Moja rodzina wywodzi się z powiatu bełżyckiego. Babin i Matczyn - podbełżycka taka mała miejscowość, wieś, majątek państwa Ligockich. Tam moi rodzice pracowali przez jakiś czas. Dziadkowie wywodzą się ze strony matki z Wojciechowa, a ze strony ojca z Babina. Jeśli dobrze pamiętam. Dziadkowie pomarli przed moim urodzeniem.
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Matczyn"
Jak te ruskie weszły tutaj, pojechałem do Lublina konikiem. Dojechałem konikiem do Motycza no i ruskie tam mnie złapały, zobaczyły: buty miałem na nogach, ściągnęły mi te buty, zabrały mi te buty z nóg. To był jakiś okres jesienny. I do domu tak dojechałem od Motycza koniem, w gałganach nogi okręcone. To było gdzieś pomiędzy [19]45 a [19]50.
Chciano kołchozy zakładać. Tu przecież majątek był, a Saby łojciec to był pisarzem w tym majątku. Mieszkał później tutaj na końcu Matczyna w tym miejscu, co kiedyś miał ten Żyd sklep. Tam mieszkał, miał blisko, i pisarzem był w majątku. No, kotłowało się tak. Niektórzy byli tacy, tu z tego folwarku, że chcieli tego kołchozu i podpisywali się. Tu związki to się nikt nie chciał podpisać nawet, żeby tam do tych kołchozów się zgłosić. To nie było związki, tylko z...
Jak człowiek urodzony był na wsi, no to takie przesiedlenia to nie szło jakoś. Już był przywiązany do wioski, do wsi. To powietrze, to wszystko na wsi zdrowsze, wiosna to zieleń. Inne życie. No pewno, że trudniejsze. Jak już był ktoś z dziada pradziada ze wsi, no to później… Tam jakaś z rodziny osoba wyskakiwała tak, żeby tam gdzieś do miasta się dostać. Tam za dobrze to nie było ludziom przed wojną, jak opowiadali ojce. Niby było lepiej jak później...
O swojej rodzinie mogę [opowiedzieć]. Czterech synów miałem, nie powiem, dobrze się mają, wnuków czternaście. Rodzina duża. Teraz na moje urodziny osiemdziesiąte (żona już dwa lata jak umarła) to zjechała się cała rodzina i uroczystość taka była. Przyjechali tu, porobili wszystko, a pieniążki dziadek musiał dać. Ci młodzi tutaj mieszkają, syn mieszka tu obok, ale oni nie chcą… rozmawiają, ale co to jest. To jest nie taka rozmowa. Teraz już chęć ciągnie mnie tam dalej, za żoną. Już nie ma...
Przyjeżdżały tu, że to mają własności, że miały domy, że to, że tamto. To zaraz po wojnie. Było dużo porozganiane tych Żydów, to trudno już było i rozpoznać takich, co się nie znało. Mieli tutaj przecież jeszcze domy [i] wszystko, to Polaki pozajmowały i chciały jakichś pieniędzy, żeby ktoś im tam dał za te mieszkania.
Urodzony jestem w Matczynie 3 czerwca 1927. Bednarczyk Antoni. [Skończyłem] szkołę czteroklasową w Matczynie. Jeszcze nie było średnioklasowej tutaj, no i później do Bełżyc chodziłem dokończyć na siedem oddziałów. To było już za Niemca. Pracowałem po szkole na roli z łojcem. Łojca już nie było, a matka była i brat był, bo łojciec mi umarł w 1939 roku. I później [brat] się odłączył, ja tylko z matką byłem. Zacząłem tak już trochę samowolnie gospodarzyć, no ale ciężko było, bo to...
