Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Ośrodek chroni i udostępnia dla zwiedzających obiekty dziedzictwa kulturowego na wystawach w Bramie Grodzkiej, Lubelskiej Trasie Podziemnej, Piwnicy pod Fortuną, Teatrze Imaginarium oraz Domu Słów.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Ośrodek chroni i udostępnia dla zwiedzających obiekty dziedzictwa kulturowego na wystawach w Bramie Grodzkiej, Lubelskiej Trasie Podziemnej, Piwnicy pod Fortuną, Teatrze Imaginarium oraz Domu Słów.

„Poemat o mieście Lublinie”. Cmentarz na Lipowej

Spis treści

[RozwińZwiń]
Razem z Wędrowcem zbliżamy się do cmentarza.

W Poemacie Czechowicz poświęca temu miejscu osobny wiersz zawierający po prostu jego poetycki opis. Wiemy jednak, że cmentarz ten miał dla poety duże znaczenie, daleko wykraczające poza jego walory krajobrazowe i zabytkowe. Zanim to wyjaśnimy, przyjrzyjmy się, jak miejsce to opisują inne źródła.


Ilustrowany przewodnik po Lublinie:
Tereny cmentarne rozciągają się na gruntach dawnej wsi Rury, stąd popularne wyrażenie w mieście o udaniu się na „Rury”. Pierwszym z brzegu jest cmentarz ewangelicki, drugim prawosławny, trzecim katolicki. Charakterystyczne jest, że tuż na prawo od wejścia na cmentarzu katolickim istnieją grobowce, które jedną połową znajdują się na terenie cmentarza katolickiego a drugą na osobnym małym cmentarzyku ewangelickim: to grobowce rodzin mających członków należących do obu tych wyznań. Na cmentarzu istnieje cały szereg grobów artystycznie ozdobionych. Są też groby ludzi zasłużonych i znanych w całym kraju. [...]

Partja zaraz za bramą to cmentarz stary, z grobami i grobowcami staremi ale z XIX w. nieraz dosyć zaniedbanemi. Dalej rozciąga się nowsza część, a za nią cmentarze: wojenny i wojskowy. Dawniej chowano zmarłych koło poszczególnych kościołów, stąd brak na tych cmentarzach grobów dawniejszych, z przed XIX w. Cmentarz lubelski, zwłaszcza jego część najstarsza, dzięki pięknym zacienionym alejom, cieszy się dosyć liczną frekwencją odwiedzających go lublinian1.

Maria A. Ronikierowa:
Z miasta żyjących, pełnego ruchu wrzawy i zabiegów ludzkich [wchodzi się] do miasta umarłych, w przeciwieństwie pierwszemu, zawsze cicho napiętnowanego powagą i smutkiem, [...] przy samym wejściu zaś od frontu, na dwóch słupach murowanych, między bramą wchodową, w kraty żelazne zaopatrzoną, wyryty jest napis dużemi metalowemi literami z lewej strony: „Oto teraz w prochu zasnę I.7”, z prawej zaś: „a w dzień ostateczny wstanę z ziemi I.19”2.

Cmentarzowi przy Lipowej Czechowicz poświęcił wiersz Cmentarz lubelski (w tomiku Stare kamienie). Być może właśnie do tego cmentarza odnoszą się jeszcze dwa inne wiersze poety: Cmentarz i dal oraz Zaduszki. Czechowicz opisał również cmentarz na Lipowej w tekście Miasto umarłych. Zacytujmy opisowe fragmenty tego tekstu:

Dla ludzi przywykłych do wielkomiejskich cmentarzy, pełnych sztywnego, urzędowego nastroju, lubelskie miasto umarłych dziwny ma urok. Nie ma tu murów z czarnej cegły ani okazałej, lakierowanej bramy. Za wejście służy furtka umieszczona między słupami murowanymi, z których każdy w inną pochyla się stronę. Ich niesymetryczne ustawienie, chropawa powierzchnia, niewymyślne urny u szczytu są przejawami samorodnego, swojskiego piękna.

