Przysłowia, wróżby i powiedzenia związane z czerwcem
-
Czerwiec zimny i wilgotny, całemu roku będzie psotny.
-
Czerwiec stały - grudzień będzie doskonały.
-
Czerwiec na maju zwykle się wzoruje, jego pluchy, pogody często naśladuje.
-
W czerwcu pełnia sprowadza burze, ostatnia kwadra zaś deszcze duże.
-
Czerwiec nosi dni gorące, kosa dzwoni już na łące.
-
Grzmoty czerwca rozweselają rolnikom serca.
-
Czerwiec mokry po zimnym maju, chłopom w jesieni będzie jak w raju.
Boże Ciało
Święto obchodzone dziesięć dni po Zielonych Świątkach, przypadające zazwyczaj na czerwiec, trwające przez okres oktawy. Jako oficjalne święto kościelne Boże Ciało obchodzone jest od 1264 r., wtedy ustanowił je papież Urban IV. Jego geneza wiąże się z dwunastowiecznymi objawieniami, jakich doznała jedna z zakonnic z Cornillon, błogosławiona Juliana - w trakcie nabożeństwa zobaczyła ona na hostii krople krwi. W Polsce po raz pierwszy wprowadził tę uroczystość biskup Nankier w 1320 r. w diecezji krakowskiej. W 1420 r. na synodzie gnieźnieńskim uznano uroczystość za powszechną, obchodzoną we wszystkich kościołach w państwie. W tym dniu odbywa się procesja, która obchodzi cztery ołtarze polowe.
>>> czytaj więcej o Bożym Ciele
Na Boże Ciało strojono cztery ołtarze:
Cztery ołtarze było i każdy ołtarz był inaczej przystrojony. On był na czyimś domu, tych pobliskich, bo to było tak naokoło, to ten dom był przystrojony w kwiaty, ołtarz był zrobiony, obraz jakiś, jakiś obraz kościelny z kościoła, ołtarz cały zrobiony. Tu dywaniki takie te, początkowo pamiętam jeszcze były tkane przez tego tkacza, a później już takie kupowane, ale każdy dom to nie, nie. Tylko te, gdzie były ołtarze. [Irena Zamościńska, Częstoborowice, 2010]
Brzoza na Boże Ciało chroniła dom:
[…] ludzie jak już od ołtarza odchodzili, to każdy te brzózki tak wyłamane, że se zostały tylko patyki. Bo każdy tych brzózek brał, dlatego że późnij każdy se wetknął czy w domu, czy, rozumisz, pod ściano, tak żeby to była ochrona domu. […] Przed piorunami. Przed burzą. Przed nawałami, takimi, jak to wiesz... . To na to. [Czesław Maj, Kozłówka, 2011]
Ochronna funkcja gałązki brzozowej i święconej palmy
[…] wychodzimy już po procesji, to się łamie gałązkę, dwie czy trzy, ile kto tam chce, przynosi się do domu, troszkę trzeba wsadzić w pole, tam gdzie zboże, to grad nie zbije – takie były przesądy. To wkiej były słomiane strzechy, teraz już nie ma tego dachu, to ja sobie za strzechę wkładałam, żeby jak burza idzie nie strzeliło czasem w ten dom, bo to różnie przecież się zdarza. To ja sobie tam wkładam. Przecież i palmę włożyłam teraz, bo to tak chroni od nieszczęść. Pamiętam, że dwa lat, może ze trzy, może i ze trzy laty, szła burza tak ło Jezu, no i idzie prosto na nas, a Jezu i to idzie, to tak i ja wyniosłam palmę, złapałam palmę i wsadziłam tam i do dzisiaj siedzi jeszcze, o tu przy drzwiach. I wie pani jakby ręką odrzucił. Tu u sąsiadów dachy pozrywało o w tą strone, jechaliście, dachy pozrywało budynków, a nam tylko taki wiatr, szum przeszedł dzięki Bogu nic się nie stało! Ono ma wszystko coś do siebie. Tak. I te palmy nie ruszam ona siedzi, zima lato ona siedzi. [P.B., Stary Majdan, 2011]
W kolejnych dniach odprawiano nabożeństwa, które miały wybłagać urodzaj na polach. Podobne procesje, chociaż już nie tak uroczyste, odbywają się jeszcze do następnego czwartku, czyli przez tzw. oktawę. Ostatniego dnia zwanego zielonym lub wiankowym czwartkiem następowało poświecenie wianuszków uwitych z ziół i kwiatów.
