„Poemat o mieście Lublinie”. Dolina Czechówki
Spis treści
[Zwiń]
Mimo bliskości miasta wciąż jesteśmy zanurzeni w tak bardzo ulubionym przez Czechowicza wiejskim krajobrazie. Ten Czechowiczowski krajobraz doskonale uchwycił Adam Ważyk podczas pobytu w jednej z lubelskich wiosek:
Przed wieczorem wyszedłem na skraj wioski i znalazłem się na dość szerokiej kładce, nad bardzo czystym strumieniem, który płynął po kamieniach, wśród bardzo bujnych traw i grania świerszczy, świerszczy ziemi lubelskiej. Miałem w tym momencie wrażenie, że znalazłem się w samym środku pejzażu Czechowicza. Miałem halucynację, że słyszę jego głos, ten matowy głos Czechowicza – tuż, tuż za sobą go słyszałem... Myślę, że jest to właśnie to sugestywne oddziaływanie poezji bardzo autentycznej, zrośniętej z tą ziemią i z tym pejzażem. To duża sztuka, własną wrażliwość przelać w pejzaż, który potem odczuwany jest przez wrażliwość innego poety1.
Wydaje się, że ta rozległa dolina z małą rzeczką, stawami, moczarami i łąkami mogła w sposób szczególny oddziaływać na wyobraźnię poety. Wychodząc z jego mieszkania na ulicy Kapucyńskiej, wystarczyło przeciąć plac Litewski i zejść ulicą 3 Maja, żeby znaleźć się w zupełnie innym świecie niż ten na Krakowskim Przedmieściu. Wystarczyło wybrać się tam przed wschodem słońca wiosną lub latem, żeby zobaczyć, jak „cieknie z pogańskich parowów / parna osłoda nocy”2.
Niewątpliwie dolina Czechówki była częścią tej samej mitologicznej krainy dzieciństwa, do której poeta tęsknił i wracał w swoich utworach i wspomnieniach:
Nie zapomnę i wędrówek z ojcem po drogach podmiejskich, ani sanek z janczarami, związanych dla mnie na zawsze z jedną Pasterką, dawno minioną, dawno rozchwianą w obłoku przeszłości3.
Czechówka pojawia się w jednym z najwcześniejszych wspomnień Czechowicza, w dzienniku pisanym w Słobódce w roku 1922. Pod datą 17 maja czytamy:
Dostałem list od Janka Wydry. [...] Słońce zachodzi czerwone. Kiedyś oglądałem zupełnie taki sam zachód z Jaszkiem [tj. z Janem Wydrą]. Włóczyliśmy się wówczas po łąkach Czechówki lubelskiej z tomem Hymnów Kasprowicza. Inny był wtedy mój świat4.
O tym, że interesował się tym terenem, świadczy również notatka:
Znamy wszyscy zachwycające kościoły drewniane (Rabka, Sękowa), ale mało kto wie, że pod Lublinem, jeszcze w końcu XVIII wieku, na polach między Czechówką a Czwartkiem stała taka właśnie urocza drewniana budowla, jak to w piosence: „kościółek z deszczułek, a dzwonnica z tarcic”... Być może, że znajdował się on na gruntach zwanych Lemszczyzna [raczej: Bielszczyzna], w pobliżu samotnego pomnika „szwedzkiego”5.
Bardzo możliwe, że przechodząc doliną Czechówki w kierunku Wieniawy można było kiedyś napotkać kapliczkę ze świętym Janem wspomnianą w wierszu *** [jest za Lublinem drożyna]. Opisany w nim krajobraz idealnie pasuje do doliny Czechówki:
niedawno szedłem nią znów
teraz nikt po przydrożach nie pasie
miedzianych krów
Przez pagór się ciężko przegina
ta droga – piach i piach
ścierniska pług porozrzynał
gdzie kłosy sięgały do pach
Przy kapliczce rozbiegały się steczki
jedna szła poprzez łąki pałąkiem
druga pełzła przez wąwóz u rzeczki
słońce pełzło tam o wschodzie czerwonym pająkiem
Kapliczki ze świętym Janem
w wianeczku zwiędłych bylin
dosięgnął niewypowiedziany
biały obłok śnieżynek-motyli
Na drożynie za miastem w ten ranek
potok chmur biegł
Otwierając nowych marzeń bramę
Spotkałem pierwszy śnieg6
Niewątpliwie dolina Czechówki jest miejscem, w którym możemy umiejscowić wizję opisaną w wierszu wąwozy czasu. Tak można wnioskować z dwóch jego fragmentów oraz układu dolin i miasta w relacji do kierunku zachodniego. Pierwszy fragment znajdujemy na początku wiersza: „o mile od murów / za sitowiem zapada słońce”, a drugi na końcu: „jesteśmy pod Lublinem który zorzą płonie / [...] budynki w oddaleniu lśniące a tu o milę od murów / za trzciną i sitowiem zagubia się słońce”7.
