Wieniawa była tą dzielnicą żydowską, czysto żydowską w zasadzie także przestała istnieć później całkowicie zburzona. Pamiętam to, bo czasami w czasie jakiejś dłuższej przerwy tam się wybiegało do jakiegoś sklepiku. Kupowało się coś tzw. szczypy, których teraz dzieci już nie znają. To coś takiego słodkiego z cukrem, takie skręcone, tak więc głownie po szyczypy się biegało właśnie. W zasadzie nikt nie był specjalnie głodny, więc te szczypy się jadło i poza tym były na miarę kieszeni ucznia podstawówki, bo to...
Fragmenty Relacji
Ulicę Chopina, Lipową pamiętam. To była ulica, na przykład naprzeciwko cmentarza, to pamiętam. Ta ulica miała takie... po prawej stronie, tu gdzie był zakład pogrzebowy, to pamiętam, bo tu najbardziej właśnie w tej części chodziłam, to było takie wzniesienie i rosły wysokie dwa drzewa. Trzeba było pod taką góreczkę podchodzić i pamiętam, ta ulica była brukowana, taka w kamienie. Kamienie były. Pamiętam, że bardzo często tutaj koło cmentarza właśnie, po prawej stronie, gdzie były te wzniesienia, to chodziłam sobie na...
Urodziłam się w Lublinie w 1929 roku. Do 1934 roku mieszkałam w koszarach w obrębie 8 pułku piechoty legionów, gdzie mój ojciec był oficerem. Lublin się zaczął rozbudowywać w latach 30, ale w zasadzie jeżeli oficer pracował w pułku to mieszkał w pułku żeby był na miejscu swojej pracy Następnie 4 lata mieszkałam w Lubartowie, tam mieszkaliśmy w cywilnym normalnym mieszkaniu i w 1938 roku powtórnie w Lublinie przy ulicy Czwartaków w takim bliźniaku już teraz są segmenty wtedy się...
Co przeważnie co u nas się gotowało? Gotowało się dużo rzeczy takich raczej dobrych, które się lubiło. Moi rodzice przywieźli ze swojego domu strudel lwowski, strudel wigilijny lwowski, który ja do dzisiejszego dnia robię. To pamiętam, doskonały ten strudel lwowski, moje córki też bardzo lubią, to ciasto, które było robione z bardzo takiego prostego ciasta. Jak się wyciągało, to było tak dosłownie cieniutkie jak maca żydowska, ja zawsze mówiłam. To było coś bardzo cienkiego i to było z jabłuszkami, z...
Urodziłam się na Chopina pod 37. Tam był mój dom na drugim piętrze. Moi rodzice byli zamożnymi ludźmi. Do nas przychodziło dosyć duże grono... znajomych. Jedynie pamiętam, przychodził do nas pan doktór Kowalski, który leczył całą naszą rodzinę. To był wielki przyjaciel mojego ojca i pani Irena (jego żona) była przyjaciółką mojej mamy. Miał on prywatny gabinet, mieszkał na Zamojskiej, a który numer to nie pamiętam. I pamiętam, że owszem, przychodził jeszcze pan doktór... doktór Lipchald bodajże, stary taki, profesor,...
W niedzielę to żeśmy zawsze już byli wszyscy sami, ktoś przychodził na obiad, czy ktoś z sąsiadów czasem wpadał, to też był zapraszany. Ale to było bardzo, bardzo elegancko podawane, co nie mniej mnie zostało do chwili obecnej. Też tak zawsze, właśnie w ten sposób staram się prowadzić dom. Wszystkie święta były bardzo tradycyjnie obchodzone, były zachowane dni postu, to bardzo mama przestrzegała. Na Boże Ciało to też zawsze prowadzała mnie za rączkę. Ja pamiętam, byłam ubrana, to pamiętam i...