Pierwotnie wieniec dla Polaków był godłem cnoty, symbolem dziewictwa i plonu. Dziewczęta stroiły głowy w wianki z ruty i kwiatów, których mężatki nie mogły nosić. Ślubny wieniec jest ostatnim jaki zdobi czoło dziewicy, oddaje go ona wybrańcowi, co jest symbolem oddania mu serca i ręki. Wieniec występuje również w obrzędach dożynkowych - uwity z kłosów zbóż i kwiatów polnych jest uwieńczeniem okresu żniwnego. Także podczas sobótek dziewczęta nosiły na głowie wianki z bylicy, na Ukrainie zaś robiły wianki ze skrzypu.
Zwyczaj święcenia w oktawę Bożego Ciała wianuszków uplecionych z ziół ma sens nie tylko religijny, ale także społeczny. Jest to ciekawy przykład włączenia ludowych zwyczajów do święta genetycznie kościelnego. Z liturgią kościelną połączono bowiem wartości związane z życiem człowieka - ochronę zdrowia, zabezpieczenie płodów rolnych i budynków gospodarskich, a nawet moralną przemianę jednostki ludzkiej.
Okres Bożego Ciała wyjątkowo sprzyjał zbieraniu ziół i kwiatów, bowiem przyroda w tym czasie wydaje najbujniejsze kwiecie. Poświęcone wianuszki, zawieszano przy obrazach, nad drzwiami i przechowywano w domach przez cały rok, przypisując im cudowne właściwości. Okadzano nimi ludzi, chaty przed nadchodząca burzą, obory i dobytek wypuszczany na wiosnę pierwszy raz w pole, co miało chronić od zarazy i wszelkich nieszczęść. Pokruszone i wsypane do wody kawałki wianuszków dawano do picia np. krowom po wycieleniu. Odpowiednio użyte gwarantowały również urodzaj i chroniły zwiezione z pola zboże.
Wianuszki pomagały krowom:
[…] wianuszki, to służyły jak czasem wymiona krowom puchną, to trzeba było napar robić z tego, abo jak się krowa ocieli, nie, to trzeba było nakruszyć z każdego wianuszka troszeczkę i święconej wody, i wlać do tej wody i pierwsze picie dać krowie z tymi wianuszkami. [Bronisław Polak, Stary Majdan, 2011]
Leczenie ziołami z wiankowego czwartku:
Te zioła to się w wianuszki, zawse w wiankowy cwartek, to z łunk z lasów śmy znosili, wszystko gdzie to. Łoj rozchodnik, to było, macierzonka, tom rumionek, kopytnik jakiś, Boże i zwierzyne to kadziły nawet przy chorobach, jak przychorowała. Wszystko sie na węgielki kszyło, bo to tych wianuszków było po łosiem, do dziśinciu takich wianeczków. To wszystko sio ususzyło i do drugiego roku było i każdy sio tym liczył. Tak było! W wionkowy czwartek tośmy już łod rona znosili te rozmaite zioła po łunkach z łunk. W lesie troche borówek przyniosi, ale w lesie to nie było, a na łunkach to było rozmaite. [Wacława Wiczołek, Bobowiska, 2010]
Do chorego dziecka wianuszki sie stosowało. To przeważnie brało sie przepalone węgle - na jakieś miseczke i na te węgle sie ukruszało wianuszki. I jak w kolebce dziecko jeszcze leżało, to tak sie w kolebce przeżegnało i wokół kolebki sie trzy razy obchodziło z tym. To dobre było na wszystko. Bo to i kołtun miało dziecko, to już uważali, że trzeba było kadzić, a to jak było chore, to trzeba było kadzić. Na wszystko! [Maria Osiak, Wola Chomejowa, TL, 1997]
Stare wianuszki należało w roku następnym spalić i zastąpić je nowymi. Nie można ich wyrzucać czy w jakikolwiek inny sposób niszczyć. Swoje funkcje i znaczenie miały również składniki, z których wito wianuszki:
Znaczenie wianuszków z wiankowego czwartku:
