Urodziłam się w Zakrzówku prawie rok przed wojną. W Zakrzówku uczyła moja mama, która po skończeniu seminarium nauczycielskiego w Krakowie, dostała przydział pracy właśnie tutaj na terenach wschodnich, czyli w województwie lubelskim. I pierwszą jej praca była w Urzędowie, a właściwie przed Urzędowem był Bęczyn, i mama tam właśnie uczyła. Nie wiem ile lat, ale tak mniej więcej, to było pięć lat. Tam była jedyną nauczycielką, i był tylko pan kierownik szkoły, pan Trojanowski. To pamiętam, bo mama mi o...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Bęczyn"
Pszczelarstwo w PRL Pamiętam starego pszczelarza, któremu się przyglądałem. On miał miodu pod dostatkiem, dlatego że w tamtym czasie, gdy ja byłem jeszcze młodym chłopakiem, to nikt nie pryskał upraw. Wszystko zaczęło się od stonki ziemniaczanej. Później, już pod koniec epoki PRL-u, ludzie zaczęli nagminnie pryskać. Przedtem wszystko było naturalne. W tamtym czasie nie było też choroby pszczół warrozy, która prawdopodobnie przyszła z jakiegoś innego kraju. Wtedy pszczołom było lepiej. Może dla ludzi nie było tak dobrze, ale pszczołom było...
Miód Herbatę słodzę miodem, a nie cukrem. Ja już nie wiem, ile lat miodem słodzę. Sprzedaję miód sąsiadom i przybyszom z miasta. Nie mam z tego wielkich zysków, bo nie da się pozyskać 40 kg dobrego miodu z jednego ula, jak mówią niektórzy pszczelarze. Moim zdaniem to nie więcej niż 15 kg. Jak ktoś powie, że ma czterdzieści, to nie wierzę. Można pozyskać miód i tak, że syropu się dodaje, pszczoły mieszają go z miodem i też ludzie powiedzą, że...
Przyszłość pszczelarstwa Żeby było świeże powietrze, bujna roślinność, zdrowe produkty żywnościowe, musimy utrzymać pszczoły. To zależy od nas – od całego społeczeństwa. Jeśli nie będziemy się starać, to pszczoły upadną. Nie nadążą za chemiczną rewolucją. Chemii jest coraz więcej w naszym kraju. Nie jestem przeciwnikiem oprysków, o ile są stosowane prawidłowo i zgodnie z przepisami. Jednak ludzie często tego nie zachowują. Dzisiaj w tym względzie jest, można powiedzieć, wolna amerykanka.
Produkty z mojej pasieki Wytwarzam dobry miód i tyle. Pyłek zostaje dla pszczół. Niektórzy pszczelarze pozyskują pyłek na sprzedaż, tak samo jak kit pszczeli, propolis. Na kicie jakieś lekarstwa produkują i to jest bardzo dobry produkt pszczeli. Ja zostawiam go na ramkach, żeby odkażał i zapobiegał chorobom takim, jak zgnilec i tym podobne.
Choroby pszczół Najgorszą chorobą, która atakuje nasze pasieki jest warroza. Pszczelarze walczą z nią różnymi sposobami – a to dymią, a to takie paski specjalne w ulach zakładają, żeby odkazić pszczoły. Warroza to jest moim zdaniem jak wsza – wejdzie pszczole pod skrzydełka czy na tułów i ssie jej krew, aż padnie. Kiedyś jej nie było, a teraz skądś przyszła ta choroba niezwykle trudna do zwalczania. Nigdy nie udaje się za pierwszym razem. To też sporo kosztuje.
Zimowanie pszczół Przezimowanie pszczół kosztuje. Na każdy ul daję około 13-14 kg syropu cukrowego. Pszczoły najlepiej zimują na takim syropie, o ile cukier jest dobry, bo różne są cukry w Polsce. Dobry miód się skrystalizuje, a syrop – nie. Przez całą zimę pszczoła może pobierać płynny pokarm z wodą. Miód zbyt szybko robi się suchy i twardy, a pszczoła nie ma skąd pobrać wody. To jest zima przecież, więc nie wyleci po nią na zewnątrz.