Nazywam się Jacek Ossowski, urodziłem się w Lublinie 2 lipca 1929 roku. W zasadzie urodziłem się na ulicy Jezuickiej 19, w domu gdzie mieszkała moja rodzina, ale dom ten to był domem mojego dziadka. Mój dziadek był właścicielem garbarni na Kalinowszczyźnie ale posiadał właśnie tutaj dom, posiadał wiele placów na Białkowskiej górze. Dziadek mój się nazywał Antoni Filipowski. Ja do dzisiejszego dnia mam pieczęcie. Moja rodzina jest w ogóle bardzo ciekawa. To jest rodzina stara, rodzina z tradycjami, rodzina, która...
Ja nie pamiętam dokładnie w którym to roku było, ale w każdym razie to było gdzieś 42 albo 43. Wówczas były takie bardzo silne zimy do 30 stopnie, bardzo śnieżne. I kiedyś będąc na ogrodzie, to jest w zasadzie wychodzi ten ogród na ul. Podwale i tam patrzę się że jadą chłopskie sanie i na tych saniach widziałem ludzi siedzących w różnych pozycjach i pozycje te były takie dziwne dla mnie. Zacząłem się przyglądać bliżej – tych sań było ja...
Ulice Starego miasta gdzie ja się urodziłem to, jak sobie przypominam do dzisiejszego dnia były oświetlone lampami gazowymi. Zawsze się interesowałem tym jak taki pan z takim kijem chodził i zapalał te lampy, potem on musiał je rano gasić, potem zapalał. To było tak, ze na początku to on chodził na piechotę, z tym, że to był urzędnik gazowni, miał czapkę specjalną taką jakąś, ja sobie zapamiętałem, że to jest okrągła czapka i miał kij i na końcu tego kija...
W zasadzie to był dom mojego dziadka i w tym domu, tam są cztery mieszkania i tak się w sam raz złożyło, że mój dziadek miał czworo dzieci. Miał trzy córki i jednego syna i każde z nich otrzymało jedno mieszkanie. To znaczy mój wujek mieszkał na drugim piętrze, miał całe drugie piętro, moja ciocia jedna miała cała oficynę, myśmy mieszkali na pierwszym piętrze, a moja ciotka druga mieszkała na parterze. Dawniej ludzie bardzo się umieli bawić. Ja zresztą zawsze...
Bardzo lubiłem chodzić właśnie na ulicę Grodzką, na Rynek Starego Miasta, bardzo mi smakowały bajgle, które nie wiem kto to piekł, ale w każdym razie to były w koszykach sprzedawane, przeważnie Żydówki sprzedawały te bajgle, to one były w olbrzymich ilościach – pełny koszyk i to było wspaniałe – do dzisiejszego dnia czuję ten smak, ale w każdym razie nigdzie nie mogę znaleźć takie smaku jaki one miały – te bajgle. Były bardzo dobre również „ plecionki ” takie sprzedawane,...
Poza Starym Miastem interesowało mnie to, ze ja mogłem pójść z mamą na przykład na targ na ulicę Świetoduską, tam był targ olbrzymi gdzie przyjeżdżali rolnicy, gdzie najbardziej to zastanawiałem się nad tym jak właśnie w czasie zimy przeważnie to Żydzi, Żydówki przygotowywały śledzie i olbrzymia była ilość gatunków tych śledzi, te uliki, uliki królewskie i w ogóle różne inne. Pamiętam, chociaż nigdy nie lubiłem śledzi, ale rodzice moi to lubili i kupowała mama tam. To było ciekawe. Zresztą tam...
Bo ta ulica Szeroka to takim łukiem szła... ona rzeczywiście była trochę szeroka, ale ja tu przychodziłem, dlaczego proszę pani, z psami na spacer z moim ojcem, bo to były łąki Krauzego, gdzie ten młyn zresztą, to była jego własność, to całe gdzie teraz są ogródki działkowe, to była jedna łąka. Ja bardzo często widziałem, że ci Żydzi, oni nie mieli możliwości kąpania się w basenie, bo był jeden basen w Lublinie tylko, a oni się nie kąpali w basenie,...
