Pochówek od starożytności do średniowiecza
Na starożytnym cmentarzu, pogańskim albo chrześcijańskim, grób jest obiektem, który ma dokładnie wskazywać, gdzie złożono ciało (pamiętać przy tym należy, że zwłoki niewolników i ludzi ubogich, którzy nie mieli paru groszy na opłacenie stosu i grobu wyrzucano na śmietnisko). Na grobie znajduje się napis, wymienione są: imię zmarłego, jego sytuacja rodzinna, czasem jego stan i zawód, wiek, data śmierci. Informacjom tym często towarzyszy podobizna. Krótko mówiąc, widoczny grób ma jednocześnie informować, gdzie znajduje się ciało, kim był zmarły, a wreszcie przypomnieć jego wygląd i cechy osobowości. Grób wyznaczał więc bardzo dokładnie miejsce kultu żałobnego oraz przekazywał następnym pokoleniom pamięć o zmarłym.
Spis treści
[Zwiń]Zawsze poza miastem
Starożytni bali się sąsiedztwa zmarłych i trzymali ich z daleka od siebie. Szanowali groby po części dlatego, że obawiali się powrotu zmarłych; uprawiany przez nich kult grobów miał zapobiegać „powrotom" zmarłych i nękaniu żywych. Pogrzebani albo spaleni, zmarli byli nieczyści; znalazłszy się zbyt blisko, mogli skalać żywych. Te dwa obszary należało tak odseparować, aby uniemożliwić wszelki ich kontakt, poza dniami ofiar przebłagalnych. Regułę tę ustanawiało prawo Dwunastu Tablic: „Aby żaden nie był pogrzebany albo spalony wewnątrz miasta", a powtarzał kodeks Teodozjusza, który nakazywał usuwać z Konstantynopola wszelkie zwłoki. Dlatego więc starożytne cmentarze zakładano zawsze poza miastami, wzdłuż dróg, jak via Appia w Rzymie.
Początkowo chrześcijanie trzymali się obyczajów swojej epoki i podzielali powszechne poglądy na temat zmarłych. Grzebano ich naprzód na tych samych nekropolach co pogan, potem obok, na osobnych cmentarzach, zawsze poza miastem.
Święty Jan Chryzostom podzielał jeszcze odrazę starożytnych do stykania się ze zmarłymi. W jednej z homilii wspomina tradycyjny obyczaj: „Bacz, aby żadnego grobu nie zbudowano w mieście. Jeśliby pochowano zwłoki tam, gdzie sypiasz i jadasz, co byś uczynił? A jednak chowasz zmarłych (animam mortuam) nie tam, gdzie sypiasz i jadasz, lecz na świętych członkach Chrystusa... Jak można odwiedzać kościoły Boże, święte przybytki, gdy panuje tam fetor tak straszliwy? [...]”.
Chrześcijański stosunek do zmarłych
Pierwotna niechęć do sąsiadowania ze zmarłymi zanikała stopniowo u starożytnych chrześcijan. Zmiana ta jest charakterystyczna: ukazuje ogromną różnicę pomiędzy dawnym pogańskim a nowym chrześcijańskim stosunkiem do zmarłych, mimo że w obu przypadkach śmierć pozostała oswojona. Odtąd, i to na długo, aż do XVIII wieku, zmarli nie budzili lęku w żywych; jedni i drudzy mieszkali na tych samych terenach, za tymi samymi murami. To szybkie przejście od antycznej odrazy do pewnej zażyłości stało się możliwe dzięki wierze w zmartwychwstanie ciał, połączonej z kultem dawnych męczenników i ich grobów.
Święci męczennicy uważali, że pogański kult grobów jest zaprzeczeniem fundamentalnego dogmatu zmartwychwstania ciał. Ascetyczna pogarda dla ciała żywego i martwego nie udzieliła się jednak całemu ludowi chrześcijańskiemu na Zachodzie. Dążył on do pogodzenia nowej wiary w zmartwychwstanie ciał z tradycyjnym kultem grobów, co w rezultacie doprowadziło nie do utrwalenia się starożytnego lęku przed zmarłymi, lecz przeciwnie, do zażyłości z nimi, która nawet, w wieku XVIII, zakrawała niekiedy na obojętność.