Wianuszki w wiankowy czwartek, to tydzień oktawa jest, a później Boże Ciało. To wianuszki mam uwite, tam w sieni. W tym pierwszym wie, wieszo na goźdźiku i tam już jest to, już to obowiązkowe. To z zielów się robi, ziela różne takie, lecznice, rozchodnik, krwawnik, teraz ten... jak to się nazywa, grzmotek się nazywa, mięta, rumianek, róża, to z wszystkich tych, to już jak - rozchodnik, to jak krowa się wycieli, to się do tego picia ukruszy tego wianuszka troszkę tego, w picie jej się daje, to te choroby się już rozchodzą, już to jest święcone [...] No przyniosę tutaj ten wianuszek, to już jest ususzony, bo w sieni wisi. [...] tutaj jest, to jest rumianek, to jest mięta, to jest chaber,... a tu jest rozchodnik o to. A to rumianek. Rumianek to się, jak boli tam człowieka, głowa, czy co, to herbatkę się parzy z rumianku, to ustaje. Teraz chaber, tak samo jest lek, od wszelkich chorób święcony. Koniczyna, o widzi pan, tak samo jest, o tutaj o, koniczyna. Róża, róża to tak samo, oj tam, to kadzo, wie pan, jak tam jakiś wrzód się robi, jakieś coś, to różę biero na węgielek, posypują to listki i te, i tem dymem, krzyżyk zrobią i też mówią, że się rozchodzi. […] krowa się wycieli to przecież, o teraz dajo napić się i z tego, z koniczyny, to tak samo się daje, i to wszystko jest święcone to jest ważne to jest. I na gwoźdźiku sobie wisi tam w tym, w sieni, i mam już. Ale jak się zdożyje znów do wianuszkowego czwartku, to się... […] A grzmotek, to znów tam, od grz, jak grzmi. [Janina Woch, Wólka Kątna, 2011]
Ważna była również ilość wykonywanych wianuszków:
Wianuszki robiono nie do pary:
Wianuszki to się robiły od Bożego Ciała... od Bożego Ciała za tydzień... . To jest oktawa Bożego Ciała. I wtedy też robiły wianuszki, przeważnie nie do pary, pięć lub siedem, z kwiatów. To było, rozumisz tak z macierzanki, z rozchodniku, róża, jaśmin, piołun, mięta, no i jeszcze mogło być z kończyny czerwony. To tam dobierały tam z tego. To też to święciły i to się kruszyło jak się krowa miała cielić czy się ocie... ocieliła to się kruszyło do picia krowie. […] Żeby była zdrowa. I zdrowe mleko dawała. A jak w mieście, to znów kupowali te wianuszki i wieszali sobie przy drzwiach, żeby ten dom był chroniony od wszelkich chorób. [Czesława Mitrus, Kozłówka, 2011]
Ale u nas wianków to wiło sie nie dziewięć czy jedenaście, tylko siedem. Tak jak oktawa. Jak jest tydzień od Bożego Ciała do oktawy, do zakończenia, to siedem wianków było. I też żeby nie do pary. [Urszula Marzec, Maruszewiec, TL, 1997]
Wianuszki wkładano również do trumny pod głowę zmarłego:
Jeszcze od babci kiedyś słyszałam, że te wianuszki po uschnięciu, po wyschnięciu, to dawało sie jak umierał zmarły. Kadziło sie tymi wianuszkami tego nieboszczyka albo dawało mu sie do głów, to znaczy pod poduszke. [Urszula Marzec, Maruszewiec, TL, 1997]
Rośliny użyte do robienia wianuszków miały swoje funkcje i ludowe nazwy, które często oddawały ich właściwości (rozchodnik – od rozchodzenia chorób), wygląd (błyskawica – kształt rośliny przypomina rozchodząca się błyskawice) itd. Do plecenia wianuszków używano głównie roślin takich jak: rozchodnik, koniczyna biała i czerwona, jaśmin, macierzanka, mięta, chaber, pokrzywa, nawrotek, kwiat czarnego bzu, bratki polne, śmietanka, centoria, przestrach, grzmotek, dziewanna, kostrzewa, skwarzybabka, wietrznik, kopytnik, błyskawica, boże drzewko oraz łyko lipowe lub leszczynowe, z którego robiono kółeczko wokół którego oplatano pozostałe składniki.
Przysłowia, wróżby i powiedzenia związane z Bożym Ciałem:
-
Jaki dzień jest w Boże Ciało, takich dni potem niemało.
-
Na Boże Ciało – żyto zakściało (zakwitło).
-
Na Boże Ciało, siej proso śmiało.
-
O Bożem Ciele siej tatarkę śmiele.
-
W Boże Ciało – z boską chwałą, słowo nam się chlebem stało.
-
Wiec w oktawę, puść otawę (nie koś w tym dniu), nie tnij zboża ni kapusty, bo znajdziesz rdzeń pusty.
-
Boże ciało pogoda darzy, rok będzie dobry dla gospodarzy.
