Później tata już wychodził z domu i przychodził z królem do domu. Król to było, no takie dwie garści zboża, żyta ze słomą i z kłosami, nie młóconego. Wtedy ojciec od góry do dołu robił takie pierścionki ze sznurka, związywał to, obcinał równiuteńko na dole tą słomę i to stało koło choinki. To się nazywał król i stał do Trzech Króli. A później to się wynosiło i tam zwierzaki to zjadły.
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Kolonia Antoniów"
Na pewno nie były radosne [dni Wielkiego Tygodnia]. Ludzie byli bardzo wierzący i byli tacy umartwieni. Nie było jakiegoś tam żeby ktoś się roześmiał, bo w domu na przykład rodzice przestrzegali, to jest dzień żałoby. To zawsze mama mówi, to tak jakby ci ojciec czy matka umarła. Nie można szaleć, trzeba, musi być cicho. A najbardziej to przeżywaliśmy Wielki Piątek. Każdy chciał żeby zobaczyć grób Pana Jezusa, rodzice dużo o tym opowiadali. No i w Wielki Piątek się w ogóle...
W Wielki Piątek wieczorem to się już przygotowywało święcone, w koszyczku. Dawniej to w takich dużych koszach, tam pół bułki chleba czy jakiś tam kawałek placka czy jakiegoś ciasta, kiełbasy sporo. Teraz robi się tak symbolicznie, bo tyle się robiło żeby to wszystko zjeść, przez święta. […] Okruchów nie można było wyrzucać bo święcone. Jajek też jak się na przykład ugotowało to później mama nadawała […] i w Wielki Poniedziałek, żeby to nic się nie wyrzuciło. Sól się święciło, pieprz...
Bo to ja już byłam panienką i wtedy mój ojciec pojechał do rodziny załatwiać tam jakieś rodzinne sprawy i zapomniał, że jak przyjechał do domu jak było przełamanie postu. No i był mróz i tak pi pi pip takie piszczenie po oknie, a ja krzyczę: „O Jezus Maria okna mi malują” A ojciec po prostu był, trochę miał kłopot więc nie myślał o tym że jest przełamanie postu tylko wybiegł za nimi i gonił ich. Oni uciekali bardzo szybko, bardzo,...
W Wielki Poniedziałek to było szaleństwo, bo mama nie puszczała żeby się lać z chłopakami, a studnie było dwie na wsi, to bardzo głęboko było do studni więc tam nim się to wydobyło, wodę, tośmy chodzili pod taki staw. Z wiadrami, z kubkami, nabierało się wody i była granica robiona. Do tej granicy mogły dojść dziewczyny, dalej im nie wolno było. I do tej granicy z drugiej strony chłopacy mogli dojść, też im tutej na nasz teren nie wolno było....
Olej z rzepaku się biło. Placki robili i taka była, kupowało się taką kawę. Wiem że mama na przykład cukrowe buraki skądś tam, bo u nas nie było cukrowych buraków więc skądś tam ktoś jej dostarczał taki susz buraczany i to, i to się robiło yyy te buraki się rzucało na wodę tak że to było od razu słodkie.
Szopka była, bo były dwie deseczki takie przyczepione jedna do drugiej z takimi kołeczkami i tam Pan Jezus leżał w żłóbku, ale to, to taki na odpuście się kupowało takie małe figureczki w kształcie no, one Boże przypominały Pana Jezuska.
Sól święconą i święcone zioła to to na przykład jak... Jak na przykład byli tacy kłótliwi ludzie, i wiem, że jak na przykład taka pani kiedyś szła do nas mama zobaczyła i szybciutko po, posypała święco, tak po rzuciła troszeczkę święconego ziela z wianuszków albo soli święconej. […] No żeby, żeby tak jakoś Pan Bóg obronił, żeby nie było kłótni jakoś tak cicho, dobrze było.
Zawsze na śniadanie wielkanocne przychodziła rodzina, było wspólne śniadanie po rezurekcji. Wszyscy szli do kościoła, przyszli z kościoła rodzice tam szybko, ojciec chodził obrządzać i było śniadanie. Łamaliśmy się wtedy święconym jajeczkiem, święconym chlebem, bułeczkami tam co co tam się święciło ze kiełbaską, i i sobie składaliśmy życzenia. […] Też się wielkanocne pieśni śpiewało ale śmy łama, tym tym częstowaliśmy się tym jak mówię chlebkiem święconym, wszystko co święcone, i jajeczkiem. Do barszczu białego dawało się jajko, kiełbasę, suchy biały...
