Ktoś próbował decydować o tym co, co można czytać, a co nie. Nie miałem dostępu do literatury, o której wiedziałem, że istnieje. Drażniła mnie sztampowość wystąpień, ta nowomowa. Tak było też na uczelni. Byłem zszokowany podczas zapisów do Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Siedzieliśmy na auli i okazało się, że wszyscy się zapisali. Nawet ci, o których sądziłem, że w życiu by tego nie zrobili. Ludzie których poznałem, z którymi rozmawiałem, którzy sprawiali wrażenie zdystansowanych, którym nie wszystko odpowiadało, którzy śmiali...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej"
Narzeczony jednej koleżanki był aresztowany i wtedy mu groziła jakaś bardzo ciężka kara. Był w więzieniu i właśnie ta koleżanka wtedy miała zdawać egzamin, tą chemię organiczną, i myśmy jej bardzo współczuły. On później wyszedł. Studiował weterynarię, z moim mężem był na jednym roku. Poza tym, jeśli ktoś miał za granicą jakąś rodzinę, to też było bardzo źle widziane i nawet na studia trudno było się dostać. Mąż mój jakiś czas pracował w Puławach. Pracował tam taki młodszy od męża...
To był UMCS, no ale jeszcze wtedy nie było tak dużo wydziałów. Tak samo jak na KUL-u, to przecież bardzo mało było wydziałów. Kuzynka moja [tam] studiowała, ta pani Barańska. Najpierw ja miałam ochotę na KUL na polonistykę, ale ponieważ uważałam, że potem [kłopot] z pracą – gdzie pracować? W szkole, z dziećmi za nic w świecie nie chciałam. I tak jakoś samo [wyszło], że farmacja. Medycynę – to się bałam prosektorium. Stomatologii nie było. Mogłam w Łodzi, bo tam...
To były ciekawe studia, ale trzeba było sporo się uczyć. Na pierwszym roku było dużo wykładów z botaniki, z zoologii. Taki profesor, jak on się nazywał? Bąk chyba, wykładał zoologię. Jeszcze wtedy była archeologia, to pani Turnau-Morawska, taka bardzo miła, starsza pani miała z nami wykłady. Profesor Waksmundzki. A dziekanem wtedy był profesor Kalinowski. On wykładał, ale u nas nie miał zajęć, tylko żona jego, na drugim roku, z farmakologii. To było zastosowanie ziół, roślin w farmacji, w leczeniu. Były...
Był inicjatorem Wszechnicy. Był inicjatorem szkoleń związkowych, był świetnym wykładowcą, natomiast w sprawach organizacyjnych go nie angażowaliśmy, bo był niepunktualny. To był główny mózg regionu „Solidarności”. Wyjątkową rolę w działalności „Solidarności” odegrał KUL. Bo chociaż i UMCS i bardzo wielu pracowników i studentów UMCS-u aktywnie uczestniczyło, ale KUL cały uczestniczył. Dlatego on jako pracownik KUL-u był ostoją. Poza tym jego cała rodzina była taka, synowie w harcerstwie zawiszaków organizowali. Nie do przecenienia jest rola Adama Stanowskiego. Poza tym byli tak...
To ja wróciłam do Lublina i zdałam egzamin na polonistykę i studiowałam polonistykę, gdzie taką główną postacią była pani profesor Garbaczowska. No ale potem się kierunek rozwijał. Na moim roku to było chyba niecałe 30 osób i z Lublina to chyba tylko trzy osoby, reszta to były przyjezdne z innych miasteczek czy wsi, większość mieszkała w akademiku. Jeszcze nie było tego gmachu Humanistyki wtedy, to już tak w ostatnim czasie zaczął powstawać. Filologia polska mieściła się w malutkim pokoiku na...
Natomiast przyjemnym okresem były lata studiów, bo było bardzo żywe życie kulturalne na UMCS-ie wtedy. Na pierwszym roku czy może na drugim wstąpiłam do takiego koła teatralnego, który prowadziła aktorka teatru lubelskiego pani Jadwiga Grossman. To też była Żydówka, fantastyczna osoba. W naszym zespole była na przykład Wisia Gross, która też chyba była Żydówką. Dla mnie to nie miało żadnego znaczenia nigdy. Ja uwielbiałam tą panią Jadwigę Grossman, myśmy na nią mówili Wisia, kazała nam mówić po imieniu. Ona mnie...
