„Głos Świdnika” w czasach stanu wojennego i „Solidarności” [Stan wojenny] dla mnie nie był zaskoczeniem. Ja byłem neutralny. Mnie nie interesowała polityka. Ja miałem swoje pasje: muzyka, sport, no i kino. A tego brakowało w Świdniku. To trzeba było rozkręcać. Stan wojenny był konieczny. Nie da się ukryć. No, ludzie zrobili swoje, wykazali patriotyzm swój, no bo dokąd to miało być, takie zniewolenie? Wszystko kontrolowane, wszystko tego. Co mi tylko stan wojenny dał na korzyść, że ten komisarz wyznaczył nowego...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku"
[Stan wojenny] to było tak niespodziewanie, że człowiek nie wiedział, kiedy co. Przyszedłem do zakładu, to już było wiadome. Dowiedziałem się tak jak wszyscy inni. Ktoś tam ogłosił. Na pewno to poleciało przez radiowęzeł. I od razu pracę przerwano. Bo zaczęła się ruchawa już. Byłem [w zakładzie] do pewnego momentu. Przy odbiciu zakładu nie byłem. Bo była taka sytuacja. Pierwsze dni i wiadomo, że ORMO otoczyło zakład. Zakład pracował. Wpuszczano tylko pracowników, i te rodziny pracowników, którzy donosili jedzenie. Wyczytywało...
I któregoś dnia jest decyzja, że trzeba zakład odbić. Niby jedni pracują, drudzy tam chodzą. A wyjść nie można było, bo z jednej strony „Solidarność” nie wypuszczała ludzi, stali porządkowi z „Solidarności” i nie wolno było wyjść na zewnątrz. A jak wyszedłeś na zewnątrz, no to wpadłeś prosto w ręce ORMO-wcom. ORMO i ZOMO wszystko razem, i szpicle. Wszystko się wymieszało. Nie wiadomo było, kogo słuchać. No i jest dzień kulminacyjny, kiedy jest rozkaz, żeby zakład odbić. Po prostu dosyć...
A sportem to od początku do końca [się zajmowałem]. Od razu. Jak tylko się zaangażowałem w ogóle w miasto, to ja zacząłem grać w Avii, w drugiej drużynie grałem. Sześć meczów rozegrałem. Byłem taki wątły chłopak, że pół meczu tylko wytrzymywałem i w drugiej połowie ja już zdychałem na tym boisku. No i kierownik – Kosz taki był wtedy – tej sekcji piłkarskiej, mówi: „Mietek, daj sobie spokój, my cię weźmiemy za korespondenta do klubu sportowego. I będziesz miał stałą...
On się nazywał Ikar, ale to klub Barak [nazywano]. I tam już stricte taneczny był. Zabawy wydziałowe, Sylwestry, fajfy dla młodzieży się odbywały. No i oczywiście dancingi, co sobotę, co niedzielę. No i tak się też parę ładnych lat tam przepracowało. Na okrągło. Dla mnie doba to miała nie 24, tylko 48 godzin. Normalnie to się wchodziło za opłatą, ten bilet kosztował ileś, 20 zł, i się szło do stolika i się siadało czy z panną, czy z dwoma pannami,...
Usunięcie z kierownictwa „Głosu Świdnika” Przestałem [być naczelnym] po 4 latach. Dlaczego? A bo nie byłem w partii. Powiedzieli mi. Podchodzili mnie: „No, zapisz się.” Chodzili za mną kadrowcy, chodził za mną Marian Kłos, (taki kolega, który wrócił z wojska, był dziennikarzem wojskowym), ci społecznicy, no i władze, przede wszystkim partia naciskała. A ja mówię: „Ja się na tym nie znam, to nie mój temat, ja nie wiem, co to jest ten marksizm-leninizm. Czytałem «Kapitał» Marksa i ja nie mogę...
Treść „Głosu Świdnika” Ale co w tej gazecie było? Gazeta jest gazeta. Tam wszystko o produkcji, o współzawodnictwie, o jakimś tam BHP, o takie pierdoły z rady zakładowej. Tematyka to była żadna. No i ludzie mówią: „Aaa tam z taką gazetą. Nic ciekawego w takiej gazecie.” No bo to był produkcyjniak, bo to nazywała się „gazeta zakładowa”. To jeszcze nie była miejska. Bezpłatna na razie, a potem już się od 20 groszy zaczęło do 50. Ale już następował rozwój tej...
Mało tego, kurczę. Dom kultury powstaje. Trzeba kulturalno-oświatowego jakiegoś. Pierwszym kierownikiem był taki protegowany przez radę zakładową gość, związkowiec, Kasprzyk się nazywał Władysław. No ale to trzeba do pomocy, bo tworzą się zespoły, trzeba szukać instruktorów a to do tańca, a to do śpiewu, a to do chóru. Ten dom kultury powstał kilka lat po tym, w 50-tych latach. No i tak, radiowęzeł, gazetę zrobiłem, rozpropagowałem. Jeszcze mi wlepiają nakazowo na pół etatu. „Dostaniesz 250 zł, od godziny 15 do...
A tak byłem kaowcem. Pierwszy pamiętam mój wypad w ogóle, żeby się z kulturą zapoznać, to były takie słynne w Polsce, jak to się nazywało… Międzynarodowy Kongres Tańca w Warszawie. Zbierało się towarzystwo z różnych krajów i takie tygodniowe się odbywały najrozmaitsze historie kulturalne. Tańce nie tańce, śpiewy nie śpiewy. Międzynarodowy Festiwal Tańca w Warszawie. To pojechaliśmy z zespołami naszymi, żeby się przypatrzeć, jak to wszystko wygląda. Podstawili nam towarowy pociąg, parę wagonów, bo to parę ładnych osób pojechało, co...
