Niektórzy się kolegowali. Na przykład jak ten mój wujek, to on był trzy lata u takiego Żyda (Szmul się nazywał). Uczył się na szewca, bo go babcia wysłała tam. To on tam z nimi szwargolił. Jak nieraz z nim poszedłem tam obwarzanki kupować czy co, to on tam szwargotał z nimi. Już się nauczył, bo to przecież przez trzy lata i już mniej więcej przecież wiedział. Oni umieli po polsku i po żydowsku. Pamiętam jeszcze jedno zdarzenie. Jak szedłem z...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Żydzi"
Wzięli później ich wszystkich i ogrodzili taki kawałek w Rejowcu. Na ulicy Reja, po prawej stronie banku teraz tego nowego, co tam pobudowany jest, to getto było tam. Później ich zaczęli wywozić. [Żony] ojciec wywoził ich na stację, bo miał konie. On tu kupił trzy morgi, te od dziedzica. Zgrupowali ich tam i już nie wypuszczali w ogóle. Zabijali. Taki jeden Żyd, Berek nazywał się, to był bardzo bogaty Żyd na cały Rejowiec. On był taki elegant, a te Niemcy...
Jeden z granatowych [policjantów] zastrzelił Żyda, pod cmentarzem. Bo myśmy tam mieli cmentarz niedaleko, na Kalinowszczyźnie. Blisko domu naszego był cmentarz i jest ten cmentarz. Bardzo ładny cmentarz, pięknie zalesiony taki. Pięknymi liściastymi drzewami, otoczony murem. Gdzie mieszkańcy Kalinowszczyzny byli chowani. Ten Żyd uciekał gdzieś, a on do niego strzelał. Policjant się zresztą nazywał Rząd. Pochodził z południowej Lubelszczyzny. Młody gówniarz taki. A Żyd się ukrywał w stajni Liberowicza. To był nasz sąsiad, który handlował końmi w swoim czasie. Myśmy...
[Żydzi] mieli swoją bożnicę, naprzeciwko [kamienicy przy ulicy Kalinowszczyzna 58] była. Przez Niemców [została] zniszczona, wysadzona. Nie tylko [była] ta koło zamku, to była główna lubelska [synagoga], ale i na Kalinowszczyźnie stała bożnica murowana. [Żydzi] chodzili do bożnicy, chodzili do mykwy. Pamiętam, taki był Mecho, na parterze [kamienicy przy ulicy Kalinowszczyzna 58] mieszkał. Byłem z nim zaprzyjaźniony. Kiedyś mnie prowadził do chederu. No i jakaś znajoma rodziców mnie spotkała: „Gdzie ty idziesz?”A ja miałem wtedy chyba pięć czy sześć lat....
Na pierwszym piętrze [w kamienicy przy ulicy Kalinowszczyzna 58] była Małka, się nazywała. Małka na nią mówiono. Miała cztery córki. Była krawcową. I tam szyła. Córki też z matką pracowały. Ojciec już dawno nie żył. Właściwie takie mieliśmy bardzo przyjazne kontakty. Szczególnie mnie [lubiły] te Żydówki, bo ja byłem jasny blondyn. Tak bardzo mile [mnie] witały. One zajmowały pokój z kuchnią. Na pięć osób. Tak to wyglądało. Ale duży to był pokój. Bo tam był i warsztat krawiecki. A na...
Ta starszo siostra, to jak musi mamusia mówiła, że płakała, jak pierś ssała, że tam na podniebieniu, tak jakby groszek miała. Coś tam, gulke po lewy stronie. No i rosła siostra, i to rosło. Miała już trzynaście lat, cy czternaście, już tak dobrze nie pamiętom, no i mamusia, pojechała z nio do Janowa, do szpitala. Ale jak już te szwaby były, no to te Żydy przychodziły tu do nas. Tu w Studziankach była Kasa Stefczyka. To rodzice tu mieli, książeczkę...