24 czerwiec – Sobótka/Wigilia św. Jana
Święto to obchodzone na cześć słońca i miłości, należy do najstarszych słowiańskich obrzędów ludowych, sięgających jeszcze czasów pogańskich. Ma początek w świętach powitania lata, związanych z kultem słońca, sił przyrody, z towarzyszącymi im oczyszczającymi rytuałami ognia i wody, obrzędami miłości. Nazwę obrzędu wywodzą niektórzy od soboty, czyli od dnia poprzedzającego dzień świąteczny, inni od boga słońca zwanego Sabatiosem, który jako źródło życiodajnego ciepła i światła był czczony u wszystkich dawnych ludów słowiańskich. Sobótka, zwana jest również nocą świętojańską, palnocką, kupalnocką, kupalnicą, kupałą oraz wigilią św. Jana Chrzciciela - nazwa ta ustaliła się pod wpływem języka ruskiego, w którym kupała znaczy tyle co chrzciciel - Jan Chrzciciel = Iwan Kupała. Od jednego z głównych motywów obrzędowych sobótek - puszczania wianków, nazywa się czasem wieczór św. Jana wiankami, albo łącznie wiankami-sobótkami.
>>> czytaj więcej o zwyczaju obchodzenia Sobótki
W okolicach Annopola i Józefowa odprawiano sobótki, nazywane tam ogniami świętojańskimi bylicznymi (od palonej w nich bylicy). To noc wzmożonych zalotów, wyznań miłosnych oraz większej swobody seksualnej. Kościół w ramach zwalczania pogańskich obyczajów, nakłaniał wiernych, aby owej nocy oddawali cześć św. Janowi Chrzcicielowi. Święto to było istotnym elementem więzi społecznej, komunikacji międzyludzkiej i tożsamości.
Podczas sobótki oddawano cześć dwóm żywiołom – ogniowi i wodzie. We wszystkich regionach Polski obowiązywał zwyczajowy zakaz kąpieli w wodach rzek, jezior, strumieni przed nocą świętojańską. W razie nieprzestrzegania owego zakazu groziły człowiekowi poważne konsekwencje, nawet śmierć. Dopiero woda ochrzczona przez św. Jana była bezpieczna. W niektórych wsiach Lubelszczyzny oprócz kąpieli zakazywano również jedzenia jagód przed św. Janem:
Przed świętym Janem nie można jeść jagód
Tak jak jagodów nie wolno było jeść do świętego Jona, ni tam nic, że dziecko jakby umarło to by dopiekła posło. Tak mówiły. I kumpać nie, że to może być diabeł. Nie wolno było liźć w ty wodo. […] Jagody to to tyż po świątom Jonie, bo grzych jeść. Jak któro matka miała dziecko umarte na wsi, to za nic nie zjadła jagody, bo grzych, że to dziecko by tam było jakoś karone.
[Wacława Wiczołek, Bobowiska, 2010]
Woda sobótkowa ma również właściwości oczyszczające i lecznicze dla ludzi i zwierząt. Ogień w ową noc miał także moc oczyszczającą, a ponadto życiodajną, ochronną. Na polanach leśnych, wzgórzach, polach i nad wodami rozpalano wielkie ogniska, zwane sobótkami, albo palinockami. Rozpalano je w tradycyjny sposób – pocierając drewno o drewno. Budowa stosu ogniskowego należała do zwyczajowych obowiązków kawalerów. Dawniej przed rozpaleniem ognia sobótkowego gaszono we wsi wszystkie ognie. Rozniecano wtedy nowy ogień, od którego rozpalano ogniska w domach. Do ognia wrzucano zioła o znaczeniu leczniczym i magicznym, a za takie uważano bylicę, pokrzywę czy piołun, co miało chronić od choroby i niepowodzenia. Ogień palony w tym dniu miał też moc odwracania zarazy i chorób bydła, przepędzano je więc przez sobótkowe ogniska.