Mając przed oczyma, jak wyglądała kiedyś dolina Czechówki – poryta lessowymi wąwozami i ze starą żydowską osadą Wieniawą na jednym z jej stoków – nie mamy wątpliwości, że to właśnie tam „idąc między cieniami ruder i zapadłych w ziemię domostw”8, Czechowicz ujrzał: „czas / wieczność czasu / szare wąwozy czasu / czas”9.
W wizji doświadczanej przez podmiot liryczny tego wiersza powstaje jakaś szczelina w czasie, przez którą obserwuje on „przeszłość, jak astronom dawno już martwą gwiazdę. Następujące po sobie monumentalne wizje przeszłości ludzkiej historii, od paleolitu do pierwszej wojny światowej”10.
Opisane w wierszu zdarzenie ma miejsce 17 maja („siedemnastego maja o siódmej godzinie”). Również 17 maja został dokonany wspomniany wcześniej wpis do dziennika poety („Słońce zachodzi czerwone. Kiedyś oglądałem taki sam zachód z Jaszkiem. Włóczyliśmy się wówczas po łąkach Czechówki”). Czy zbieżność tych dat i związanych z nimi opisów zachodów słońca to tylko przypadek?
Wiersz wąwozy czasu został opublikowany po raz pierwszy 14 lutego 1932 roku w „Kurierze Lubelskim”. Można więc przyjąć, że powstawał, czy też zrodził się on, w 1931 roku. W kalendarzu astronomicznym pod datą 17 maja 1931 możemy przeczytać, że dokładnie wtedy księżyc był w nowiu, czyli był niemal niewidoczny. W sferze symbolicznej nów to czas, kiedy w przyrodzie dokonuje się przesilenie: czas chaosu, pora kiedy „wszystko jest możliwe”. Czechowicz w swoim wierszu opisał, jak właśnie wtedy „pękł” czas i przez powstałą w nim szczelinę zobaczył wizję przeszłych wydarzeń.
Jako ciekawostkę można dodać, że 20 lipca 1931 (o godzinie siódmej!) zaobserwowano w dolinie Czechówki niezwykłej siły huragan, którego widok z pewnością robił duże wrażenie na obserwatorach:
Ok. godz. 7 wieczorem horyzont od połowy pokrył się czarnym kłębem chmur, równocześnie spadł ulewny deszcz w śródmieściu. Od strony Czechówki dał się zauważyć słup ciemny mający przy ziemi kształt leja. Posuwał się szybko w stronę południową. W chwili, gdy znalazł się na przestrzeni łąk nadbystrzyckich i połączył z takim samym słupem czerwonym z płd. zachodu, powstała trąba powietrzna wysoka na kilkadziesiąt metrów11.
Huragan ten odnotował Czechowicz w swoim liście z 23 lipca 1931 do Wacława Gralewskiego:
W sprawie huraganu: [...] Park Bronowicki ogołocony jest z kilkudziesięciu drzew, ale nie przestał istnieć. Poza tym Tatary wyglądają straszliwie – te lepianki biedoty potrzaskane i bez dachów mają wygląd wrzodów12.
Opracowanie: NN
„Scriptores. Czechowicz. W poszukiwaniu ukrytego miasta. Mapa miejsc – teksty”, nr 32, Lublin 2008, s. 119–122.
Przypisy
2 Józef Czechowicz, Mały mit, w: tenże, Poezje zebrane, oprac. Aleksander Madyda, Toruń 1997, s. 155.
5 Tenże, Słowa o Lublinie – dawnym mieście, tamże, s. 344.
6 Tenże, *** [jest za Lublinem drożyna...], w: tenże, Poezje zebrane..., s. 274.
7Tenże, wąwozy czasu, tamże, s. 79-80.
8Tenże, Poemat o mieście Lublinie, niniejszy numer „Scriptores”, s. 107. Ponieważ w tym numerze przedrukowujemy całość Poematu..., wszystkie dotyczące tego tekstu przypisy odsyłają Czytelnika do stron w „Scriptoresie”.
9 Tenże, wąwozy czasu, w: tenże, Poezje…, s. 81.
10 Francesca Fanari, Czas w poezji Czechowicza, w: Józef Czechowicz. Od awangardy do nowoczesności, red. Jerzy Święch, Lublin 2004, s. 17.
11 Trąba powietrzna nad Lublinem, „ABC” nr 197, 22 lipca 1931, s. 6.
12 Józef Czechowicz,Listy…, s. 162.