Nowe i stare wierzenia
Ludowa eschatologia chrześcijańska zaczęła przystosowywać się do starych wierzeń. Wielu żywiło przekonanie, że w ostatni dzień zmartwychwstaną tylko ci, którym zapewniono odpowiedni, nieskalany grób. „Nie wstanie z martwych ten, kto nie ma grobu". Lęk, że się nie zmartwychwstanie, wyrażał w języku chrześcijan odziedziczony po przodkach strach, że po śmierci nie zostanie się pochowanym. Lud wierzył, że zbezczeszczenie grobu zagraża przebudzeniu się zmarłego w ostatni dzień, a tym samym jego żywotowi wiecznemu.
Autorzy kościelni, bardziej oświeceni, na próżno powtarzali, że Boża potęga może równie dobrze odtwarzać ciała, które uległy rozkładowi, jak je stwarzać: nie udało im się w pierwszych stuleciach przekonać powszechnej opinii, bo miała ona bardzo żywe poczucie jedności i ciągłości istnienia, i nie odróżniała duszy od ciała ani ciała zbawionego od zwyczajnego. Popularny stał się zwyczaj grzebania ciał ad sanctos, czyli w pobliżu grobów męczenników. Jednym z motywów było zapewnienie opieki męczennika nie tylko śmiertelnemu ciału zmarłego, ale całej jego istocie, na dzień przebudzenia i Sądu.
Groby męczenników przyciągały inne groby, a ponieważ męczenników grzebano przeważnie na wspólnych nekropolach za miastem, stare pogańskie obszary cmentarne stały się dla chrześcijaństwa miejscami najdawniej i najbardziej czczonymi.
Przenikanie się kościoła i cmentarza
Uwagę jednego z kościelnych autorów wieku XVIII zwróciła różnica pomiędzy uczuciami chrześcijańskimi a wiarą w nieczystość zmarłych, wspólną Żydom i Rzymianom. Wyjaśniał to sobie racjami doktrynalnymi: „To wierzenie łatwo wytłumaczyć tym, że prawo Mojżeszowe bardzo głęboko wpoiło ludziom lęk przed skalaniem się przez zetknięcie z ciałami zmarłych". „Odkąd Syn Boży nie tylko uświęcił, lecz i ukrzyżował samą śmierć zarówno w swojej osobie, jak i członkach, zarówno przez swoje zmartwychwstanie, jak przez nadzieję, którą nam daje, umieszczając w naszych śmiertelnych ciałach swojego żywego ducha, będącego źródłem nieśmiertelności — groby tych, którzy za niego umarli, uważano za źródła życia i świętości. Umieszczano je więc w kościołach albo budowano bazyliki, aby je tam zamknąć".
Kościół cmentarzem
Autorzy kościelni, jak i prawo kościelne, zrywając ze starożytną tradycją i zarządzając grzebanie zmarłych koło sanktuariów odwiedzanych przez żywych, potwierdzali korzyści płynące z sąsiedztwa, które starożytni uważali za szkodliwe. O ile jednak panowała zgodność pomiędzy prawem i praktyką co do pożytku z grobów ad sanctos, to nie było jej, gdy chodziło o cmentarz obok kościoła i o grób wewnątrz kościoła.
Sobory rozróżniały w swoich dekretach kościół i poświęconą przestrzeń wokół niego. Jednocześnie nakazywały chować obok kościoła i nie przestawały zabraniać grzebania w kościele. W roku 563 sobór w Braga zakazał chowania w kościołach i zgodził się tylko na umieszczanie grobów przy murze kościelnym, ale od zewnętrznej strony. Monotonne powtarzanie tych zaleceń znajdujemy więc w aktach średniowiecznych soborów: „nikogo nie należy chować w kościele" (Moguncja 813). „Zgodnie ze wskazówkami Ojców i nauką płynącą z cudów zakazujemy i nakazujemy, aby od tej chwili (deinceps) żadnych laików nie chować w kościele" (Tribur 895). „Zabraniamy... kogokolwiek chować w kościele" (synod w Nantes w roku 900).
