Żyd wziął co bądź i poszedł na ulice - wziął co nie bądź na plecy - igły, tam jeszcze co i poszedł do chłopa. I żyli. Jeden był bidniejszy, drugi był bogatszy, to sady kupowali, pilnowali w nocy, bo chodzili ludzie kraść jabłka, to Żyd pilnował w nocy. Budę take se robili. Dobrze żyli Żydy, dobrze. Żydy robili pantofli, Żydy mieli takie swoje wszystko zegrane. On w sobotę nic nie zrobił, tylko szła kobieta z naszej ulicy, paliła, wodę nosiła,...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Ukraińcy"
[W Bełżycach] zostało około stu dzieci żydowskich i ze cztery kobiety, [byli trzymani] w szkole. Gdzieś tydzień po tej egzekucji, podjeżdża dziesięć furmanek na parę koni, matka mówi: ,,Na pewno będą dzieci wywozić.’’. Tak było, że Ukraińcy przyjechali samochodem i na każdą furmankę po dwóch poprzydzielali tych Ukraińców. Wyprowadzali te dzieci, tak do dwunastu lat, [posadzili ich] na furmanki po dziesięć osób. Myśmy polecieli ścieżką i widzieliśmy to wszystko, jak schodziły te dzieci po dziesięć, jedna furmanka odjeżdżała, druga podjeżdżała...
Egzekucja Żydów w Bełżycach w czasie II wojny światowej Z mojego okna w domu to było wszystko widać, jak się to wszystko odbywało, gdzie ten dół straceń [był], jak podchodzili. Miałem siedem lat wtedy. Tu nikt z całych Bełżyc, nie będzie wiedział, co ja tutaj widziałem. W czerwcu w [19]43 roku zaczęły się egzekucje, [wtedy] przyjeżdżały co dzień dwa samochody Ukraińców, to było około gdzieś pięćdziesięciu osób i na motorze przyjeżdżało trzech esesmanów i oni to kierowali wszystko, a Ukraińcy...
Ojciec miał gospodarkę, ziemię. Wychowywałam się na Andersówce i wojna mnie zastała na Andersówce. W 1939 roku przyszli do nas Rosjanie. Myśmy sąsiadowali z osadą wojskową, gdzie niegdyś marszałek Piłsudski dał ziemię tym, co wojowali w pierwszej wojnie światowej. Wywieźli ich [sąsiadów] na Syberię. Później zaczęli wywozić rozbite rodziny. Ojciec wywiad jakiś dostał od Ukraińca, że my jesteśmy na liście do wywózki do Rosji. Zaczął robić nam walonki. Trzy siostry cioteczne już pojechały, były żonami tych osadników. Dostaliśmy wiadomość [od...
Jak my z Zarowia przychodzili do Wojsławic - to ile ja tam miała lat? Osiem, dziewięć? To z rodzicami szłam. Pamiętam taką Żydówkę, że przynosiła na sukieneczki dla mnie materiał i tak co trzeba – do domu, a jak już brała – to mama duży ogród tam miała, to i groszek zielony i kartofle te wczesne, bo oni to w ogóle ziemi nikt nie miał, tylko – no - ja wiem – z tego żyli. Tutaj, gdzie Olszewski mieszkał, to...
[Wojsławice przed wojną] były nierozbudowane, teraz bardziej rozbudowane są. Więcej sklepów jest, więcej pracy trochę jest – tak. A przedtem – przedtem to przeważnie Żydzi handlowali. Było Żydów całe miasteczko. Potem jak Żydzi już zostali zabici, to już Polacy objęli te wszystkie ich budynki i sklepy pozakładali. Z nimi się żyło - nieraz u Żydów się poratowało – parę złotych, bo oni byli przy groszu więcej – bo handlowali, a gospodarze – czasem było trudno o parę złotych, no to...
Żydzi w czasie II wojny światowej Za czasów [okupacji], to [Żydzi] ratowali tylko tych bogatszych a biedoty nie. [Kiedy] powieźliśmy im żywność do getta, przywiozło się mleko w beczkach po benzynie, takie duże te beczki były. Już wtedy jedli Żydzi mięso i nie patrzyli [czy] koszerne, czy takie. Mleko to się wlewało, bo getto było ogrodzone i wierzch tego muru miał szkło natłuczone, żeby nie mógł nikt uciec. Jak jechaliśmy tam to się widziało bardzo dużo Żydów, jak leżały [ciała]...
Mój mąż z Lublina pojechał na bandy ukraińskie i opowiadał, że nie wolno było żadnemu wojskowemu iść samemu na obchód, bo jak go złapali, to wieszali nogami do góry, język obcinali, oczy wyjmowali. Jak trzymaliśmy kiedyś świnie, to mąż wziął rzeźnika na ubój, który przyjechał z Ukrainy. Jak opowiadał, co tam się działo, to ciarki przechodziły. Mówi: „Myśleliśmy, że nas też wymordują. Po całych dniach siedzieliśmy w piwnicy i nie wolno było nam wyjść”. Opowiadał również, że pewien Ukrainiec ożenił...
