Chcemy w tej gazecie wskrzesić i pokazać „ducha wolności”, jaki panował w Lublinie przez ostatnich 100 lat. To dzięki niemu wielu młodych ludzi tu mieszkających „miało parę” i „ciśnienie” do angażowania się w ważne sprawy, ale też realizowania swoich marzeń i zmieniania świata.

 

Chcemy w tej gazecie wskrzesić i pokazać „ducha wolności”, jaki panował w Lublinie przez ostatnich 100 lat. To dzięki niemu wielu młodych ludzi tu mieszkających „miało parę” i „ciśnienie” do angażowania się w ważne sprawy, ale też realizowania swoich marzeń i zmieniania świata.

 

Teatr NN

Historia Mówiona [11]

 

 

Wprowadzone zostały dwujęzyczne świadectwa. Na przykład moje świadectwo z czterdziestego pierwszego roku: po jednej stronie przedmioty są w języku niemieckim, a po drugiej stronie w języku polskim. No, jak widzimy nie ma ani historii, ani geografii. (…) Moja nauczycielka, Paulina Dumańska, od pierwszego stycznia czterdziestego pierwszego roku została zwolniona. Niemcy zwalniali szczególnie kobiety, ponieważ według nich miały więcej serca, żeby dotrzeć do dzieci i przekazywać im patriotyczne uczucia. Jednak pracowała dalej, tajnie pracowała. Nie pobierała za to żadnego wynagrodzenia. Utrzymywała się ze składek w postaci produktów żywnościowych. Skromnie, ale się utrzymywała. Żeby zabezpieczyć się od okupanta, od Niemców, którzy kwaterowali o pięć kilometrów od Ludmiłówki, w gminie Dzierzkowice – rodzice wystawiali czujki i w razie, jeżeli zbliżaliby się Niemcy, to mieliśmy nakazane, żeby zeszyty pod bluzę gdzieś schować i pojedynczo rozchodzić się do domów, czy do sąsiadów.
Zdzisław Latos, ur. 1933

 

Te komplety odbywały się u mnie w domu na Staszica 14. O określonej godzinie przychodzili nauczyciele i wykładali nam przedmioty takie, których w zawodowej chemicznej szkole nie było: znaczy historię Polski, język polski, geografię, łacinę. Pamiętam kierownika tego kursu, to był profesor Santocki. Wiedziałem chyba od rodziców, że był kierownikiem czy organizatorem naszego tajnego nauczania. Natomiast innych nazwisk, niestety, nie pamiętam. Ze względu [na bezpieczeństwo] myśmy ich nie znali.
To się odbywało, o ile pamiętam, dwa razy w tygodniu. Prawdę mówiąc myśmy chyba sobie nie zdawali w pełni sprawy z niebezpieczeństwa, jakie grozi [nam], rodzicom i nauczycielom. Myśmy przychodzili na określoną godzinę i była umowa, że w razie czego to my sobie pijemy jakąś oranżadę i gramy w jakieś dziecinne czy młodzieżowe gry.
Andrzej Badyoczek, ur. 1930

 

Zapadła decyzja, że będę chodził na tajne nauczanie. Przerabialiśmy piątą, szóstą i siódmą klasę. Przychodziliśmy ustalonymi grupkami: cztery osoby, pięć osób do poszczególnych nauczycieli albo do domów prywatnych. Nauczyciele to ustalali. Zawsze chcieli, żeby były dwa wyjścia, żeby młodzież mogła uciec, gdyby Niemcy zainteresowali się. Uczyłem się wszystkich przedmiotów z okresu międzywojennego. Mówiąc szczerze, to było samouctwo. Bo myśmy przecież nie chodzili na zajęcia codziennie. Raz w tygodniu się chodziło do jednego nauczyciela, do innego specjalisty innym razem. Nauka polegała na tym, że nauczyciel [objaśniał] trudniejsze partie materiału. A potem z podręcznika metodą paznokciową, jak to się mówi – „Macie od tej do tej strony nauczyć się”. I w ten sposób uczyłem się. Po wyzwoleniu, jak przyszedł lipiec, to nauczyciele nam dali karteczki, że zaliczyłem taki przedmiot, z takiego przedmiotu, w takim zakresie. Z oceną taką i taką. Myśmy to złożyli w inspektoracie szkolnym, komisja potem to przejrzała. I wydała nam już po wojnie świadectwa. I na tej podstawie mogłem uczyć się dalej.
Jan Longin Okoń, ur. 1927

 