Znaczenie magiczne (tu wegetacyjne) miały też skoki przez ogień – im wyższe, tym większe będzie zboże i len. Im większa była zabawa i wrzawa, tym większy miał być urodzaj wszystkich plonów. Tego dnia kobiety i dziewczęta zbierały zioła oraz gałęzie drzew i maiły nimi strzechy domów. Roślin wieszanych na budynkach i płotach używano do różnych zabiegów leczniczych i magicznych, np. liście łopianu uważano za szczególnie pomocne na ból głowy, a zaparzane z mlekiem podawano dzieciom, gdy miały boleści żołądkowe. W Dąbrowicy i Harasiukach, wierzono, że gałązki leszczyny zatknięte w wigilię św. Jana w czterech rogach dachu będą chroniły od grzmotów i nawałnic. Kobiety wiązały na szczypiorze cebuli i czosnku węzły, żeby porosły duże głowy i okopywały kapustę, aby również porosły duże głowy. Gałązki leszczyny wtykano też w łany zboża, aby go wichura nie powaliła (Andrzejówka, Bukowa, Dąbrowica), łopian natomiast w zagony lnu, aby rósł duży (Celiny, Nurzyna, Wnętrze). W liściach łopianu i leszczyny kąpano również chore dzieci (Żurawce). W Olszynce, gdy kogoś bolało gardło, rozparzone liście łopianu przykładano na szyję. W Kraczewicach i Janiszkowicach podawano je również chorym zwierzętom. Ciekawym zwyczajem zanotowanym w Żurawcach praktykowanym w wigilię św. Jana Chrzciciela był zwyczaj robienia krzyżyków z drzewa sosnowego i zatykania ich we wrotach i oknach, aby chroniły od burzy i gradu. Krzyżyki te ozdabiano mirtem i barwinkiem. Natomiast bylica w tradycji ludowej uważana była za ziele czarodziejskie i potężny amulet przeciw czarom, złym mocą. Podczas sobótki palono ją w ogniskach, co symbolizowało zniszczenie czarownic i złych mocy. Kobiety i dziewczęta opasane bylicą tańczyły wokół ognia, co miało dać powodzenie w miłości, płodność, lekkie porody, ustrzegało to również przed bólami krzyża. Stosowano ją również w wielu innych praktykach magicznych – zaszywano w fałdy ubrania, noszono pod koszulą na gołym ciele, wkładano pod strzechą i szczeliny ścian domów, aby ustrzec się przed chorobami i czarami. Przed wschodem słońca dziewczęta puszczały na wodę dwa wianki uwite z ziół – macierzanki, rozchodnika lub miru, ze świeczką w środku. Spotkanie wianków miało zapewnić szybkie zamążpójście. Jeśli wianek zatonął wróżyło to śmierć właścicielce lub jej kawalerowi.
Sobótki
A to robili takie, były takie na strumyki, na strumyku to zastawiali, żeby wodę skoncentro, tego, spiętrzyć to takie staw, stawek się robił i puszczali te wianki. To byli, było tak. [...] Tak, to mło, młodzi przewaźne. I to świec, świeczka była w tym wianku jakoś tam wmontowana, to ładniej się świeciły tak po wodzie. To wieczór było, przecież. Tak. Ale mam tutaj łopis o tej sobótce św. Jana. Nawet szeroko opisane tam jak to dawniej było. […] i to znowuż było tak, że jak dziewucha puściła ten wianek swój to, który chłopak mógł wyłowić go, jak wyłowił to był, znaczył może narzeczony, może coś, że dobrze było. A jak nie wyłowił to… na nic. [Czesław Maj, Motycz, 2011]
Wierzono również że tego dnia spod ziemi odzywały się głosy dzwonów i ludzi, a woda zmieniała się w wino:
Na św. Jana zamiast wody płynie wino
No na świętego Jana zawsze mówiły, że pójść po wode, to jest wino. Że jak się wode bierze wieczór, czy tam o któryś dwunasty czy o któryś, że to jest wino, nie woda. [Marianna Gajda, Zabłocie, 2010]
Szczególną rolę tej nocy odgrywał mityczny kwiat paproci - o niezwykłej barwie i blasku, jasno świecący, purpurowy, błękitny lub złocisty, o cudownych, magicznych właściwościach. Miał zakwitać i wydawać owoc w odległym leśnym uroczysku, gdzie nie słychać żadnego dźwięku z siedzib ludzkich. Zakwitał podczas kilku przełomowych nocy w roku, głównie podczas przesilenia zimowego – noc wigilijna, a także letniego – noc świętojańska z 23 na 24 czerwca. Ten, kto odnajdzie ów kwiat posiądzie nadprzyrodzoną mądrość, szczęście i bogactwo. Zwykle jednak zdobywca kwiatu niedługo nim się cieszy, zawsze go w jakiś sposób musi utracić. Kwiat zakwitał tylko o północy i właśnie wtedy należało go zerwać, gdyż strzegły go złe moce, diabły, czarownice itd. Zachowywano więc różne zwyczaje i procedury ochronne. Poszukiwanie owego kwiatu było często pretekstem do spotkań zakochanych i miłosnych wyznań.