Zakazy głoszone przez sobory przewidywały wyjątki; należeli do nich biskupi, opaci, księża, fideles laici (wierni świeccy), za pozwoleniem biskupa i proboszcza albo rektora (Moguncja 813). Fundatorów i dobroczyńców Kościoła, zaczynając od królów, zrównywano z duchownymi namaszczonymi przez Boga, a tych z kolei z męczennikami i świętymi: uświęcone ciała nie kalały, przeciwnie, mogły towarzyszyć ciału i krwi Człowieka-Boga na ołtarzu. Z kolei sobory kontrreformacji usiłowały powrócić do ducha i reguły starego prawa przypominając zasadę: „od tej chwili nikt nie może zostać pochowany w kościołach". Wskazywały na gorszącą rzecz, jaka było uprzywilejowanie urodzenia, władzy, bogactwa zamiast pobożności: „Niechaj zaszczyt ten przyznawany będzie nie za pieniądze, lecz udzielany przez Ducha Świętego".
To kanoniczne zarządzenie nie było nigdy do końca przestrzegane. Co najmniej aż do końca XVIII wieku nie przestano chować zmarłych w kościołach. W wieku XVII były one wybrukowane grobami, ich posadzkę tworzyły płyty grobowe.
Tak więc stałą praktyką, od chrześcijańskiej starożytności do XVIII wieku, było grzebanie w kościołach, które zmieniały się w prawdziwe nekropole. Jedynym skutkiem kanonicznych zakazów było więc to, że nie przestając głosić starej zasady, uzależniono zwyczajowe chowanie zmarłych w kościołach od uiszczenia odpowiedniej opłaty. „Na cmentarzach groby były za darmo, więc bogacze, chcąc się wyróżnić, kazali się chować w kościołach; ulegano ich prośbom i ich hojności, a wreszcie zaczęto wymagać tej hojności, jakby to była należność". Ubogich wrzucano do wielkich wspólnych grobów ok. 3 m głębokości, a 5 na 6 m na powierzchni, mieszczących po 1200–1500 ciał; w mniejszych chowano 600–700 zmarłych. Zawsze taki jeden grób był otwarty, czasem dwa. Po kilku latach albo miesiącach, kiedy się zapełniły, zasypywano je i kopano następne, w najdawniej przekopywanej części cmentarza. Groby przykrywano bardzo cienką warstwą ziemi. Kopanie wspólnych dołów zaczęło się najwcześniej, jak można sądzić, w wieku XV, ale zapewne (jest to tylko hipoteza) stawało się rzeczą zwykłą podczas epidemii dżumy, która pustoszyła miasta, już przeludnione przez rozwój demograficzny wieku XIII. „W wieku XV, a może wcześniej, w miastach zajęto się jednak tą masą kości nieustannie zwracanych przez ziemię. Bywały [...] artystycznie eksponowane nad galeriami kostnic, na portyku kościoła albo też w małej przeznaczonej na ten cel kaplicy przy kościele”.
Cmentarz – miejsce publiczne
Średniowieczny cmentarz był nie tylko miejscem, gdzie chowano zmarłych. Sam wyraz cimeterium oznaczał również miejsce, które spełniało funkcję wspólną wszystkim cmentarzom: cmentarz wraz z kościołem był ośrodkiem życia zbiorowego, zastępował forum. W średniowieczu i jeszcze w wieku XVII stanowił zarówno miejsce publiczne, jak też – co dzisiaj stanowi wyłączną jego funkcję – obszar przeznaczony dla zmarłych.
