<-
->
Lublin powstańczy
Gospodarka Lublina w XIX wieku
Kultura Lublina w XIX wieku

Gospodarka Lublina w XIX wieku

W XVIII wieku wraz z upadkiem jarmarków zanikł w Lublinie wielki handel, przekształcając miasto w ośrodek wymiany lokalno-regionalnej. W latach 80. XVIII wieku zarządzeniem królewskim wypędzono Żydów z miasta „w murach" oraz Krakowskiego Przedmieścia, aby ustąpić miejsca kupcom lubelskim i zamiejscowym. Te działania na niewiele się zdały. Handel detaliczny w dalszym ciągu pozostawał w rękach żydowskich, choć nie można pominąć żywiołu niemieckiego i polskiego aktywnego na tym polu. Jednocześnie rozpoczął się proces wykupowania rezydencji magnacko-szlacheckich i innych budynków w mieście przez zamożniejszych kupców i przekształcania ich w manufaktury. Do miasta tłumnie zaczęli wówczas przyjeżdżać Niemcy, którzy lokowali tu swój kapitał. 

stragany na Krakowskim Przedmieściu

Po lewej stronie - dziewiętnastowieczne stragany na Krakowskim Przedmieściu (ze zbiorów Biblioteki Narodowej, www.polona.pl)

Kiedy w Lublinie pojawił się przemysł?

Choć apogeum kształtowania się społeczeństwa kapitalistycznego i rozwoju przemysłowego, a więc industrializacji, przypada w Europie na wiek XVIII, na ziemiach polskich nowe prądy zakorzeniły się znacznie później. To opóźnienie wynikało z regresu gospodarczego doby rozbiorów i spadku demograficznego, a z drugiej strony z biedy, klęsk żywiołowych i wojennych, które nie stwarzały szansy na rozwój większych manufaktur. Taki stan rzeczy utrzymywał się na ziemiach polskich między innymi z powodu archaicznej feudalnej struktury społecznej na wsi, blokującej migrację i rozwój miast. Pańszczyzna została zniesiona dopiero w 1861 roku. Do Lublina leżącego nieco na uboczu tych przemian, industrializacja dotarła w dobie Królestwa Polskiego, w latach 30. XIX wieku. Dopiero wtedy przemysł zaczął odgrywać większą rolę w życiu miasta zdominowanego przez żydowskich handlarzy, dzierżawców podatków czy lichwiarzy. Jeszcze w 1804 roku działało tu 820 rzemieślników: 160 krawców chrześcijańskich i 70 żydowskich, 120 kuśnierzy chrześcijańskich i 50 żydowskich, 50 murarzy, 38 cieśli i 41 złotników. W połowie wieku pojawiły się liczne manufaktury branży skórzanej, tekstylnej, drzewnej, spożywczej czy metalowej. Bardziej intensywny rozwój przemysłu nastąpił po roku 1877, czyli kiedy Lublin uzyskał połączenie kolejowe ze światem.

Ile lat ma lubelskie piwo?

Zapewne tyle, co samo miasto. Jak pamiętamy bowiem z poprzednich rozdziałów, nie tylko karczmarze i szynkarze, ale nawet gospodynie robiły swoje piwo w domu, a przywileje propinacyjne były jednymi z tych, o które starano się niezwykle energicznie. W początku XIX wieku zaczęły powstawać pierwsze duże browary produkujące piwo w większych ilościach i zatrudniające większą liczbę robotników. W 1830 roku istniało już dziesięć zakładów browarniczych. Co ciekawe, przy ulicy Browarnej mieścił się tylko jeden browar, należący do niemieckiego przedsiębiorcy Fryderyka Kerna, następnie Natana Szafira. Przy ulicy Misjonarskiej mieścił się zakład Gerliczów, ale najsłynniejszy był browar ulokowany przy ulicy Bernardyńskiej.

Do kogo należał?

