielskiego", „Victoria" i „Polskiego". W tym właśnie punkcie rozpoczynała się zwyczajowa świąteczna promenada wiodąca w stronę Ogrodu Saskiego, tutaj, przed sąsiadującym z „Semadenim" Hotelem Europejskim istniał przystanek konnych omnibusów. Zaś od 1911 r. – sprzed kawiarni odjeżdżał pierwszy na Lubelszczyźnie międzymiastowy autobus, utrzymujący codzienną komunikację z Zamościem. W 1917 r. lokal odkupił od Semadenich właściciel innej cukierni lubelskiej, Ignacy Domański. Wtedy zakończyła się w Lublinie „era Semadenich" trwająca ponad osiemdziesiąt lat. Tradycje dawnej firmy były jednak nadal przez nowego właściciela kultywowane.
Julia Hartwig wspomina: „Zapamiętałam dobrze dom i podwórko na ulicy Staszica, gdzie mieszkaliśmy. Właścicielem domu był pan Domański, do niego też należała kawiarnia „Semadeni" na rogu Staszica i Krakowskiego Przedmieścia. Była to elegancka kawiarnia w stylu wiedeńskim, gdzie można było przeczytać gazety i napić się dobrej, pachnącej kawy. W lokalu tym bywali przeważnie starsi panowie, młodzież nie miała wówczas zwyczaju chodzić do kawiarni. Okna piekarni wyrabiającej ciastka dla „Semadeniego" wychodziły na nasze podwórko, które wypełnione było zawsze zapachem lukru, wanilii i rumu. Zapach ten należy do wspomnień moich najwcześniejszych lat".

Cukiernia Domańskiego
W 1911 roku przy ulicy Narutowicza 13 otworzył dużą cukiernię Emilian Domański. Dbając o wygląd lokalu, właściciel ozdabiał go obrazami. Dla niego właśnie znany malarz lubelski Władysław Barwicki namalował w roku 1913 wielkie płótno przedstawiające panoramę Lublina oglądanego od strony wjazdu zamojskiego. Ówczesne cukiernie były jakby pierwszymi salonami malarstwa, gdzie oglądano nie tylko toalety pań, ale także obrazy rozwieszone na ścianach.

Cukiernia Chmielewskiego
Cukiernia Władysława Chmielewskiego znajdowała się na początku Krakowskiego Przedmieścia – nr 8. Przez oszklone drzwi wkraczało się najpierw do niewielkiego przedsionka (także oszklonego), a stąd do głównej sali długiej, zacisznej – jej okna wychodziły na wąską i ciemną ulicę Bernardyńską. Pomieszczenie wydawało się jeszcze dłuższe z powodu luster wypełniających całą przeciwległą do wyjścia ścianę. Po lewej stronie ciągnął się kontuar z ciemnego drewna, za nim stały oszklone szafy-gabloty z wyrobami cukierniczymi. Stoliki miały blaty z białego, pięknie żyłkowanego marmuru oraz ciężkie metalowe podstawy o secesyjnych wzorach. Kelner przynosił szklany kosz pełen różnorakich ciastek. Można było wybierać do woli, a płaciło się, oczywiście, „od sztuki". Ale w praktyce, dzieci zjadały wszystko do ostatniego okruszka.
Stałym bywalcem cukierni był przez wiele lat przyjaciel rodziny Chmielewskich, literat i taternik Józef Birkenmayer-Groński. W okresie międzywojennym zachodziła tutaj Hanka Ordonówna podczas przyjazdów na gościnne występy w Teatrze Miejskim.

RestauracjeBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

„Każda dzielnica miała swoje osobliwości, innych ludzi, inne sklepy, domy i knajpy. Progu „Europy" i „Wiktorii" nigdy nie przekroczył mieszkaniec peryferii, z kolei bywalec tych lokali nawet nie zbłądził do tamtych restauracji, które pogardliwie nazywano spelunkami. My, młodzi i ciekawi życia, czasami się tam zapuszczaliśmy, ale zawsze tej wyprawie towarzyszył pewien dreszczyk i posmak egzotyki" – wspominał Konrad Bielski.

Europa
W okresie przedwojennym „Europa" miała stałych bywalców. Rekrutowali się oni nie tylko ze sfer ziemiańskich zjeżdżających do Lublina w interesach lub w czasie karnawału, ale również – spośród przedstawicieli miejscowej socjety handlowej, przemysłowej, urzędniczej i artystycznej. Lokal był otwarty do wczesnych godzin rannych i to jeszcze zwiększało jego atrakcyjność. W pobliżu restauracji znajdowało się najelegantsze lubelskie kino „Corso". Po ostatnim wieczornym seansie wielu miłośników X Muzy wstępowało do „Europy" na późną kolację.

Pod Strzechą
Pod koniec XIX wieku otwarto w oficynie domu przy Krakowskim Przedmieściu jedną z najelegantszych w mieście restauracji. Nosiła nazwę – bodajże – „Alhambra".
Do lokalu wchodziło się od podwórka, po kamiennych schodach na rodzaj ganeczku, oświetlonego dwiema kutymi w żelazie, secesyjnymi latarniami. Stąd wiodły do wnętrza wysokie, dwuskrzydłowe przeszklone drzwi. Wielka sala jadalna, której sufit podpierał stojący na środku masywny, czworograniasty filar, zajmowała cały parter budynku. W głębi sali znajdowała się niewielka scena, na której odbywały się występy artystyczne.
W okresie międzywojennym restauracja zmieniła szyld na: Pod Strzechą. Zmienił się także jej charakter. Lokal odwiedzali go głównie mężczyźni, kawalerowie lub ojcowie rodzin spragnieni chwili samotności albo... towarzystwa pań o mniej kryształowych zasadach niż ich małżonki lub narzeczone.