„Oto teraz w prochu zasnę” i „A w dzień ostateczny wstanę z ziemi”. Dalej, w schludnych alejach ocienionych starodrzewiem, w istnym morzu zieleni wznoszą się grobowce. U wejścia nie ma budowli żadnej, ani rusztowania, ale romantycznie wprost na drzewie, między dwoma konarami zawieszony dzwon sygnalizuje zbliżanie się pogrzebów. Gdy cisza, gdy na cmentarzu pusto, ptaki obsiadają gałęzie dokoła dzwonu.

Aleje równe, szerokie, biegną w różne strony, zamykając prostokąty trawników zastawionych pomnikami. A pomniki tu przeważnie stare. Leżą pod strzaskanymi kolumnami, pod urnami żałobnymi, godni obywatele sławetnego miasta Lublina. [...]

Dokoła, za murem cmentarnym, rozciąga się kraina słońca. Sfalowane pola, przecięte wąwozami polnych dróg wspinają się na pagóry i spływają z nich szerokimi zagonami3.

Cmentarz przy ulicy Lipowej był jednym z lubelskich cmentarzy, do których odnosiły się słowa Czechowicza napisane w liście do ks. Ludwika Zalewskiego, wysłanym z Warszawy 17 października 1936 roku:
W Lublinie będę w Zaduszki. I już zawsze co rok na Zaduszki będę w Lublinie, choćbym był na krańcu świata. Muszę odwiedzić moich zmarłych4.

Na tym cmentarzu najprawdopodobniej spoczywał zmarły w 1903 roku pierwszy brat Czechowicza, o którym poeta napisał:
Najmłodszego brata Janka, nie pamiętam zupełnie. Podobno był jasnowłosy. Zmarł na dyfterus5.

Tak wspomina odwiedziny jego grobu w dzieciństwie:
W Zaduszki [...] grzały świece na grobie Janusia, mego brata. Zmarzłem wtedy bardzo6.

Na tym cmentarzu w marcu 1925 został pochowany również starszy brat poety Stanisław. W liście do siostry Kazimiery Gruszewskiej, wysłanym z Lublina w grudniu 1931 roku, Czechowicz wspomina:
Na cmentarz chodzę rzadko. Grób nabiera patyny lat. Krzak czarnego bzu wyrósł już wysoko. Tak gorzko jest stać tam przy chmurnym niebie i pamiętać równocześnie uśmiechniętego brata i straszne zwłoki z oczami w ciemnych obwódkach7.

Na cmentarzu przy ul. Lipowej pochowani są lubelscy przyjaciele poety: Konrad Bielski, Wacław Gralewski i Tomasz Miernowski. Na tym cmentarzu spoczywają również prochy Józefa Łobodowskiego.


Widzenie Czechowicza

Z cmentarzem na Lipowej wiąże się tajemnicze zdarzenie opisane przez Wacława Gralewskiego i Konrada Bielskiego.