Do Karola Vettera, przemysłowca z Poznania, który uczył się browarnictwa w Warszawie. W 1844 roku za 3 tys. rubli nabył opustoszałe zabudowania klasztorne reformatów przy Bernardyńskiej 15. Budynek nie wyglądał najlepiej – dotąd służył głównie bezdomnym i pijakom – jednak szybko pojawiły się głosy, że wartościową nieruchomość oddano bogatemu kupcowi za pół darmo. Vetter był obojętny na opinię publiczną; był ambitny, pracowity i chciał zarobić pieniądze. Duże pieniądze. W poklasztornych zabudowaniach otworzył destylarnię, fabrykę słodkich wódek, następnie browar. Jego dzieło kontynuowali synowie, August i Juliusz, którzy w 1892 roku dostawili słodownię zasilaną od 1902 roku silnikiem parowym. Vetterowie nie trudnili się jedynie sprzedażą trunków. Udzielali pożyczek, posiadali akcje Cukrowni i Rafinerii „Lublin”, a przede wszystkim prowadzili działalność charytatywną. To na ich cześć nazwano szkołę handlową im. Vetterów przy ulicy Bernardyńskiej założoną i finansowaną przez Augusta Vettera.

Zabudowania dawnego browaru Vetterów przy ul. Bernardyńskiej w Lublinie

Dawny browar Vetterów przy ulicy Bernardyńskiej, fot. Joanna Zętar

Czy produkowano wtedy też mocniejsze trunki?

Tak, kontynuowano tę tradycję także w XIX wieku. Gorzelnie budowano zazwyczaj niedaleko browarów, między innymi dlatego że podczas produkcji piwa powstawał nadmiar drożdży i słodu, które wykorzystywano przy produkcji alkoholu. Przy jego wyrobie wykorzystywano również melasę, produkt uzyskiwany przy produkcji cukru w cukrowniach, dlatego zakłady te często ze sobą sąsiadowały bądź lokowano je w promieniu maksimum 15 kilometrów od siebie. 

Czy w Lublinie była cukrownia?

Oczywiście. Całkiem niedawno. Budynek mieszczący się przy dzisiejszej ulicy Krochmalnej, powstał z inicjatywy znanych lubelskich przemysłowców, między innymi Augusta Vettera i Władysława Grafa, właściciela majątku Tatary. Miejsce lokacji wybrano, uwzględniając bliskość kolei i rzeki. Tory kolejowe zapewniały sprawną i szybką dostawę buraków i opału, a rzeka – wodę. Cukrownia była źródłem zarobku dla lubelskich zakładów metalowych Plagego, Wolskiego i Moritza, u których zamawiano maszyny. Cukrownie jako bardzo nowoczesne i duże zakłady w owym czasie dysponowały też nadwyżkami energii cieplnej, którą za pomocą rurociągów kierowano do innych zakładów. Taki rurociąg można jeszcze zobaczyć w Lublinie przy ulicy Krochmalnej. Łączył nieistniejącą obecnie Cukrownię „Lublin” z Lubelskimi Zakładami Spirytusowymi. 

Ciekawostka: Dlaczego pałace magnackie przerabiano na fabryki?

Bo magnaci wyjeżdżający w tym okresie masowo na wieś, nie byli zainteresowani utrzymywaniem rezydencji w mieście. Odsprzedawali je przedsiębiorcom poszukującym dużych i solidnie zbudowanych lokali pod budowę manufaktur. To dlatego w dawnym pałacu Czartoryskich przy ulicy Zielonej w 1816 roku mieścił się zakład produkujący tytoń i tabakę, a w pałacu Sobieskich przy ulicy Bernardyńskiej działał młyn parowy.

Pałac Czartoryskich w Lublinie

Pałac Czartoryskich około 1970 roku, fot. Edward Hartwig

Gdzie produkowano maszyny rolnicze?

Na Krakowskim Przedmieściu, a więc przy reprezentatywnej ulicy miasta. W miejscu, gdzie dziś znajduje się III oddział banku PKO w 1835 roku dwaj Szkoci, Jan Douglas i Andrzej Kedslie, otworzyli zakład produkujący młocarnie i sieczkarnie. Była to pierwsza w Lublinie Fabryka Agronomiczna Narzędzi Rolniczo-Gospodarskich. I choć przedsiębiorcy zbankrutowali, miejsce nie pozostało puste. Zakład przejęli kolejni Szkoci, bracia Dawid i Douglas Bairdowie, którzy produkowali w nim pługi. Początkowo powodziło się im nieźle, w 1860 roku otrzymali nawet nagrodę na wystawie, ale sam Lublin był dla nich pechowy. Po pewnym czasie byli zmuszeni odsprzedać firmę nowemu wspólnikowi, notabene też Szkotowi, Aleksandrowi McLeodowi. Zakład wyszedł na prostą już cztery lata później, gdy właściciel przyjął do spółki pochodzącego z Saksonii Roberta Moritza, którego syn Wacław przyniósł fabryce świetność. Za mostem na Bystrzycy, w okolicy dzisiejszej ulicy Fabrycznej 2, Wacław Moritz utworzył nowoczesny zakład, Fabrykę Maszyn Rolniczych W. Mortiza, który przetrwał aż do 1937 roku.

