Rapsod we wtórnym mieście
Anna Chęćka-Gotkowicz
Rapsod we wtórnym mieście. Przeciwko estetyce immanencji
„W przedklasycznej Grecji” – pisze George Steiner w Erracie – „filozof mógł być zarazem rapsodem. Śpiewał swoje myśli. Po dziś dzień argumentacja filozoficzna – u Platona, u Nietzschego, czasem u Wittgensteina – może być naznaczona muzykalnością i rytmicznością. Że architektura jest skamieniałą muzyką, że poezja stara się osiągnąć stan muzyki, który jest perfekcyjną tautologią formy i treści – w muzyce treść jest formą, a forma treścią – oto skrótowe potwierdzenia głęboko odczuwanych, lecz rozumowo nieugruntowanych prawd”. Muzykalny filozof (i filozofujący muzyk) może jednak argumentować, że misja rapsoda sięgała głębiej: poza sensualną warstwę brzmień i rytmów, poza tę melodyjność i harmonijność myśli, która zespala się z pulsowaniem krwi i rytmem oddechu. Filozof był rapsodem – podpowiada autor Rzeczywistych obecności – bo usiłował wyśpiewać nienazywalne. Filozofem do dziś bywa ten muzyk, który umie się wsłuchać w „śpiew z otchłani”, w rozpacz Syren. Filozofem jest muzyk, który pragnie być echem tej rozpaczy.
W moim wystąpieniu dokonam krytycznej rekonstrukcji Steinerowskiej koncepcji doświadczenia estetycznego i spróbuję wykorzystać w tym celu szczególny przykład: muzyka-wykonawcy, który przeciwstawia się „epistemologii przypadkowej doczesności”. Takich przykładów współczesnych rapsodów dostarczył nam niedawno zakończony XVII Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Wielu jego uczestników inwestowało na „giełdzie przypadkowej doczesności”. Byli jednak i tacy, którzy przywrócili spotkaniu z muzyką źródłowy sens zjawiska „poiesis”.