Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Praca męża w przetwórstwie mleczarskim w Opolu Lubelskim - Adela Wójcik - fragment relacji świadka historii z 18 października 2022

Mąż pracował w Warszawie, w Ministerstwie Przemysłu Spożywczego i Skupu. Tylko ja nie chciałam mieszkać w Warszawie, bo pojechałam do tej Warszawy, miał jeden pokój z używalnością kuchni, każdy nabrudził, a ja nie miałam co robić, jeszcze nie pracowałam, a to mieszkanie [na LSM-ie] już mój tatuś wpłacił dwadzieścia tysięcy zaliczki na mieszkanie i oczekiwaliśmy, kiedy dostaniemy. No, ale to miało trwać dwa lata, więc ja mówię: „Musisz, kochanie, albo do Lublina, gdzieś idź do swojego dyrektora i powiedz, jaka sytuacja, że żona nie chce w Warszawie, bo mieszkanie jest kupione w Lublinie” i poszedł do swojego szefa w ministerstwie, a szef mówi: „Stefan, z nieba mi spadłeś, bo wyobraź sobie, że w Opolu Lubelskim otwierają nową cukrownię, jest przetwórstwo mleczarskie, potrzebny jest mi taki fachowiec jak ty do uruchomienia mleka zagęszczonego i krówek w tej oto mleczarni”. I dostał cztery pokoiki, bo to była nowa mleczarnia obok cukrowni Lublin, półtora kilometra od tego centralnego miasteczka Opole Lubelskie, może kilometr. Przegrodzili nam to biuro na cztery pokoiki, z jednego zrobiliśmy kuchnię, łazieneczkę, no jeden pokój to była sypialnia nasza.

No i musiałam się zwolnić [z TPPR] i no jak to zwolnienie przeżywał i ten szef mój, a ja z kolei byłam taka zwariowana dziewczyna, która wszystko widziała, chciała zrobić i tak dalej.

Nawet projektowałam papierek na krówkę, był zielony i krówka taka krasa, biało- czarna, i w szpileczce, nie kopyto, tylko w szpileczce. I jak ktoś przyszedł do sklepu po krówki, to prosił krówkę w szpileczce, bo krówka dobra jak się przełamie, to musi taka łezka wypłynąć, a mąż był fachowcem od tych spraw, więc te krówki były przepyszne, do tej pory jak są, to tylko takie brać.