Czy Moritz w ogóle miał konkurencję?

Zdecydowanie; w końcu Lubelszczyzna należała do regionów rolniczych i stale potrzebowała maszyn ułatwiających pracę w polu i gospodarstwie. Dziesięć lat po otwarciu zakładu Roberta Mortiza, inżynier Mieczysław Saryusz Wolski oraz Mieczysław Łabęcki założyli spółkę handlowo-przemysłową Fabrykę Machin i Odlewnię Żelaza, od 1921 roku znaną pod nazwą Fabryka Maszyn i Narzędzi Rolniczych Wolski i Spółka. Zakład mieścił się przy ulicy Foksal, dzisiejszej 1 Maja. W okresie największej świetności, a więc w połowie lat 20. XX wieku, fabryka miała filie w Zamościu, Hrubieszowie, a nawet we Lwowie. Niestety, kryzys gospodarczy z początku lat 30. przerwał dobrą passę lubelskiego imperium maszynowego. Fabryka próbowała wszelkich możliwych środków, aby się ratować: produkowała karoserie autobusów, karetek pogotowia, a nawet pociski i części składowe granatów dla wojska. Na nic się to jednak nie zdało. Banki odmawiały udzielania kredytów i w grudniu 1939 roku firma formalnie przestała istnieć.

A przemysł budowlany?

On również kwitł za sprawą mnogości dziewiętnastowiecznych inwestycji. Powstawały przede wszystkim cegielnie, wyrabiające budulec z miejscowych pokładów gliny. W 1819 roku istniały trzy takie przedsiębiorstwa, a w 1821 roku powstała dodatkowo cegielnia miejska, ulokowana w okolicach skrzyżowania ulic Lipowej i Narutowicza. W 1830 roku działało w mieście już dziewięć cegielni. Pierwsza w województwie fabryka cementu powstała natomiast w 1895 roku.

Z jakich wag korzystano w lubelskich sklepach?

Z tych, które od 1879 roku produkowano w fabryce Wilhelma Hessa. Przemysłowiec pochodził z Czech, z dość biednej rodziny młynarskiej. W wieku 15 lat w poszukiwaniu pracy wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie podejmował się wielu zajęć: był pasterzem, tragarzem, a także robotnikiem w zakładach mechanicznych Buffalo i Chicago. Praca ta zainspirowała go, zapragnął posiadać własną fabrykę produkującą wagi, a jego marzenie miało się ziścić już niebawem. Wyjechał do Czech, a następnie wyruszył do Kijowa, gdzie zamierzał otworzyć swój biznes. Traf jednak chciał, że w czasie postoju w Lublinie zaniemogła jego córka, a na czas jej choroby Hess musiał osiąść w mieście. Nie zamierzał jednak odkładać planów na później. Kilka lat później przy ulicy Ruskiej stanął mały zakładzik, a następnie nowoczesna Fabryka Wag „W. Hess” przy ulicy Lubartowskiej. W ciągu dwudziestu lat zakład zwiększył wartość produkcji prawie 50 razy, stając się jednym z największych producentów wag na ziemiach polskich, a sam Hess został jednym z pierwszych milionerów w naszym mieście.

Lublin. Fabryka wag W. Hessa przy ulicy Lubartowskiej

Fabryka Wag Willhelma Hessa na zdjęciu z początku XX wieku, autor nieznany

Czy ktoś pozazdrościł Hessowi sławy?