Przed wojną to tak za dużo nie opowiem. Łojciec jeszcze póki żył, gospodarzył, a ja chodziłem do szkoły. Tutaj w Matczynie była szkoła zaraz blisko, drewniany taki budynek był. Kierowniczką była Rachwalska. Później była znowuż nauczycielka Guzikowska jeszcze. Kolegów? Koledzy to byli też jak najbardziej. Bednarczyk Edward, Nagnajewicz Wojciech. Teraz jeszcze był Podsiadły Janusz, już nie żyje kupę lat, zmarł. Nie zmarł, tylko go zabili. Zabawa była taka wiejska; tu był folwark w Matczynie i tam zabawę zrobili. Poszliśmy trochę...
Był sklep żydowski w tym końcu Matczyna. Te Żydy tamoj miały ten sklepik i se handlowały. W tym czasie to mieszkały trochę w tym sklepie, miały jeden pokoik i sklep. A później jak za okupacji, to już z tymi Żydami się tak zaczęło źle robić, no i zabrały się, ale gdzie, to już nie wiem, do Bełżyc chyba. Ony z Bełżyc były. To już sklepu nie było tego. A później był sklep, to już było za okupacji, to był sklep...
To zapamiętałem, jak już wojna się zaczęła, to ogromnie dużo ludzi, czym mogli, to w tę stronę uciekało wszystko. Na noc to przychodzili nocować. Tu nie mieszkałem jeszcze w tym miejscu, tylko byłem tam we wiosce dalej łojca. To później to pobudowałem sobie, już po roku [19]50, już jak byłem żonaty. To widziałem dużo i pamiętam jeszcze jak te Niemcy, jak stodoła stała, przyjechały, wjechały tu na koniach, ze trzech czy ze czterech, tak popatrzały tu i wróciły z powrotem....
Tu były Żydy przechow[ywane]. Tu u nas na Matczynie to nie, ale tu na Podolu były przechowywane, wioska Stasin były przechowywane. A później wywozili, zabijali tych Żydów. Tu na Wojcieszynie, ta kolonia Matczyn, Żydówka była zabita w rowie. Tutaj tam dalej Żyd był koło cmentarza zabity też. I prawdopodobne, że to trzymali i zabijali. Takie były wersje. Tak mówiono. No to cóż, to niefachowo robione były. Najpierw wykorzystał pieniądze, i później Żyda zabił. Tu dwór jak był, tu była stodoła,...
Kontakty z cenzurą - sztuka „ Legioniści z wiejskiej zagrody ” Przyjechałem do Matczyna, w niedzielę mamy grać, mówimy co zrobić? Przecież nie ma nawet mowy, teraz to nas wsadzą, jak tu kogoś przyślą, albo zadzwonią, żeby skontrolować w okolicy. A w okolicy dużo tych rzeczy się nie działo, bardzo mało w okolicy Bełżyc się działo. Przeważnie tu aby ja robiłem te rzeczy. Młodzieży powiedzieliśmy, że musimy tydzień odwlec, bo musimy dopracować tę sztukę, bo jest jeszcze niedopracowana. Na przyszły...
Młodzież zrobiła prezent dla kościoła - żyrandol i przyjechaliśmy po żyrandol i nie mieliśmy czym zawieźć. Stoi ciężarowy samochód Lublinek, na 3 Maja, podchodzę, patrzę znajomy kierowca z komitetu partii, taki Józio. Mówię: „ Józek, zawieź nam żyrandol do kościoła, nie mamy czym zawieźć, w taksówkę źle, a ciężarowy samochód chce drogo, nas nie stać ” . „ Coś ty, Tadek – mówi, on mnie znał – przecież wiesz, że by mnie od razu z roboty wywalili na zbity łeb,...
Jak w powiecie szło się do cenzury, jeszcze jak był powiat Bełżyce, to tam był urzędnik, który się absolutnie na tym nie znał. On był urzędnikiem wydziału kultury. [Jego zadaniem było] wziąć sztukę czy jakieś teksty, zanieść do sekretarza partii i za 2 czy za 3 dni odebrać to. Jeżeli pozwolił sekretarz partii, to on to akceptował własnym nazwiskiem, własną pieczątką i szło się grać. A nieraz jak się poszło w piątek z inną sztuką, w niedzielę zagrało się sztukę...