Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Zygmunt Łupina

Spis treści

[RozwińZwiń]

Rok 1981Bezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Zawód wykonywany: nauczyciel - II LO im.Jana Zamoyskiego w Lublinie;
Funkcje pełnione w "Solidarności":
- Przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ "S" w II LO im.J. Zamoyskiego,
- Przewodniczący Regionalnej Sekcji Nauczycieli "S"
- Członek MKZ Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ „Solidarność",
- Wiceprzewodniczący Wszechnicy Związkowej,
- Delegat na I zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku-Oliwie,
- Członek Tymczasowego Zarządu Regionu w konspiracji.
Internowany: 13 grudnia 1981. - 31 lipiec 1982.
Miejsce Internowania: Włodawa, Rzeszów-Załęże, Kielce-Piaski.

Kilka dni przed 13 grudnia 1981 roku mój sąsiad przyszedł do mnie i rozmawiał ze mną. „Będzie chyba wojna?”, zlekceważyłem to, choć kilka osób spodziewało się jakiejś akcji ze strony władz, ja w to nie wierzyłem, a nawet gdybym uwierzył, to nie zmieniłoby toku mojej działalności.
Gdzieś przed godziną pierwszą w nocy 13.12.81. do drzwi mojego mieszkania ktoś zapukał. Nie chciałem otworzyć, ponieważ przez wizjer zobaczyłem ludzi w cywilnych ubraniach. Tłumaczyli, że milicja, ja domagałem się, żeby pokazał się mundurowy. Nie było tam takiego, drzwi dalej nie otwierałem. Ale gdy zaczęli walić w drzwi łomem - otworzyłem. Funkcjonariusze zachowywali się poprawnie, pozwolili mi spokojnie się ubrać, wylegitymowali się. Było ich trzech, szefem był kpt. Jeleń. Pożegnałem się z rodziną, rewizji nie było. Nie pamiętam co zabrałem ze sobą. Chyba tylko szczoteczkę do zębów. Sytuacją tą byłem zaskoczony. Powiedziano mi, że jestem zatrzymany za działalność opozycyjną przeciwko państwu socjalistycznemu. Bliższych wyjaśnień nie udzielono. Kapitan Jeleń stwierdził, że: "Panu to najbardziej zaszkodziło to, co powiedział pan na wiecu, na Placu Litewskim 11 listopada" /miałem tam przemówienie przeciwko władzy komunistycznej/, "Ja byłem pana opiekunem z ramienia SB i zarejestrowałem to, co pan powiedział". Gdy syn zapytał się, kogo zawiadomić, odpowiedziałem: "Biegnij do Zarządu Regionu, tam są nocne dyżury". Razem z nim poszedł sąsiad, ale, jak się później dowiedziałem, nikogo tam nie zastali, gdyż budynek Zarządu był już spacyfikowany /wtedy sądziłem, że tylko ja jestem zatrzymany/. Na ulicę Północną przewieziono mnie Wołgą. Przed gmachem Komendy zobaczyłem kolegę, działacza „Solidarności” z Lubartowa /wyjechał później do Australii/, był skuty kajdankami. Zapytałem się: "Co, biłeś się, że cię skuli?". Odpowiedział: "Mam gorliwego funkcjonariusza". Przy wejściu na korytarz zobaczyłem wielu kolegów, w tym Sławka Janickiego /był w skarpetkach/. Na korytarzu czekałem 1,5-2 godzin, zanim zostałem wezwany do pokoju. Tam cywilny funkcjonariusz oznajmił mi, że został wprowadzony stan wojenny. Zapytałem: "Przez kogo?". "Przez Sejm" - odpowiedział. "Wczoraj słuchałem wiadomości i nic mi nie wiadomo, żeby Sejm coś ogłaszał" - uśmiechnąłem się ironicznie, co funkcjonariusza zdenerwowało i rzekł: "Panie Łupina, skończyły się żarty, jest pan internowany". Po czym wyprowadzono mnie i około 4 nad ranem zostałem "załadowany" do "suki" /więźniarka - Star/. Wprowadzono  mnie do pierwszego samochodu, siedziała tam już pani Jadwiga Potapczuk, którą po kilkunastu minutach wywołano, ponieważ siedziała tam przez pomyłkę - kobiety zostały zaprowadzone do innych samochodów. Gdy ruszyliśmy, przez szpary w oknach staraliśmy się zorientować dokąd nas wiozą. Wśród kolegów wywnioskowaliśmy, że możemy jechać nawet do Związku Radzieckiego. Gdy byliśmy na drodze w kierunku Włodawy, zapytaliśmy Wiesława Kamińskiego, który pochodził z tamtych okolic, co tam jest, jeżeli chodzi o komunikację z ZSRR. Powiedział, iż mostu nie ma, ale ze względu na duży mróz przeprawić nas mogą przez lód. Nastrój był wśród nas nerwowy, ale również żartobliwy /opowiadaliśmy sobie dowcipy/. Wraz ze mną jechali także między innymi: Jerzy Bartmiński i Stanisław - kierowca z MPK, członek Konfederacji Polski Niepodległej. W trakcie przejazdu dowiedzieliśmy się, że wiozą nas do Włodawy. Funkcjonariusze, którzy nas eskortowali /dwóch uzbrojonych, z tyłu, za siatką/ w demonstracyjny sposób wyciągnęli kwit i tak go czytali, że kolega siedzący najbliżej nich także zdołał odczytać: punkt docelowy Włodawa. Wtedy Wiesław Kamiński stwierdził, że jest tam duże więzienie. Około 6 rano znaleźliśmy się we Włodawie. Kiedy wysiadaliśmy z samochodu usłyszeliśmy przemówienie Jaruzelskiego. Szliśmy przez szpaler "klawiszy" wrogo na nas patrzących - byli oni przygotowani na przyjazd zbirów chcących mordować ich rodziny. Gdy nas prowadzili korytarzami usłyszeliśmy nagle okrzyk: "Niech żyje Solidarność!". Tak powitali nas kryminalni więźniowie, którzy sprzątali rano więzienie.
 
Z archiwum Zakładu Metodologii Historii UMCS