Może nie sławy, ale biznesu na pewno. Jego pierwszym konkurentem był Piotr Księżycki, który od 1905 roku produkował wagi o marketingowej nazwie Ideal. Do ideału, a nawet do wag hessowskich, trochę jednak Księżyckiemu brakowało. Mimo to zakład ulokowany przy ulicy Krochmalnej, także doczekał się swojego rywala. W 1932 roku powstała trzecia fabryka w mieście, należąca do Jarosława Caudra. Wszystkie przetrwały kryzys i wojnę. Jak widać klientów nie brakowało nikomu. W 1951 roku połączono lubelskie zakłady w przedsiębiorstwo państwowe, któremu nadano nazwę Lubelskie Fabryki Wag. Co najciekawsze w tej całej historii, firma ta istnieje do dziś! Mieści się obecnie przy ulicy Łęczyńskiej.

Ogłoszenie Fabryki Wag „Ideal”, Ziemia Lubelska, r.11, nr 74, 1916, (ze zbiorów Biblioteki Narodowej, www.polona.pl)

Ogłoszenie Fabryki Wag „Ideal”, Ziemia Lubelska, r.11, nr 74, 1916, (ze zbiorów Biblioteki Narodowej, www.polona.pl)

Czy w Lublinie była wyodrębniona dzielnica przemysłowa?

Tak, ale powstała samoistnie, jej granice nie zostały nigdy administracyjnie wyodrębnione. W XIX wieku Lublin podzielił się na dwie części: w północnej, starszej, dominowały budynki mieszkalne, a młodszą, południową przeznaczono na strefę przemysłową. Dlaczego właśnie tę część? Otóż tam przebiegała linia kolejowa, niezbędna w rozwoju przemysłu. Był to też teren jeszcze nie zagospodarowany, gdzie inwestycje wiązały się z mniejszymi problemami natury formalno-prawnej niż tworzenie zakładów przemysłowych w północnej, gęściej zabudowanej i lepiej zagospodarowanej części miasta. Koszty zakupu ziemi pod budowę fabryk były też dużo niższe. Pociągi przywoziły potrzebne części i surowce, a zabierały wyprodukowane, gotowe produkty. Walczono o miejsce położone jak najbliżej torów, bo ten, kto je zdobył, oszczędzał czas i pieniądze na transport. Jedną z ulic nazwano nawet Przy Torze (dziś jest to fragment ulicy Garbarskiej), a całą dzielnicę: Kośminek.

Młyn parowy Kośmińskiego w Lublinie

Ruiny magazynu zbożowego pozostałego po zespole młyna Kośmińskiego, fot. Piotr Celiński

Skąd wzięła się ta nazwa?

Od nazwiska Michała Kośmińskiego, który w 1861 roku postawił tu pierwszy młyn parowy i zbudował piekarnię mechaniczną. Jego plany sięgały znacznie dalej. Chciał, aby powstało tu nowoczesne osiedle robotnicze i park rekreacyjny. Trudno dziś stwierdzić, czy Kośmiński nie miał głowy do interesów, czy nie trafił w gust lublinian przyzwyczajonych do tradycyjnie wypiekanego pieczywa. Zbankrutował, pozostawiając po sobie ślad w postaci nazwy dzielnicy.

Czy młyn Kośmińskiego był najsłynniejszy w mieście?

Nie, ale był pierwszym zakładem przemysłowym na terenie miasta mającym własną bocznicę kolejową. Najsłynniejszy był młyn założony w 1874 roku przez rodzinę Krausse, ze względu na długą tradycję miejsca sięgającą XVI wieku. W 1532 roku Zygmunt Stary nadał Janowi Fajferowi przywilej zezwalający na budowę papierni w dzielnicy Tatary. Młyn Kraussego wybudowano dokładnie w tym samym punkcie, z tą różnicą, że zamiast papieru wyrabiał mąkę. Młyn wspomagała maszyna parowa, a więc nie polegał wyłącznie na sile wody.

Młyn Braci Krausse w czasie powodzi w Lublinie w 1947 roku. Fotografia

Młyn braci Krausse w czasie powodzi 1947 roku, autor nieznany

Czy młyn Kraussego przetrwał wojnę?

Tak. Bracia Krausse nawet w czasie wojny pozostali jego właścicielami ze względu na niemieckie korzenie. Okupanci prawdopodobnie liczyli, że prędzej czy później przyjmą niemieckie obywatelstwo. Tak się jednak nigdy nie stało, bo bracia czuli się Polakami. W tajemnicy część mąki oddawali Armii Krajowej, a także Antoninie Grygowej, która wykorzystywała ją do wypieku chleba dla więźniów Majdanka. Obecnie budynek przy ulicy Działkowej 45 jest w dalszym ciągu wykorzystywany na cele przemysłu zbożowego.