Ja mogłam być lepszą studentką, ale ja strasznie dużo czasu poświęcałam właśnie na życie kulturalne. Zakładaliśmy kabarety, zakładaliśmy zespoły muzyczne i tak dalej. Ja miałam wykształcenie muzyczne, no niepełne, bo ja nie chodziłam do szkoły muzycznej. Wtedy tuż po wojnie to był tak zwany Instytut Muzyczny, który mieścił się w tym gmachu, gdzie filharmonia stara i teatr na Kapucyńskiej, i ja się uczyłam gry na fortepianie. Chyba chodziłam 3 czy 4 lata, tak że znałam nuty, umiałam grać z nut,...
Na poziomie kontaktów osobistych [relacje były] bardzo dobre. Ja miałem tam kolegów, wielu moich kolegów miało tam też kolegów i koleżanki. Także dobre jeśli chodzi o relacje poszczególnych profesorów między sobą. Natomiast oficjalne niedobre, oficjalnie była bariera. Trzeba uprzytomnić sobie to, że w [19]44 roku oba uniwersytety zaczęły pracę, nasz uniwersytet nawet nieco wcześniej niż Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, i początkowo były to takie uczelnie jak gdyby komplementarne. Tam było przyrodoznawstwo, nauki ścisłe, przyrodnicze, a u nas humanistyka. W latach pięćdziesiątych,...
Studiowałem cztery lata i weterynarii nie ukończyłem. Z czwartego roku weterynarii, a wówczas studia weterynaryjne były dziewięć semestrów, cztery i pół roku, przeniosłem się na historię. Ale w czasie studiów weterynaryjnych działałem aktywnie w Związku Młodzieży Polskiej i wstąpiłem do partii w 1951 roku, do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Na pierwszym roku studiów weterynaryjnych zostałem, pod koniec tego roku, przewodniczącym Komitetu Uczelnianego Zrzeszenia Studentów Polskich na UMCS-ie, a przewodniczącym Zarządu Uczelnianego ZMP zostałem w rok później. A w kolejny rok...
Ponieważ wydawało mi się, że skłaniam się ku pracy politycznej i w tej pracy politycznej brałem aktywny udział, zaniedbałem studia weterynaryjne. Na pierwszym roku byłem dobrym studentem, ale już od drugiego roku studia zeszły na drugi plan i z trudem przepychałem się z roku na rok, zwłaszcza, że przestałem mieć serce do studiów weterynaryjnych. Po prostu rozumowałem: po co mi weterynaria, jeżeli ja będę działaczem politycznym? Potrzebne mi jest wykształcenie polityczne, historyczne i dlatego podjąłem decyzję o przeniesieniu się na...
W [19]52 roku zostałem przewodniczącym Zarządu Uczelnianego Związku Młodzieży Polskiej na UMCS-ie. Na poszczególnych wydziałach i latach były komórki tego Związku – koła. Te koła miały obowiązek organizowania zebrań, na których odbywały się odczyty ideologiczne z marksizmu-leninizmu, z materiałów funkcjonowania partii, a więc uchwał, posiedzeń plenarnych Komitetu Centralnego czy zjazdów. To były spotkania, których zadaniem było także, żeby zwiększać liczbę członków. A więc werbować tych, którzy do organizacji nie należą, agitować ich, przyjmować, sprawdzać. Pilnować także dyscypliny studiów, czyli organizacja...
Zaangażowanie pracowników akademickich w ruch „Solidarności” Aktywność obywatelska środowiska akademickiego UMCS-u w tym okresie była bardzo duża. I myślę, że była dla władz ówczesnych pewnym zaskoczeniem, bo zwykle UMCS wiązało się z tym prorządowym, że tak powiem, szkolnictwem wyższym w przeciwieństwie do Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Tymczasem pracownicy UMCS-u, zaczęli stwarzać wielkie problemy władzy. Wiązało się to najpierw z tym, że pracownicy Uniwersytetu, zwłaszcza grupa młodych adiunktów była bardzo aktywna w pracy z środowiskami solidarnościowymi jako eksperci, doradcy, współorganizatorzy różnych akcji...