Radzymiński
Lokal usytuowany w gmachu dawnej Kasy Przemysłowców Lubelskich (dzisiejszy hotel „Lublinianka") przy Krakowskim Przedmieściu 56, a należący przed wojną do Walentego Józefa Radzymińskiego (który prowadził tutaj sklep delikatesowy oraz „pokoje śniadaniowe", słynące z doskonałej kuchni oraz wyszukanych trunków), zamieniono w całości w restaurację z dancingiem.
Konrad Bielski wspominał: „Radzymiński był właścicielem dużego sklepu delikatesowego, przy którym prowadził pokoje śniadaniowe. Kuchmistrz najwyższej, międzynarodowej klasy, a jednocześnie rzetelny kupiec. Lokal swój tak potrafił postawić, że za stosunkowo najniższą cenę dawał wszystko najwyższej jakości. Toteż do „Radzymina" garnęli się chętnie i politycy wszelkich odcieni i neutralni smakosze; adwokaci i sędziowie wpadali na bigosik w przerwach spraw; lekarze spożywali flaczki między jedną wizytą a drugą – mnóstwo ludzi, właściwie cała inteligencja lubelska.
Przed wojną zachodził „do Radzymina" na dobrą przekąskę cały liczący się Lublin. Położone na pięterku „pokoje śniadaniowe" szczególnie chętnie odwiedzali miejscowi działacze polityczni. W takich chwilach następowało jakby nieformalne zawieszenie broni pomiędzy zwalczającymi się przywódcami różnych partii i stronnictw.

Inne
Był w Lublinie taki nocny kabaret na ulicy Szpitalnej. Wtedy stał tam budynek drewniany, dość obszerny, właściwie z centrum miasta, a trochę na uboczu. Różne miał już przeznaczenia. W roku 1926 wydzierżawili go bracia Koziccy i po dokonaniu licznych remontów i adaptacji urządzili tam kabaret. Lokal był elegancki. Nazywał się „Frascatti". Duża sala, widownia, koktajlbar, na wysokości piętra dookoła loże zasłonięte ciężkimi portierami, tak, że siedzący w nich widzieli wszystko, sami natomiast nie będąc widziani. No i scena, na której odbywały się występy. Poziom artystyczny tych występów nie był wprawdzie olśniewający, ale za to olśniewające były wykonawczynie, dobierane przez dyrekcję z wielkim znawstwem. Na dodatek bardzo dobra orkiestra. Co dwa tygodnie program zmieniał się całkowicie, bywalców więc obowiązywała zasada: carpe diem. Gościnne podwoje otwierały się o północy, lokal czynny był do rana. Chodziło się tam oczywiście już po kolacji na program. Na wino, a właściwie na kawę i koniak. Przed wojną, kiedy knajpa przy Kościuszki 7 była własnością siedmiu sióstr, zwano ją dość obcesowo „Pod Czternastoma Cyckami". Specjalnością szefa kuchni był podawany tam sznycel lubelski – „po męsku", czyli nie z jednym, ale z dwoma jajami sadzonymi. Wacław Gralewski wspominał jednak także inną knajpę, przy ulicy Narutowicza, o podobnej jednak nazwie: konsumentów „Pod trzynastoma cyckami"... Na Krakowskim Przedmieściu w Lublinie, mieściła się kawiarnia „Ziemiańska". Oprócz dobrej kawy i ciastek wydawała również smaczne i dość tanie obiady. Lokal był źródłem informacji o wszystkim, co się w mieście działo.

Za „Ilustrowanym przewodnikiem po Lublinie” z 1931 rokuBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Restauracje.
Pierwszorzędne:

- „Astorja", Krak.-Przedm. 32.
- „Europa", Krak.-Przedm. 29.
- „Gastronomja", Krak.-Przedm. 52.
- „Pokoje śniadankowe" Radzymińskiego, Krak.-Przedm. 56.

Tańsze:

- Bar „Renaisanse", 1 Maja 2.
- Bar „a la Hawełka", Kościuszki 2.
- Bar „Piątka", Kapucyńska 5.
- Bar „Polski", Narutowicza 15.
- „Goplanka", Zamojska 29.
- „Gospoda Chrześcijańska", pl. Bernardyński.
- Litwińskiego Ant., restauracja ul. Ś-to Duska 6.
- „Nadbystrzycka" mleczarnia, ul. Kołłątaja 5.
- „Ziemiańska", cukiernia i restauracja, Krakowskie Przedmieście 29.
- Szkoła Gospodarstwa Domowego Im. Św. Kazimierza, Chmielna 1.
- Szkoła Kucharek, Krak.-Przedm. 52.
- „Ziemiańska", cukiernia i restauracja, Krak.-Przedm. 29.

Kawiarnie i cukiernie:

- Cukiernia Zjednoczonych Cukierników Warszawskich Trzciński B. i Szulecki E., Krak.-Przedm. 56 [Rutkowski] .
- Chmielewski Władysław, Krak. Przedm. 8.
- Cukierników Pierwsza Spółka Lubelska, Krak.-Przedm. 39.
- „Goplanka", ul. Zamojska 29.
- Semadeni, ul. Krak.-Przedm. 27.
- „Ziemiańska", Krak.-Przedm. 29.

LiteraturaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Przewodnik sentymentalny po lubelskich kawiarniach i restauracjach, „Scriptores” nr 30 (2006)