Ule Mój syn ma ule warszawskie poszerzane, a ja mam zwykłe. Jest jeszcze kilka rodzajów. Warszawskie poszerzane wyróżniają się, jak nazwa wskazuje, szerszą ramką. Z kolei warszawskie zwykłe to są tradycyjne, starodawne ule. Przyzwyczaiłem się do warszawskich zwykłych. Ich ramka jest węższa i dłuższa, więc prawdopodobnie w nich lepiej pszczoły zimują. Jeśli zima jest długa, to pszczoły idą w górę i starcza im pokarmu. A jak ramka jest krótsza, to nie przejdą na drugie ramki i w tym czasie pszczoła...
Zatrucia pszczół Zdarzyło mi się, że miałem zatrute trzy ule dlatego, że sąsiedzi popryskali swoje uprawy w niewłaściwym czasie, podczas oblotu. Pszczoła lotna poleciała, zatruła się i padła. A jak pszczoła lotna zginie, to umrze też młoda pszczoła, bo jej zadaniem jest wykarmić czerw. Jeśli ona zginie, zamiera czerw i to oznacza koniec pasieki. Czasami jeździmy, sprawdzamy ludzi, straszymy ich trochę. Nie jestem zwolennikiem kary, bo to nie jest sztuka kogoś ukarać. Sztuką jest go nauczyć tak, żeby nie zachodziła...
Początki mojego pszczelarstwa Mam pasiekę prawie 40 lat. Pierwszy kontakt z pszczołami miałem już za młodych lat. Sąsiad, który mieszkał na Feliksówce, miał pasiekę. Ja zawsze pasłem tam krowy po sąsiedzku i patrzyłem, jak on robił przy tych pszczołach, podbierał miód i nosił węzę. Bardzo mi się to podobało. Przyglądałem się temu przez płot, żeby mnie pszczoły nie pożądliły. Pragnąłem wtedy mieć pszczoły, ale nie mogłem, bo nie miałem warunków. Później, jak już się ożeniłem, miałem warunki, więc założyłem pasiekę....
Współpraca garncarzy Garncarze współpracowali ze sobą, nie kłócili się. Spotykali się w niedzielę na schadzkach i opowiadali, co kto zrobił, żartowali jeden z drugiego. Nie każdy miał swój swój piec, bo nie było potrzeby. Do jednego mieściły się wyroby trzech czy czterech garncarzy. Jeden wypalił, gdy drugi wyrabiał, a jak skończył, ten włożył do pieca i tak dalej.
Spotkania garncarzy Jak jechałem na zjazd czy kiermasz, to największą satysfakcję miałem ze spotkań z innymi garncarzami, ale również rzeźbiarzami i malarzami. Jeden był z Pomorza, drugi spod Krakowa, inny – z Zamościa. Na takiej imprezie byliśmy przez kilka dni. Czuć było satysfakcję, że człowiek żyje z ludźmi i dla ludzi. Dogadywaliśmy się i przeprowadzaliśmy wymiany – bardzo zadowalające. Tu, u nas [w Urzędowie], także organizowaliśmy kiermasze i warsztaty garncarskie.
Garncarskie wierzenia Garncarz był honorowy. Jeżeli gdzieś jechał i mu przypadkiem garnek spadł, to już go nie podnosił. Honor mu nie pozwalał podnieść.
Urzędowscy garncarze Garncarze pomagali sobie wzajemnie. Ja robiłem u siebie, a ojciec u siebie, ale do pieca to ja mu kładłem. Miałem większą sprawność, bo byłem młodszy. Trzeba na nogach cały dzień w piecu stać. Jerzy Witek ze mną współpracował może z dziesięć lat. Przychodził do mnie i suszył, a to uszy przyklejał, a to do pieca mi pomagał kłaść. Robił dobry towar. Paweł Witek też do mnie przychodził. Robił figurki, a ja mu je wypalałem. Przynosił koszyk figurek czy...