Pierwsza rzecz to sprawa Ustawy o Szkolnictwie Wyższym, która opracowana przez Komisję Kodyfikacyjną przy udziale profesora Resicha została skierowana do Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego, Nauki i Techniki, który to minister powinien przekazać po swoich uwagach do dalszej legislacji w Sejmie. I minister Nawrocki bardzo ociągał to przekazanie projektu do Sejmu. Rok akademicki we wrześniu miał się rozpocząć już pod zarządem nowej ustawy. A ustawa ciągle była u ministra i minister ciągle stwarzał najrozmaitsze okazje, żeby nie odsyłać tej ustawy dalej. Poza...
Rezolucja Konferencji Rektorów Wyższych Uczelni Polski z 10 grudnia 1981 r. Otóż to były główne powody, dla których już od w drugiej połowie listopada i potem w grudniu właściwie stanęły prawie wszystkie uniwersytety. Bywało to różnie. W niektórych odbywały się tylko jakieś zajęcia, w niektórych to był protest czynny, w innych był okupacyjny. W każdym bądź razie przez dziewięć miesięcy mojej kadencji, a [co najmniej] od września w UMCS-ie najczęściej zajęcia się nie odbywały, a pod koniec te protesty i...
W sobotę byłem w domu. I w nocy ktoś zastukał – ja mieszkam niedaleko Uniwersytetu, a dawniej bramy wejściowe do budynków nie były zamknięte – ktoś zadzwonił do mojego mieszkania. Była to godzina może trzecia, może wpół do trzeciej. Ja otwarłem drzwi i było dwóch młodych zziajanych studentów. Mówią: „Dzień dobry, przepraszamy, Panie rektorze, że przychodzimy, ale przyszliśmy zobaczyć, czy Pan tu jeszcze jest”. „A co się dzieje?”, „A bo są aresztowania i dużo wojska jest na miasteczku akademickim”. Czyli...
Rektorat i dziekanaty z swoimi organami przeniosły się do budynku Wydziału Humanistycznego. Tam odbyły pierwsze posiedzenie wieczorem 14 grudnia, na którym to posiedzeniu podjęli jednomyślne dwie uchwały: jedną skierowaną do władz Rzeczpospolitej protestującą przeciwko stanowi wojennemu i domagającą się zwolnienia internowanych, i drugą, do młodzieży akademickiej, przedstawiającą ich trudną sytuację i apelującą o ograniczenie sytuacji strajkowej. Ale w tym samym czasie, kiedyśmy na Humanistyce uchwalali czy opracowywali te dwa dokumenty, ZOMO spacyfikowało siedzibę „Solidarności” w rektoracie i przy tej okazji...
Było kilka osób z zagranicy, które u nas tu pracowały na zleconych wykładach. Pytają, czy mają wyjeżdżać, czy nie. Potem patrzą – jest jakieś wojsko. Potem jak pojechali do Ameryki, spotkali się z moim znajomym, a tamten mówi: „No, widzieliśmy, że tam teraz wojsko u ciebie Uniwersytetem zarządza.” To było wielkie poruszenie, bo ci ludzie nie wiedzieli, co zrobić: czy zostać, czy wyjechać. Studenci nie mają gdzie mieszkać. ZOMO zajmuje akademiki. Studenci mają tam swoje rzeczy. ZOMO tam wchodzi, to...
Drugiego dnia [stanu wojennego] komisarz się zjawił. Tym komisarzem na szczęście został szef Studium Wojskowego, taki pan, który przychodził do mnie: „Czy może jakieś są sprawy?”, ja mówię: „Nie, dziękuję bardzo, nie ma”. Nie wiem, co on tam o nas pisał. Ale nigdy nie zostawał, nigdy go nie prosiłem na jakieś rozmowy z prorektorami, żeby w tym brał udział. Czyli był takim figurantem. On był cywilnym oficerem, bo był z jednostki tutaj i pewnie sam się w tej funkcji czuł...
O losie internowanych w pierwszych godzinach, pierwszego dnia nie wiedzieliśmy nic. Później okazało się, że wszyscy mężczyźni internowani byli w więzieniu we Włodawie. Po kilku tygodniach, a ściślej mówiąc 31 grudnia został zwolniony z internowania profesor, wtedy wówczas docent, Bartmiński Jerzy, natomiast docent Sławomir Kozłowski, dziekan Wydziału Ekonomicznego wówczas został z Włodawy przewieziony do Jaworzna. I dalszą internę odbywał w Jaworznie. Jeżeli idzie o panie, to internowana była jedna osoba, pani doktor Sabina Magierska i ona była internowana w Gołdapi,...