W sobótkę szukaliśmy kwiatu paproci
O to ja pamiętam jeszcze jak Jana kwiat paproci chodziłam przed świętym Janem chodziliśmy. […] To nie wiem jak to powiedzieć, bo wiem pan, księżyc świecił, ale myśmy tak żartobliwie na po to przecie. Kto tam widział kwiat paproci? Jakby znalazł to byłby wielkim bogaczem, mówią, bo by wszystko. To chłopaki mówią: No, dziewuchy, idziemy na kwiat paproci jutro idziemy. Idziemy. No to ja na końcu mieszkałam, no idziemy. Zaszły i dziewczyny i chłopaki, całym stadem idziemy. Księżyc świeci. Dochodzimy do pół drogi, już blisko las, chmura jaka, jak zagrzmiało, jak się błyskneło, już grzmi, już to. Dziewczyny wszystkie: Wracamy się, bo się boimy. Doszliśmy do wsi już nie ma chmury [śmiech] już nie ma nic. Nie dało pójść do lasu, wie pan. Parę razy śmy tak robili. I to to miało być ten kwiat paproci i te sobótki miały być, te to ogniska palone. A to coś była jakaś siła w tym, nie wolno było iść. […] Nie dało się zacząć szukać tego kwiatu paproci. Ja jeszcze mówię tak - oj, jak krowy pasłam, to dużo jeszcze tam paproci widziałam. Idziemy w te paproć, co widziałam to trafimy, szybko trafimy do tej paproci. Eee tam, wróciliśmy się i … Moja mama krzyczała: Nie, nie idźta dziewczyny, nie idźta, bo i niedojdzieta, bo to nie należy się robić tak. To już kwiat paproci to jest taki, że nie, nikt go nie może zobaczyć. [Janina Woch, Wólka Kątna, 2011]
Wierzono że tego dnia słońce wschodzi i zachodzi trzy razy. Mówiono też że słońce gra, a piękna pogoda wróżyła dobre plony.
W wigilię św. Jana słońce zachodzi trzy razy
[...] mówiła mi niedawno taka starsza pani od Markuszowa, że jak ona była panienką, to właśnie mówiono o tym i bardzo przestrzegano, żeby nie patrzyły na słońce właśnie w wigilię świętego Jana, bo że tego dnia słońce zachodzi trzy razy i że nie można patrzeć i widzieć tego zachodzenia, bo jak ktoś będzie patrzył i widział jak to słońce zachodzi trzy razy, to umrze. No nie wiem dlaczego, skąd to się wzięło. Ale ona mówiła, że jak one zrywały czereśnie, to wszystkie, jak to słońce zaczęło zachodzić to już odwróciły się, żeby w tamtą strone nie patrzeć i żeby nie zobaczyć, jak będzie ponownie się wychylało i zachodziło. Że podobno tego dnia tak się dzieje. To mówiła pani Stasiakowa. [Elżbieta Wójtowicz, Wólka Kątna, 2009]
J. Gluziński podaje ciekawy opis sobótek z okolic Zamościa:
Chłopcy i dziewczęta pasąc bydło i trzodę rozpalali wielki ogień, albo ustawiali kopiec z drzewa i osypywali go ziemią, od spodu zaś zapalali. Dookoła płonącego ogniska tańczono śpiewając odpowiednie pieśni i przyśpiewki. O ile posiadali owoce dzikiego kasztana – wrzucali je w ognisko, w którym rozparzone, rozsadzając skorupę – strzelały w górę - rozrzucając dookoła węgle i płonące gałązki. Wtedy młodzież skakała przez płonące ognisko wśród śmiechu, radości i śpiewu.
Oskar Kolberg, podaje, że w okolicach Chełma kobiety przynosiły z domu garnki ze strawą, którą gotowały przy obrzędowym ognisku. Zwyczaj palenia sobótki w Rozkopaczewie przetrwał bardzo długo, bo aż do II wojny światowej. Ognie w miejscowości tej rozpalano na skrzyżowaniu dróg.
Dawniej po żniwach i po wykopkach również rozpalano ogniska zwane sobótkami. W trakcie nich śpiewano, tańczono, pito wódkę i skakano przez ogień. W ogniu zagrzebywano orzechy lub kasztany, które pod wpływem temperatury głośno strzelały, z czego układano różne wróżby. Najdłużej zwyczaj palenia sobótek po żniwach utrzymał się w okolicach Zamościa, Tomaszowa, Tyszowiec.
W czasie uroczystości sobótkowej kojarzono także pary w stosownych pieśniach. Tak np. we wsiach w okolicach Puław i Opola Lubelskiego dużą popularnością cieszyła się pieśń zaczynająca się od słów:
Hej Janie, Janie zielony!
Padają liście na wszystkie
strony,
A Stachu parobeczku
szukaj se żony.
Kiedyż jej będę, u Boga,
szukać?
Oj pójdę ja do Adamków
W okienko pukać.
Puk, puk w okieneczko,
Wyjdź Marys', kochaneczko
Sama jedyna.
Marysia wyszła, rączkę mu
dała.
A witajże, witaj, witaj mój
Jasieńku
Będę cię chciała...
lub:
Oj sobótka, sobóteczka
Pójdźże do mnie dziewuszeczka.
A czyś godna czy niegodna
Nie uciekaj od ognia.
Śpiewał chór chłopców a przyśpiewkę tę kończył następujący refren:
Chłopcy:
Sobótka nasza była, była
Bo się tu dzisiaj paliła,
paliła, paliła.
