Ewa Walecka-Kozłowska - relacja świadka historii z 15 lutego 2006
Przedstawienie się osoby relacjonującej, biogram, wybuch wojny, aresztowanie, pobyt obozie na Majdanku, pobyt w obozie Ravensbrück, pobyt w Szwecji
Przedstawienie się osoby relacjonującej, biogram, wybuch wojny, aresztowanie, pobyt obozie na Majdanku, pobyt w obozie Ravensbrück, pobyt w Szwecji
Nazywam się Ewa Walecka Kozłowska. Urodziłam się w Ręcznie 1 grudnia 1922 roku, powiat Piotrków Trybunalski. Rodzice mieli majątek ziemski. Do szkoły chodziłam w Piotrkowie Trybunalskim do chwili [wybuchu] wojny, a później chodziłam na komplety. Uczyłam się w domu, prywatnie. Po wojnie starałam się kontynuować edukację, ale niestety nie mogłam się uczyć. Zupełnie miałam zanik pamięci. Nic mi do głowy nie przychodziło. Nie mogłam kompletnie się uczyć. Tak że niestety edukację szybko zaniechałam po prostu. Ale wyszłam za mąż za...
Bardzo dobrze pamiętam dzień wybuchu wojny, bo moja mamusia dostała ataku serca i biegłam do apteki po krople walerianowe. I wtedy bomby leciały już w Piotrkowie Trybunalskim. Przerażona wróciłam i nie wiem, dlaczego z całą rodziną uciekaliśmy. Po co była ta ucieczka? Po nocach, przez lasy, przez pola, kartofliska tam były. Myśmy w dzień chowali się wszyscy z całą rodziną, kładliśmy się na tej ziemi. A później pamiętam, jak całe kilometry robiliśmy z rodzicami. Tatuś się zgubił. Martwiliśmy się, że...
Pewnego dnia przyszedł do naszego lokalu młody człowiek, bardzo przystojny, ale smutny, o pięknych oczach i o dziwo nie miał zębów. Myślałam – Boże, taki młody człowiek i bezzębny. Dziwiłam się w duchu. Z czasem zaprzyjaźniłam się z Kazikiem, ale nie wiem, czy to było jego imię, czy pseudonim. Kazik powiedział mi, że studiował w Poznaniu przed wojną, a teraz należy do organizacji podziemnej, do AK, i że był aresztowany przez Gestapo. Bardzo był bity, torturowany i gestapowcy wybili mu...
Zaprowadzono mnie na Gestapo, które wówczas mieściło się w willi na ulicy Legionów zarekwirowanej bogatemu Polakowi. Tu w holu zrewidowano mnie. Zabrano mi mufkę, z której wyrzucono wszystko na blat biurka. Nic kompromitującego nie znaleziono. Wysypało się kilka orzechów, bo to było zaraz po świętach, kosmetyczne rzeczy, jak puder, szminka. Mimo to, że nic nie było, żadnego znaku jakiegoś, który by mnie skompromitował, zaprowadzono mnie do podziemi, gdzie na schodach już zobaczyłam narzędzia tortur. Krew, krzyki jakieś, jęki torturowanych ludzi....
Po trzech dniach o świcie otwierają się cele z wielkim krzykiem: „Raus! Schnell!”. Psy szczekają. „Wychodzić na więzienne podwórze!”. Patrzę, a tu mnóstwo znajomych osób. Mojej mamusi lekarz, kardiolog, pan Ostaszewski, mąż pani Mili Ostaszewskiej, która była ze mną w celi. On tylko spojrzał smutno na mnie, nie wolno nam było rozmawiać, i tylko kiwnął tak głową. Załadowano nas na ciężarówki i zawieziono do olbrzymiego więzienia w Piotrkowie. Tu w małej celi stłoczono nas na betonie, a był mróz potworny!...
Były na Majdanku różne komanda pracy. Ja dostałam się do pralni, do wäscherei, gdzie prałam po wymordowanych ludziach zakrwawione ubrania, pasiaki, zawszone, przeszyte kulami. A nawet dziecinne ubranka. Ta pralnia była usytuowana fatalnie, bo tuż obok krematorium. Wrażenie było straszne. Jak pierwszy raz nas tam zaprowadziła auzjerka, zobaczyliśmy jakiś dziwny budynek – wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy, co to jest krematorium – z dużym kominem i strasznie dużo trupów! Zmarzniętych. Góry trupów. Kości leżały na śniegu. Myśmy się potykały o kości...
17 stycznia były przywiezione panie i dziewczęta z Gestapo warszawskiego. To były panie, które nam chciały umilić życie w obozie. Były wśród nich aktorki, śpiewaczki, urządzały tak zwane Radio Majdanek. Wieczorem auzjerki i SS-mani opuszczali obóz, a tylko ci na górze, w tych wieżyczkach nas pilnowali, niegroźni dla nas, chyba że któraś szła na druty, to strzelali. Więc wieczorem te panie z Warszawy urządzały tak zwane koncerty Majdanka. Przez znalezioną tubę z papieru służącą za wyimaginowany mikrofon mówiły same optymistyczne...
Majdanku, praca, komendant Majdanka, komendantowa, pomoc więźniom Praca dla komendanta Majdanka Przyszła nowa auzjerka. Gdyby nie mundur, to wyglądałaby jak jedna z nas, piękna młoda dziewczyna. Nazywała się Danz. Ona wywołała mój numer 920. To był już czerwiec. Siadła na rower i kazała za sobą biec. Ja myślę – Boże! Chyba na wolność! Taka iskierka nadziei. Ona jechała, ja za nią biegłam. Bardzo daleko. Jak się okazało, na komendanturę, gdzie musiałam szorować dwa pomieszczenia, gdzie zwykle przesłuchiwano więźniów, Gestapo przesłuchiwało....