Wacław Gralewski:
Było to w roku bodajże 1927. […] Postanowiliśmy odbyć dłuższy spacer. Na jednej z ulic spotkaliśmy Józefa Czechowicza. […] Przyłączył się do nas, razem pobrnęliśmy przez ulice Lublina pełne słońca i zieleni. Postanowiliśmy pójść za miasto, ale drogą przez cmentarz prawosławny. Cmentarz ten w okresie przedwojennym był ulubionym miejscem spacerów. Alejami jego można było wyjść na tak zwaną białą drogę i dalej na pola, rozłożone wachlarzowato dokoła miasta.
Na cmentarzu tym stoi niewielka cerkiewka, stale prawie zamknięta. Otóż przechodząc obok niej spostrzegliśmy, że szyby w oknach dolnych kondygnacji są powybijane. Podeszliśmy bliżej i zajrzeliśmy do środka. Wewnątrz w piwnicznych sklepieniach stały trumny. Niektóre z nich były otwarte. Widocznie jakieś ludzkie hieny dostały się do podziemi, węsząc zdobycz. Poruszeni byliśmy przez chwilę mocno tym widokiem. Milcząc poszliśmy dalej, postanawiając szybko opuścić cmentarz i wyjść na pola. […] Wkrótce odzyskaliśmy dobry nastrój. Tylko Czechowicz szedł zamyślony i zasępiony, nie mogąc jakoś pokonać złego wrażenia. W połowie cmentarza Bielski, który szedł obok mnie, szepnął:
– Widzisz, jaki Józio jest zmarkotniały, zobaczysz, jak ja go przestraszę! –
[…] Bielski odwrócił się nagle, stanął przed Czechowiczem, położył mu ręce na ramionach i krzyknął głośno:
– Józiu, nie odwracaj się. Bo jeśli głowę odwrócisz, to ja tupnę w ścieżkę, a wtedy ukryta dźwignia poruszy się i wyrzuci w górę nieboszczyka, który spadnie ci na plecy.
[…]
Bielski poruszył jakiś fibr w psychice Czechowicza, bo ten nagle odtrącił go, obrócił się szybko i popatrzywszy w stronę cerkwi krzyknął przeraźliwie, upadł na ziemię i uległ poważnemu atakowi nerwowemu. Przestraszeni tak niezwykłym rezultatem […] chwyciliśmy Czechowicza za ręce i wynieśli poza obręb cmentarza. Wśród spacerowiczów znalazł się przygodnie lekarz, który choremu udzielił pierwszej pomocy, po czym odwieźliśmy go dorożką do domu.

Po upływie paru dni Czechowicz zjawił się u mnie. Był spokojny i uśmiechnięty.
– Nie myśl – powiedział na wstępie – że jestem takim dzieciakiem, którego „kawał” Konrada mógł wytrącić z równowagi. Widzisz, w momencie gdym się odwrócił, zobaczyłem poza cerkwią w stronie miasta jakby jakiś wybuch: widziałem w górę strzelające płomienie i kłęby dymu, a ze środka tej eksplozji jakby jakieś widmo wyciągało ku mnie długie, kościste ręce – jedną usiłowało złapać mnie za gardło, a drugą pokazywało na ziemię pod moimi nogami. I co ciekawsze, że w tej chwili, gdy odtwarzam sobie widziadło, bynajmniej nie odczuwam trwogi. Ot, po prostu myślę o nim jak o śnie przeżytym na jawie!


Rozmowa ta silnie utrwaliła się w mej pamięci, a jej wspomnienie i wspomnienie tego „kawału” nabrały niezwykłej treści, gdy później, po tragicznej śmierci Czechowicza, złożono go w grobie dokładnie w tym samym miejscu, na którym przed laty miał ową wizję8.

Zachowało się zdjęcie Czechowicza stojącego obok wejścia do wspomnianej przez Gralewskiego cerkwi w części prawosławnej cmentarza przy Lipowej.