Jak był mróz w Wigilię, to ojciec słuchał gdzie stukną węgły, bo to były drewniane domy takie z węgłami na zakładke, to tak było te bale robione. To ojciec słuchał gdzie tam pukneło, to z tej strony miały być pierwsze grzmoty w lecie.
Robiło się świętojańskie noce, ja nawet mam taki przepis od mojej mamy na lubczyk świętojański […] i jak któryś chłopak się podobał i zaczął się kręcić koło dziewczyny w taką noc [wtedy się go używało]. […] to się paliło te ogniska, odczyniało czary, odpędzało czarownice, zioła się paliło, żeby oczyścić powietrze od zarazy. [...] Bawili się przy ognisku, przeskakiwali przez ognisko […] jak się pali te ogniska w noc świętojańską, rzuca się tam różne zioła i bylice, i rumianki, no...
Tatuś biegł, ponieważ mieliśmy swój las, więc mama już go wygoniła po tą choinkę rano, choinkę już obsadził w takie krzyżaki drewniane i i i tak czekało jak już była wieczerza ugotowana, wszystko było przygotowane, wtedy biegiem [ubierać choinkę] , to się nazywały cacka na choinkę. Tak, takie zabaweczki różne, to ja pamiętam jak to się nazywało cacka. I robione ręcznie różne koszyczki na orzechy, wycinane były z kartki takiej papieru czy z jakiejś bibuły. Były anioły, gwiazdy, wszystko to...
Mówi się na świętej Katarzyny pod poduszkę dziewczyny. […] Znaczy że chłopak wypisywał sobie dziewczyny imiona na karteczkach, różne imiona, wkładał sobie pod poduszkę jak szedł spać i rano wstając wyciągał karteczke. Jakie imię sobie wyciągnął to taka będzie dziewczyna.
Kiedyś to się na przykład z wosku pszczelego robiło te gromnice, to tam się brało jakoś tekturkę czy coś ja nie pamiętam i tam się wlewało ten wosk, a knotek do tej gromnicy to był robiony z lnu. Na druciku ojciec okręcał te tym włókienkiem takim wyczesanym okręcał, taki knot robił i w środek takiej rureczki wkładał zrobionej z jakiego, z jakiejś tekturki czy może jakieś inne. […] Gromnica chroni od pożaru, od piorunów od burz. To jak tylko idzie...
Były sznurówki i miały takie blaszki na końcu żeby przewlec przez dziureczkę w bucie. To z tego, z tej szno, z tej blaszki ojciec robił takie pisaki. Na drewienku na takim tryczku robił taki taki rowek, przepychał ten, tą blaszkę w kształcie takiego maleńkiego lejeczka bo była maleńka dziureczka na spodzie tej, tej blaszki tak wywinął. […] Zrobił takie jak lejeczek tak zwinął w taką trąbeczkę i tu się zrobiła maleńka u dołu dziureczka. Nadział to na kołeczek i wosk...
Najfajniej to było jak się darło pierze. Jak już taka panna była podrastająca i to właśnie po Bożym Narodzeniu, bo to się już robiło, jak się nie robiło w polu, to się robiło pie, mówiło się piórnię robimy. Chodź przyjdźcie tam wszyscy, bo u nas piórnia. No i był bigos, tam może nie taki jak na święta bo przecież ludziom nie było dobrze, była bieda. Ale już taki lepszy ten bigos troszeczkę lepszy był zrobiony, jakieś tam kartofle do tego...
Do kuchni przynosiło się słomę. W kuchni była słoma, bo była taka maleńka kuchenka, to tam była słoma i tam dzieci się bawiły. Na Wigilię, to była rarytas. […] Ale przychodzili sąsiedzi na Wigilię i sąsiedzi do nas przycho, rodzina, sąsiedzi tam jak mieszkaliśmy jeszcze jak mała byłam i jak już tutaj przyjechaliśmy na Kolonie Antoniów to moja ciocia przychodziła ze swoją rodziną, druga ciocia ze swoją rodziną i jeszcze sąsiedzi nasi –Jabłońscy, przychodzili ze swoimi dziećmi. I, no i...