Skończyłam szkołę podstawową, nie było mowy o szkole średniej, ale było tajne nauczanie zorganizowane przez nauczycieli naszej szkoły podstawowej. Muszę przyznać, że to była bardzo dobra kadra. Tajne nauczanie odbywało się w domach i to nie tak było, że w jednym domu, raz w jednym, raz w drugim, raz, bo okazuje się, tak jak wszędzie są parszywe owce, tak i tu mógł ktoś o tym donieść, a to było przecież niedozwolone. Szło się na pięć, sześć godzin. Były wszystkie przedmioty po kolei, bo tam nie było nauczycieli od każdego przedmiotu. Czasem polonista był matematykiem.
Irena Zamościńska, ur. 1929

 

Zbieraliśmy się tak po pięć, sześć osób i mieliśmy normalne lekcje. To się odbywało między innymi na Niecałej, w mieszkaniu stryja Kałużyńskiego, który był prawnikiem i adwokatem. No i ponieważ on zachorował czy coś takiego, więc przez kilka tych lekcji zastępował go Zygmunt Kałużyński. [Zapamiętałam go] jako przystojnego bruneta, bardzo sympatycznie te lekcje prowadził.
Janina Wójtowicz, ur. 1924

 

W czasie okupacji chodziłam na komplety tajnego nauczania. Takie trzy miejsca pamiętam gdzieśmy się chodziły uczyć. Na Zamojskiej, na Lubartowskiej, potem na Weteranów i chyba na Okopowej. Mówiono nam, gdzie mamy iść. Kilka osób przychodziło. Książek żeśmy nie miały oczywiście. Wszystko się tam na miejscu miało, nie można było książek żadnych nosić. Wchodzili nauczyciele i nas uczyli. Myśmy się potem po kryjomu rozchodzili, żeby nas nikt nie widział. I każda lekcja była u kogo innego. Pamiętam, że ja chodziłam na naukę tajnego nauczania z historii i z polskiego. [Nauczycielką], która nas uczyła, była repatriantka, gdzieś spod Gdyni czy Gdańska. Pamiętam, że mieszkała przy ulicy Targowej. I jak było bombardowanie w Lublinie, 11 maja, to ona zginęła ze swoim dzieckiem. Nawet nie pamiętam, jak ona się nazywała.
Olga Szymona, ur. 1925

 

Miałem w Chełmie grupę [uczniów]. I była taka sytuacja. Tego dnia, w którym ja miałem zajęcia z młodzieżą w domu prywatnym, przyszedł policjant. Nasz polski policjant, służący u Niemców, Tarapata, który był [jednocześnie] członkiem ruchu oporu. I tenże pan Tarapata przyszedł do mnie i powiada cichcem, że on coś słyszał, że tutaj coś się dzieje w tej okolicy, że tu gestapo może przyjść. Ten policjant prysnął, a ja natychmiast zwolniłem tę piątkę czy szóstkę młodzieży i uciekłem, że tak powiem. I faktycznie za pół godziny otoczyli ten dom Niemcy, gestapo. No, ale nas już tam nie było. I w ten sposób uniknąłem aresztowania.
Piotr Pruss, ur. 1911

 

Zima w Lublinie była bardzo ciężka, było do minus 40 stopni. Ja wtedy zaczęłam chodzić do szkoły, ale po dwóch tygodniach Niemcy zamknęli tę szkołę. I wtedy nauczycielka mojej klasy powiedziała, że ona będzie prowadzić tajne komplety. I ja chodziłam na tajne komplety, które były w prywatnych domach i tak przerobiłam drugą klasę.
Joanna Rulikowska, ur. 1931

 

Chyba w połowie listopada Niemcy zamknęli nam szkołę. I potem właśnie profesorowie zaczęli organizować tak zwane komplety tajnego nauczania. Nauka na tych kompletach odbywała się w kilku domach. Uczyliśmy się tych najważniejszych przedmiotów: polski, historia, łacina, matematyka, takie główniejsze przedmioty. Te komplety trwały bodaj jakieś trzy, cztery miesiące, dokładnie nie pamiętam. W czasie, kiedy odbywała się nauka, ktoś musiał stać i pilnować na straży, żeby Niemcy nie wykryli, bo to było tajne. Kiedy Niemcy zaczęli aresztowania i zaaresztowano chyba pana Boguszewicza, czyli profesora od matematyki, troszkę pod strachem rozwiązały się te komplety.
Maria Struzik, ur. 1922

 

Wyb. Wioletta Wejman

Słowa kluczowe