Po wkroczeniu [do Brasławia] bolszewików wpadły do nas dwie Żydówki. Jedna [to była] nauczycielka muzyki, pani Niuta Kantor. Druga [to była] pani Fiszerowa. Rodzice siedzieli na ganku i one przybiegły: „Nasi przyjechali! Nasi przyjechali!” Tak się zachowały brzydko w stosunku do nas, przecież one wiedziały, że moja rodzina zachwycona tym nie była. Po czym zażądały, żebyśmy wydali flagi polskie. Oderwały kolor biały z flag biało-czerwonych i same wywiesiły u nas flagi. Bo wszędzie kazano flagi wywiesić. I wywieszono flagę czerwoną...
W Brasławiu, pomiędzy Białorusinami a Polakami nie było żadnych zatargów. Wszyscy żyli zupełnie w zgodzie. Nie było żadnych zatargów pomiędzy rzymsko- katolikami a Białorusinami. I nie było w zasadzie zatargów pomiędzy Żydami a Polakami. Dopiero w 1938 roku nasilił się antysemityzm i tam się też [to] odczuwało. Ulotki różne były. Pamiętam, że jakąś taką karykaturę Żyda na słupie niedaleko obok naszej działki powieszono. Ojciec był tym oburzony, zawiadomił policję, żeby to zdjęła.
A ten młyn, to te dwóch Niemców - Schiller i Koziński, to były na tym młynie. A potem, jak było wyzwolenie, parcelacja była, czy to jak? To upaństwowili, i państwowy się ten młyn zrobił, no i ta cała osada, i kupił taki z Majdanu Skrzynieckiego - Świtaj. Ale to młyn tylko, bo taki jeszcze długi budynek był, tam był jeszcze, co Żydy były, i to wszystko było spalone. Tak że ten Świtaj, jak kupił tę osadę, ten młyn, to już...
Jak żeśmy pojechali do kościoła do Chodla, to tam żydostwo było, dużo Żydów w Chodlu. W Bełżycach też. W Bełżycach, co jest ten park, to przecież kiedyś, jak jeździły moje rodzice na targ coś tam kupować, sprzedawać, to mnie brały, no to był targ tam, gdzie rynek w Bełżycach, na środku. Takie błoto było, i tam Żydów dużo było, przychodziły, kupowały. Mamusia potem poszła do sklepu, to mówiła, że pójdziemy do Ślamiuny, bo jest duży sklep. Tam były tylko żydowskie...
Przed wojną, to Żydy mieli młyn, Żydy mieli tartak, rozlewnie piwa, sklepy. Taki był jeden gospodarz niedaleko, z wioski Rachodoszcz, to sprzedał ziemię i założył sklep. Polski gospodarz założył sklep. To Żydy tak zrobili, że tanij sprzedawali, czy coś, i on zlikwidował.Końmi handlowali. Oni nie jedli świńskiego mięsa, bo mówili, że to „Haza, haza, to haza! To tryfne!” Ale koło nas mieszkali Żydy, tutaj niedaleko, i był taki Żyd, taki kawaler, koligował się z bratem. Oni prowadzili, mieli takie terpentynę,...
udostępnienie online najcenniejszych zasobów, Żydzi, relacje polsko-żydowskie, bojkot sklepów żydowskich, antysemityzm „Nie kupuj u Żyda! Nie kupuj u Żyda!” U nas tutaj był targ, były te sklepy żydowskie. I oni przyjechali, jak raz wyszłam, był targ, sprzedawały kobiety to masło, jak to kiedyś było, to kury. I ja tak wyszłam na ten rynek, żeby się poprzyglądać jako do ludzi, ale patrzę się - taki samochód jedzie duży. Stanął na rynku miedzy tymi ludźmi i otwierają się drzwi, i wychodzo takie...
Żydy mieli sklepy, piekarnie, tartak, młyny. Wszystko było żydowskie. I budynki całe tu żydowskie. A Polacy musieli robić u nich. Naszła wojna, to się to miasto spaliło. Całe to miasto się spaliło, a Żydów wybili Niemcy.Żydy budowali taką piekarnie, i oni tych Żydów wzięli do piekarni zgonili, i w okna nastawili maszyny, i wybili wszystkich. A u nas było mieszkanie, i u nas mieszkali na pół Żydy, bo rodzice najeli, bo trzeba było tego grosza, trzeba było tych pieniędzy. Nie...