Konrad Bielski:
Razem poszliśmy spacerkiem na cmentarz prawosławny.
W tamtych latach było to ulubione miejsce naszych przechadzek. Cmentarz był zaniedbany, bujnie zarośnięty zdziczałymi krzewami, miał wiele tajemniczego uroku. Na niewielkim wzgórzu stała tam dawna kostnica. Na wpół rozwalony budynek, przypominający opisywane przez Gogola cerkiewki, które opuścili ludzie, a zawładnęły nimi złe duchy i całkowicie opanował żywioł zieleni. Usiedliśmy u stóp wzgórka w pobliżu kostnicy, aby odpocząć. Nie pamiętam już dziś dokładnie, o czym rozmawialiśmy, ale na pewno o jakichś sprawach niesamowitych i pełnych grozy, doprawdy jednak wesoło i żartobliwie. W pewnym momencie, bezmyślnie, ot tak dla kawału, krzyknąłem do Czechowicza: nie oglądaj się za siebie.
Czechowicz się jednak obejrzał w stronę tej trupiarni i ku naszemu osłupieniu doznał jakiegoś gwałtownego szoku wyraźnie na tle przerażenia. Zaczęliśmy go ratować, na szczęście atak przeszedł szybko i wszystko wróciło na pozór do normy – tylko pozostał jakiś osad, nastrój prysnął i rozmowa się urwała. Nigdy już potem nie rozmawiałem na ten temat z Czechowiczem ze względów zrozumiałych. Nie wiem co wtedy zobaczył w tej kostnicy i co nim tak wstrząsnęło. Wiem tylko jedno, że zabity przez bombę we wrześniu 1939 roku pochowany został dokładnie w tym samym miejscu, gdzie się to wszystko działo. Brzmi to trochę niesamowicie i trąci mistyką, ale fakt jest faktem
9.

Opisane zdarzenie uzupełnia wspomnienie warszawskich przyjaciół Czechowicza Horzyców (reminiscencja zanotowana przez Romana Kołonieckiego):
Horzycowie mi opowiadali, że kiedyś, gdy byli w Lublinie, bo Horzyca też coś tam reżyserował, poszli z Czechowiczem na cmentarz. On stanął w pewnym momencie i powiedział: – Tutaj będzie mój grób. Tu będę leżał, w tym miejscu.
Horzycowa twierdzi, że szczątki jego pochowano właśnie tam. Przecież Horzycowie tego nie wymyślili, ale tak się złożyło. Horzycowa wierzy, że była to jakaś wizja. Dokładnie w tym miejscu…
10

Rzeczywiście, 3 listopada 1938 odbyła się w Lublinie premiera Małżeństwa Jana Vaszry’ego na podstawie tłumaczenia Williama Horzycy. Być może przy okazji premiery tłumacz wraz z żoną byli w Lublinie i doszło do spotkania z Czechowiczem.

Natomiast Maria Wilkołek, krewna Czechowicza, w wywiadzie przeprowadzonym przez Józefa Ziębę, wspomina o śnie opowiedzianym jej przez Czechowicza w czasie pobytu w Lublinie 15 sierpnia 1939 roku:
Munia mi się śniła. Przyszła do mnie. Wzięła za rękę i powiedziała tak: „Pójdziesz do mnie, ale nie będziesz koło mnie, ale koło Stasia”11.

Żeby zrozumieć ten sen, przypomnijmy, że Małgorzata Czechowicz – matka Czechowicza – zmarła w 1936 roku i pochowana została na cmentarzu przy ul. Unickiej. Natomiast Stanisław Czechowicz, brat Józefa, zmarł w 1925 roku i pochowany został na cmentarzu właśnie przy ul. Lipowej. Tak więc wspomniany sen był proroczy: Józef Czechowicz został pochowany niedaleko grobu brata Stanisława.


Tajemnica miejsca pochówku Czechowicza

Oficjalnie grób Czechowicza znajduje się wśród zbiorowych mogił obrońców Lublina, ofiar bombardowania z 1939 roku, oraz żołnierzy poległych w 1939 i w latach 1944–1947. Oto jego adres według Karty Miejsca Pamięci Narodowej Państwowej Służby Ochrony Zabytków O/Lublin z 1994 roku: kwatera 139, rząd III, mogiła 3, strona południowa, grób 11.