Była „ Jutrznia ” . „ Jutrznia ” była pod auspicją Bundu – partii robotniczej żydowskiej. „ Hakoach ” był pod władzą organizacji syjonistycznych, czyli narodowa drużyna. „ Hakoach ” – siła. „ Jutrznia ” ona się nazywała po żydowsku „ Morgenstern ” . Ale lepiej żebyś to znał jako „ Jutrznia ” . Jutrznia to jest ta pierwsza gwiazda poranna. I była jeszcze jedna drużyna, która powstała w latach 30 – tych – „ Wieniawa ” . To była...
W 1939 roku wybuchła wojna, poszliśmy ze znajomymi chłopakami do komendy wojskowej, żeby nas zmobilizować. Miałem 20 lat. Powiedzieli: Czekajcie panowie, nie jesteście jeszcze potrzebni. Jak będzie potrzeba, to was wezwiemy. Niemcy weszli. Z Niemcami byłem trzy tygodnie. A Armia Radziecka stała 3 km od Lublina od strony Piask, i była mowa, że granica będzie na Wiśle. Okazało się, że granica będzie nad Bugiem. Prosiłem rodziców, żebyśmy uciekali, ale nie chcieli się ruszyć z tego majątku swojego, nędznego. Ja z...
Kiedy miałem trzy lata, rodzice oddali mnie do chederu. W chederze uczyłem się do trzynastego roku życia. Cheder mieścił się przy wielkiej synagodze, na Jatecznej. Nauka to jest uczenie się Tory. A gdzie się uczą Tory? W chederze, albo w Jeszibot, ale to jest już wyższy stan. Cheder i Talmud Tora to jest to samo. Cheder mógł być u rebego w domu lub w Talmud Tora. Tam też była szkoła powszechna w języku żydowskim. Język polski był, ale nie chcieli...
Wejście do wielkiej synagogi było od strony Szerokiej. Z przodu było miejsce na Szej Mot - miejsce gdzie chowano każdą zniszczoną stronę modlitewnika, czy Starego Zakonu. Grzebano je z zachowaniem pogrzebowego rytuału, normalny przebieg, jak pogrzebanie. Z modlitwami. Przed synagogą był też taki stół wyłożony piaskiem, gdzie zagrzebywano napletki z obrzezania. Moje też tam było. Jak się urodził mój braciszek Herszele, to jak mu obrzezali, to mi dali i mówili: teraz zanieś do bożnicy. Tam się to też grzebało. O...
Z policjantem, tym, który nas obchodził - pan Stefan - ojciec był na wojnie. To był drugi kolega znający język żydowski perfekt. A na Świętoduskiej, naprzeciwko Magistratu, róg Zielonej, tam była restauracja. Nie pamiętam, jak się nazywała. Właściciel z takimi wąsami, chodził w ubiorze lubelskim, takie brązowe porty, takie półbuty, niezupełnie wysokie, tak jak półkozak, z nim też ojciec był – nie wiem czy w rosyjskim wojsku czy na wojnie z bolszewikami. I nieraz, jak miałem osiem, dziewięć la,t poszliśmy...
Urodziłem się w 1919 roku jako Milsztajn Mosze, potem - Marian. Ojciec był szewcem, matka pracowała z babką w jatce. Do trzeciego roku życia znałem tylko moją dzielnicę - Błotniki. Tego co było za Ruską nie znałem. To było moje królestwo, te parę domków. Rodzina - poniżej średniej. Nie bogata, ale i nie biedna. Matka pracowała z babką, ale córka nie weźmie pieniędzy za to co pomaga matce. Mama była bardziej niewierząca. Święto, święto, koszerne, koszerne. Mleko z mięsem mama...
Hafciarze produkowali te wszystkie wyroby, jak by to powiedzieć – hafciarskie, na przykład w bieliźnie. Do bielizny doszywano te dodatki, jakby haftowane. Były haftowane różne znaki na bieliźnie, co było szczególnie u wielkiego państwa. Bielizna była haftowana herbem swoim. Były też przyszywane do różnych bielizn, do nakryć na stół takie końcówki, te wszystkie z nitek robione. To było hafciarstwo. Zawód ten w Polsce szczególnie był rozwinięty w Kaliszu. Tam była słynna fabryka hafciarska. I z odkryciem tych najnowszych maszyn, ten...