Dziewczęta:
A cóż my z niej zyskały,
zyskały
Kiedyśmy kawalerów nie
miały...
Zwracano się także do św. Jana słowami:
Św. Janie coś nam przyniósł
nowego?
Przywiozłem wam beczkę rosy
dla chłopców na kosy.
Przywiozłem wam beczkę wina,
to dla dziewcząt na żniwa.
Przykład innej pieśni sobótkowej:
Kompalecka mała nocka,
paliła sie do północnka.
Schódźcie sie dzieweczki,
do tej kompałecki,
schódźcie sie dziewczyny,
do tej kompaliny.
Tylko ty sie, Kasi,tu zostań,
wij wianecek lawendowy.
Wij wianeczek lawendowy,
darujze go Jasieńkowi.
Darys moje, darunecki,
łod Kasiuni, kochanecki.
A łod jakiej, łod takowej,
łod Kasiuni, łod Kłodowej.
Ło to, to!
Jile w scupaku łosi,
tyle w chłopaku złości.
Ło to, to!
Ło to, to!
Jile w piasecku łości,
Tyle w dziewczynie złości.
Ło to, to!
Ło to, to!
Wije wianek z pokrzywy,
pójde za mąż we żniwy.
Ło to, to!
Ło to, to!
Wije wianek z łobody,
pójde za mąż przed gody.
Ło to, to!
Ło to, to!
Wije wianek z kapusty,
pójde za mąż w zapusty.
Ło to, to!
Przysłowia, wróżby i powiedzenia związane z sobótką:
-
Będzie lichym panem, kto roli nie orze przed świętym Janem.
-
Chrzest Jana w deszczowej wodzie trzyma zbiory na przeszkodzie.
-
Gdy święty Jan rozczuli, to go dopiero Najświętsza Panna utuli.
-
Gdy się święty Jan rozpłacze liche będą kołacze.
-
Jak się Jan obwieści, takich będzie dni czterdzieści.
-
Już świętego Jana ruszajmy do siana.
-
Kiedy deszcz pada przed świętym Janem, to po żniwach gbur jest panem.
-
Przed świętym Janem – najdłuższy dzień przed panem.
-
Święty Jan przynieś jagód dzban.
-
Przed Świętym Janem trzeba o deszcz prosić, a po Świętym Janie i sam będzie rosić.
-
Kiedy człowiek łąki kosi, lada baba deszcz uprosi.
-
W święty Jan gdy deszcze pluszczą, to się orzechy wytłuszczą.
-
Światy Jan żołądź zawiązał, a święty Michał pospychał.
-
Gdy św. Jan łąkę rosi - to chłop siano kosi.
-
Na św. Jana – stożek siana.
Pozostałe dni czerwca - przysłowia, wróżby i powiedzenia
Święto Trójcy Przenajświętszej – obchodzone w pierwszą niedzielę po Zielonych Świątkach, w tradycji Kościoła istniało już w X w. Z dniem tym łączą się ludowe uroczystości wotywne z użyciem wykonanych ręcznie figurek zwierzęcych, z wosku lub ciasta, przynoszonych do kościoła razem ze świecą wotywną.
6 czerwiec:
-
Siej na świętego Norberta, będzie jęczmienna sterta.
8 czerwiec:
-
Czasem i na świętego Medarda wiosna jeszcze przytwarda.
-
Gdy się Medard rozpłacze, a Jaś (24 IV) nie otuli, popłacze pewnie aż do Urszuli (21 X).
-
Gdy święty Medard z deszczem przybywa, tak samo jest we żniwa.
-
Jeśli Medard się rozdeszczy, takich będzie dni czterdzieści.
-
Kiedy Medard się rozwodni, będzie deszcze przez sześć tygodni.
-
W Medarda pogoda, żniwom nie szkoda.
10 czerwiec:
-
Jaka Małgorzatka, takie będzie pól latka.
-
Ze świętą Małgorzatą zaczyna się lato.
11 czerwiec:
-
Kiedy w Barabasza deszcze nam padają, grona same do beczki obficie pryskają.
13 czerwiec:
-
Na święty Antoni pierwsza się jagódka zapłoni.
-
Kto sieje tatarkę na Antka i Wita, to mu pięknie powschodzi i zakwita.
15 czerwiec:
-
O świętym Wicie, piętka w życie.
-
Deszcz na Wita, złe jęczmiona i żyta.
-
Po świętym Wicie, połowa ziarna w życie.
-
Na świętego Wita, zboże zakwita.
-
Na święty Wit, słowik cyt/połowa ptactwa cyt.