Kwatera usytuowana jest w północnej części cmentarza, którą na planie z 1931 roku zajmuje część prawosławna. Obecnie znajduje się tam cmentarz wojskowy. Ogółem spoczywa w niej 289 osób, na mogiłach których postawiono 192 krzyże. Tworzy ją osiem rzędów zbiorowych, ziemnych mogił, przedzielonych aleją. Powstanie kwatery związane było z koniecznością pochowania żołnierzy i ludności cywilnej, poległej podczas lubelskiego września 1939 roku. Obrońcy Lublina w większości pochowani zostali bezimiennie (187 zmarłych), jedynie przy 56 poległych podane są nazwiska, należy do nich także Czechowicz, jego miejsce spoczynku wyróżniono granitową płytą.

Wielu wątpliwości co do faktycznego miejsca pochówku Czechowicza dostarcza jednak wnikliwa analizy faktów i relacji świadków związanych ze śmiercią poety i losami jego szczątków. Można się z nią zapoznać w poprzednim numerze „Scriptores” na s. 162–177. Prowadzi ona do trzech wersji rekonstrukcji tych wydarzeń. Poniżej przytaczamy trzecią z nich. Według niej szczątki poety odnajdywano dwukrotnie i są one obecnie pochowane w dwóch miejscach jednocześnie. Oto przebieg wydarzeń według tej wersji.

9 września udaje się spod gruzów wydobyć „strzęp ciała”, który dzięki słownikowi poety został zidentyfikowany jako ciało Czechowicza. W tym czasie trwa już zapewne jakaś akcja zbierania zwłok leżących na ulicach Lublina. Zwłoki zabitych zabierają zarówno rodziny, jak i miejskie służby. Być może wyglądało to tak, że po ulicach jeździła furmanka, na którą układano zabitych, by ich później przewieźć na cmentarz i pogrzebać. Wśród wywiezionych ciał znalazł się zapewne i fragment ciała Czechowicza.

Razem z innymi zwłokami przewieziono ów strzęp na cmentarz przy ulicy Lipowej i tam pochowano w szybko przygotowanej mogile, w której spoczywa 9 osób, w tym dwie anonimowo. Właśnie jedną z nich mógłby być Czechowicz. W tej wersji wydarzeń jedynymi świadkami wydobycia szczątków Czechowicza z gruzów i przewiezienia ich na cmentarz są Wacław Gralewski i Henryk Domiński, którzy w panującym wtedy zamęcie nie pomyśleli jednak o sporządzeniu aktu zgonu.

Kilka tygodni później, 26 października, podczas opisywanej już akcji odgruzowywania ulic Lublina, w rumowisku kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu 46 zostaje odnaleziona inna część zwłok Czechowicza. Zostają one zidentyfikowane, ale o tym powtórnym odnalezieniu szczątków poety nic nie wiedzą Domiński i Gralewski. Zostają one przewiezione na nowo utworzoną oficjalną, kwaterę tego samego cmentarza i pochowane w miejscu, które do dzisiejszego dnia uznawane jest oficjalnie za grób Czechowicza.

 

Opracowanie: NN

    

PrzypisyBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

1 Ilustrowany przewodnik…, s. 107–108.
2 M.A.R. [Maria A. Ronikierowa], Ilustrowany przewodnik…, s. 214.
3 j.cz. [Józef Czechowicz], Miasto umarłych, „Kurier Lubelski” nr 69, 9 marca 1932, s. 2.
4 Listy Józefa Czechowicz do ks. Ludwika Zalewskiego, oprac. Jan Smolarz, „Akcent” 1982, nr 3, s. 33.
5 Józef Czechowicz, Fakty, [w:] tenże, Koń rydzy…, s. 421.
6 Tamże, s. 422.
7 Tenże, Listy…, s. 165.
8 Wacław Gralewski, Stalowa tęcza..., s. 21.
9 Konrad Bielski, Z moich wspomnień, [w:] Spotkania z Czechowiczem…, s. 110.
10 Józef Zięba, Rozmowa z Romanem Kołonieckim, [w:] tenże, Rozmowy o Józefie..., s. 53.
11 Tenże, Rozmowa z Marią Wilkołek, tamże, s. 14.