Czy w Lublinie produkowano samoloty?

Historia lubelskiej fabryki samolotów jest niezwykle ciekawa. Wszystko zaczęło się w 1860 roku, kiedy to jeszcze nikomu nie śniło się o latających maszynach. W tym czasie Albert Plage otworzył przy ulicy Bernardyńskiej zakład produkujący kotły, rondle i wanny. Dobrze prosperujące przedsiębiorstwo odkupił od ojca syn Emil, który przyjął do spółki inżyniera Teofila Laśkiewicza. Utworzone przez nich Zakłady Mechaniczne Plage i Laśkiewicz wkrótce zdobyły złoty medal na Wystawie Rolniczo-Przemysłowej i rozpoczęły budowę nowych hal przy ulicy Wrońskiej. W tym czasie firma nie produkowała już małych, ale wielkie kotły fabryczne i okrętowe. Po pierwszej wojnie światowej współpracownicy zajęli się produkcją samolotów. Zakład ten był pierwszą fabryką lotniczą w Polsce. Co ciekawe, lotnisko w Świdniku nie było pierwszym w naszym mieście. Fabryka samolotów miała swoje własne lotnisko, które znajdowało się tuż za budynkiem zakładowym. 

Zakłady mechaniczne E. Plage i T.Laśkiewicz w Lublinie

Hangary Zakładów Mechanicznych E. Plage i T. Laśkiewicz w Lublinie, fot. Piotr Celiński

Kto pracował w tych wszystkich zakładach?

Robotnicy. Na początku wieku w zakładach lubelskich pracowało 2850 robotników, w 1905 roku 4 tys., a w 1914 już 8 tys. Robotników nie broniły żadne przepisy, nie wolno im było organizować strajków, a dzień pracy wynosił od 10 do 14 godzin! Sytuacja materialno-bytowa tej grupy była więc nie do pozazdroszczenia. Dopiero w dobie rewolucji 1905 roku robotnicy lubelscy zasilający Polską Partię Socjalistyczną czy Socjaldemokrację Królestwa Polskiego i Litwy zażądali podwyżek, krótszego wymiaru godzin pracy, opieki lekarskiej czy chociażby urlopów. Naturalnie nie wszystkie postulaty zostały spełnione, niemniej jednak sytuacja pracowników fizycznych uległa polepszeniu.

Co stało się z handlem?

Handel, choć detaliczny, w znacznym stopniu był dalej głównym zajęciem ludności miejskiej. W 1825 roku ponad 90 proc. wszystkich kramarzy w mieście stanowili starozakonni. Żydowscy przekupnie, tandeciarze i faktorzy niemal całkowicie zdominowali rynek wewnętrzny. Aż 60 proc. lubelskiego handlu zagranicznego i 53 proc. krajowego spoczywało w rękach Żydów. Druga połowa XIX wieku nie przyniosła większych zmian, poza częściowym rozszerzeniem wpływów handlowych na gubernię lubelską. W 1857 roku powstał nawet nowy plac targowy w okolicach dzisiejszej ulicy Świętoduskiej, a w 1900 roku hala targowa i 44 sklepy przy dzisiejszej ulicy Targowej. Drobni handlarze, przekupnie i kramarze w dalszym ciągu nie posiadali jednak kapitału, a nawet własnych lokali, gdzie mogliby z powodzeniem prowadzić interes. Ich status życia w zasadzie nie różnił się od poziomu reprezentowanego przez robotnikow fabrycznych. Dominowały firmy jednoosobowe, bardzo rzadko organizowano spółki. Jedną z nich była firma Lubelskie Magazyny Warrantowo-Zbożowe założone w 1896 roku przez ziemian i lubelskich przemysłowców. Nie oznacza to jednak, że w ogóle nie było w mieście bogatych handlarzy. Byli, ale ich liczba nie była specjalnie duża. Należeli do tej grupy kupcy gildyjni, którzy w 1875 roku stanowili 8,6 proc., w 1898 – 19,6 proc., a w 1905 roku – 14,9 proc. ogółu.

Mężczyzna na placu Po Farze w Lublinie

Handlujący Żyd, zdjęcie przedwojenne, autor nieznany

Czy Żydzi zajmowali się tylko handlem?