-
Kto nie posadzi ogródek do Wity – tyn bydzie bity.
-
I słowik tylko do święty Wit śpiewa.
-
Umilkł jak słowik na święty Wit.
-
Ma święty Wicie piętka w życie.
17 czerwiec:
-
Na świętego Gerwazego jest w ogrodzie coś pięknego.
21 czerwiec:
-
Dzień świętego Alojzego przyczynia wina dobrego.
29 czerwiec – Piotra i Pawła. To rodzaj epilogu obchodów sobótkowych i w mniemaniu ludu dość powszechnie uważany był za dzień feralny, bo nie mógł być szczęśliwy dzień, nad którym patronat sprawuje aż dwóch świętych. Wierzono że tego dnia woda jest szczególnie niespokojna i rządna ofiar.
-
Jeśli Piotr święty z świętym Pawłem płaczą, to ludzie przez tydzień słońca nie zobaczą.
-
Po świętym Pawle i Piętrze muchy tłuste jak wieprze.
-
Kiedy święty Piotr grzeje, za wiosną jeszcze trzykroć kur zapieje.
Opracował Piotr Lasota
Rozmówcy
Marianna Gajda – M.G., ur. w 1928r. w Zabłociu, gmina Markusżów, gdzie mieszka przez całe życie. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2010r.
Czesław Maj - Cz. M., ur. w 1923 r. w Motyczu, gmina Konopnica. Nagranie – Piotr Lasota, 2011r.
Urszula Marzec – zamieszkała w Maruszewcu, gmina Borki. Nagranie – Jan Adamowski, 1997r. Relacja publikowana w Twórczości Ludowej – TL, 1997, nr 2.
Czesława Mitrus – C.M., ur. w 1928r. w Kozłówce, gmina Kamionka, gdzie nadal mieszka. Nagranie – Magdalena Pietrzak, 2011r.
Maria Osiak – M.O., ur. w 1923 r. w Woli Chomejowej, gmina Borki. Nagranie – Jan Adamowski, 1997. Relacja publikowana w Twórczości Ludowej – TL, 1997, nr 2.
Bronisława Polak– B.P., ur. w 1935r. w Konstantynówce, gmina Hańsk, po wyjściu za mąż zamieszkała w Starym Majdanie, gmina Wojsławice, gdzie nadal mieszka. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2011r.
Wacława Wiczołek – W.W., ur. w 1926r. w Bobowiskach, gmina Markuszów, gdzie mieszka przez całe życie. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2010.
Janina Woch – J. W., ur. w 1925 r. w Abramowie, gmina Abramów. Po ślubie zamieszkała w Wólce Kątnej, gmina Markuszów. Nagranie – Piotr Lasota, 2011r.
Elżbieta Wójtowicz - E.W. – ur. w 1949 r. w Wólce Kątnej, gmina Markuszów, gdzie przez całe życie mieszka. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2009r.
Irena Zamościńska – I.Z., ur. w 1929 r. we wsi Częstoborowice, gmina Rybczewice. Od 1944 r. mieszka w Lublinie. Nagranie – Emilia Kalwińska, 2010r.
Literatura
Adamowski Jan, Wianeczki na Boże Ciało - wierzenia i zwyczaje z terenu gminy Borki (woj. lubelskie),[w:] „Twórczość Ludowa”, 1997, nr 2.
Adamowski Jan, Adamowska Lucyna, Ludowy zespół śpiewaczy z Rozkopaczewa i jego repertuar (sobótki i kolędy), [w:] „Twórczość Ludowa”, 1991, nr.1.
Adamowski Jan, Tymochowicz Mariola, Obrzędy i zwyczaje doroczne z obszaru województwa lubelskiego (próba słownika), [w:] Dziedzictwo Kulturowe Lubelszczyzny. Kultura Ludowa, pod. red. Alfreda Gaudy, Lublin 2001.
Gloger Zygmunt, Rok Polski. W życiu, tradycji i pieśni, Warszawa 1900.
Kolberg Oskar , Lubelskie, cz. I, Kraków 1883.
Kossak Zofia , Rok Polski. Obyczaj i wiara, Warszawa 1958.
Ogrodowska Barbara, Zwyczaje, obrzędy i tradycje polskie, Warszawa 2001.
OgrodowskaBarbara , Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2009.
Pełka Leonard, Polski rok obrzędowy. Tradycje i współczesność, Warszawa 1980.
Petera Janina, Sobótki na Lubelszczyźnie, [w:] „Twórczość Ludowa”, 1995, nr. 2-3.
Zadrożyńska Anna, Powtarzać czas początku, cz.I – O świętowaniu dorocznych świąt w Polsce, Warszawa 1985.