Moja pierwsza szkoła to był zakupiony przed wojną dworek, przeniesiony do Janowa i tam była szkoła powszechna. Drewniany, już nie istnieje. Ja tam pierwszy rok byłem. Później tę szkołę całą przeniesiono do budynku, gdzie dzisiaj jest internat. Jak się stoi twarzą do kościoła, to po lewej stronie jest ten budynek jednopiętrowy. Tam była szkoła powszechna numer jeden i numer dwa, były dwie szkoły. Dlaczego taki podział, nie wiem. To były ważne dla mnie miejsca. Następnym ważnym miejscem to był budynek,...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Janów Podlaski"
Początkowo to oni byli w tej stodole za wsią. Myśmy nosili jedzenie – to przywiąże się do kija jakiegoś, kij czy miotła zawsze była w stodole, do kija czy do grabiów, i podawało się. Stodoła miała takie poprzybijane deski, a to młodzi to i tak spuści się trochę i dostanie to jedzenie. Albo jak zaniesie się wieczorem to spuści się na dół i tu zje to jedzenie. Nosiła jeść przeważnie mama, bo ja to już musiałam pracować w polu, trzeba...
Englender był później taki hardy. Wyjechał do Izraela. A Perla była bardzo przyjemna. Jak wyjechali, to jeszcze do nas pisała. Bracia nigdy nie pisali. Ona pisała w imieniu braci. Bo oni nie umią po polsku dobrze pisać i nie chcą, żeby ktoś później kpił z nich, że nie napisane ładnie po polsku.
Jeden sąsiad słyszał jak oni rozmawiali, słyszał jak oni... może modlili się... płakali. To mnie on później powiedział, już po wojnie, po wszystkim, powiedział, że on ich nie widział tylko słyszał. Słyszał, że byli u nas, ale taki dobry udał się, że nie wydał nas. A po drugiej stronie nie było zabudowań tylko puste, to już nie było strachu żadnego, tylko od tego jednego, co nasz dom oparty był tak dachem o jego. Obora tak, a stodoła nie, stodoła tak...
W domu nie można było ich trzymać. Myśmy trzymali ich w oborze. Obora była drewniana. Tam taki dół wykopaliśmy. Czasem ona przychodziła do braci porozmawiać... to żeby cztery osoby mogły chociaż położyć się, to musiało być duże jak czwarta część tego pokoju. Obora była stara, bo to nie było takich nowych, tylko stare, małe, nie bardzo wysokie, nie mieli fundamentów, tylko kamienie takie duże na podmurówce. To tak pomiędzy tymi kamieniami wydłubali trochę dziurki, że tam do nich było powietrze...
Mieliśmy strach, straszno było. Ale tym małym dzieciom nic nie mówiliśmy, młodsze dzieci nawet ich nie widziały. Człowiek młody to jakiś taki odważny, nie przeżywałam, że jak Niemiec idzie jaką rewizję robić, żeby się zestresować. Nie. Dali zabić świnię, ale trzeba było zgłosić do odpowiedniej władzy. Trzeba było jakąś część oddawać mięsa, zboża, kartofli, mleka. Była rewizja, przyszedł Niemiec, zresztą było kilka rewizji w tym czasie. U nas był ręczny młyn. W każdym domu były takie żarna, co mełło się...
Wujek, mamy brat, Mikołaj Iwaniuk, to on był starszy od mojej mamy. Ale on taki znany był, koło Janowa mieszkał, w Romanowie. To tam Żydzi znali się z nim, taki dobry człowiek. Jak to już nachodził ten kryzys, że tak prześladowali, to on ich dużo przetrzymywał. Nawet w gazecie było napisane, że około czterdziestu przeszło przez jego... podwórze. Bo ten Romanów to tak więcej pod lasem, nie było tam trasy takiej, że on mógł łatwiej przechować. W Romanowie ich było...
Było dwóch braci, siostra i sąsiad ich. Z Janowa byli, nie z Konstantynowa, Janów był dalej od nas. Także czworo ich było licząc. Ta siostra, nazywała się Perla Rodzynek [nazwisko panieńskie Goldszeft- red.], na stałe nie mieszkała u nas. Przyjdzie, tydzień pobędzie... A mój brat ją tam prowadzał, bo tamtych chciała odwiedzić. Ona po nocy nie zajdzie, bo nie znajdzie, nie zna terenu, a to w dzień nie można, było tylko w nocy, tak ją przemycał – tu odwiedzi, to...
Chodziłam do szkoły w Jakówkach, pierwsza, druga, trzecia, czwarta klasa, a do piątej chodziłam w Konstantynowie, trzy kilometry od Jakówek tak na wschód. Tam siedem klas skończyłam i tyle było mojego wykształcenia. Później byłam w domu. Nas było ośmioro, ja byłam najstarsza, dwa lata młodszy brat, później siostry, ośmioro. I w czterdziestym pierwszym roku zmarł mój tato, nas ośmioro zostało, dzieci małe, koło czterech lat – takie to dzieci zostały jeszcze. Tego domu już nie ma. Bo trzy, może cztery...
wśród Narodów Świata, II wojna światowa, pomoc, Żydzi, Holokaust Zagrożenie My to mieli taki problem, że do nas przychodził ojca szwagier, wścibski, dopierdliwy. „ A co wy tak dużo gotujecie, was tak mało jest? ” „ Bo my dużo jemy, wujku ” „ Taki duży garnek, i fasolę? ” Przeważnie fasolę gotowali. Jak sześć Żydów siedzi, to trzeba duży garnek. A on codzienne przychodzi i siedzi do obiadu, i my nie możemy jeść, i im nie można zanieść. Nareszcie my...