Nie, aktywnie uczestniczyli też w rozwoju przemysłu miejskiego. Niektórzy prowadzili fabryki i manufaktury, inni browary. Właścicielami młynu Piaski założonego w 1886 roku, ponoć największego zakładu w Lublinie, byli Herszenfeld Blechman i Erlich. W 1912 roku przy ulicy Bychawskiej (dzisiejszej ulicy Kunickiego) powstał lubelski browar parowy Jeleń. Jego twórcą był pochodzący z jednej z najbogatszych rodzin żydowskich Lublina Hersz Jojn Zylber. Co najciekawsze, po drugiej wojnie światowej browary Zylbera i Vetterów połączono w jeden. Tak powstały Lubelskie Zakłady Piwowarsko-Słodownicze, pradziadek Perły-Browarów Lubelskich S.A.

Czy istniała organizacja zrzeszająca lubelskich kupców?

Tak. Od 31 maja 1817 roku interesy zawodowe handlujących mieszczan reprezentowało Zgromadzenie Kupców, utworzone w miejsce przedawnionej instytucji cechów. Pierwszym starszym został wybrany Adam Fritz. Zgromadzenie Kupców udzielało pożyczek oprocentowanych, ale przede wszystkim prowadziło kształcenia zawodowe młodzieży mającej w przyszłości zasilić rzeszę kupców. W tym celu w 1866 roku otworzono Szkołę Niedzielno-Handlową.

Pocztówka przedstawiająca Szkołę Niedzielno-Handlową w Lublinie w 1918 roku (ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie, www.bc.wbc.lublin.pl)

Pocztówka przedstawiająca Szkołę Niedzielno-Handlową w Lublinie w 1918 roku (ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie, www.bc.wbc.lublin.pl)

Jak radzili sobie biedni kupcy z branży spożywczej?

Postanowili się zjednoczyć. Wyzysk ze strony wielkich przedsiębiorców i bogatych handlowców nie pozostawiał im wyboru. Pomoc rodzimym handlowcom nieśli społecznicy inteligenccy, skupieni wokół „Kuriera Lubelskiego”. Byli wśród nich między innymi Wanda Papiewska, Jarosław Hempel czy Oktawian Zagrobski. To z ich inicjatywy w 1913 roku powstało Lubelskie Stowarzyszenie Spożywców, w ramach którego utworzono sklepik przy skrzyżowaniu ulic Foksal i Bychawskiej, gdzie lokalni sprzedawcy oferowali mieszkańcom swoje produkty. Z czasem organizacja zebrała większą liczbę członków, a regionalne produkty – uznanie klientów.

Ciekawostka: Kto był najbogatszy w Lublinie?

Przemysłowcy działający w XIX wieku. Do pierwszej piątki bogaczy z 1885 roku zaliczamy: Abrama Kohena, właściciela składu towarów manufakturowych, Antoniego Swiniarskiego, posiadacza domu handlowego, Sendlera Zilbera, w którego rękach spoczywał skład zboża, Władysława Nowackiego, właściciela składu towarów kolonialnych, a także księgarza Michała Arcta. Jak widać, dorobić się wówczas można było na wszystkim.

Zobacz więcej>>> bibliografia lubelskiej gospodarki

Reklama księgarni Arctów

Reklama księgarni Arctów (źrodło: „Ekspress Lubelski”)

Najkrócej mówiąc...

Lublin nigdy nie był typowym miastem przemysłowym, a jednak działalność dziewiętnastowiecznych przemysłowców trwale wpisała się w jego historię, a nawet teraźniejszość, o czym nie do końca zdajemy sobie sprawę. Bez Kośmińskego nie byłoby dzisiejszego Kośminka, a bez Plagego i Laśkiewicza nie byłoby zakładów lotniczych w Świdniku, a może nawet i lotniska. Tradycje budowy maszyn wprowadzone przez Moritza, Wolskiego i innych im podobnych dały początek Fabryce Samochodów Ciężarowych, późniejszej Daewoo Motor Polska i Intrall Polska działającej w naszym mieście, a młyn braci Krausse – makaronom Lubella. Bez działalności Vettera nie byłoby Perły, szkoły i założonego w 1909 roku szpitala dziecięcego.

Zobacz więcej>>> przewodnik po przemysłowym Lublinie