Przyszłość garncarstwa My nie odchodzimy od natury, może nawet mamy hopla na tym punkcie. Rynek zbytu się kończy. Może jakby ludzie powrócili do natury, zdrowej żywności, to chcieliby żeby produkty żywnościowe były nadal przechowywane w naturalnych pojemnikach. Kwiaty też lepiej się mają w glinianych donicach – to już jest zbadane. Można posadzić roślinę w plastiku i w glinie, tak samo podlewać oraz pielęgnować i tu, i tam. Niejeden zobaczy wyraźną różnicę. Ludzie muszą się do tego przekonać. Garncarzy dziś prawie...
Etapy pracy garncarza Najpierw trzeba ukopać glinę w tutejszych lasach. Nie bez powodu setki lat temu garncarze się tu zadomowili. Był surowiec. Glinę kopało się zawsze późną jesienią, w listopadzie. Żeby wyrób był jak najlepszy, glina musi najpierw przeleżakować na kupce: deszcz, słońce, mróz i odwilż. Później glina idzie pod obróbkę. Przynosi się ją do garncarni i rozgniata – kiedyś robiono to ręcznie, a później powstała maszyna, takie walce. Potem trzeba było sprawdzić, czy są korzenie albo jakieś kamyki, bo...
Moc gliny Nie chciałbym, żeby garncarstwo upadło, bo ja nie tyle lubiłem, co kochałem tę robotę. Glina ma pewną moc oddziaływania na człowieka. Jak usiadłem przy krążku, czułem się jakbym otrzeźwiał. Aż mi się chciało pracować. Najlepsza była robota z rana, a później – odpoczynek, bo człowiek się nieźle zmęczył przy tej glinie. Potem szło się do innej pracy, na przykład na swoje pole. Później znowuż do warsztatu. Glina to jest ziemia, a garncarz jest od Boga, który był pierwszym...
Targi Garncarz nie mógł handlować – nie miałby kiedy. Jego praca polegała na wytwarzaniu – był rzemieślnikiem. Żydzi przyjeżdżali i zabierali towar od każdego garncarza. Kupiec miał konia, bo trzeba było jeździć po targach, nie jak dziś samochodem, tylko wozem, do Opola, Józefowa, Starego Rachowa, a nawet za Wisłę. Gdyby garncarz tak jeździł, kiedy by zrobił towar? Później, jak Żydów nie było, Polacy byli kupcami. Ja robiłem garnki do Bełżyc, dla Ceglińskiego. Potem robiłem do Opola – w poniedziałek był...
Kontakty z Żydami Przed wojną ojciec mój robił garnki dla Żyda z Wąwolnicy. Nie wiem jak się ten Żyd nazywał, ale był bardzo przychylny dla ojca. Zawsze brał towar. Naprawdę był związany z Polakami, dobrze zasymilowany. Ojciec i Żyd żyli z tego wspólnego interesu – jeden robił, drugi handlował. Ojciec zawsze go mile wspominał. Żydzi mieli sklepy, do których zamawiali towar. Każdy garnek miał swoją nazwę – kwaterkowy, półkwartowy, małokwartowy, osobliwy, półtorak, pniak. Żyd mówił na przykład: „Zrób mi półtoraków”...
Dorastanie z garncarstwem Z garncarstwem miałem do czynienia od najmłodszych lat. Jak byłem mały, to mi dziadek czy ojciec zrobił zabawkę, dwa pieski postawione na krążku – krążek się obracał wkoło, a pieski się ganiały, ale nigdy żaden drugiego nie złapał. Za pomoc w garncarni dziadek obiecywał mi bułeczki, więc ja dzielnie nosiłem przeważnie podstawki pod kwiatki i małe doniczki do pieca. Jak już miałem lat szesnaście, to ojciec budził mnie rano, bo trzeba było prędko włożyć garnki do pieca,...