U mnie tak się wszystko w głowie jakoś zapisało. Na szczęście czy nieszczęście, nie wiem, ale mnie to czasami te sceny, których jestem świadkiem, przykre sceny stoją w głowie, śni się czasami jeszcze w nocy. To jest przykre, budzę się. Tak to jest.
Takie opowiadania miały miejsce, ale ludzie z tego się śmieli, że to jest nieprawda. Opowiadali, że dziecko kładli do beczki, gwoździe były, no i taczali. To nonsens. Naturalnie nikt w to nie wierzył. Może ci z tych narodowych radykalnych tak, ale nie my. Straszono dzieci, ale nas nie wystraszono, bo żeśmy się kolegowali z nimi.
To było tak, że tych ludzi Niemcy złapali, wybrali i samochodem przywieźli na miejsce koło kierkuta. Tam z samochodu ich zgoniono, jeszcze bito i ustawiono w rzędzie na skraju wykopanego rowu. I kolejno podchodzili dwaj Niemcy i strzelali. Ja tam się znalazłem, można powiedzieć, przypadkowo. Ojciec mój dostał zawiadomienie od Soroki, że tam straż pożarna ma ich zagrzebać. Więc ojciec chyba pięciu strażaków zwerbował, ale nie był dopuszczony oddział tej straży do miejsca egzekucji, tylko widzieliśmy to z daleka, powiedzmy...
Domy wszystkie były opróżnione naturalnie, wydezynfekowane, bo Niemcy wiedzieli, że tam tyfus może być, czy może był. Później te domy zostały zasiedlone przez ludzi ze wsi, częściowo z Janowa. Do dzisiaj mieszkają tam, jeszcze jest kilkanaście domów właśnie pożydowskich. W latach siedemdziesiątych tutaj przyjechali trzej panowie, nie wiem kto, z USA i oglądali, robili fotografie tych domów. A mieszkańcy obruszali się, co to znaczy, czy my mamy się wyprowadzać. No więc nie, tu chodzi o jakąś dokumentację chyba, nie wiem....
Samo wkroczenie bolszewików miało miejsce w lipcu 1944 roku. A przedtem stał front na rzece Bug, dwa tygodnie strzelano tak nawzajem. Niemcy stąd praktycznie wyszli, a przyszli Węgrzy, Madziarzy i przez te dwa tygodnie tak sobie tam strzelali, nie bardzo aktywnie. W pewnym momencie w czasie tego strzelania na Wygodzie pojawiła się tak zwana rozwiedka radziecka. Trzech ludzi, przepłynęli Bug na jakimś wehikule i ostrzegli miejscowych na Wygodzie, którzy zostali, że tutaj niedługo przyjdziemy. Madziarzy jeszcze stali jakiś czas, nawet...
Była cegielnia w Klonownicy Małej, we wsi, bardzo dobra. Były dwie wytwórnie kafli i potężna cegielnia w Chotyłowie. To jest mniej więcej na połowie drogi między Białą Podlaską a Terespolem, w Chotyłowie. Tam była przed wojną i po wojnie jeszcze potężna cegielnia, miliony cegieł. Dzisiaj zostały wyrobiska po glinie, pięć jezior dużych. Jeszcze pamiętam komin, w Klonownicy był, ale cegielni już nie było, właściciel zmarł bezdzietnie i to wszystko ktoś rozebrał i tak to się skończyło. Natomiast kaflarnia inżyniera Lenckiego,...
Miał na imię Chaim, on się uratował, nie wiem w jaki sposób, ale przyjechał do Janowa po wojnie, objął młyn, który posiadał przed wojną i został zamordowany z całą rodziną, tutaj, domyślam się przez kogo, ale nie mogę na pewno powiedzieć. Ale tak wszyscy w Janowie ukierunkowali tego mordercę, może on sam nie wykonał tego, ale on miał dużo pieniędzy i mógł wynająć kogoś do tego. To było chyba w 1946 roku, chyba na wiosnę, o ile pamiętam. Ludzie tutaj...
Warunki pogorszyły się bardzo mocno, dlatego chociażby z powodu ścisku, jaki miał miejsce. Oni w jednym pomieszczeniu, powiedzmy o powierzchni dwudziestu metrów musieli mieszkać w dziesięć osób. To można było sobie wyobrazić. Tutaj był taki doktor Krajewski, który był wzywany przez Niemców do getta, kiedy stwierdzono czy podejrzewano, że tyfus zaczął zbierać żniwo. Niemcy panicznie bali się tyfusu. I ten doktor Krajewski później dziadkowi opowiadał, że w tym getcie był niesamowity ścisk. I tylko jedna czy dwie studnie były, to...
Byli wywożeni do prac przymusowych do Białej. Tam była regulacja rzeki Krzny, tam ich używano do czasu likwidacji [getta] i przywożono tutaj z powrotem. Tutaj na miejscu - prace przy konserwacji drogi, odśnieżanie drogi, to była droga z kamienia bitego. Więc oni też byli wykorzystywani i odwożeni z powrotem do getta, ale naturalnie pracowali pod lufą niemieckich wermachtowców. Bo tutaj SS nie było. Ci czarni, którzy likwidowali getto, byli przywiezieni, to byli SS-owcy. Natomiast cały czas Wehrmacht tutaj nadzorował, że...
Byłem w domu u Abrama przy Brzeskiej. To był dom skromnie posadzony, ale czysto wszędzie, ładnie. Co jego rodzice robili, dzisiaj nie przypomnę, ale było wszystko w porządku, ładnie, przyjemnie, ubrani nieźle byli. Jak tam bywałem, to nas częstowano słodyczami. Przypuszczam, że to było jakieś wręcz rytualne pożywienie, słodycze, taka masa żółta. To było ciasto takie, takie gęste, bardzo smaczne. Mówili na to „mamałyga”.