Tę podwójną funkcję cmentarza tłumaczy przywilej prawa azylu, oparty na tej samej zasadzie, co grzebanie zmarłych ad sanctos. Święty patron zapewniał żywym, którzy go czcili doczesną opiekę, tak jak zmarłym, którzy powierzali mu swoje ciała opiekę duchową. Władze świeckie zatrzymywały się przed bramą kościoła. W obrębie tych murów tak żywi, jak i martwi zażywali pokoju Bożego: omnino sunt cimeteria in pace Domini (cmentarze całkowicie podlegają pokojowi Bożemu). Funkcja azylu przetwarzała czasem cmentarz w siedzibę żywych, a zawsze w publiczne miejsce spotkań, niezależnie od tego, czy przestawano tam grzebać, czy też grzebano dalej. Zbiegowie, którzy prosili o azyl na cmentarzu, chronili się tam i odmawiali opuszczenia go. Niektórym wystarczały pomieszczenia nad kostnicami. Inni klecili domy na cmentarzu i przedłużali pobyt. Ludzie mieszkali więc na cmentarzu i wcale nie przejmowali się widokiem pogrzebów czy sąsiedztwem wielkich wspólnych grobów, które stały otworem dopóki ich nie wypełniono nie zważając na widoki i odory wydobywające się ze wspólnych dołów i z kostnic. Cmentarz służył jako forum, jako główny plac i promenada, gdzie wszyscy mieszkańcy gminy mogli się spotykać, gromadzić, spacerować, załatwiać sprawy duchowe i doczesne, bawić się i zalecać. Prawo azylu czyniło również cmentarz nie tylko miejscem publicznym i terenem spotkań, ale także rodzajem rynku i targowiska. Kupcy, wolni tam od opłat, ciągnęli zyski z napływu klienteli zwabionej imprezami religijnymi, sądowymi i miejskimi. Dni pielgrzymek były również dniami targowymi. Kościół był „wspólnym domem", a cmentarz przestrzenią otwartą dla wszystkich w czasach, kiedy jedynym publicznym terenem była ulica, kiedy nie istniały inne miejsca spotkań, gdyż domy bywały przeważnie małe i przeludnione.
Wymiar sprawiedliwości zajmował wówczas pośrednie miejsce pomiędzy działalnością o charakterze ściśle religijnym a działalnością świecką. W średniowieczu, w jego cywilizacji opartej na tym, co postrzegalne, akt prawny był widowiskiem odgrywanym na terenie należącym do kościoła. Tam właśnie odbywały się zebrania sądu, tam ogłaszano wszelkie wyroki, tam przeprowadzano wiele innych operacji natury prawnej – wobec i z udziałem wspólnoty.
Synody próbowały zabraniać tam działalności świeckiej, a także sądowniczej: zakazywały sędziom świeckim (ale nie trybunałom duchownym) prowadzenia spraw na cmentarzu i ogłaszania tam wyroków. Nie pozwalały czynić z cmentarza rynku czy targowiska, sprzedawać, a nawet tylko wystawiać tam chleba, drobiu, ryb i innych towarów. Zakazywały też robotnikom i żeńcom gromadzić się tam w poszukiwaniu pracy. Jednak soborowe zakazy nie były skuteczne. Istotnie bowiem żadne rozważania teoretyczne, żaden autorytet prawny albo moralny nie mógł sprawić, aby kościół i cmentarz nie służyły za punkt zborny mieszkańcom, dopóki potrzebowali oni tych gromadnych spotkań, aby sami się rządzić, a także czuć, że tworzą wspólnotę.
Zakazy synodów, ponawiane bezskutecznie przez wieki, przekonują nas więc, że cmentarze zawsze służyły rozrywkom i zabawom, a te z kolei towarzyszyły targom i jarmarkom.
„Pośrodku tej ciżby odbywał się pogrzeb, otwierano grób i zabierano nie strawione jeszcze przez czas zwłoki, a grunt cmentarny, nawet w największe mrozy, wydzielał okropny fetor”. Ów tekst z roku 1657 świadczy, że to sąsiedztwo nie wszystkim jednak odpowiadało.
Zwłoki w trumnie i na katafalku
Mniej więcej w wieku XIII czuwanie przy zmarłym, żałoba i orszak pogrzebowy stały się ceremoniami kościelnymi organizowanymi i kierowanymi przez duchowieństwo. Zaszło coś, co mogłoby się wydawać błahe, ale co świadczy o głębokiej przemianie w postawie człowieka wobec śmierci: oto zwłoki, przedtem rzecz zwyczajna, nabrały takiej mocy, że ich widok stał się nie do zniesienia. Na całe stulecia ukrywano je przed ludzkim okiem, chowano w trumnie, pod pomnikiem. Jest to niezwykle ważny fakt kulturowy, przy którym winniśmy się teraz zatrzymać, bo i on, jak wszystko, co dotyczy śmierci, przesycony jest symbolizmem, zwłaszcza kościelnym.