3 listopada [19]43 roku przeżyłam strasznie. Dzień zagłady Żydów. Był apel, ale nie było Arbeitsapelu. Komanda nie wychodziły do pracy. „Wszyscy do baraków! Nie wolno wyglądać oknem, nie wolno wychodzić, bo będą strzelać”. Myślimy – Boże! Co z nami zrobią? Czy podpalą baraki? Zaczęłyśmy się modlić, śpiewać „Pod Twoją obronę”, ale po jakimś czasie słyszymy muzykę, arie operetkowe Straussa w obozie. Mimo, że nie wolno nam było wyglądać, to niemniej patrzymy przez szpary. Patrzymy, co się dzieje. A tu co...
Jak nie pisałam grypsów do domu strasznych, tak pierwszy raz napisałam do domu taki nielegalny list, gryps, który przesyłali robotnicy, którzy pracowali w obozie. To byli często ludzie z podziemia, ludzie z AK, którzy pod pozorem hydraulików, szklarzy, budowali te baraki. To oni pod wielkim strachem wysyłali nam te nielegalne listy. Myśmy na jakimś skrawku papieru pisali – mówię pisali, bo i mężczyźni także – listy, na dole adres, a oni wrzucali to do kopert, znaczek i do domu wysyłali....
Jest kwiecień [19]44 rok. Słyszymy, że już front wschodni się zbliża, że Rosjanie niedługo będą w Lublinie. Niemcy likwidują w pośpiechu obóz, część [więźniów] wysyłają do Oświęcimia, do Birkenau, część kobiet do Ravensbrück. Mnie wysłano z tysiącem kobiet do Ravensbrück. Mężczyzn do Gross-Rosen, do kamieniołomów, do innych obozów, do Dachau, do Sachsenhausen. I znów bydlęcymi wagonami wiozą nas w nieznane do obozu. Ja nie wiedziałam, gdzie ja jadę i co to jest Ravensbrück. Mijamy Berlin. Widzimy przez szpary kikuty domów....
Pani Wanda już jakimś cudem w naszym baraku była, nasze okna wychodziły na rewir obozowy, czyli szpital. O świcie pani Wanda mnie woła do okna, mówi: „Zobacz, Ewuniu, przyjeżdżają z Czerwonego Krzyża ciężarówki, zabierają chore do Szwecji na leczenie”. A ja mówię: „Pani Wando, na pewno nie do Szwecji. Tu mówią wszyscy, że zatopią w jeziorach pobliskich”. „Nie. Ja czytałam gazety”. Jakieś strzępy gazet znajdowała, a znała świetnie niemiecki, i przeczytała, że książę Bernadotte, Szwed, zawarł układ z Himmlerem, że...
Popłynęłam razem z Niusią Orzechowską, ona była z Piotrkowa, i z jeszcze jedną koleżanką. W Gdyni przesiadamy się na pociąg. Pociąg był jeszcze nieoświetlony, szyb nie było w oknach, zatłoczony. Tłok niesamowity! A każda z nas jest objuczona paczkami, walizeczkami, walizkami. Ja miałam siedem walizek i neseserów, bo Szwedzi nas tak obdarowali, że dla każdego członka rodziny miałam prezent. Mimo tłoku ani jednej rzeczy nam nie ukradziono, ludzie wiedzieli, że my z obozu, jeszcze nam pomagano nosić te bagaże. Nagle...
Ja w obozie marzyłam o tym, żeby mi się śnił dom. I rzeczywiście, śniła mi się mamusia najczęściej, gotująca obiad, czułam zapach obiadu. Budzę się, a to obóz. Przebudzenie było straszne. A natomiast teraz zawsze po prelekcji śni mi się obóz. I o dziwo, śni mi się inaczej. Śni mi się tak, że mnie z małymi dziećmi prowadzą przez taki mroczny las Niemcy, wiążą nam oczy i za chwilę mają nas rozstrzelać. Ja się budzę. Boże, co za ulga! Ja...
Mój mąż mówił, że w ZBoWiD-zie są ofiary z katami, że UB-owcy są w tym ZBoWiDzie. Nie pozwalał mi należeć. Dopiero jak moi synowie szli na studia, to Danusia Brzosko-Mędryk zadzwoniła, moja koleżanka, i mówiła: „Ewuniu, przecież [jak ty] po obozie, to twoi synowie będą przyjęci na studia. Bo po obozie w pierwszej kolejności”. A trzeba było mieć punkty, żeby się dostać, a nie było pochodzenia wiejskiego, nie mieli więc żadnych punktów. „Idź na Majdanek, do archiwum. Na pewno są...
Jestem starsza i mam dużo czasu. Nie mogę spać po nocach i myślę, jak to się stało, że przeżyłam takie dwa piekła. Jak to było, że miałam szalenie dużo szczęścia, nawet do tych Niemców. Nawet ten komendant oprawca straszny też widocznie mnie żałował, skoro chciał, żebym przeżyła i mnie wziął na pokojówkę dla żony, bo był taki moment, w czasie kiedy byłam u komendanta Florstedta. Ja nie umiałam dobrze niemieckiego, nie znałam na tyle, żeby tak poprawnie wszystko mówić. Często...