Do Sobiboru zwozili z różnych stron Żydów. I jak potem, po wyzwoleniu, tam sadzili las, to znachodzili złote łańcuszki. Jak sadzi, robi dołek na posadzenie sosny, to robił lancetem dołek. A Żydzi chodzili po tym placu ogrodzonym i te swoje skarby zakopywali, no bo nie chcieli, żeby to Niemcy zabierali im, po prostu woleli, żeby zakopać do ziemi. Czy ktoś znajdzie, czy nie znajdzie, ale aby nie dla Niemców. Przecież Niemcy to nawet i zęby złote wyrywali, nie mówiąc o...
udostępnienie online najcenniejszych zasobów, życie codzienne, relacje polsko-żydowskie, Żydzi, pomaganie Żydom, rodzina Cymermanów Ostanie spotkanie ze Szlamkiem Cymermanem On [Szlamek Cymerman] przychodził [do nas], już z getta przychodził, z opaską. Bardzo starał się i on się wystarał o papiery katolickie, chrześcijańskie dla swojej żony i córki. Chciał koniecznie, żeby moja mama tą córkę przygarnęła. To było absolutnie w naszej sytuacji niemożliwe. Wiem, że mama co mogła, to robiła, żeby im pomóc, żeby ich jakoś kontaktować. Wiem, że on wyrobił metrykę...
To było na zasadzie „wasze ulice, nasze kamienice”. Ale i ulice nie były nasze. Szło się w tłumie, ja nie przesadzam, w tłumie siedzących Żydówek i Żydów. Myśmy byli zaprzyjaźnieni z niektórymi Żydami. Moi rodzice mieli bardzo dobre stosunki z taką rodziną Szlamk. Tak się u nas o nich mówiło. Szlamke. To byli bardzo przyzwoici, porządni ludzie. Bywali u nas. Wiem, że mieli swój kram z odzieżą na targu na Świętoduskiej, między Świętoduską a Nową. Oni gdzieś na terenie Lublina...
Przed wojną Żydów było masę i sklepów żydowskich było bardzo dużo. Jakie miały niektóre sklepy eleganckie, towaru do cholery. [Z] polskich sklepów to, zdaje mi się, był Ziembolewski, Olszewski, nie wiem, czy jeszcze był jakiś sklep polski. No i piekarnie tu były, jedna piekarnia to się nazywał [właściciel] Woiński, to ta piekarnia jeszcze stoi, chałupa. Na tej stronie, co market jest, była mleczarnia przed wojną i później za Niemców była też w tym samym miejscu, tylko trochę tam przebudowywali. A...
Mieliśmy przez wszystkie czasy, w klasie w której ja byłem, Żydów obojga płci. Bardzo przyjemni zresztą. Jeden z tych Żydów nazywał się Eliasz. Jedna kobieta się nazywała, pamiętałem całe dziesięciolecia, lecz chyba już zapomniałem. Żydówka była jedna, Żydów dwóch. Erlich jeden się nazywał. Bardzo specyficzne tam były te stosunki wzajemne, ale poprawne. Szanowaliśmy się wzajemnie.
Przyjeżdżali, jakieś papiery brali, to, tamto, jakieś zaświadczenia i wyjeżdżali. Tutaj nie ma, tutaj się nie zatrzymali, tak jak w Warszawie się zatrzymywali, tutaj nie. Załatwiali jakieś sprawy, ale wyjeżdżali z Puław. Stały ich domy, to sprzedawali. Domy były zburzone, no to gdzie tu przyjdą mieszkać. Oni wyjechali za granicę, masę ich wyjechało, nie wracali do Puław. Oni się bali widocznie, ja wiem, Polaków nie, skąd, oni z Polakami to dobrze żyli. Nie wiem kogo, potem byli przecież i Ruskie,...
Jak [Niemcy] weszli do Puław, myśmy mieszkali na Lubelskiej, gdzie ta apteka Gawdzikowej. Po wszystkich domach żołnierze chodzili i wołali: „Jude, Jude, Jude”, gdzie tylko, wszystkich wywlekali, ubrać się kazali i wyprowadzali. To było wojsko, po paru chodziło po domach, tyle tego było z karabinami, każdy się bał, jak nie wiem co. Jak wpadli, to myśmy się powystraszali, nie tylko Żydzi, myśmy się powystraszali, jak się darli. Drzwi były zamknięte, to biegiem matka skoczyła, otwiera, a on się darł, co...