We wczesnym średniowieczu ciało po śmierci, kiedy otoczenie wyraziło swój smutek i żal, składano bądź na jakiejś cennej tkaninie (złotogłów lub sukno farbowane na żywy kolor, na przykład czerwony, niebieski, zielony), bądź po prostu na całunie, to znaczy na lnianym płótnie, prześcieradle. Następnie wraz z całunem umieszczano je na noszach, wystawiano na pewien czas przed domem, po czym, z kilkoma postojami, zwykle przewidzianymi przez obyczaj, niesiono je na miejsce, gdzie znajdował się grób. Nosze kładziono na otwartym sarkofagu. Duchowni znowu śpiewali, paląc kadzidło i kropiąc zmarłego wodą święconą, czyli udzielali mu ostatniego rozgrzeszenia albo absolucji. Tak więc ciało i twarz były widoczne aż do chwili ostatecznego zamknięcia sarkofagu; leżało ono nad grobem, na noszach, jak na łóżku w chwili śmierci.
Od wieku XIII w chrześcijaństwie łacińskim z wyjątkiem krajów śródziemnomorskich, gdzie stary obyczaj przetrwał do dzisiaj, widok odsłoniętej twarzy zmarłego stał się czymś nie do zniesienia. W krótki czas po zgonie, a nawet w miejscu, gdzie on nastąpił, ciało zmarłego zaszywano w całun albo częściej zamykano w drewnianej skrzyni, czyli w trumnie. Złożenie zwłok w trumnie odbywało się w wieku XIV w domu. Zmarły opuszczał dom w zabitej gwoździami trumnie, ukryty przed ludzkim wzrokiem. Najuboższych, którzy nie mieli z czego opłacić stolarza, niesiono na cmentarz we wspólnej trumnie, używanej tylko do transportu. Grabarze wyjmowali zwłoki z trumny, zagrzebywali, a trumnę zabierali.
Nagrobki
Podczas pogrzebów możnych panów, świeckich i duchownych, ciało schowane w trumnie często zastępowano figurą z drewna albo wosku, którą czasem wystawiano na widok publiczny na paradnym łożu. Taki posąg zmarłego nosi nazwę bardzo znaczącą: „la representation”, wyobrażenie. Tworząc „wyobrażenia", rzeźbiarze starali się o jak największe podobieństwo i uzyskiwali je (przynajmniej w wieku XV), również dzięki maskom, które zdejmowali ze zmarłego tuż po śmierci. Stały się one maskami pośmiertnymi. Polskie portrety trumienne umieszczano podczas uroczystości pogrzebowych w wezgłowiu trumny, później zaś zawieszano na ścianach krypty lub kościoła (nie grzebano ich nigdy z trumną).
Co najmniej od wieku XVI przedmiotem pobożnych uczuć pielgrzymów są już nie tylko groby i relikwiarze zawierające szczątki świętych, ale również obrazy przedstawiające ich na łożu śmierci, jakby dopiero co oddali ducha, co stwarzało iluzję, że ciała ich nie podlegają rozkładowi.
Z czasem naga trumna zaczęła budzić taką samą odrazę jak nagie zwłoki, i z kolei ona musiała zostać ukryta. W orszaku żałobnym, jak poprzednio zwłoki, teraz trumnę przykrywano tkaniną, całunem, nierzadko bardzo cennym. Wkrótce nie wystarczał już sam całun, żeby ukryć trumnę. Ginęła ona pod rusztowaniem katafalku. Katafalk miał zawsze charakter monumentalny. W wieku XV rozmiary jego, chociaż jeszcze stosunkowo skromne, już przewyższały rozmiary trumny, nad którą się wznosił. Oświetlony świecami i pochodniami, przykryty haftowaną tkaniną, pobudzał wyobraźnię.
Ukrycie twarzy zmarłego pod całunem, włożenie całunu do trumny, a trumny pod katafalk w XIV–XV wieku było ważną ewolucją w zwyczajach pogrzebowych.
Literatura
Aries P., Człowiek i śmierć, Warszawa 1992.