Powoli powstawały kluby piosenki, taneczne kluby, teatralny, recytatorski jakiś, kółka jakieś zainteresowań, znaczki nie znaczki, coś tam jeszcze innego. W każdym razie ludzie się zaczęli garnąć. Dzieci miały swoje zainteresowania, bo i dzieciarnia tam przychodziła, i młodsi, i starsi. Później wieczorki taneczne się zaczęły, to trzeba było klub zorganizować. No to znów rada zakładowa mówi: „Zorganizujesz klub Ikar.” Tak się nazywa. Taka tancbuda. W domu kultury [była] taka przybudówka drewniana podłużna, tam proscenium takie, gdzie orkiestra grała, zespół, stolików parę,...
Przy mikrofonie był technik, Grabowski Stacho i on mi uruchamiał ten mikrofon. On miał jeden stolik, jedno krzesło, a ja drugie z drugiej strony, machał mi ręką, że już włączony jest mikrofon, no i ja wtedy tam mówić to, co miałem do powiedzenia, a co miałem spisane. Ale numer to wywinąłem taki zdrowy na początku. Zobaczyłem ten mikrofon, dali mi coś do czytania, a ja na cały głos, ile tylko miałem sił w piersiach do tego mikrofonu mówię: „Uwaga załogo,...
Ale im więcej drzew tym dalej w las. „No to towarzyszu” – jeden mi mówił „towarzysz”, drugi mówił „kolega”, no bo partia czuwała nad tym, co ja tam mówię, co czytam – „Teraz zrobicie tygodniowy program radiowęzła. W poniedziałek, wtorek, środę musi być co innego, bo życie zakładu, załogi nie składa się tylko z tego.” To ja sobie myślę tak: w poniedziałek to zrobię przy muzyce o sporcie, we wtorek wiadomości z partii, z rady zakładowej i z organizacji, bo...
A jeszcze wcześniej, no mówię: ja na czterech płytach nie będę jechał, jedno i to samo w kółko, ludzie szału dostaną. I poszedłem do głównego księgowego, a był taki fajny pan, Stanisław Jankowski, długoletni pracownik, mówię: „Panie Stanisławie, Pan mi da parę złotych, żebym ja kupił więcej tej muzyki, bo czym ja rozruszam radiowęzeł, muzyką naprzód muszę, coś co w ucho wpada, to słyszy i każdy jest zadowolony, a przy tym jest słowo żywe, no i wtedy zaczyna się robota.”...
Jak rozruszałem radiowęzeł, to już byłem w kropce, bo samemu było ciężko zbierać materiały, chodzić po wydziałach, to wszystko spadło na moje ręce, z tym, że ja opracowałem ten program i starałem się na każdy dzień odpowiednio tematykę lokować w tym programie. Od 6.30 zaczynałem audycję i powoli, powoli to się w takie małe radio prze[kształciło]. Ale było mi za ciężko i do rady zakładowej poszedłem, do komitetu poszedłem: „Panowie – mówię – ja sam nie wydołam, bo jak ja...
To już było elegancko wszystko. Już było na sicher. Każdy swoją funkcję spełniał. Jeden był technik, drugi był taki od tego, spiker był osobno. No a przyczepka to były te różne komitety redakcyjne, co redagowały audycje po prostu. Tak jak jest w radiu. Zapraszasz Pan sobie, kogo Pan chcesz i Pan gada. [Trzy wejścia dziennie] było i tak zostało. Bo chodziło o ten [czas], kiedy załoga pracowała. Załoga pracowała 8 godzin i w ciągu tych 8 godzin były te 3...
A druga wpadka to była taka, że nie było Grabowskiego, czyli technika, żeby mi włączył mikrofon na początku. A był taki entuzjasta tego radia, nazywał się Dzidek. To był syn kierownika sekcji bokserskiej. Chłopak gapowaty trochę, ale taki umuzykalniony. Bardzo lubił muzykę. No i lubił się kręcić przy konsolecie. Bo myśmy wtedy już z radia mieli to wszystko. No bo na czym rzecz polega? Spiker czeka, aż mu się zapali czerwone światełko, że ma już drogę otwartą, mikrofon otwarty. Jak...
Byłem 25 lat spikerem pochodów pierwszomajowych. Co ja się ugadałem na tym… Na balkonie stałem i nic, tylko: „Idzie taki i taki wydział, niesie to i to, wyrobili taką i taką normę, mają w planach to i tamto.” Gadka szmatka cały czas. To wszys[cy] mieszkańcy wychodzili do pochodu. Ja byłem przecież w tym radiowęźle, no to kogo mieli… Byłem już zaawansowany, bo z czasem zdobywało się trochę tej ogłady, człowiek był rozpoznany, wszystko znał. Poza tym parę rzeczy było wpisanych....
No i po jakimś czasie, po tym jak rozruszałem radiowęzeł, no to chłopak niekiepski, ma głowę: gazetę zakładową [niech robi], to będzie jeszcze większe źródło informacji, jeszcze bardziej dostępne. Komitet [to wymyślił], wszystko komitet zarządza. Kurczę, gazeta to nie są kichy, bo to jest stary system Gutenberga, literki, czcionki, wyraz, zdanie po zdaniu, to wszystko razem. Drukarz ma maszynopis przed sobą i on musi artykuł z tego ułożyć, a to wszystko potem wiązało się sznurem, gdzieś na jakiś podjazd i...