Aleksander Grinfelf przez 50 lat z nikim nie rozmawiał na temat swoich wojennych losów. W latach 90. zaczął wyjeżdżać wraz z izraelską młodzieżą do Polski i dzielić się z innymi swoją historią.
Historia mówiona. Adaptacje
Kiedy przed II wojną światową Bronisława Friedman wraz z matką odwiedzała na nowym cmentarzu żydowskim w Lublinie grób swojego wujka, matka zawsze na pamiątkę wizyty urywała trochę trawy i kładł obok jego grobu. Kiedy w 1949 roku Bronisława Friedman wyjechała z Polski do Izraela nie mogła pogodzić się z myślą, że jej matka, która spoczęła na tym samym cmentarzu, nie miała na grobie pomnika.
O określonych godzinach bramy na przeciwległych stronach ulicy Gardzienickiej otwierały się. To była jedyna szansa, aby zdobyć nieco wody, bo w getcie w Piaskach była jedna studnia.
Wieś Stawki – prawie pół tysiąca mieszkańców – była gęsto zaludniona. Wszyscy się znali, każdy był czyimś kuzynem, wujem, szwagrem. Dom Hondrów leżał przy głównej drodze – jedno wejście i dwa mieszkania.
W roku 1957, siedem lat po opuszczeniu Polski, Dianie Bach udało się odzyskać ostatnią rodzinną pamiątkę. Należący do jej babki świecznik chanukowy po złożeniu był krzywy i brakowało mu kilku części.
Po II wojnie światowej Helena Grynszpan nie chciała wyjeżdżać z Polski. W 1956 roku jej najlepsza koleżanka zapewniła ją, że w razie potrzeby zorganizuje dla niej kryjówkę.
Kiedy po wojnie Icchak Ruchlejmer znalazł się w domu dziecka zapytano go ile ma lat. Odpowiedział, że urodził się w 1932 roku, ale wiedział, że może być jeden rok starszy, albo młodszy.
Musisz zawsze się śmiać, znaleźć coś, z czego możesz się śmiać. Nieważne, jak straszne są warunki, w jakich żyjemy. Jak nie masz z czego się śmiać, to śmiej się sama z siebie, ale musisz mieć humor.
Od tamtej pory te słowa zostaną z Nechamą na zawsze.
Na skrzyżowaniu, zmienionych przez wojnę, ulic. Wiejskiej i Kalinowszczyzny w Lublinie trzy uczennice znajdują porzuconą przez kogoś małą dziewczynkę.
Symcha Feldzamen potrafił z małego bławatnego interesu zrobić ogólnopolską firmę z kontaktami międzynarodowymi, którą zarządzał razem ze wspólnikiem i sąsiadem, Jakubem Mełamedem. Szyld “Manufaktura Lubelska” wisiał na narożnej kamienicy u zbiegu Świętoduskiej i Lubartowskiej.
Gienia Kopf z Turobina miała niewątpliwie szczęście. Na pewno miała je tego dnia, gdy uciekła z zatłoczonej synagogi w Izbicy, tuż przed deportacją do Bełżca. I gdy dotarła do Turobina dzień po ostatniej akcji, w ramach której Niemcy przeczesywali okoliczne gospodarstwa szukając ukrywających się Żydów. Oraz wtedy, gdy niepostrzeżenie schowała się na stryszku obory sąsiada, Antka Teklaka.