Jak zaczęła się okupacja to było okropnie. Okropnie. Przede wszystkim, znęcanie się i mordowanie, to znaczy i fizyczne mordowanie, ale i znęcanie się takie psychiczne na Żydach. To było okropne. Pierwsze, co widziałam przez okno, bo nasze okno wychodziło na Krawiecką i po drugiej stronie był taki mały sklepik żydowski i stamtąd wyszedł Żyd po godzinie policyjnej. No i naszła sztrajfa, ta żandarmeria polowa, z takimi blachami chodzili po dwóch, „tup, tup”, a Żyd zaczął uciekać, zastrzelili go. Boże, ja...
Po wojnie niby było trochę lepiej, spokojniej, bo skończyły się partyzantki, skończyły się te rabunki, skończyły się kradzieże. No ale z kolei zaczęły się te wywózki za Bug. W czterdziestym siódmym roku wywieziono więcej jak pół naszej wsi. A część Ukraińców zostało, ale to tacy zostali najbardziej bogaci, którzy mieli dostęp do różnych władz swoich, którzy tam gdzieś byli w urzędach, którzy wiedzieli, co ich czeka, ale potem byli wywiezione na zachód, na ziemie odzyskane, i bardzo dobrze im tam...
Ten Chełm to był teren mieszany narodowościowo i religijnie, ukraińsko-polski. Otóż spór nacjonalistyczny z przykrywką wyznaniową polsko-ukraiński był niesłychanie drastyczny. To wchodziło w rodziny. Znam przypadek taki, kiedy ojciec wyrzeka się syna ze względu na to, że jego dziewczyna jest Ukrainką. Polak nie ma moralnego prawa w ogóle zadawać się z Ukraińcami. Ukraińcy są wrogami. Trzeba też powiedzieć, że wtedy akurat w roku [19]43 przychodzą wiadomości o rzezi wołyńskiej. A mało, że wiadomości, ofiary tej rzezi są przywożone do Chełma....
My musieliśmy dostarczać produkty, bo na tej podstawie dawali nam jeść z rady opiekuńczej, na Zielonej, tam była taka jadłodajnia dla inteligencji, dla wszystkich biedaków i między innymi my jako kursanci byliśmy tam też, to widzieliśmy, kto przychodził, różni ludzie, tam się ratowano, to była oficjalna kuchnia, z której my też korzystaliśmy. Jeździliśmy po żywność tak co dwa tygodnie, bo trzeba było przywieźć warzywa, coś, na tej podstawie dawali jeść. No i miał brat jechać, a ja mówię, ja pojadę,...
Tato urodził się w Bondyrzu na Zamojszczyźnie. Później jakimiś kolejami losu [część] wojny spędził z rodzicami w Równem (kiedyś to były nasze ziemie). [Potem] musieli [stamtąd] uciekać. Wiadomo, Ukraińcy wszystkich mordowali. Tak że i ojciec, i dziadek wspominali, że musieli wiać, [więc] wyszli z domu tak jak stali: w piżamach, tylko w jednym bucie. Wiem, że wylądowali w Białogardzie na Pomorzu. Później wrócili do Lublina. Dalsza kuzynka taty, jakaś ciotka, miała zakład fotograficzny w Kraśniku. Trudno powiedzieć, czy to [był]...
Ja w Brzeźnie byłem, drugi raz szkołę zorganizowałem – bo pierwszy raz to robiłem pierwszego września, ale później mobilizacja [była] – i pracowałem prawie do ostatnich dni listopada. A potem się wyniosłem, dlatego że dwóch Ukraińców przeszło wpław Bug, kiedy już granica była na Bugu ustalona, to oni przeszli wpław, bo to jeszcze ciepło było dosyć, no i tam się podali za nauczycieli, doszło do rozmowy między nimi a mną, bo jeden budynek szkolny był, my, nauczyciele polscy dawni, uczyliśmy...
Szczególnie teraz mi się przypomniała ta sprawa, Ukraińcy. Bo było dużo prawosławnych, w Pratulinie. Była ta unia brzeska i powstała grupa prawosławnych, która podporządkowała się papieżowi. Oni zachowali obrządek dawny, zresztą do dnia dzisiejszego, ale uznają zwierzchnictwo papieża no i są, że tak powiem, razem z katolikami. W każdym razie sporo [było] tej ludności unickiej. To się działo jeszcze za czasów carskich i car gnębił tych unitów: między innymi dziesięciu teraz uznanych przez papieża Jana Pawła jako błogosławionych z Pratulina...
Jak żona chorowała, to tutaj przychodziła do żony z „Dobrego Samarytanina” siostra, dawała jej kroplówki. Kilka razy ona tutaj u nas była. I taki zbieg okoliczności. Ona mówi: „Oj mąż pojechał do swoich rodziców do Siemiatycz i tam zachorował, znalazł się w szpitalu i taki mam kłopot.” Jak ja usłyszałem Siemiatycze, a Siemiatycze to już tamte strony, więc mówię: „Tak? A mąż pochodzi z Siemiatycz?” „A tak, tak – mówi – z Siemiatycz pochodzi, bo tam jego rodzice.” Ja mówię:...